Po 20 minutach byłam w domu. Cała roztrzęsiona zdjęłam płaszcz i już chciałam wbiec po schodach na górę, gdy zawołała mnie mama.
-Rose, chodź na chwilkę.
Opanowałam się trochę by nie dać po sobie poznać, że coś się stało. Powli poszłam do kuchni gdzie siedziała mama wraz z tatą. Posłałam im lekki uśmiech i oparłam się o szafkę.
-O co chodzi?
-Na 18 mamy zaproszenie do państwa Cand na kolację. Przygotuj się.
-Muszę iść?
-Tak. Jesteśmy zaproszeni wszyscy.
-Ohh no dobra. -marudziłam.
-I jak z pracą? Dostałaś ją? -zapytał tata.
-Nie. Dostała ją Emily.
-Emily? Emily Farel? -mama była zdziwiona.
-Tak. Znów tu mieszka. Tym razem z mamą.
-Ahh biedna dziewczyna. Jeździ od mamy do taty i tak w kółko.
-Ta właśnie. Mogę już iść?
Rodzice nic nie odpowiedzieli tylko posłali mi uśmiechy. Ruszyłam w stronę schodów by po chwili znaleźdź się w pokoju.
Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Czemu to spotyka właśnie mnie? Czemu moje życie się jebie? Myślałam, że coś się zmieni. Myślałam, że znajomość z Harrym będzie się pogłębiała, ale teraz napewno w ogóle zarwie ze mną kontakt. Kto niby chciałby się przyjaźnić z osobą, która się tnie. Która ma zjaraną psychikę...
Nie miałam kompletnie siły. Mój umysł był wyładowany do 0%. Otworzyłam zaszklone oczy i usiadłam prosto na łóżku. Wciągnęłam głęboko powietrze, wstałam i poszłam do łazienki. Chwilę patrzyłam w lusterko. Widziałam ten ból w moich oczach. Wszytskie emocje były wypisane na mojej twarzy. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej żyletkę. Położyłam sobie ją na ręce i patrzyłam na nią. Z jednej strony chciałam sobie ulżyć. Chciałam zagłębić ostrze w skórze. Z drugiej nie chciałam tego. Nie chciałam robić sobie kolejnych blizn.
Zacinęłam mocno oczy i dłoń. Czułam jak ostrze wbija mi się w skórę. Wtedy rozluźniłam uścisk, a żyletka zsunęła się prosto do kosza na śmieci.
-Nigdy więcej... Chcę zacząć normalne życie...
Wytarłam krew, opatrzyłam ranę i wróciłam do pokoju. Zegarek wybijał 16;27. Otworzyłam szafę i wpatrywałam się w ciuchy. Miałam ich tyle, że nie wiedziałam co ubrać. Ostatecznie wyciągnęłam to co leżało z brzegu i zaczęłam się przebierać. Poprawiłam makijaż, rozczesałąm włosy i lekko się uśmiechnęłam do swojego odbicia. Niestety nie poprawiło to o wiele mojego humoru.
Gdy byłam gotowa położyłam się na łóżku. Wyciągnęłam mp4, włozyłam słuchawi do uszu i zaczęłam słuchać moją ulubioną piosenkę. Cały czas byłam wpatrzona w sufit. W głowie znów miałam ten dzień. Te okropne chwile. Nie rozumiałam tego jak można być tak podłym. Jak można napaść na dziewczynę i tak po prostu ją zgwałcić. Niestety to stało się też z mojej głupoty. Mogłam wtedy zostać u Alex. Ale oczywiście ja jestem mądrzejsza....
Nagle coś migło mi w kącie oka. Spojrzałam się w stronę drzwi. To było niemożliwe. Czyli jednak ktoś z góry troszczy się o mnie. Usiadłam i patrzyłam w jego piękne zielone oczy.
-Harry... co ty tu robisz?
-Stoję -uśmiechnął się lekko.
-Ale jak wszedłeś?
-Hmmm ta kobieta w salonie to chyba raczej twoja mam, tak?
-No tak. Po co przyszedłeś? -spuściłam wzrok.
