poniedziałek, 26 maja 2014

Przepraszam!

Bardzo was przepraszam, ale zawieszam bloga ;c
Powód... Jestem w 3 gim i staram się o świadectwo z paskiem ;) Musze poprawić kilka ocen, więc muszę się uczyć :c
Przepraszam jeszcze raz, ale chyba rozumiecie :*
Oceny wystawiają 18 czerwca, więc wrócę tak 20 :) Mam nadzieję, że zostaniecie wciąż ze mną i nie stracę takich kochanych czytelników :*

+ postanowiłam, że skończę to opowiadanie troszeczkę szybciej. Myślę, że bedzie jeszcze 10-15 rozdziałów ;)

Do następnego <3

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 40#

Kolejne kilka dni minęło błyskawicznie. Harry przychodził, dzwonił, a ja nie reagowałam. Teraz już go nie ma. Wyjechał trzy dni temu. Zostawił po sobie tylko wspomnienia. Ale chyba tego chciałam. Chciałam by miał normalne życie.
Oczywiście odczuwam to i to bardzo, ale "tak będzie lepiej". Powtarzam sobie te słowa co najmniej dziesięć razy dziennie. Może kiedyś zadziałają...

-Rose, pospiesz się! Spóźnię się do pracy!
-No już! Spokojnie.

Uśmiechnęłam się do Alex, wkładając listę zakupów do kieszeni. Takie było teraz moje życie. Dom, sklep i tak w kółko. Nigdzie nie wychodziłam. Sama nie wiem czemu. Chłopacy wyjechali... Teraz nie mam za bardzo do kogo.
Chwyciłam z szafki telefon i podeszłam do przyjaciółki. Ta jedynie pokręciła głową, wychodząc na zewnątrz. Zamknęłam drzwi i ruszyłyśmy w stronę centrum.

-Alex?
-Tak?
-Czy Harry... Pojechał z własnej woli?
-Nie. Chciał zostać, ale chłopacy go przekonali.
-Mówił coś?
-Że Cię kocha. Jeżeli tylko wróci to będzie się starał od nowa. Dzwoni?
-Taa. Kilka razy dziennie.
-A ty oczywiście nie odbierasz.
-A co mam robić?
-Rose... Przecież widzę, że tęsknisz. Czemu nie możecie się pogodzić?
-Znasz powód. Nigdy nie powinniśmy się spotkać. Przez to wszystko się zepsuło.
-Przesadzasz. Kochacie się.
-Już nie. Taka jest moja decyzja i jej nie zmienię.

Dziewczyna była już cicho. Wiedziała, że nic nie zmieni tej decyzji. To moje życie i ja ustalam zasady...
Pożegnałam się z przyjaciółką, gdy nasze drogi musiały się rozejść. Ona poszła do pracy, a ja w stronę sklepu. Kolejne zakupy, kolejny powrót do domu i siedzenie tam przez cały dzień...

Odetchnęłam z ulgą, wychodząc z budynku. Nienawidzę zatłoczonych miejsc. Doprowadzają mnie do szału. Na szczęście było już po wszystkim. Z wypchaną torbą wracałam do domu, ale oczywiście coś musiało stanąć mi na drodze. Nie coś, a raczej ktoś. Albo od razu dwa ktosie. Mój przyjaciel... Teraz nawet nie wiem, czy mogę go tak nazywać. Uśmiechnięty od uch do ucha. A obok dziewczyna. Z tego co widzę, jego dziewczyna. Roześmiani. Trzymający się za ręce. Nigdy nie widziałam takiego Mikea. A może po prostu nie zwracałam na to uwagi. Alex mówiła, że zachowuje się tak, gdy jest przy mnie. Promienieje. Czyli teraz już wiem co to za uczucie w moim sercu... Zazdrość.
Spuściłam wzrok, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Nie chciałam z nim rozmawiać. Niestety najkrótsza droga do mojego domu to ta, którą on tez musiał wybrać. Po prostu zarąbiście.
Przyspieszyłam w ogóle nie patrząc w ich stronę. Nie mogłam. Byli szczęśliwi, a to mnie dobijało. Oczywiście jakby to było, gdyby moje cholerne szczęście nie dało o sobie znać...

-Rose.

Niechętnie podniosłam głowę, łapiąc kontakt wzrokowy z chłopakiem. Radość, którą miał w oczach powoli gasła. Czyli, że to ja jestem tą złą. Przeze mnie będzie tracił humor.

-Spieszę się do domu -ruszyłam.
-Chcę pogadać.
-Nie mamy o czym.
-Mamy. I to bardzo.

Nie zwracałam uwagi na jego słowa. Po prostu szłam przed siebie. Tak jakby go tam nie było. Dopiero, gdy złapał mnie za rękę, przypomniało mi się jaki jest uparty. Dąży do celu. Tak jak ja...

-Ej! Chcę pogadać. -stanął na przeciwko.
-Tak jak już mówiłam, nie mamy o czym.
-Rose, co się dzieje? Nie rozmawialiśmy już co najmniej tydzień. Nie mogę się do ciebie dodzwonić.
-Nie mów, że się stęskniłeś.
-Tamta kłótnia u mnie w domu...
-Udajmy, że jej nie było. Nic nigdy nie było. Masz teraz swoje życie, więc się nim ciesz. Nie chcę go niszczyć.
-Co ty gadasz? -przysunął się bliżej.
-Twoja dziewczyna czeka na ciebie. Nie chcę żebyś miał pierwszą kłótnie przeze mnie.
-To wszystko była moja wina. Ja zacząłem i przepraszam.
-To nigdy nie była twoja wina. Ja jestem centrum tego wszystkiego. Ja wszystko zaczynam i teraz wszystko kończę. Nie chcę żeby było jeszcze gorzej.
-Czyli, że co?
-Śliczna jest. Pasujecie do siebie. Widziałam jaki byłeś szczęśliwy. Mam nadzieję, że się wam ułoży.

Odwróciłam się, próbując zatrzymać łzy, ale na marne. Pojedyncze krople powoli spłynęły po moich policzkach. Nawet nie wiedziałam, że to tak bardzo boli. Stracenie przyjaciela. Jakby ktoś wbijał ci tępy nóż w klatkę piersiową.

-Rose! Co ty? Co chcesz zrobić? Zostawić mnie? -złapał moją rękę.
-Nie rozumiesz, że tak będzie lepiej? Masz ją. Ciesz się tym.
-Chcę mieć ciebie.
-Jako przyjaciółkę? Cały czas nią będę, ale... Teraz na pierwszym miejscu jest ona. Jest lepsza, ponieważ potrafiła docenić to co miała i co ma teraz. Ma ciebie, a taka osoba zdarza się raz na milion. Idź dalej. Ja się zatrzymałam i tak chyba będzie lepiej dla wszystkich.
-Rose... -pokręcił głową.
-Miło było. Szkoda, że nie zauważyłam tego wcześniej.

W tamtej chwili zauważyłam błysk w jego oczach. Łzy... Pierwszy raz widziałam jak prawie płakał. W dodatku z mojego powodu. Nie chciałam dalej prowadzić tej rozmowy bo byłoby jeszcze gorzej. Odwróciłam się, szybko ruszając w stronę domu. Tym razem nie chciał mnie zatrzymać. To też zabolało. Ta świadomość, że dał sobie spokój. Ale tego chciałam. To wszystko moja decyzja...
Gdy wiedziałam, że stracił mnie z pola widzenia, zwolniłam. Rękawem wytarłam mokre policzki, zdając sobie sprawę, że to bluza Harryego. Dał mi ją na samym początku znajomości. Teraz jest kolejną rzeczą, która będzie mi o nim przypominała...
Pomimo padającego rano deszczu, pogoda była dosyć ładna. Ptaki śpiewały, a to było najlepszą rzeczą, którą kochałam, gdy przechodziłam przez park. Gdy się wsłuchałeś... Tak jakby prowadziły między sobą rozmowy. Każdy miał inny głos. Takie wciągające. Dziś był kolejny dzień, w którym przyłapałam się na tym. Stałam wsłuchana w śpiew ptaków. Uspokajały mnie. Do czasu, aż ktoś zechciał to przerwać.

-Uśmiech!

Odwróciłam się w bok, widząc jedynie błysk flashu. Musiałam kilka razy zamrugać by zobaczyć uśmiechniętego Lukea. Przystojny jak zawszę. Z aparatem w ręku. Tylko, czy charakter pozostał taki jak kilka dni temu.

-Błagam nie rób mi zdjęć. Wyglądam masakrycznie.
-Nie jest aż tak źle.
-Dzięki -zaśmiałam się.
-Spacerek z zakupami?
-Taa. A ty? Kolejna sesyjka?
-Konkurs. Trzeba coś robić w życiu.
-Dokładnie. Tylko proszę usuń to zdjęcie.
-Ty mnie prosisz? -uniósł brew.
-Stary Luke wrócił? Mam się przygotować na wyzwiska?
-Nie wierzysz we mnie.
-Nie wierzę w to, że ludzie mogą się tak szybko zmienić.
-A może po prostu boisz się mi zaufać. Nie dziwię się.
-Może trochę. Ale sam przyznaj... Mam powody.
-Masz. Ale naprawdę się zmieniam. Gdyby to nie była prawda, myślisz, że stałbym tu i rozmawiał z tobą zamiast zaliczać w pokoju kolejną dziewczynę?
-No tak... Może po prosu, straciłeś swój seksapil.
-Nie sądzę. Nadal jestem przystojny.

Chłopak przejechał dłonią po swoich włosach, wywołując u mnie cichy śmiech. Odwzajemnił go, chowając aparat do pokrowca. Po chwili stał tuż obok. Wysoki o głowę. Z lekkim zarostem. Oj nie stracił seksapilu.

-Z tego co sądzę idziesz do domu.
-Dokładnie.
-Mogę Cię odprowadzić? I tak już skończyłem.
-Yhm, ok. Jeżeli poniesiesz mi torbę.
-Nie ma sprawy.

Uśmiechnęłam się szeroko, oddając mu zakupy. Czyli, że on na serio się zmienia? I zaczyna to wszystko ode mnie? Chyba naprawdę zaszłam mu za skórę...
Praktycznie cała droga trwała nam w milczeniu. Chciałam je przerwać, ale miałam tylko jeden pomysł. W ogóle nie wiem jak trafił mi do głowy. Może to był pomysł na pierwszy krok w moim nowym życiu. Jak nie zaryzykuję to się nie przekonam.

-Pamiętasz jak ostatnim razem zapytałeś się, czy nie wyskoczylibyśmy gdzieś razem?
-Pamiętam. -uśmiechnął się lekko.
-Wypaliłoby to jeszcze?
-Chciałabyś pójść ze mną do kina?
-Nudzi mi się samej w domu, więc tak.
-Fajnie. Możesz teraz?
-Jasne. Tylko na co?
-Zobaczymy na miejscu.
-Ok.

Po chwili byliśmy na miejscu. Było trochę niekomfortowo. Mieliśmy iść do kina, ale najpierw musiałam się przebrać, a nie wypadało, żeby Luke został na zewnątrz. Przygryzłam lekko wargę, otwierając drzwi.

-Wchodź.
-Nie boisz się, że Cię zgwałcę, albo coś?

Dopiero po wypowiedzeniu, zdał sobie sprawę co tak naprawdę powiedział. Widziałam to w jego oczach. Podszedł bliżej, niepewnie kładąc dłoń na moim ramieniu. Spuściłam głowę, przypominając sobie tamten dzień. Nie chciałam go pamiętać, ale jednak...

-Przepraszam. Ja...
-Nic się nie stało. Połóż zakupy w kuchni. Przebiorę się i możemy iść.
-Wszystko gra?
-Tak. Nic mi nie jest. Zaraz wracam.

Zostawiłam go samego, szybko udając się do pokoju. W tamtym momencie kompletnie straciłam siły. Usiadłam na łóżku wpatrując się w ścianę. Te wszystkie zdarzenia naprawdę namieszały w moim życiu. Odwróciły je do ogóry nogami. Ale przecież... wszystko można zacząć od nowa. Ja zaczynam właśnie od teraz.


Podeszłam do szafy, wyciągając bluzę. Szybko ją przebrałam i spojrzałam w lustro. Nie byłam sobą. Jednak... Odpowiadało mi to. Może w końcu wezmę się w garść i pokarzę światu jaka jestem naprawdę.
Po jakiś dziesięciu minutach byłam z powrotem w salonie. Luke siedział na blacie kuchennym, jedząc jabłko. Uśmiechnęłam się i szybko chwyciłam jego aparat.

