środa, 16 lipca 2014

Rozdział 45#

Minęły kolejne dwa tygodnie. Dwa tygodnie, nie należące do moich ulubionych. No bo... Kto z was chciałby żegnać się ze swoją drugą połową z wiedzą, że nie zobaczy jej przez kolejny miesiąc? Ja nie chciałam, ale musiałam. Harry znów wyjechał, ale tym razem było lepiej. O wiele lepiej. Tym razem się nie kłóciliśmy. Tym razem nie płakałam. Po prostu pocałowaliśmy się, przytuliliśmy i obiecaliśmy, że wszystko będzie dobrze. Jak na razie jest. Brunet dzwoni do mnie codziennie, przed koncertem. Miło jest słyszeć jego głos i wiedzieć, że zanim wyjechał było tak jak powinno. Tak jak kilka miesięcy temu. Spędzając wspólnie czas. Śmiejąc się. Jak w normalnym związku.
Szkoda tylko, że po tym było troszkę gorzej. Może nawet bardziej niż troszkę. Nadszedł moment kiedy miałam powiedzieć Alex o Lukeu. Powiedziałam...
Mike tak jak obiecał, był przy mnie. Usiedliśmy w pokoju dziewczyny, spokojnie zaczynając rozmowę. Powiedziałam jej to co Mikeowi. Dawałam różne argumenty, ale Alex nie chciała tego słuchać. Zaczęła mnie wyzywać. Mówiła, że ją oszukałam. Że jako przyjaciółka powinnam jej powiedzieć. Nie rozumiała dlaczego w ogóle zaczęłam się z nim zadawać. Na sam koniec dostałam od niej w twarz. Trochę zabolało, ale przyznam, że się tego spodziewałam. Mimo nakazów zostawienia jej samej, nie odpuściłam. Tłumaczyłam, że stał się innym człowiekiem. Jest przyjacielski, zabawny, nie jest chamem. Jednak to nic nie dało. Obraziła się na mnie. Nawet nie byłam zdziwiona.
Ostatecznie odpuściłam. Z własnej głupoty ją straciłam, ale nie na długo. Przyszła do mnie po kilku dniach. Przytuliła mocno, przeprosiła, lecz dalej wyzywała od kretynek. Rozumiałam ją. Na jej miejscu na pewno zachowałabym się tak samo.
Doszło do tego, że się pogodziłyśmy. Spędzałyśmy ze sobą czas. Było tak jak dawniej. Niestety musiała mnie zostawić i jechać na urodziny cioci...
Jest niedziela, leżę na kanapie, umierając z nudów. Naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić. Samotność jest wkurzająca...
Po kolei przełączałam kanały w telewizji. Dosłownie nic ciekawego. Jednak, gdy trafiłam na program muzyczny, zainteresowałam się.

"Dziś na ekran rzucamy temat grupy One Direction. Zespół jest właśnie w swojej krótkiej trasie koncertowej. Aktualnie znajdują się w Meksyku, gdzie odbędzie się koncert. Tysiące fanek czekają na ten występ. Wiem także, że miliony fanek są załamane obaloną plotką na temat Harryego Stylesa jako singla. To nieprawda. Uroczy brunet nadal umawia się ze swoją dziewczyną. Ostatnim razem widziano ich na lotnisku w Londynie. Ja osobiście życzę im szczęścia. Mówił dla was Matt Grimwer. Do następnego!"

Nie wiem czemu, ale wpatrywałam się w ekran jak jakaś głupia. Dopiero po chwili się ogarnęłam. Wyłączyłam telewizor, poprawiając się na kanapie. Nigdy nie myślałam o tym, że gadają o nas w telewizji. To takie... dziwne, ale jedno z tego wszystkiego było dobre. Nikt z poza "rodziny" nie wiedział o naszym rozstaniu...

Leżałam w ciszy przez dobre pół godziny. Na szczęście przerwał ją dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam z kanapy i poszłam je otworzyć. Po drugiej stronie stał uśmiechnięty Mike.

-No hej! -zaśmiał się.
-Cześć.

Cieszyłam się na jego widok, ale chciałam się trochę podroczyć. Zachowałam całkiem poważną minę. Odwróciłam się i z powrotem usiadłam na kanapie. Chłopak momentalnie był obok. Złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy.