-Zapomniałaś torbę -chłopak położył ją na szafkę.
-Dzięki.
-A poza tym chciałem z tobą porozmawiać.
Harry podszedł i usiadł obok. Spojrzałam na niego, ale nie wytrzymałam długo i znów zafascynowałam się podłogą.
-Wiesz raczej nie mamy o czym. -Odpowiedzialam cicho.
-Właśnie, że mamy.... powiedz mi... czemu to robisz?
Nic nie odpowiedziałam tylko patrzyłam w dół. Nawet się nie skapnęłam, że zostawiłam u nich torbę. Byłam tak roztrzęsiona... chciałam jak najszybciej być w domu.
-Rose. Proszę... daj sobie pomóc. -Harry chwycił moje dłonie w swoje.
One były takie ciepłe. Delikatne. Poczułam coś dziwnego. Tak jakby coś we mnie kazało mi to powiedzieć. Wygadać się przed nim...
-Mam swoje problemy...
-Powiedz mi jakie. Może Ci pomogę.
-To są nie ważne rzeczy...
-Jednak chyba ważne jeżeli przez to się tniesz.
-Już nie... już się nie tne. -spojrzałam mu w oczy.
-Na pewno? Rose naprawdę możesz mi powiedzieć ... chcę Ci pomóc.
-Jest już okey -uśmiechnęłam się do niego.
-Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz. Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz..
To było dziwne. Czemu on się tak o mnie troszczy? Czemu mu na mnie zależy? Nie wiedziałam o co chodzi. Wciagnęłam głęboko powietrze...
-Obiecuję -uśmiechnęłam się.
Harry odwzajemnił go i objął mnie ramieniem. Czułam się przy nim dobrze, więc nie zaprzeczałam. Oparłam głowę na jego ramieniu i przytuliłam się lekko.
-Ale jesteś ciepły.
-To dzięki tobie -uśmiechnął się.
-Jak dzięki mnie? -odsunęłam się kawałek.
-Przy tobie czuję się o wiele lepiej. Jestem szczęśliwy.
-Jesteś zwariowanym chłopakiem.
-Może tylko trochę. Zwariowałem dla dziewczyny.
Oboje zaczeliśmy się śmiać. Harry złapał za rękaw od mojej bluzki i podciagnął go do góry. Spojrzałam mu w oczy. Nawet nie zaprzeczyłam. Po chwili było widać dokładnie wszystkie blizny. Chłopak przejechał po nich delikatnie palcem, a potem podniósł moją rękę i złożył na nich pocałunek.
-Nie pozwolę Ci już nigdy tego zrobić.
-Nie mam zamiaru.
Znów się do niego przytuliłam. Wciągnęłam głęboko to płuc jego zapach. Pachniał tak słodko ...
-Masz nieziemskie perfumy.
-Dziękuje.
-O kurde... -zamarudziłam.
-Co jest?
-Nie chcę Cię wyganiać, ale jadę z rodzicami na kolację do ich znajomych i raczej muszę się już zbierać.
-Aaa szkoda. Chciałbym posiedzieć tu z tobą jeszcze -uśmiechnął się.
-Ja też, no ale niestety muszę jechać.
-Spotkamy się jutro?
-Z wielką chęcią.
-No to w Forever na 14;00 okey?
-Napewno będę. A tak w ogóle co powiedziałeś mojej mamie, że wpuściła Cię do mnie do pokoju?
-Hmmm, że jestem twoim przyjacielem. Że zostawiłaś u mnie torbę. Że się pokłóciliśmy i chcę Cię przeprosić.
-Łooo ... napewno nie oparła się twojemu urokowi. -zaśmiałam się.
-Jaki tam urok. Jestem normalnym chłopakiem.
Po chwili oboje wstaliśmy i wyszliśmy z pokoju. Po salonie krzatali się rodzice. Jak ich zobaczyliśmy oboje zaczęliśmy się śmiać. Tata chodził w tą i spowrotem, a mama za nim z krawatami. Gdy nas zauważyli opanowali się. Mama posłała mi uśmiech.