-Co jest?
-Nie ruszaj się. Trzymaj jabłko tak jak teraz.
-Okey...

Chłopak był trochę zdziwiony, ale mnie posłuchał. Zrobiłam trzy zdjęcia, dając mu znak, że może jeść dalej. Ten jedynie pokręcił głową i zszedł z szafki. Podeszłam do niego pokazując mu zdjęcia. Był tak blisko, że aż zrobiło mi się gorąco.

-I jak?
-Nieźle. Mógłbym wykorzystać je do konkursu?
-Jasne.
-Dzięki i przy okazji fajna bluza.
-Dzięki.
-Mogę zostawić tutaj aparat? Później go zabiorę.
-Tak. Jasne.
-Idziemy?
-Prowadź.

Zaśmieliśmy się, następnie wychodząc. Całe szczęście, że kino jest z jakieś dwadzieścia minut piechotą od mojego domu. Droga zeszła nad dosyć szybko. Staliśmy wpatrzeni w rozkład puszczanych dzisiaj filmów. Nie było tam nic ciekawego. Pełno kreskówek dla dzieci, a jeżeli dla dorosłych to same romantyki.
Spojrzałam na Lukea, unosząc brew. Ten uśmiechnął się lekko, kręcąc z rezygnacją głową.

-Nic ciekawego.
-Zauważyłam. Wiec?
-Może pójdziemy do mnie i obejrzymy coś na komputerze? Jeżeli chcesz, oczywiście.
-Możemy pójść.

Nawet się nie zastanawiałam. Chciałam spędzić z nim popołudnie, więc to jedyne wyjście. Raczej nic nie wykombinuje. Zachowuje się jak normalny chłopak. Jakbyśmy znali się od dawna. Czuję, że jeżeli Alex się dowie to mnie zabije...

Nareszcie byliśmy pod domem Lukea. Wysoki budynek z co najmniej dwudziestoma mieszkaniami. No tak. Zapomniałam, że mieszka sam. Chłopak uśmiechnął się, otwierając drzwi od klatki. Weszłam jako pierwsza, następnie udając się za nim. Jego mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze. Dobrze urządzone. A co najbardziej mnie zaskoczyło to porządek. Naprawdę miał czysto.

-Jesteś głodna? -zapytał wyciągając z lodówki dwie puszki coli.
-Może trochę.
-Zamówię pizze. Co ty na to?
-Idealnie.

Zaśmiałam się, siadając na czarnej kanapie. Chłopak usiadł obok z ulotką w ręce. Przysunęłam się kawałek bliżej, by móc przeczytać. Moje głowa znajdowała się centralnie nad jego ramieniem. Chciałam zobaczyć jak zareaguje i oparłam o nie brodę. Ten jedynie lekko się uśmiechnął, proponując mi jakiś rodzaj pizzy. Nie zastanawiałam się tylko od razu zgodziłam. Po pięciu minutach jedzenie było już zamówione. Jak to ciekawska ja, rozglądałam się po całym mieszkaniu. Moją uwagę przykuła pewna rzecz w kącie. Uśmiechnęłam się biorąc ją do ręki i podchodząc do Lukea.

-Zagraj coś.
-Po co?
-Bo lubię słuchać jak ktoś gra. Proszę no.
-Nie potrafię.
-Jakoś Alex mówiła coś innego.
-Dla niej to co innego. Wygłupiałem się.
-A przy mnie nie możesz? Kolegujemy się przecież.
-Kolegujemy?
-A... No, tak? Chyba, że  uważasz inaczej. Myślałam, że to wszystko...
-Nie, nie. Po prosu... Jeszcze niedawno mnie nienawidziłaś, a teraz mówisz o mnie jako koledze.
-To źle? Przecież sam chciałeś zacząć od początku.
-Wiem i dziękuję, że dałaś mi szansę.
-Każdemu się należy. To co zagrasz coś?
-Nie dasz mi spokoju?
-Nie licz na to.

Blondyn uśmiechnął się szeroko, biorąc ode mnie gitarę. Usiadłam na przeciwko, dokładnie się przyglądając. Po chwili zastanowienia zaczął grać. Uśmiechnęłam się, co dało mu chyba odwagi bo zaczął także śpiewać. Miał wspaniały głos. Aż chciało słuchać się więcej.

"Chciałbym Cię mieć u mego boku
Wtedy już nigdy więcej nie poczuję się samotny
Oni zawsze byli bardzo uprzejmi
Lecz teraz zabrali Cię daleko ode mnie
Mam nadzieję że nie zmanipulowali Twojego umysłu
Twoje serce jest na to za silne - w każdym razie
Musimy sprowadzić z powrotem czas
Który nam skradli

Pragnę Cię ,
Możemy przenieść to na parkiet
Nigdy wcześniej tak nie tańczyłaś
Nie rozmawiamy o tym ...
Tylko tańczymy , tańczymy boogie całą długą noc
Odurzeni w raju...
Nie powinniśmy o tym rozmawiać
Nie powinniśmy o tym rozmawiać.."


Gdy skończył zaczęłam klaskać. Całkowicie mi odwaliło. Luke zaśmiał się, odkładając gitarę na bok. Teraz już wiedziałam o czym mówiła Alex. Naprawdę był świetny.

-Wow. Jesteś mega.
-Nie przesadzaj.
-Na serio. Czemu nie założysz jakiegoś zespołu?
-A dochowasz tajemnicy?
-Załóżmy, że tak. -zaśmiałam się.
-Wstydzę się występować przed innymi.
-Ty? Luke, który w kilka minut potrafi wyrwać trzy dziewczyny, wstydzi się?
-Taki jestem.
-Jesteś głupi. Masz talent.
-Wolę fotografię. A poza tym o tobie mogę powiedzieć to samo.
-O mnie? W jakim sensie?
-Rysujesz. Jesteś w tym wspaniała, ale nie pokazujesz nikomu swoich prac. Czemu?
-Bo są koszmarne.
-Nieprawda.
-Skąd wiesz?
-Widziałem twój szkicownik. Te wszystko rysunki. Portrety, krajobrazy.
-Rysuję dla siebie, a nie dla innych.
-A ja gram dla siebie.

W tamtej chwili rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi. Luke wstał, by zaraz potem wrócić z dwoma kartonami pizzy. Usiadłam wygodnie, chwytając jeden kawałek. Nie wracaliśmy już do tamtej rozmowy. Teraz zastanawialiśmy się co obejrzeć. Po krótkiej debacie, chłopak namówił mnie do obejrzenia trzech części Transformars. No cóż... Lepsze to niż jakieś romantyki.

Po siedmiu godzinach skończyliśmy. Oczy bolały mnie niemiłosiernie, ale było warto. Nigdy nie oglądałam tego od początku do końca. Czasami w telewizji po kawałku. Teraz byłam wdzięczna Lukeowi, że mnie namówił.

-To. Jest. Super!
-A nie mówiłem?
-Jesteś moim bogiem.
-Oo, ale wyznanie. -zaśmiał się.
-Proszę, powiedz mi, że jest następna część.
-Niedługo będzie w kinach.
-Muszę na nią pójść!
-Spokojnie. Zabiorę Cię, ale teraz musisz się chyba zbierać.
-Czemu?
-Jest już po ósmej.
-Że co? O Boże...
-Odprowadzę Cię.
-Nie musisz.
-Yhm. Nie puszczę Cię samej. Nawet o tym nie myśl.
-Co Ci się stało?
-Troszczę się o moją koleżankę.

Pokręciłam głową, następnie rozciągając mięśnie. Czułam jak mój zdrętwiały tyłek, przeradza się w ognisko bólu. Zacisnęłam usta, próbując go rozmasować.

-Pomóc?
-Spadaj zboczeńcu.
-Dzięki!
-Chodźmy już. Inaczej zasnę Ci na kanapie.

Chyba się przeląkł bo momentalnie podszedł do drzwi. Zaśmiałam się, chwyciłam telefon ze stolika i ruszyłam w jego kierunku. Po chwili byliśmy już na dworze. Było o wiele zimniej niż wcześniej. Zaplotłam ramiona na klatce piersiowej co dało mi trochę ciepła. Niestety w plecy nadal było mi zimno. Luke zauważył to i się zatrzymał. Spojrzałam zdezorientowana na co pokręcił głową.

-Oj ty kaleko -ściągnął kurtkę i podał mi ją.
-Będzie Ci zimno.
-Mam jeszcze bluzę. Tobie jest bardziej potrzebna.
-Dzięki.

Uśmiechnęłam się, biorąc od niego kurtkę. Gdy już mieliśmy ruszyć coś przykuło moją uwagę. Szybko podeszłam do tablicy ogłoszeń, czytając jedną z kartek. Po przeczytaniu uśmiech sam wtargnął na moje usta. To było to.

-Co Cię tak zaciekawiło? -chłopak stanął za mną.
-Wiedziałeś, że w Hatfield jest dom dla młodzieży po przejściach?
-Tak. A co chcesz się zapisać?
-Co? Nie... Szukają kogoś do pomocy, a wiesz... Chyba tam pasuję.
-Nie jesteś psychiczna.
-Ale mam doświadczenie. Może się przydam. Pomogę komuś.
-Jeżeli chcesz. Zawsze można spróbować.
-Szkoda tylko, że będzie problem z dojazdem.
-O to się nie martw.
-Czemu?
-Mam tam praktyki. Jest tam studio fotograficzne, do którego należę. Możesz jeździć ze mną.
-Na serio?
-Tak, czemu nie. Nie będę samotny.
-Lukę!

Pisnęłam, rzucając mu się na szyję. Był zaskoczony. Nie dziwię się. Ale naprawdę się cieszyłam. Może nareszcie znajdę miejsce dla siebie. W którym będę pasowała.
Po długim spacerze, nareszcie byliśmy pod moim domem. Kompletnie nie czułam nóg. Stanęłam na przeciwko chłopaka, zdejmując jego kurtkę.

-Dzięki.
-Nie mógłbym patrzeć jak marzniesz.
-Yhm, Tak, tak. -uśmiechnęłam się.
-Dzięki za ten dzień. Już dawno nie spędzałem tak czasu.
-Fajnie było. Musimy to kiedyś powtórzyć.
-Oj tak. No to... Dobranoc.
-Dobranoc.

Jakoś nie mogłam tak po prosu odejść. Naprawdę się zmienił... W każdym bądź razie próbował. Był miły i taki normalny. Zrobiłam krok w jego stronę,  stanęłam na palcach i złożyłam krótki pocałunek na jego policzku. W zamian otrzymałam jeden z jego słodkich uśmieszków. Czułam jak policzki oblewają mi rumieńce. Odwróciłam się, szybko wchodząc do domu. Wyjrzałam przez okienko. Luke stał jeszcze chwilę uśmiechnięty, a potem odszedł. Czułam się dziwnie. Najpierw go nienawidziłam, za to jak traktował Alex, a teraz ... zaprzyjaźniam się z nim? Nawet nie wiem jak to nazwać. Ważne, że nie jest taki jak wcześniej. Czyli coś robię... Pomagam innym....





PRZEPRASZAM! Wiem, że jesteście na mnie źli ;c Zawaliłam ;/
Wiecie jaka jest teraz pogoda... Nie chcę się nic robić. 
Jest niedziela, a ja dopiero dodaję ;c
Jeszcze raz przepraszam, ale mam nadzieję, że się podoba :)
Następny w przyszły weekend. W ciągu tygodnia nie dam rady ;c
Liczę na komentarze :* Pod ostatnim było aż 28 <3 
Kocham *_*

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 39#

-Luke? -zdziwiłam się.
-Nie. Święty Mikołaj.
-Taaa. Jednak ty. Chamski jak zawsze.
-Dobre stwierdzenie. -uśmiechnął się pod nosem.
-Co tu robisz?
-Siedzę. Nie widać?
-Widać, ale... Nieważne.

Odwróciłam się, ruszając w kierunku domu. Po co w ogóle zaczynałam tę rozmowę. To jest Luke. Cham i babiarz. Do tego mnie nienawidzi po tym jak rozwaliłam jego związek z Alex...

-Rose! Sorki.
-Co? -odwróciłam się nie dowierzając.
-Sorki. Nie mam dziś za dobrego dnia.

Przepraszam bardzo... Czy on właśnie mnie tak jakby przeprosił? On? Chyba przez to wszystko mam przesłyszenia...
Cofnęłam się kilka kroków by stanąć na przeciwko niego. Ubrany był w czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę, szare rurki i czarne vansy. Jego blond grzywka opadała na czoło. Przymrużyłam oczy, zachowując powagę.

-Dobra, daruj sobie. Nie uwierzę w to. Powiedz to co miałeś tak naprawdę na myśli i będzie z głowy.
-Na serio Cię przepraszam.
-Co Ci się stało? -zmarszczyłam brwi.
-Zmieniam swoje życie.
-Dobry żart. Za dużo ćpałeś, tak?
-Nie, ale wiem, czemu tak myślisz. Zawsze byłem wobec Ciebie niezłym chujem.
-Wow...

Tylko tyle dałam radę wydusić. Co się do cholery tutaj dzieje? To jest niemożliwe, żeby on przyznawał się do winy. Luke... Nigdy!
Podeszłam jeszcze bliżej, opierając jedną nogę o ławkę. Nie wiem czemu, ale chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Może to po prostu kolejny z jego żartów.. Jeżeli tak to będę miała nauczkę i dowód, że jestem głupia.

-Żartujesz, prawda?
-Nie. -pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem.
-Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
-Z tego co widziałem, nie byłaś w najlepszym nastroju. Mam dziś tak samo.
-Luke.. Przecież ty mnie nienawidzisz. Zrobiłbyś wszystko, żeby tylko mi dowalić.
-Tak jak mówiłem... Zmieniam swoje życie. Nie chcę już być dupkiem.
-Czemu?
-Na serio chcesz wiedzieć? Przecież mnie nie lubisz...
-Zaryzykuję.
-No to może pójdziemy do baru? Zimno trochę.

Po krótkim zastanowieniu, zgodziłam się. Co mi szkodzi? Chłopak uśmiechnął się lekko i ruszyliśmy w stronę budynków. Nigdy go nie znałem od tej strony. Zawsze był chamski. Naprawdę szczerze się nienawidzimy. Jednak... Alex mówiła co innego. Uważała, że jest kochany, miły, czuły... Może był taki tylko w stosunku do osób, które kochał? No, ale jednak ją zdradził. Udowodnił, że jest frajerem.
Po chwili byliśmy pod małą knajpką. O dziwo Luke otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. To było naprawdę nienormalne. Jednak w środku czułam, że chcę z nim pogadać. Czemu? Miałam już jedną przykrość ze strony Harryego i reszty zespołu. Drugą ze strony Mika. Byłam gotowa na trzecią? Nawet jeśli... I tak to nic nie zmieni. Czuję się jak wrak. Gorzej być chyba nie może.
Usiedliśmy przy stoliku na samym końcu. Pamiętam, że raz byłam tutaj z Alex. Miałyśmy może z czternaście lat... Spojrzałam na dłonie chłopaka. Bawił się palcami. Z tego co pamiętam z opowieści Alex, właśnie się stresował. Miał burzę myśli w głowie. Zastanawiałam się czemu...

-Chcesz coś do picia? Jedzenia? -zapytał po chwili.
-Nie, dzięki. Nie mam kasy.
-Ja zapłacę.
-Chcę tylko dowiedzieć się co Ci się stało.
-No tak... -spuścił głowę.
-Więc?
-Pamiętasz jak kiedyś zaczęłaś mnie wyzywać i powiedziałaś, że życzysz mi żebym został kompletnie sam? Żeby przyjaciele się ode mnie odwrócili?
-Przypominam sobie.
-No więc spełniło się. Powinnaś być zadowolona.
-Ale jak?
-Po prostu. Tak szczerze, pozostało mi tylko kilku kolegów. Straciłem swoją reputację.
-Jak się założę to przez głupotę.
-Tu Ci przyznam rację. Jestem głupi. Nie wiem czemu to dotarło do mnie teraz. Po tym jak straciłem Alex. Jak zaliczałem każdej nocy inną dziewczynę. Myślałem, że wszystko będzie kręciło się dalej. Niestety wszystko się rozpadło. Dziewczyny, które miałem... Dowiedziały się prawdy. Wyzwały mnie od najgorszych i rozpowiedziały dalej. Teraz już nikt nie bierze mnie na poważnie. Dowiedzieli się jaki jestem na prawdę. Cham, skurwiel, babiarz...

Teraz to już całkiem nie wiedziałam co powiedzieć. On się przyznał! Przyznał się do wszystkiego! Na początku byłam uradowana. Nareszcie los mu się odegrał. Potem jednak, gdy widziałam wyraz jego twarzy, spoważniałam. Był inny. Taki... przybity? Jak nie on. Chytry uśmieszek zniknął. Oczy były bez życia. Zrobiło mi się go żal. Nienawidziłam go... Cieszyłam się, że wreszcie mu się upiekło, ale też czułam współczucie. Kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

-To wszystko twoja wina. Gdybyś chociaż raz zastanowił się co robisz...
-Wiem, ale chyba każdy popełnia błędy, tak?
-Tak.
-No więc ja Ci powiedziałem.. Teraz ty.
-Co ja?
-Byłaś nieźle wkurzona. Co się stało?
-Moje życie też nie jest kolorowe.
-Witaj w klubie. Więc...
-Rozstałam się z Harrym. Pokłóciłam się z Mikem. No i to chyba wszystko.
-Życie lubi dowalić, co nie?
-Oj tak. -zaczęłam bawić się palcami.
-Słyszałem o twoich rodzicach. Przykro mi.

W tamtej chwili przesunął swoją dłoń i położył ją na mojej. Wzdrygnęłam się i szybko ją zabrałam. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Co to miało być? Wciągnęłam głęboko powietrze, patrząc w jego błękitne oczy. Gdybym nie wiedziała  jaki jest naprawdę, pomyślałabym, że jest wspaniałym chłopakiem. Pozory jednak mylą...

-Posłuchaj... Trudno mi jest w to uwierzyć. Ok, może spotkało Cię to wszystko, ale czemu jesteś dla mnie miły? Współczujesz mi? Nigdy taki nie byłeś. Od samego początku próbowałam rozwalić twój związek z Alex. Nienawidziłeś mnie. A teraz? Chcesz się zemścić? Niestety za późno. Nie jestem już z Harrym.
-Nie chcę się zemścić. Chcę Cię przeprosić. Teraz mam okazję. Rozumiem, czemu myślisz inaczej. Byłem jaki byłem, ale chcę to zmienić. Zacznijmy od początku. Tak jakbym nigdy nie miał dawnego życia. Jakbyś nie znała mnie od tamtej strony. Naprawdę przepraszam za wszystko co mówiłem. Byłem chamem i się do tego przyznaję. Ty miałaś rację od zawsze.

Jego słowa mną poruszyły. Był taki przekonywujący. Naprawdę jakby wszystkiego żałował. Ale czy to była prawda? Postanowiłam zaryzykować.

-Ok. Powiedzmy, że nie czuję urazy.
-Miło to słyszeć. Pierwsza dobra rzecz, którą udało mi się zrobić w nowym życiu.
-Postęp. Wiesz... Jestem zmęczona. Mógłbyś odprowadzić mnie do domu?
-Jasne.


Luke uśmiechnął się lekko, po czym ruszyliśmy w stronę drzwi. Tak samo jak na początku, otworzył mi je. Może naprawdę chciał się zmienić. Nie wiem jakbym zareagowała na jego miejscu, gdyby wszyscy się ode mnie odwrócili. Niestety takie jest życie. Raz są wzloty, a raz upadki. Dziś oboje mamy to drugie. Może to przeznaczenie? Sama nie wiem...
Byliśmy w połowie drogi, gdy chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, a następnie jednego odpalił. Spojrzał się na mnie, unosząc brew. W świetle lamp wyglądał tak seksownie. Nie dziwię się, że Alex się w nim zakochała.

-Chcesz? -podał mi papierosa.
-Dzięki. -uśmiechnęłam się lekko, a następnie głęboko zaciągnęłam.
-Nie wiedziałem, że palisz.
-Nikt tego nie wiedział.
-Nawet Alex?
-Nawet...

I wtedy zadałam sobie sprawę, że w ogóle do mnie nie dzwoniła. Ani jednego połączenia. Ani jednej wiadomości. Może chłopacy jej nie powiedzieli? Z tych wszystkich myśli wybudził mnie Luke.

-Rose?
-Hmm?
-Jak z nią?
-Z kim?
-Alex...
-Chyba dobrze.
-Jest z tym...
-Niallem? Tak, chyba są razem.
-Nie dziwię się. Jest o wiele lepszy ode mnie.
-Gdybyś tego nie spieprzył to nadal byście byli razem. -znów się zaciągnęłam.
-A ty nadal próbowałabyś przemówić jej do rozsądku.
-Dałabym spokój. Taki miałam zamiar. Była szczęśliwa.
-A teraz nie jest?
-Jest. I to bardzo.
-Cieszę się. Chociaż jej sprzyja szczęście.

Uśmiechnęłam się pod nosem i zdałam sprawę, że jesteśmy prze moim domem. Oddałam chłopakowi resztę papierosa i powoli weszłam na ganek. Gdzieś w środku czułam, że nie mogę tak o prostu wejść do domu. Odwróciłam się, patrząc z nadzieją na chłopaka.

-Jeżeli będziesz już zawsze taki jak kilkanaście minut temu to może nawet Cię polubię.
-Postaram się. A tak ogólnie to wszystkiego najlepszego. -uśmiechnął się lekko i poszedł w kierunku miasta.