-Wybaczyłaś mu? -zapytał tata.
Spojrzałam na Harrego, a ten tylko szeroko się uśmiechnął.
-Tak. Nie mogę się na niego długo gniewać.
-To dobrze. Jesteś gotowa? Niedługo bedziemy jechać.
-Yhm.
Poszła z Harrym w kierunku drzwi. Chłopak stanął naprzeciwko mnie i uśmiechnął się lekko.
-Co?
-Mówiłem Ci, że ślicznie wygladasz?
-Nie -zaśmiałam się.
-No to teraz mówię. Jesteś śliczna.
-Idź już lepiej bo buraka złapie!
-No idę, idę. Do jutra. -Styles pocałował mnie lekko w policzek i przytulił.
-Do jutra.
Zamknęłam za nim drzwi i uśmiechnięta poszłam do salonu. Rodzice wreszcie się dogadali i mama pomagała wiązać tacie krawat.
-Miły ten twój Harry. -zaczęła mama.
-On nie jest mój. -speszyłam się.
-Twój przyjaciel.
-No można tak powiedzieć -uśmiechnęłam się.
-O co się pokłóciliście? Bardzo mu zależało na tym żeby Cię przeprosić.
-Takie bzdety... Za ile jedziemy?
-Tak za 20 minut.
Już nic nie powiedziałam tylko poszłam na górę. Usiadłam na łóżku i patrzyłam przez okno. Śnieg znów lekko pruszył. Latarnie oświetlały drogi i trawniki przed domami.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy przypomniałam sobie słowa Harrego. Troszczył się o mnie. To było bradzo miłe. A najważniejsze, że mnie nie olał. Nie odpuścił. Nie powiedział, że jestem wariatką tylko przyszedł i chciał się dowiedzieć czemu to robię...
~~~~
Z dołu rozbrzmiał głos mojej mamy. Schowałam telefon do kieszeni i udałam się do salonu. Ubrałam płaszcz i byłam gotowa. Razem z tatą wsiedliśmy do samochodu, a mama oczywiście dokłądnie sprawdzała, czy wszystkie okna są pozamykane i w ogóle, czy wszystko gra. Po chwili wsiadła do pojazdu i tata ruszył.
Szczerze to nawet nie wiedziałam do kogo jedziemy. Nazwisko tak jakby kojażyłam. Cand.... to chyba kolega z pracy taty.
No, ale szczerze... co ja mam tam robić? Oni napewno będą rozmawiali o pracy, a ja? Będę siedziała jak taka sierota przy stole.
Po jakiś 15 minutach byliśmy na miejscu. Duży dom. Piękny ogród przed nim.... Wysiadłam na zawnątrz. Zimno otuliło mi twarz. Dołączyłam do rodziców. Tata nacisnął na dzwonek, a po chwili drzwi się otworzyły. W progu stała piękna kobieta. Mała może z 38 lat. Granatową sukienkę do kolan i włosy spięte w koka.
-Witajcie. Proszę wejdzcie do środka. -uśmiechnęła się.
Tak jak powiedział tak zrobiliśmy. Stnęłam w przedpokoju i dokładnie obejrzałam wszytskie ściany. Miło urządzony. W kremowym kolorze. Po chwili poczułam czyjeś ręce na moich ramionach i szept koło ucha.
-Pomogę Ci ...
Hejjjjj ;) Proszę bardzo oto 7 rozdział ;) mi ogólrni się trochę podoba ;)
Dziękuję za komentarze ;) Ale jednak jestem trochę zawiedziona ;/ W statystykach pokazuje, że rozdział był wyświetlany ponad 40 razy, a komentarzy jest 5....
Może teraz zrobimy tak.... jeżeli nie będzie powyżej 5 komów to nie ma kolejnego rozdziału ;)
Chcę wiedzieć, czy wam się to podoba i czy ktoś to czyta...
Ok to teraz pytanie... Jak myślicie co będzie dalej??? Kto mógł to powiedzieć do Rose? Macie jakieś pomysły? Chętnie się dowiem jaki :)
Czytasz = komentarz :*