Na początku nie wiedziałam o co mu chodziło. Dopiero, gdy weszłam do środka i spojrzałam na kalendarz zdałam sobie sprawę. Moje urodziny... Całkiem o nich zapomniała. Nie jestem już nastolatką. Mam dwadzieścia lat. Rozpoczynam nowe życie. Ale skąd on to wiedział?
Gdy tylko się ogarnęłam, od razu wskoczyłam pod kołdrę. Jedyną rzeczą jaką jeszcze zrobiłam, zanim poszłam spać, to sprawdzenia telefonu. Dziwiłam się, że nikt do mnie nie dzwonił. Nie mógł... Telefon był wyłączony. Widocznie musiał się rozładować. Z jednej strony dobrze. Miałam trochę spokoju...

~~~~~~~~~~~

Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. W nocy miałam same koszmary. Moja wyobraźnia tworzyła wszystko co najgorsze. Od śmierci rodziców, po moją śmierć. Może tak by było lepiej? Jakbym umarła. Byłby święty spokój...
Gdy załatwiłam już wszystkie sprawy związane z poranną toaletą, zeszłam do kuchni. Chcąc, czy nie chcąc musiałam wstać, gdyż mój żołądek dawał mi o sobie znać. Otworzyłam lodówkę i aż dostałam skurczu. Była pusta. Kompletnie. Zamknęłam oczy i głęboko wciągnęłam powietrze. Miałam zamiar siedzieć cały dzień w domu, ale to chyba nie wypali.
Po dziesięciu minutach byłam już w sklepie. Pakowałam do koszyka najpotrzebniejsze rzeczy, dopóki nie przerwało mi czyjeś szturchnięcie. Wyprostowałam się, natrafiając na duże, błękitne oczy.

-Hej.
-Heeeej. -przeciągnęłam widząc przed sobą uśmiechniętego Lukea.
-Poranne zakupy?
-Tak. Pusta lodówka. A ty?
-Wpadłem tylko po picie. Zaraz mam praktyki.
-Ahm. Tak w ogóle muszę Ci podziękować.
-Za co?
-Jako jedyny pamiętałeś o moich urodzinach.
-Dostałem powiadomienie na facebooku. -uśmiechnął się szeroko.
-No, ale jednak złożyłeś mi życzenia chociaż nie musiałeś.
-Czyli zdobyłem u ciebie punkt zaufania?
-Może... Pamiętasz moje wczorajsze słowa? Tego się trzymaj.
-Ok. Będę, ale teraz muszę lecieć. Może spotkamy się później?

Spotkamy się później? Co on myśli, że od razu będziemy przyjaciółmi? Nie tak szybko...

-Luke... Może kiedy indziej. Nie mam teraz ochoty na jakieś wypady na miasto.
-Jasne. Teraz będę miał tak już u wszystkich, więc muszę się przyzwyczajać.
-Nie chodzi o to jaki byłeś, czy jesteś...
-Yhm. Ok, nieważne. Muszę lecieć. Cześć.

Szczerze... to było śmieszne. Można powiedzieć, że dogadujemy się dopiero kilka godzin, a on już strzela focha. Nawet nie mam pewności, czy to wszystko jest naprawdę. Może ma zakład z jakimś kolegą, czy coś. Nie chcę o tym myśleć...
Po dwudziestu minutach byłam nareszcie w domu. Zrobiłam sobie byle jakie śniadanie i usiadłam przed telewizorem. Akurat puszczali wiadomości, a w nich One Direction. Tak szybko jak włączyłam telewizor, tak szybko go wyłączyłam. Wciągnęłam głęboko powietrze, próbując spowolnić bicie mojego serca. Gdy już mi się udało, usłyszałam dzwonek do drzwi. Cicho wstałam i spojrzałam przez okienko obok. Najpierw zobaczyłam go w telewizji, a teraz przed moimi drzwiami. Stał, bacznie się w nie wpatrując. Brązowe loczki swobodnie opadały na jego czuło. Ten widok tak bardzo bolał. Jak nigdy przedtem.
Cofnęłam się, znów siadając z kanapie. W oczach poczułam napływające łzy. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze. Moje serce, chciało być jak najbliżej niego.
Spojrzałam się na drzwi, gdy spróbował je otworzyć. Myślał, że jestem taka głupia? Od razu jak tylko przyszłam ze sklepu to je zamknęłam. Spodziewałam się takiego czegoś. Na szczęście po chwili odszedł. Odetchnęłam z ulgą, ale moje serce cały czas waliło. Tęskniło za nim...

Minęły może z trzy godziny, gdy znów usłyszałam dzwonek. Wiedziałam, że szybko się nie podda. Jednak... Tym razem usłyszałam inne dźwięki. Tak jakby, ktoś majstrował przy zamku. Odwróciłam się w stronę drzwi, które po chwili były już otwarte. Do środka weszła blondynka. Na moje oko była zła. Wspaniale...

-Rose! Co ty do cholery robisz?
-Mieszkam w moim domu.
-Nie udawaj głupiej, ok? Odwaliło Ci?
-Może... Nie mam ochoty o tym gadać. Tak ogólnie to jak otworzyłaś drzwi?
-Zawsze trzymacie klucz pod doniczką. Znaczy... trzymasz.
-Nie masz prawa wchodzić tutaj kiedy tylko chcesz.
-Tak? Niby jestem twoją siostrą. Pozwoliłaś mi na to z jakieś dziesięć lat temu.
-Dobra... Po co przyszłaś?
-Jeszcze się pytasz? Nie odbierasz telefonu. W ogóle masz go wyłączone. Do tego wyprowadziłaś się od chłopaków i rozstałaś z Harrym!
-No i co z tego?
-Co z tego?! Rose ty w ogóle myślisz?
-Tak, myślę! Wiem, że to jest moja sprawa co robię. Miałam powód, żeby odejść.
-Bo wyjeżdżają? Przecież to normalne!
-Wiem, ale nie chodzi o wyjazd. Harry ukrywał to przede mną. Powiedział dopiero tydzień przed. Poza tym... Znów się kłócili. Przeze mnie. Nie chcę tak żyć, rozumiesz? Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
-A pomyślałaś jak on się poczuł?
-Nie, wiesz? W ogóle się nim nie przejęłam! Gdy przyszedł rano, myślałam, że serce mi eksploduje. Tęsknie za nim, ale do jest moja decyzja. Znajdzie sobie inną i to o wiele lepszą.

Gdy wypowiedziałam ostatnie słowa, nie panowałam nad łzami. Powoli wypływały z moich oczy i kapały na podkulone nogi. Jeżeli jeszcze do tego wszystkiego pokłócę się z Alex... Nie wytrzymam.
Dziewczyna podeszła szybko, usiadła obok i mocno mnie przytuliła. Była zła, ale też mi współczuła. Odsunęłam się, wycierając policzki. Nie chciałam pokazywać jak bardzo jestem słaba.


-Alex, proszę... Tak będzie najlepiej.
-Tęskni za tobą.
-Ja za nim też. Widocznie tak musiało być.
-Zastanów się dobrze.
-Już się zastanawiałam. To jest moja decyzja. Tylko mieszałam w ich życiu.
-Nieprawda.
-Prawda. Louis wytłumaczył to dokładnie Harryemu. Rozumiem o co mu chodzi.
-I co? Tak po prostu masz zamiar odejść?
-Tak.
-Nie wierzę...
-Proszę... Nie mów im, że masz klucze. Nie chcę się z nimi widzieć. Będzie jeszcze gorzej.
-Tylko dlatego, że Cię kocham.
-Dziękuję.
-To co? Masz zamiar cały czas siedzieć w domu?
-Nie mam gdzie iść. Ty musisz spędzać teraz każdą chwilę wolną z Niallem.
-Masz Mika.
-Yhmm. -spuściłam wzrok.
-Co jest?
-Pokłóciłam się z nim.
-Co? Kiedy?
-Wczoraj wieczorem. Wiedziałaś o tym, że ma dziewczynę?
-Mike?
-Tak, on. Zaproponował żebym została u niego na noc. Zgodziłam się, ale nie powinnam.
-Czemu? Co się stało?
-Przytuliłam się do niego, a on wyjechał z tekstem, że nie powinniśmy tego robić bo ma dziewczynę. Rozumiesz? Gdy on chciał jeden pocałunek, chociaż byłam z Harrym to go dostawał. Ja po tym wszystkim nawet się nie mogę przytulić.
-Boże... Co za cham. Nigdy bym się po nim tego nie spodziewała.
-Ja też nie... Wkurzyłam się i wyszłam. Po drodze spo... Zatrzymałam się w parku i wszystko przemyślałam.

Odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam powiedzieć jej o Lukeu. Od razu zadzwoniłaby po chłopaków. Na razie lepiej żeby nikt nie wiedział...

-I co będzie teraz?
-Nie wiem. Na razie chcę pobyć z tym sama. Nie będziesz zła?
-Jasne, że nie. Tylko proszę...
-Spokojnie. Nie popełniam już głupstw.

Dziewczyna mocno mnie przytuliła. Czułam od niej ciepło. Na początku była zła... Nawet wściekła, ale teraz wiedziała o co mi chodzi. Bynajmniej miałam taką nadzieję.


~~~~~~~~~~

Mijały kolejne dni. Alex, była u mnie tylko raz. Za to Harry i Liam chyba z dziesięć. Oczywiście nie otworzyłam. Nie odbierałam także telefonów. Czasami tylko rozłączałam Liama by się nie martwił. Czułam się z tym podle, ale tak było najlepiej. Powoli przyzwyczajałam się do samotności. Za trzy dni mieli wyjechać. Wtedy chyba będzie lepiej.

Była godzina druga po południ, gdy wróciłam ze sklepu. Akurat rozpakowywałam zakupy, gdy usłyszałam dzwonek. Kolejny raz Harry... Nawet nie podchodziłam, żeby zobaczyć. Po prostu siedziałam cicho, jak zawsze. Jednak moją uwagę przykuł głos osoby. To nie był Harry, ani Liam. To był Louis...

-Rose! Wiem, że tam jesteś. Otwórz. Muszę z tobą porozmawiać.

Trochę się zdziwiłam. Louis? Po co? Już bardziej nie mogę usunąć się z ich życia. Czego chciał?
Podeszłam cicho kawałek bliżej. Trochę mnie niepokoił.

-Rose! Otwórz. Chodzi o Harryego. Chcę tylko pogadać.

Nie wiem czemu, ale kurde otworzyłam. Nie brzmiało mi to za dobrze. Louis stał wpatrzony, prosto w moje oczy. Wciągnęłam głęboko powietrze i wpuściłam go do środka.

-Czemu przyszedłeś?
-Musimy pogadać.
-Jeżeli to jakiś podstęp i zaraz wpadnie tutaj reszta to Ci tego nie daruję.
-Spokojnie. Chciałem pogadać na osobności. Wiem, że nie chcesz ich widzieć. I mnie też.
-Przejdź do sedna.
-Z Harrym nie jest najlepiej. Powiedział, że nie pojedzie w trasę. Ma zamiar zostać i błagać Cię, żebyś wróciła.
-No to go przekonaj. To twój przyjaciel.
-A twój chłopak.
-Już nie. Zrobiłam to dla Ciebie. Dla was. Teraz to już wasze zadanie.
-Rose... wiem, że to głupio wyszło. Ja... -podrapał się po głowie.
-Nie lubisz mnie. Rozumiem to. Nie musisz się tłumaczyć.
-Nieprawda. Lubię Cię.
-Tak? To czemu byłeś taki chamski? wydawało mi się, że chcesz się mnie pozbyć. Dokonałeś swego.
-Chciałem jak najlepiej dla Harryego. Wiesz, że miałem dziewczynę, która chciała mnie tylko wykorzystać. Musiałem Cię sprawdzić.
-I co? Udało Ci się?
-Harry bez Ciebie nie potrafi żyć. Kocha Cię jak nikogo innego. Przepraszam za swoje zachowanie. Czasami już taki jestem. Wybacz. Jesteś dla niego stworzona.
-Lou... Trochę za późno mi to mówisz. Podjęłam decyzję. Harry jest waszą rodziną, a rodziny nie można rozdzielać.
-Więc wolisz, żeby cierpiał?
-Znajdzie kogoś, kogo zaakceptujecie wszyscy. Wtedy będzie szczęśliwy.
-Czyli, że to naprawdę koniec? Zostawiasz nas? Po tym co razem przeszliśmy?
-Przykro mi. Tak musi być.
-Wiesz o tym, że Alex jest z Niallem?
-Wiem. Niech będą szczęśliwi. Po tym co widziałam, nie masz nic przeciwko ich związkowi.
-Rose...
-Nie, Louis. Lepiej już idź. Może kiedyś się spotkamy, a ja będę miała tą myśl, że miałam takiego wspaniałego przyjaciela.

Po tych słowach po prostu się odwróciłam. Oczy zaczęły mnie piec. Taka była prawda. Uważałam go za przyjaciela. Trudno jeżeli on mnie nie. To już koniec. Nic to i tak nie zmieni.
Chwilę później poczułam jak oplata ręce wokół mojej talii. Mocą przyciągnął mnie do siebie, co bardzo mnie zaskoczyło. Może jednak mnie lubił. Niestety, to już był koniec.

-Będę tęsknił tak samo jak chłopacy. Kochałem, gdy doprowadzałaś Harryego do śmiechu. Był wtedy w pełni sobą.

Po tych słowach nie było już nic. Wyszedł. Louis, który na początku mnie nienawidził, a teraz mówił, że będzie tęsknił. Świat jest mały... Jedna chwila, kilka słów i twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni...





No to kochani powracam z rozdziałem 39 :)
Podoba się? 
Jeżeli tak to KOMENTARZ :D
Widziałam, że w ankiecie pojawiły się głosy na "nigdy" do pytania "Jak komentujesz?"
Trochę smutno jest to czytać, ale każdy jest inny :)
Jutro mam urodziny, więc proszę... jeżeli chociaż troszkę wam się spodobał to zostawcie komentarz. Chciałabym zobaczyć je od tylu osób ile naprawdę czyta :* Zrobicie to jako mój prezent??
Kocham Was <3

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 38#

Dziś mijają dokładnie trzy tygodnie od kiedy moi rodzice nie żyją. Jebane trzy tygodnie. Niektórzy może myślą "No trudno, stało się. Musisz żyć dalej."... Ok rozumiem, ale dla mnie oni byli wszystkim. Wspierali mnie w najtrudniejszych chwilach. Zawsze wiedzieli co będzie najlepsze. Ale niestety... Przez jeden cholerny dzień już ich nie mam. Stoję przed lustrem i zastanawiam się co by było, gdybym zatrzymała ich w domu kilka minut dłużej...

-Jedziemy?

Usłyszałam za plecami znajomy głos. Teraz mogła liczyć na niego. Mojego Harryego. Wymusiłam lekki uśmiech i ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie. Jechaliśmy do moich rodziców. Szkoda tylko, że na cmentarz.
Ubrałam czarną marynarkę i gotowe. Zaplotłam swoje palce z palcami Harryego, ale nie na długo. Siła, którą dawał mi przez swój dotyk, wygasła, gdy wsiadaliśmy do samochodu. Mimo to wiedziałam, że w każdej chwili mnie wesprze. Był obok. Za to dziękowałam Bogu...
Loczek zaparkował przy cmentarnej bramie. Chwyciłam z tylnych siedzeń dwa duże znicze, a Harry zajął się kwiatami, które były w bagażniku. Posłałam mu lekki uśmiech, ruszając w stronę niedawno postawionego pomnika. Byłam bardzo wdzięczna państwu Cand, że zajęli się tą sprawą. Wszystko załatwili. Pomnik był naprawdę śliczny. Czarny, ze złotymi napisami. Po bokach miejsca na kwiatki. Mała ławeczka. Uklęknęłam, zaczynając się modlić. Nigdy nie byłam, aż tak bardzo pobożna. Do kościoła chodziłam, gdy miałam ochotę, a to zdarzało się rzadko. Można powiedzieć, że do końca nie wierzę w Boga. Nikt tak naprawdę nie wytłumaczył mi skąd on się wziął. Oczywiście... Miałam religię w szkole, ale, gdy zapytałam się księdza jak naprawdę powstał świat i skąd wiadomo, że Bóg istnieje, odesłał mnie do czytania Biblii. Tyle było z tłumaczenia...
Wyprostowałam się, stawiając znicze na pomniku. Nie zajęło mi to nawet minuty, a oby dwa już się paliły. Odebrałam od Harryego kwiaty, wstawiając je do wazonów po bokach. To było na tyle co mogłam zrobić. Cofnęłam się. Na talii poczułam oplatającą mnie, rękę Loczka. W tym samym momencie przez chmury przebiło się słońce. Jego promienie delikatnie musnęły moją twarz i opadły na pomnik. Wtedy się uśmiechnęłam. To był tak jakby znak. Od nich. Od moich rodziców z nieba. Czuwali nade mną. Chyba wiedzieli, że Harry jest dla mnie najlepszą osobą jaką mogłam spotkać.

-Wszystko w porządku? -poczułam jego usta na czole.
-Tak. Po prostu mi ich brakuje.
-Wiem. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
-Mam taką nadzieję. Jedźmy już.

Ostatni raz spojrzałam na złote napisy. Joel i Tayler Mood. Moi rodzice...
Przez drogę powrotną, praktycznie w ogóle się nie odzywałam. Jedyna rzecz, którą robiłam to masowanie brzucha. Miałam straszne skurcze. To wszystko spowodowane miesiączką. Z jednej strony masakra bo miałam potop, a z drugiej się cieszyłam. To był znak, że nie jestem w ciąży. Ogólnie przez ostatnie dni, gdy wróciliśmy od Anne po głowie chodziła mi myśl jakby Harry zareagował, gdybym powiedziała, że zostanie tatą. Co by zrobił? Na szczęście nie muszę mu nic takiego mówić.

Uśmiechnęłam się do Loczka, gdy otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą do domu. Niestety, od razu spoważnieliśmy, słysząc z kuchni dosyć głośną rozmowę.

-Jeżeli Ci to przeszkadza to się wyprowadź!
-Przepraszam bardzo, ale to jest nasz dom! Ja mam prawo tutaj mieszkać! Nie ona!

Tak jak myślałam. Kolejna kłótnia o mnie. Zauważyłam jak na twarzy Harryego napinają się mięśnie. Chyba mu się to nie spodobało. Weszliśmy w głąb salonu. Na kanapie leżał Liam, a w kuchni Niall opierał się o blat. Jeden głos należał do niego. Drugi zapewne był Louisa, który już się ulotnił. Blondyn, widząc nas w salonie, lekko się uśmiechnął. Co on myślał, że tego nie słyszeliśmy? Spuściłam wzrok. Nie chciałam patrzeć teraz mu w oczy, wiedząc, że to wszystko było przeze mnie.

-Co się tutaj dzieje? -Harry był lekko wkurzony.
-Pokłóciłem się z Lou.
-Nie no, jakbym nie wiedział. O co?

Zauważyłam jak Blondyn ukradkiem na mnie patrzy. Nie chciał mówić tego na głos. Myślał, że sprawi mi przykrość? Wiedziała, że to wszystko moja wina...
Odwróciłam się, zostawiając ich samych. Liam nadal leżał. Usiadłam obok jego nóg, posyłając przyjacielski uśmiech. Chłopak go odwzajemnił. Tak jakby nic się nie stało. Jakby nie słyszał kłótni między Niallem, a Louisem. Odnosiłam uczucie, że tylko on mnie lubi. Mimo wszystko.
Akurat przełączał kanał w telewizorze, gdy usłyszałam słowa Hazzy "Pójdę z nim pogadać". No jakby to było. Trzeba pójść i mnie trochę po bronić. Taka jest rola chłopaka, nie? Jeżeli mieli mówić o mnie, to chciałam przy tym być. Odczekałam chwilę, następnie używając pretekstu, że zapomniałam z pokoju telefonu. Ruszyłam w jego kierunku, ale zatrzymałam się przy sypialni Louisa. Nie było słychać z niej, żadnych oznak rozmowy. Było słychać je skądś indziej. Jedyne drzwi, które były otwarte, prowadziły do siłowni. Stanęłam koło nich i bingo.

-Jezu Louis! Nie tylko ty chodzisz niewyspany!
-Wiem, ale ja tylko zwracam na to uwagę. Myślisz, że czemu Niall, Liam lub Zayn Ci tego nie powiedzą? Nie chcą zrobić Ci przykrości. Rose też.
-No to po co ty to robisz? Wiesz jaką ona ma teraz sytuację.
-Wiem, ale te jej krzyki doprowadzają mnie do szału! Chcę się do jasnej cholery wyspać we własnym domu, ale nie mogę! Czemu w ogóle tutaj mieszka? Ma swój dom.

Auć! Te słowa bolały. Niestety taka jest prawda. Mówiłam od początku Harryemu, że to nie jest najlepszy pomysł, żebym z nimi mieszkała, ale nie. On oczywiście musiał mieć rację. Teraz przeze mnie się kłócili. Brawo Rose!

-To nie jej wina! Ty jakbyś się czuł? Przecież nad tym się nie da zapanować.
-Nad wszystkim się da.
-Wiesz co? Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, ale widzę, że jesteś po prostu kretynem.
-Mówisz tak bo chcesz ją bronić. Przecież sam chodzisz niewyspany.
-Próbuję jej pomóc. Kocham ją i staram się za wszelką cenę, ale kurde ty mi tego nie ułatwiasz!
-A w sprawie ułatwiania... Powiedziałeś już jej o wyjeździe, czy ja mam to zrobić?
-Nie, nie powiedziałem. Nie chciałem jej dowalać jeszcze bardziej.
-Myślałeś, że jak poczekasz z tym kilka tygodni to będzie lepiej? Harry... wyjeżdżamy za tydzień. I to na trzy miesiące, a ty jej jeszcze nie powiedziałeś.
-Wiem! Nie musisz mi tego mówić.

Reszty już nie słyszałam. W głowie huczały mi słowa Lou... Jak to wyjeżdżają? Za tydzień? Na trzy miesiące? Co? To wszystko było niemożliwe. Wycofałam się po cichu, chowając w pokoju. Z wrażenia, aż opadłam na łóżko. Rozumiem, że Harry się o mnie troszczy, ale żeby nie powiedzieć mi takiej rzeczy? Co on myślał? Że tak po prostu zrozumiem i w ogóle nie będę tęsknić? Pogodzę się z tym, że widzę go jeszcze przez tylko kilka dni? Mylił się trochę...
Do tego wszystkiego jest jeszcze Louis. Louis, Niall, Zayn, Liam, Harry... Wszyscy cierpią z mojego powodu, ale nie powiedzą mi tego w twarz. Wolą po kryjomu, żalić się Stylesowi. Po prostu idealnie!
Siedziałam wpatrzona w podłogę dobre kilka minut. Po głębokich przemyśleniach wiedziałam co powinnam zrobić. Tak musiało być. Wyciągnęłam z szafy wszystkie cichu i włożyłam je do dużej, czarnej torby. Następnie kosmetyki i jeszcze kilka rzeczy. Wszystko było tak jak w dniu kiedy się tu wprowadziłam. Jedynie rzeczy Harryego. Właśnie tak miało być. Zero mnie. Ja nie jestem jedną z nich.
Zapięłam ostatni zamek i wyszłam z pokoju. Wiedziałam co mnie czeka, ale to moja decyzja. Nie mogą mnie zatrzymać.
Gdy pojawiłam się w salonie, Harry, Louis, Niall i Liam stali w kuchni oparci o blat. Ich twarze z poważnych, przeszły w zdziwione. Wciągnęłam głęboko powietrze, czując jak łzy zaczynają powoli zbierać się w moich oczach.

-Rose? Co ty robisz? -Styles zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Wyprowadzam się.
-Co?
-To co słyszałeś. Tylko zawadzam w waszym życiu.
-Przestań. Już wszystko sobie z Louisem wyjaśniliśmy.
-Tak? A ze mną? Powinnam chyba wiedzieć o tym, że wszyscy na mnie narzekają. Powinnam wiedzieć o tym, że wyjeżdżasz.

Tym chyba go zaskoczyłam. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale potem je zamknął, wciągając powietrze. Czułam jak moje serce przyspiesza, a oczy zaczynają piec.

-Tak. Podsłuchałam waszą rozmowę. Chyba lepiej jak dowiedziałam się dziś niż dwa dni przed wyjazdem, co nie?
-Rose... Chciałem Ci powiedzieć, gdy byliśmy w Holmes Chapel, ale...
-Ale? No co? Co Ci przeszkadzało?
-Wtedy pod drzewem... Powiedziałaś mi, że nie wyobrażasz sobie życia beze mnie. Nie miałem odwagi...
-Cóż... Teraz będę sobie musiała wyobrazić to życie. -ruszyłam w stronę drzwi.
-Co? Jak to?
-Tak będzie najlepiej.
-Najlepiej?
-Louis chyba tego chciał. Poza tym... Okłamałeś mnie. Ukrywałeś prawdę od dawna. Nie powiedziałeś mi.
-Rose, ale to nie jest powód, żeby odchodzić!
-Już postanowiłam. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Miło było was poznać, ale to już koniec.

Chłopacy natychmiast ruszyli w moją stronę. Chcieli zatrzymać mnie siłą? Powodzenia. Każdy z nich miał wypisane inne uczucie na twarzy. Lou chyba nawet trochę żałował. Ja już podjęłam decyzję.

-Kocham Cię! To się już nie liczy? Robiłem to dla twojego dobra!
-Wiem. Ale ja niszczę twoje życie od samego początku. Nie chcę tego. Tak jak mówiłam... To jest najlepsze wyjście.
-Ale Rose. Nie pozwolę Ci.
-Jeżeli mnie kochasz to pozwól mnie odejść. Wszystko będzie dobrze. Sam mi to powiedziałeś.
-Rose!

Tym razem to był Niall. Niestety mnie już nie było w domu. Po prostu wyszłam. Nie chciałam prowadzić dalszej debaty. Tak dla wszystkich będzie najlepiej. Nawet Harry dostosował się do tego. Nie wyszedł za mną. Kocha mnie. Ja jego też...
Przez całą drogę do domu nie płakałam. Dopiero, gdy przekroczyłam próg, pozwoliłam by emocje wzięły nade mną górę. Czułam cholerny ból w sercu. Jak nigdy przedtem. Straciłam ostatnią osobę, która znaczyła coś dla mnie, a ja jeszcze więcej dla niej. Rzuciłam się na kanapę. Jedyna rzecz jaką mogłam teraz zrobić oprócz płakania...


I tak minęło mi kilka godzin. Leżałam zawalona setkami chusteczek. Wszystko z mojej winy. Tak w ogóle po co to zrobiłam? Mogłam, przecież zostać z Harrym. Rozumiem, że ma trasę, ale... No właśnie. Zawsze jest "ale". Nie chcę mu niszczyć życia.
Oczywiście przez ten czas, gdy od nich wyszłam, dzwonił tak z dwadzieścia razy. Po prostu wyciszyłam telefon i położyłam jak najdalej ode mnie...

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Obstawiałam, że przyjdzie o wiele szybciej. Nie miałam zamiaru wpuszczać Harryego, ani nikogo innego z zespołu. Jednak.. podeszłam do drzwi. Przez małe okienko z boku zobaczyłam, że to nie Harry. Po drugiej stronie stał Mike. Otworzyłam drzwi i od razu wróciłam na kanapę. Chłopak wiedział co ma zrobić. Gdy tylko wszedł do środka, potknął się o walizkę. Nawet jej nie zaniosłam. Tak jak weszłam, tak rzuciłam ją na podłogę.

-Ej? Co się dzieje? Czemu nie odbierasz telefonu?
-Dzwoniłeś? -podciągnęłam nosem.
-Tak. Z jakieś pięć razy. Byłem u Harryego, ale Liam powiedział, że jesteś tutaj.

Chłopak, usiadł obok, zgarniając chusteczki na podłogę. Był zdziwiony i to bardzo. Na jego miejscu też bym na pewno była.

-Co się stało? Czemu płakałaś?
-Rozstałam się z Harrym.
-Że co?
-To. Nie jesteśmy już razem.
-Czemu?
-Bo wyjeżdża! Louis cały czas się czepia o to, że z nimi mieszkam. Nie chcę takiego życia dla siebie, ani dla nich.
-Wyjeżdża?
-W trasę. Proszę Mike. Po co do mnie dzwoniłeś?
-Moi rodzice chcieli z tobą porozmawiać.
-Ok. Daj mi z dwadzieścia minut. Pozbieram się i mogę się z nimi spotkać.
-Na pewno? Nie musisz. Mogę im powiedzieć, że się źle czujesz.
-Nic mi nie jest. Daj mi chwilę.

Po tych słowach ruszyłam prosto do łazienki. Wyglądałam koszmarnie. Tusz rozmazany na policzkach. Oczy czerwone. Jak nie ja. Szybko pozbierałam się do tak zwanej kupy i mogłam iść na spotkanie. Wróciłam do salonu, gdzie Mike siedział z moim telefonem. Miałem tylko nadzieję, że go nie odebrał...

-Po co Ci mój telefon?
-Harry dzwonił.
-Odebrałeś?
-Nie. Masz od niego nieodebrane siedemnaście połączeń.
-Możemy już iść? -zabrałam mu telefon.
-I tak się nie wymigasz. Później z tobą pogadam.

Posłałam mu tylko znacząc spojrzenie, żeby dał spokój i ruszyłam do drzwi. Naprawdę nie chciałam o tym gadać, ale on mi nie daruje. Potem będzie jeszcze Alex. I tak w kółko.
Przez następne dwadzieścia minut, gdy szliśmy Liam dzwonił do mnie siedem razy. Czasami po prosu czekałam, aż przestanie, albo rozłączałam. Chyba nie rozumieli tego, że nie chcę z nimi gadać...
Nareszcie byliśmy na miejscu. Mike otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Z salonu było słychać dźwięk muzyki. Jego siostry zapewne oglądały telewizję. Po chwili w korytarzu pojawiła się mam chłopaka. Uśmiechnęła się, przytulając mnie lekko.

-Mike nie mógł się do ciebie dodzwonić.
-Tak, wiem. Zostawiłam telefon w pokoju.
-No nic. Chcieliśmy z tobą porozmawiać o sprawach finansowych.
-To znaczy? Jeżeli mam za coś zapłacić to od razu mówię, że nie mam pieniędzy.
-Nie, nie. spokojnie. Chodźcie.

Spojrzałam zdezorientowana na Mika. Ten tylko posłał mi lekki uśmiech i objął w tali. Nie miałam nic przeciwko. Potrzebowałam czyjegoś wsparcia, a jego bardzo mi odpowiadało.
Idąc za kobietą znaleźliśmy się w pokoju pełnym półek z segregatorami i wielkim biurkiem. Obstawiam, że było to biuro. Moi rodzice mieli takie samo. Po drugiej stronie, na krześle siedział pan Cand. Na nasz widok uśmiechnął się i wstał.

-Rose. Miło Cię widzieć.
-Dziękuję. Pana też. Chcieli państwo ze mną rozmawiać.
-Tak. Usiądź. -wskazał na krzesło.
-Z góry chcę jeszcze raz podziękować za to co państwo dla mnie robią.
-Nie ma za co. Twoi rodzice byli naszymi przyjaciółmi i to normalne, że zajęliśmy się tobą po ich śmierci.
-Dobrze. Więc.. Co to za sprawa?
-Hmmm. Jakby Ci to powiedzieć w łatwy sposób... Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
-Jaką?
-Na pewno Mike zdążył Ci powiedzieć o koncie, które mięli twoi rodzice?
-Coś wspomniał, ale nie wiem o co z tym chodzi.
-No więc... W papierach Taylera, znaleźliśmy tak jakby testament. Była tam zapisana jedna rzecz. Dla ciebie.
-Co to takiego?
-Kod dostępu do konta bankowego.Do twojego konta.
-Mojego? Jak to?
-Rodzice założyli konto na twoje imię. Regularnie wpłacali tam pieniądze, aż trochę się nazbierało. Myślę, że robili to na czarną godzinę. Teraz to wszystko jest twoje. Odziedziczyłaś to. Tak samo jak dom.
-Ile dokładnie jest na tym koncie?

Pan Cand wciągnął głęboko powietrze i przesunął w moją stronę jakąś kartkę. Trochę się zdenerwowałam. Czemu rodzice nic mi o tym nie powiedzieli? O co z tym wszystkim chodziło?
Wzięłam kartkę i zaczęłam czytać. Było to jakieś pismo z banku. Na początku jak to zawsze formalności, a potem kwota jaka znajduje się na koncie. Po przeczytaniu myślałam, że to nie dzieje się naprawdę. Ktoś robi mi jaja...

-Prawie sto tysięcy?
-Dokładnie.
-Ale skąd?
-Mówiłem, że twoi rodzice oszczędzali.
-Aż tyle?
-Tak. To wszystko jest teraz twoje.
-A... Koszty pogrzebu i w ogóle?
-Za to wszystko zapłaciła firma. Nie bój się.
-Bardziej nie mogę uwierzyć. Czemu nic o tym nie wiedziałam?
-Tego to już nie wiem. Może chcieli zrobić Ci niespodziankę.
-Może...

Siedziałam wpatrzona w kartkę. Po prostu nie wierzyłam. Kiedy mieli zamiar mi powiedzieć? I czy w ogóle mieli zamiar?
Pani Cand wytłumaczyła mi dokładnie wszystko co robili i uspokoiła, że nie mam czym się martwić. Za to byłam wdzięczna. Dowiedziałam się także, że niedługo odbędzie się sprawa wobec faceta, który jechał torem. Mają wydać mu wyrok. Kolejny raz będę musiała jechać na policję i do sądu. Po prostu idealni. Myślałam, że po sprawie z gwałtem nigdy nie będę musiała już tam jeździć, a tu proszę...

Siedziałam w pokoju Mike, patrząc na zdjęcia powieszone na ścianie. Miał ich chyba ze sto, albo i więcej. Same wspomnienia. Dopiero, gdy chłopak wszedł do pokoju, zdałam sobie sprawę, że się uśmiecham. Do ściany...
Podał mi szklankę z gorącym kakao i usiadł obok na łóżku. Wyczuwałam, że teraz się zacznie przesłuchanie...

-Rose...
-Mike, proszę Cię. Nie pytaj się mnie o to co się dziś działo. Nie mam ochoty.
-Nie. Chciałem zapytać, czy chcesz zostać na noc. Wiem, że inaczej będziesz sama.
-Dzięki. Jesteś najlepszy. Kocham Cię.

Oparłam się o jego ramię, wpatrując w nasze stopy. Nie odpowiedział mi. Zawsze mówił, że też mnie kocha, a dziś nic.

~~~~~~~

Było po dziewiątej wieczorem , a ja już siedziałam wykąpana, w spodniach dresowych Mike i mojej bokserce. Chłopak proponował oglądanie jakiegoś filmu, ale nie miałam ochoty. Chciałam jak najszybciej pójść spać, a jutro obudzić się z tego koszmaru.
Chłopak zgasił światło i położył się obok. Czułam bijące od niego ciepło i zapach cytrynowego żelu pod prysznic. Harry używa arbuzowego. Nie wiem czemu, ale to była moja pierwsza myśl. Tęskniłam za nim i nawet nie mam zamiaru się sprzeczać.

-Jak się czujesz? -usłyszałam zachrypnięty głos przyjaciela.
-Chujowo.
-Co na to wszystko Harry?
-Nie miał za dużo do powiedzenia. To była moja decyzja.
-Jest twoim chłopakiem.
-Był moim chłopakiem.
-Rose, przecież go kochasz.
-Wiem, ale to wszystko mnie przytłacza. Wolę być sama i trochę pocierpieć, niż być z kimś, a na tym ucierpi więcej osób.

I znów nastała cisza. Słyszałam tylko głębokie oddechy Mikea. W duchu dziękowałam, że go mam. Od razu wiedział, że będę potrzebowała wsparcia.
Odwróciłam się na lewy bok, wtulając w jego klatę. Już dawno nie spałam z nim w jednym łóżku. Nie przytulałam się do niego, tylko Harryego. Można było tu wyczuć. Był trochę bardziej umięśniony. Tylko troszeczkę, ale dałam radę to wyczuć. Coś jeszcze było inne... Był spięty. Czemu?

-Rose... Chyba nie powinniśmy się przytulać.
-Co? Czemu? -spojrzałam w górę, lekko się odsuwając.
-Ja... Yhm... Mam dziewczynę.

Te słowa mnie rozwaliły. Jak to? On? Mike? Czemu nic nie wiedziałam? Odsunęłam się jeszcze bardziej, unosząc na łokciu.

-Dziewczynę?
-Tak.
-Czemu nic o tym nie wiem?
-Nie sądziłem, że będziesz chciała wiedzieć. Byłaś zajęta swoim życiem.
-Jestem twoją przyjaciółką. Wolałeś mnie okłamywać?

Po prosu pięknie. Nawet mój najlepszy przyjaciel mnie okłamywał! Co to za życie? Co to w ogóle za dzień? Jednak to jest prawda. Jak coś się jebie, to jebie się już potem wszystko.
Szybko usiadłam, zapalając lampkę. Wciągnęłam na stopy skarpety i założyłam bluzę. W tamtej chwili miałam wielką ochotę wyjść i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie...

-Co ty robisz?
-Wychodzę.
-Czemu? I dokąd?
-Nie wiem. Daleko. Żeby twoja dziewczyna nie była zazdrosna i żebym nie miała kłopotów jak się o tym dowie.
-Co ty w ogóle gadasz?
-Nie powiedziałeś mi o niej wcześniej. Czemu? Myślałeś, że się tym nie zainteresuje? Myślałeś, że nie obchodzi mnie twoje szczęście? Ja myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Nawet teraz Cię nie mogę przytulić bo masz dziewczynę? Ok fajnie, szczęścia. Jakoś ja zachowywałam się normalnie, gdy byłam z Harrym.
-Normalnie? Byłaś z nim, chociaż wiedziałaś, że Cię kocham.
-Nie wiedziałam! Myślałam, że to jest tylko przyjaźń.
-Całowałaś mnie.
-Gdy byłam z Harrym. Wiedziałam, że tego chcesz. Więcej.. też tego chciałam. A teraz bo ty masz dziewczynę to nawet nie mogę Cię przytulić? Dzięki. Jesteś najlepszym przyjacielem.


Po tych słowach po prostu odwróciłam się i wyszłam. Chwyciłam telefon z szafki, założyłam buty i po chwili byłam na zewnątrz. Było o wiele zimniej niż w dzień. Zapięłam szczelnie bluzę i ukryłam dłonie w kieszeniach. Moim kierunkiem był dom. Tam mogła być sama. Z tym wszystkim co mnie dziś spotkało. Jak na moje było tego o wiele za dużo, ale co tam. Bóg mnie i tak nie kocha, więc dowala mi jak tylko może.
Po dziesięciu minutach byłam już w parku. Wybrałam drogę, która była najbardziej oświetlona. Nie chciałam ryzykować. A nawet jeśli... Kolejna beznadziejna rzecz do mojej dzisiejszej kolekcji. Po prosu nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie. Mój przyjaciel. Znany od wielu lat. Tak po prosu, wolał mi nie mówić tego, że ma dziewczynę. A co tam... Po co mam to wiedzieć.
Byłam wkurzona.  Chciałam się rozładować i z całej siły kopnęłam w śmietnik.

-Uważaj.

Automatycznie moje mięśnie się naprężyły. Znałam ten głos. Odwróciłam się w drugą stronę i spojrzałam na ławkę. Siedziała na niej dosyć dobrze znana mi osoba. Tylko, że... Była sama. To aż mnie zdziwiło.

-Luke?





Ta dam :D Jest rozdział 38 :) I jak? Chyba wyszedł trochę dłuższy nie?
Tak ogólnie jest godzina 02;23 :) 
Poświęciłam się dla was i dodaje go w nocy bo inaczej nie mam neta ;c
Nie wiem kiedy następny ;/ Jeżeli w tygodniu będę miała czas wolny to spróbuję dodać :D
Liczę na miłe komentarze :*

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 37#

Uśmiechnęłam się, czując jak Harry delikatnie jeździ palcami po mojej dłoni. Był już następny dzień. Nawet nie wiem kiedy ta noc minęła. Leżałam wtulona w jego gołą, umięśnioną klatę. Praktycznie cały był goły... Wciągnęłam głęboko powietrze, niechętnie otwierając oczy. Podniosłam głowę lekko w górę, by zobaczyć jego piękny, poranny uśmiech. Chłopak pochylił się, składając pocałunek na moim nosie.

-Dzień dobry.
-Hej -uśmiechnęłam się.
-Jak się spało?
-Hmm. Pytasz ogólnie, czy jak mi się spało, wtulona w Ciebie?
-I to i to -zaśmiał się.
-Więc.. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze.

Uśmiechnęłam się do chłopaka, na co złączył nasze usta. Czułam się inaczej niż zawsze. Czułam się szczęśliwa. Biorąc pod uwagę co ostatnio przeszłam... Nareszcie było trochę lepiej.
Harry przytulił mnie jeszcze bardziej. Przełożyłam swoją nogę przez jego biodra, umieszczając ją na kroczu. Uśmiechnął się, podnosząc zalotnie brew. Mruknęłam, składając pocałunek na jego szyi. Nie miałam na nic sił. Jedyne czego chciałam to wtulić się w niego tak mocno jak tylko mogę i leżeć cały dzień. Niestety... Po chwili ciszy usłyszałam miałknięcie. Trochę się zdziwiłam. Spojrzałam zdezorientowana na Loczka. Ten tylko obdarzył mnie szerokim uśmiechem i wychylił się za łóżko. Nagle mały kotek zawitał na klacie chłopaka. Dopiero wtedy mi się przypomniało...

-Hej kicia -zaśmiałam się.
-Ma śliczne oczka. Takie kocie -Harry podrapał ją za uchem.
-To kot idioto. Ma zielone. Takie jak ty.
-Porównujesz mnie do zwierzęcia?
-A nie mogę? Jesteś taki słodki jak kotek.

Poczochrałam mu grzywkę, zakładając ją potem za ucho. Nie mogłam opanować uśmiechu. Nie wiem czemu, ale cały czas gościł na mojej twarzy. Podniosłam się na łokciu, przyciągając kołdrę do piersi, na co Loczek zrobił smutną minę. Przygryzłam wargę i złączyłam nasze usta. Całowaliśmy się dość namiętnie, ale w pewnym momencie chłopak przerwał, sycząc z bólu. Nie wiedziałam co się stało, dopóki nie spojrzałam na kotkę. Chyba było jej niewygodnie bo zaczęła się przeciągać, wbijając przy tym pazurki w jego skórę. Zaśmiałam się, zabierając zwierzaka i stawiając go z powrotem na podłodze. Mina Harryego... Niezapomniana.

-Ej, tylko nie płacz! -uśmiechnęłam się szeroko.
-Bolało.
Pochyliłam się nad jego torsem i złożyłam tam kilka całusów. Na ten czyn uśmiechnął się, przygryzając wargę. W głowie krążyła mi pewna myśl. Miliony fanek na świecie chcą chociaż raz dotknąć klaty Harryego, albo zobaczyć ja z własne oczy, a ja mam to na co dzień. Zwyczajna dziewczyna, która spotkała go kiedyś w kawiarni i przez głupi rysunek zapieczętowali swoją znajomość. Gdybym teraz oświadczyła to nawet przed setką fanek... Zabiłyby mnie.
Styles przyciągnął mnie nagle do siebie, szczelnie oplatając ramionami. Zaśmiałam się cicho, patrząc w śliczne, zielone oczy.

-Co taka zamyślona jesteś?
-Nie jestem.
-Jesteś. Widzę to.
-Ugh.. Zastanawiam się co będzie na śniadanie bo jestem głodna.
-Mmm. Ja też. To co wstajemy?
-A która jest godzina?
-Już po dziesiątej, kotku.
-Muszę iść do łazienki, ale najpierw... Gdzie rzuciłeś moją piżamę?

Harry uśmiechnął się zadziornie, przygryzając wargę. Wychylił się lekko i spojrzał w stronę szafy. Tak jak myślałam... Leżała tam bluzka, która miałam wczoraj ubrane, ale nie było tam majtek. Spojrzałam na niego lekko zaczerwieniona. Zrobił to specjalnie, żeby mógł zobaczyć mnie z samego rana, paradującą na golasa po pokoju. No cóż... Wyplątałam się z jego uścisku, wstałam z łóżka i szybko podeszłam do szafy. Podniosłam ciuch, który po chwili znalazł się na moim ciele. Jedno dobre, że koszulka była dłuższa i zakrywała mi tyłek. Loczek zaśmiał się, poprawiając się na łóżku i podkładając sobie rękę pod tył głowy.

-Takie widoki z samego rana.
-Gdzie masz moje majtki?

Rozejrzałam się dokładnie po pokoju, ale nic nie zauważyłam. Gdy znów przeniosłam wzrok na chłopaka, machał moją bielizną przed swoją twarzą. Pokręciłam głową, podeszłam do niego i spróbowałam zabrać rzecz, ale oczywiście nie udało mi się. Jego chytry uśmieszek doprowadzał mnie do szału. Spróbowałam jeszcze raz, ale na marne.

-No ej!
-Postaraj się.

Wzięłam sobie jego słowa do serca. Płynnym ruchem ściągnęłam z niego kołdrę. Takie widoki od rana... Uśmiechnęłam się i usiadłam na nim okrakiem. Chciałam go doprowadzić do lekkiego podniecenia. Nachyliłam się, łącząc nasze usta razem. Styles pogłębił pocałunek i położył wolną rękę na moim tyłku. Grę czas było zacząć. Ruszyłam biodrami, dosyć mocno ocierając się o jego kolegę. Wiedziałam, że go to poruszyło, gdyż przygryzł moją wargę. Uśmiechnęłam się i powtórzyłam czyn. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jestem zdolna do takiego czegoś, ale... Podobało mi się.
Kątem oka zobaczyłam, że trzyma majtki centralnie po mojej prawej stronie. Szybko je chwyciłam i zkulnęłam się z łóżka. Harry jęknął. Wyglądał jakby ktoś właśnie zabrał mu zabawkę. Uśmiechnęłam się triumfalnie, zakładając bieliznę. Jego kolega stał na baczność. Byłam dumna z tego, że udało mi się go podniecić. Chłopak wstał, a jego mina nie należała do tych wesołych. Można powiedzieć, że trochę się przestraszyłam. Cofnęłam się, natrafiając na biurko. Styles złapał mnie w pasie i nachylił się do mojego ucha.

-Nieźle zagranie -wyszeptał.

Zachłannie wbił się w moje usta. Byłam tak zajęta jego wargami i językiem, że dopiero po chwili zorientowałam się, że rusza we mnie swoimi długimi palcami. Cicho jęknęłam, na co przerwał ruchy ręką i ostatni raz cmoknął moje usta. Byłam zdezorientowana. Czyżby tak na mnie działał, że traciłam rozum?
Loczek uśmiechnął się zadziornie, podniósł z podłogi swoje bokserki i płynnym ruchem naciągnął je na jędrny tyłek.

-Jeden do jednego, skarbie -puścił mi oczko.

.......

Gdy weszliśmy do kuchni, siedziały tam dwie kobiety. Anne i Gemma. Na widok siostry Harryego, szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Dziewczyna chyba też się ucieszyła. Szybko wstała, podeszła i mocno nas uściskała. Naprawdę ją polubiłam.

-Rose! Jak miło Cię widzieć.
-Ciebie też.
-I Harry. Ty przystojniaku.

Zaśmialiśmy się, na co Gem przytuliła nas jeszcze raz. Była naprawdę wspaniała. Tak samo jak Anne i Harry. Chyba cała rodzina Stylesów jest taka...
Gdy emocje już opadły, Anne poinformowała nas, że śniadanie mamy w szafce. Poszłam z Loczkiem do kuchni, gdzie znaleźliśmy wielki talerz naleśników. Jeżeli myślała, że my to wszystko zjemy to się myliła. Po trzech byłam już pełna. Wypiłam do końca swoją owocową herbatę i włożyłam naczynia do zlewu. Harry zrobił to samo, następnie przyciskając mnie do blatu. Uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na jego ramionach.

-Przejdziemy się?
-Teraz?
-Dopóki jest ładna pogoda. Później może padać.
-Ok, tylko najpierw coś muszę zrobić.

Pocałowałam go w pełne, różowe usta i pobiegłam do pokoju. Nie byłam tam długo. Po jakiś trzech minutach wróciłam z Hazzą na rękach. Gemma na sam widok szeroko się uśmiechnęła. Wzięła ode mnie kotkę i podrapała po głowie.  Zwierzę przekręciło się na plecy, złapało jej palec i zaczęło go gryźć.



-Jaki słodki! Skąd go macie?
-Znalazłam ją wczoraj. Twoja mama zgodziła się, żeby został.
-Ją? Jest śliczna. Jak ma ma imię?
-Więc... Hazza. Tylko się nie śmiejcie.
-Wow. Bracie, ale jesteś wychwytywany -dziewczyna się zaśmiała.
-Możesz jej zmienić imię.
-Jest świetne. Mama będzie się czuła jakby Harry był w domu.
-Dokładnie -Anne się uśmiechnęła.
-Możesz się nią zająć? Chcemy pójść na spacer.
-Jasne. Nie ma sprawy.
-Dzięki.

Uściskałam ją lekko, dając całusa w policzek. Harry uśmiechnął się szeroko, prowadząc mnie w stronę korytarza. Pomógł założyć kurtkę i otworzył drzwi. Mówił prawdę. Na dworze było ładnie. Ciepło, ale wiał lekki wiaterek. Możliwe, że później może to się przerodzić w deszcz. To jest Anglia...
Szliśmy przed siebie, trzymając się za ręce. Dopiero, gdy chłopak wprowadził mnie na dużą polanę zorientowałam się, gdzie idziemy. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Pamiętne drzewo, gdzie Harry wyrył nasze inicjały.
Byliśmy blisko starego mostku. Momentalnie się zatrzymałam. Loczek spojrzał się rozbawiony i ruszył dalej. Nie miałam zamiaru postawić na nim nogi. Puściłam dłoń chłopaka, na co się odwrócił.

-No chodź -zaśmiał się.
-Wiesz, że się boję.
-Przecież nic się nie stanie.
-A skąd taka pewność?
-Po prostu wiem.
-Nie postawię na nim nogi. Wygląda jakby zaraz miał się zawalić.
-Ok.

Styles podszedł do mnie i wziął na ręce. Mocno oplotłam ramionami jego szyję i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że się śmieje, ale to nie moja wina, że się boję. Ten mostem zawsze będzie mnie przerażał. Nagle zatrzymał się, a ja nie miałam odwagi otworzyć oczu.

-Jesteśmy już po drugiej stronie?
-Tak -zachichotał.

Wciągnęłam głęboko powietrze i otworzyłam oczy. Tak szybko jak moje powieki podniosły się do góry, tak szybko opadły. Okłamał mnie. Staliśmy na samym środku mostku. Jeszcze mocniej chwyciłam się jego szyi, na co stęknął.

-Udusisz mnie.
-Okłamałeś mnie!
-Rose, otwórz oczy. Nic Ci nie będzie.
-Ale ja się cholernie boję! Proszę przejdź na drugą stronę.
-Jeżeli nie staniesz na własnych nogach i nie otworzysz oczu to wrzucę cię do wody.
-Nie zrobisz tego.

Nic nie odpowiedział. Po chwili poczułam pod tyłkiem cienką deskę. Kretyn posadził mnie na barierce! Pisnęłam, mocno zaciskając palce na jego kurtce.

-Proszę weź mnie stąd!
-Rose... Zrób to dla mnie i otwórz oczy. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
-Będziesz mnie trzymał?
-Tak. Nie puszczę Cię.

Wciągnęłam powietrze i powoli podniosłam powieki. W środku cała się trzęsłam. Wtedy naprawdę byłam na niego wkurzona. Chłopak uśmiechnął się lekko i pociągnął bym ustała. Zrobiłam to, ale od razu mocno się w niego wtuliłam.

-Jeżeli przejdziesz do końca sama, trzymając mnie tylko za rękę to już nigdy nie będę ci kazał tego robić.
-Mogę mieć zamknięte oczy?
-Nie! -zaśmiał się.
-Już nigdy...

Zrobiłam mały krok w tył, mocno trzymając jego dłoń. Musiałam... Inaczej stalibyśmy tu cały dzień. Powoli ruszyłam. Po paru krokach deski zaskrzypiały. Pisnęłam, ale Harry mnie uspokoił. Przyspieszyłam i po chwili byliśmy na ziemi. Zero starego drewna. Chłopak zaśmiał się głośno na co po chwili dostał z liścia w lewy policzek.

-Ała! Za co?
-Za to, że jesteś kretynem! Mogła tam umrzeć!
-Nie pozwoliłbym.
-Nie rozumiesz, że się boję? Gdy widzę przez deski wodę, wydaje mi się, że zaraz wpadnę.
-Chciałem żebyś przezwyciężyła strach. Udało Ci się. No prawie.
-Jesteś idiotą!
-Wiem, ale dałaś radę. Już nigdy nie będziesz musiała po nim przechodzić.
-Czyli, że już nigdy tu nie przyjdziemy?
-A tego chcesz?
-Nie! Podoba mi się to miejsce. Jest tu tak cicho.
-Będę cię przenosił, kotku.
-Mam taką nadzieję.

Uśmiechnęłam się lekko, na co mnie przytulił. Ruszyliśmy w stronę "naszego miejsca". Nie wiem jak on mógł zapamiętać drogę. Po prostu podziw. Tyle drzew. Tyle krzaków, a on zawsze wiedział gdzie i kiedy skręcić.
Po chwili byliśmy na miejscu. Przejechałam palcami po wyrytym napisie, a uśmiech sam zagościł na moich ustach. Styles przytulił mnie w talii i pocałował w policzek. Nie zdążyłam mu go nawet oddać bo usiadł na ziemi. Trochę się zdziwiłam, ale to jest Harry Styles... Usiadłam obok, a chłopak się położył. Miałam być jakaś inna? Zrobiłam to samo, uśmiechając się.

*OCZAMI HARRYEGO*

Położyłem się na ziemi, patrząc na zdziwioną Rose. Po chwili zrobiła to samo, kładąc głowę na moim ramieniu. Gdy przypomniałem sobie jej wyraz twarzy na mostku, aż chciało mi się śmiać. Była taka przerażona. Wiem, że to trochę nie fair, ale chciałem żeby przezwyciężyła strach. Chyba mi się nie udało. Zrobiła to raczej z przymusu. Ugh...
Spojrzałem na nią. Leżała tak spokojnie, wpatrując się w niebo. Musiałem jej nareszcie powiedzieć...

-Rose?
-Tak?
-Chcę Ci coś powiedzieć.
-Ja tobie też.
-Oh. No to mów pierwsza.

Uśmiechnąłem się, wiedząc, że mam więcej czasu na przemyślenia. Kompletnie nie wiem jak się za to zabrać. Nie chcę jej w jakikolwiek sposób zranić...

-Chcę Ci powiedzieć, że mimo iż zachowałeś się jak ostatni kretyn i tak Cię kocham. Chciałeś dla mnie dobrze, ale i tak będę się bała, więc wybacz. Szczerze to sobie nie wyobrażam teraz życia bez ciebie. Jesteś jedyną osobą, która mi została oprócz przyjaciół, i która bardzo mocno kocham. W ogóle... Zmieniłeś moje życie. Nigdy nie przypuszczałam, że mogę się dopuścić czegoś takiego jak dziś rano. Zadziwiłam samą siebie. Dziękuje Ci za to.
Na jej słowa jakoś tak zrobiło mi się gorąco. Kochałem ją jak głupi. Nie mogłem popsuć chwili, w której była taka szczęśliwa. Nie mogłem jej powiedzieć, że niedługo wyjeżdżam w trzymiesięczną trasę...

-A ty co chciałeś powiedzieć?
-Też Cię kocham. To co było rano... Mrrr. Jestem zboczony, a ty powoli się uczysz -zaśmiałem się.
-Jeszcze Cię zaskoczę.
-Mam nadzieję.

Leżeliśmy już z dobre pół godziny. Słońce czasami przebijało się przez chmury, muskając promieniami nasze twarze. Rose bawiła się moją dłonią. Podobało mi się to. Miała takie delikatne palce. Uśmiechnąłem się, gdy zdjęła z mojego palca pierścionek i założyła na swój. Był trochę za duży, ale wyglądał jeszcze lepiej.

-Zostaniesz moją żoną?
-Yhmm. Masz poczucie humoru. -zaśmiała się.
-Mówię serio. Gdybym teraz naprawdę poprosił Cię o rękę... Co byś odpowiedziała?
-Nie wiem. Chyba... Tak. Zaskoczyłbyś mnie tym pytaniem.
-Zostałabyś wtedy moją narzeczoną. Tylko moją. Na zawsze.
-To tylko nasza wyobraźnia...
-Nie wierzysz, że mógłbym Ci się oświadczyć?
-Wierzę, ale wiem, że tego nie zrobisz. Jest za wcześnie, a na świecie jest wiele dziewczyn.

Rose ściągnęła pierścionek i chciała założyć go z powrotem na mój palec. Zabrałem go, usiadłem i chwyciłem jej drobną dłoń. Była trochę zdezorientowana
.
-Chcę żebyś ty go miała. Będzie Ci o mnie przypominał. Znak mojej miłości. Nie takie prawdziwe zaręczyny, ale coś przed wczesne.
-Wiesz, że jesteś głupi?
-Wiem, ale za to mnie kochasz, prawda?
-Prawda.

Uśmiechnąłem się szeroko, a dziewczyna to odwzajemniła. Wsunąłem pierścionek na jej palec, patrząc w piękne brązowe oczy. Po chwili złączyłem nasze usta. Takie gorące. Takie pełne miłości.
Była szczęśliwa. Ja też. W duchu dziękowałem, że nie spierdzieliłem tych chwil. Niestety i tak będę musiał jej powiedzieć...

*OCZAMI NIALLA*

Tak więc zostałem sam. Harry pojechał do Holmes Chaple. Zayn, Liam i Louis ... Nawet nie wiem gdzie. Mam wolny dom. Mam trochę czasu, co oznacza, że mogę na osobności pogadać z Alex. Ta dziewczyna namieszała mi w głowie. Każda myśl jest o niej. O tym jakie ma piękne oczy. O tym, że gdy się uśmiecha to robią jej się słodkie dołeczki...
Zaparkowałem samochód przed salonem fryzjerskim. Z tego co wiem kończy o pierwszej. Założyłem na nos czarne ray bany i wysiadłem. Nie chciałem mieć teraz na głowie fanek. Niby w mieście wszyscy już są przyzwyczajeni, ale zawsze ktoś się znajdzie...
Nie zdążyłem złapać klamki, a drzwi się otworzyły. Po drugiej stronie stała zdziwiona Alex. Uśmiechnąłem się, cofając o krok.

-Hej.
-Hej. Co tu robisz?
-Przyjechałem po ciebie.
-Po mnie? Z jakiej to okazji?
-Chciałem pogadać.
-Hmm. Jeżeli zabierzesz mnie na jakieś jedzenie to pojadę. Umieram z głodu.
-Jasne.

Zaśmieliśmy się. Objąłem dziewczynę w pasie i poprowadziłem do samochodu.
Ok, chciała coś zjeść, ale ja chcę z nią pogadać. Mam nadzieję, że nie będzie zła, gdy pojedziemy do domu i zamówię pizze.
Po jakiś pięciu minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem na podjeździe i szybko poszedłem pomóc jej wysiąść. Uśmiechnęła się, zabrała mi okulary i wsunęła na swój mały nosek.

-Niezłe są -zaśmiała się.
-Nie obrazisz się jak zamówię pizze?
-No jasne, że nie. Która dziewczyna nie chciałaby zjeść pizzy z Niallem Horanem?

Pokręciłem rozbawiony głową, gdy wchodziliśmy do środka. Całe szczęście, że jest chociaż jaki taki porządek. Pomogłem zdjąć jej kurtkę i poszliśmy do salonu. Usiadłem na kanapie, chwytając ulotkę z pizzeri. Blondynka położyła się obok, umieszczając głowę na moich kolanach. Uśmiechnęła się, gdy zagarnąłem niesforny kosmyk włosów za jej ucho.

-To co zamawiamy?
-A co byś chciała?
-Nie wiem. A ty?
-Ja chciałbym Cię pocałować.

Sam zaskoczyłem się tymi słowami. Alex chyba nie miała nic przeciwko. Uśmiechnęła się kładąc dłoń na moim policzku. Wziąłem to za zgodę, nachyliłem się, lekko łącząc nasze usta. Były takie delikatne. Jak zawsze. Otarłem swój nos o jej na co cicho się zaśmiała. Niestety... To co miałem jej powiedzieć, nie czyniło mnie wielce szczęśliwym...

-Ej, co jest?
-Musimy porozmawiać.
-Ok. No to mów.
Zauważyłem, że była trochę zestresowana. Chciałbym wiedzieć co jej chodziło po głowie. Co czuła do mnie i czy w ogóle coś czuła.
-Alex wiesz, że Cię bardzo lubię.
-Wiem i ja ciebie też. Nigdy nie miałam takiego chłopaka jak ty... To znaczy przyjaciela.

Szybko usiadła, poprawiając sobie włosy. Sama siebie zaskoczyła tymi słowami. Wątpiła... Czułem to. Przysunąłem się bliżej, łącząc nasze dłonie razem. Chciałem, żeby wiedziała, że jest dla mnie ważna.

-Niall... Czym my tak naprawdę jesteśmy?
-Jak to czym?
-No... Całujemy się, przytulamy, spotykamy...
-Chodzi Ci o to czy jesteśmy razem? Właśnie chciałem o tym porozmawiać. Jesteś mi bardzo bliska. Jeszcze nigdy nie zakochałem się w dziewczynie tak szybko jak w tobie. Kocham Cię i chcę żebyśmy byli razem... Oczywiście jeżeli ty też chcesz, ale...
-Ale? Boisz się jak zareagują inni?
-Nie! Po prostu... Niedługo wyjeżdżamy w trasę. Boję się, że to nie przetrwa.
-W trase? Na jak długo?
-Trzy miesiące. Nie chcę zostawiać Cię na tak długo.
-Ale to przecież normalne. Rozumiem...
-Więc, co będzie z nami?
-Nie wiem. Jestem tylko zwykłą dziewczyną.
-Jesteś wspaniała dziewczyną. Chciałbym spróbować. Jeżeli się nie uda to zostaniemy przyjaciółmi. Co ty na to?
-Czyli jesteśmy razem?
-Oficjalnie tak -uśmiechnąłem się.
-Teraz chciałabym Cię pocałować.
-Z tym nie ma problemu.

Złączyłem nasze usta, lekko dodając język. Nareszcie czułem się w pełni szczęśliwy. Była moja. Tylko moja. Miałem nadzieję, że przez ten wyjazd nic się nie zmieni.

-I jeszcze coś...
-Co takiego? -spojrzała mi w oczy.
-Harry... Miał to powiedzieć Rose, ale wiesz jak ona się teraz czuje. Nie wiem, czy już to zrobił, więc nie mów jej o tym w razie czego, ok?
-Jasne. Mam nadzieję, że dobrze to przyjmie.
-Ja też...



Sorry , że tak  długo , ale odcięli mi net ;//  Następny nie wiem kiedy...;c
Mam nadzieję , że wam się spodoba :* próbowałam napisać romantyczny ;p KOCHAM WAS <3
Liczę na miłe komentarze <3



Tak weźcie komentujcie rozdział , to dla niej bardzo ważne ! Pozdrawiam serdecznie . :) <3 / Ola