-Ej, kocie co się stało?

Jego mina... Nie mogłam wytrzymać i zaczęłam się śmiać. Od razu zrozumiał o co chodziło. Uśmiechnął się szeroko, szturchając moje ramię.

-Zawsze się nabierasz.
-Bo się martwię!
-Dobrze, że jesteś. Umieram z nudów.
-Kapitan Mike przybywa na ratunek. Zabieram Cię gdzieś.
-Gdzie? Kapitan Mike? Na serio? -zaśmiałam się.
-Tak na serio. No już szykuj się i idziemy.
-Mam się jakoś przebrać?
-Jest ok.
-No to chodźmy Kapitanie.

Uśmiechnęłam się szeroko na samą myśl o tym przezwisku. Mike pokręcił głową i wstał z kanapy. Zrobiłam to samo, chwytając ze stolika telefon, a z wieszaka bluzę. Po chwili byliśmy już na dworze. Chłopak podszedł do samochodu, chwilę się zastanawiając.

-Jednak jedziemy samochodem.
-Nóżki bolą?
-Nie chciałabyś pojechać z moją mamą na zakupy.
-Oj nie mogło być aż tak źle.
-Było.

Zaśmiałam się, wsiadając do samochodu. Byłam ciekawa gdzie mnie zabiera. Nie musiałam długo czekać. Nie jechaliśmy nawet pięć minut. Chłopak zatrzymał samochód, a ja zorientowałam się, że jesteśmy w parku.

-Na serio?
-Zabieram Cię na piknik.
-Zobacz ile dzisiaj jest tu ludzi.
-Spokojnie. Nie będziemy jedli tutaj.

Spojrzałam na niego trochę zdezorientowana. Ten jedynie się uśmiechnął i wysiadł. Zrobiłam to samo. Po chwili był już obok z dużym koszykiem w ręce i kocem. Postanowiłam nie pytać dokąd idziemy. Jeżeli chciał zrobić mi niespodziankę to mu na to pozwolę.
Szliśmy ramię w ramię. Poczułam jak obejmuje moją talię. Uśmiechnęłam się, a po chwili już staliśmy. Byliśmy na końcu parku. Rozejrzałam się, zauważając tylko kilka osób.

-Tutaj?
-Nie.

Chłopak przeszedł jeszcze kawałek, odgarniając ręką krzaki przed nami. Uśmiechnęłam się, nareszcie wiedząc gdzie mnie zabiera. Nasze miejsce. Już dawno tam nie byłam. Przeszłam obok niego, przeciskając się przez wystające gałęzie. Odebrałam od niego koszyk, a po chwili stał już przede mną. Zaśmiałam się, wyciągając mu z włosów kilka liści.

-Nie mogę uwierzyć, że zapomniałaś o tym miejscu.
-Nie zapomniałam. Po prostu nie sądziłam, że będziesz chciał tu przyjść.
-Żartujesz? Przychodzę tutaj, gdy tylko mam czas.

To mnie trochę zaskoczyło. Nie wiedziałam o tym. Nawet nie pomyślałam. Przeszliśmy kawałek dalej, natrafiając na stary plac zabaw. Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy przypomniałam sobie te wszystkie sytuacje, które się tutaj wydarzyły.
Mike chwycił koc i rozłożył go pod drzewem. Usiadł na nim, klepiąc miejsce obok. Uśmiechnęłam się, po chwili siedząc już obok niego.

-Jak zielono. -zaśmiałam się.
-Przyznaj, że to miejsce w ogóle się nie zmienia.
-Może trochę.
-Lubię tutaj przychodzić. Takie odosobnienie.
-Jestem ciekawa, czy ktoś jeszcze pamięta o istnieniu tego placu zabaw. Jest taki stary.
-Wątpię. Tam dalej jest przecież las. Raczej nikt się tutaj nie zapuszcza.
-Nikt nie przeciska się przez krzaki.
-Jesteśmy oryginalni.
-Oczywiście. Co masz dobrego? Jestem głodna.

Mike uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki. Przygryzłam wargę, spuszczając głowę, by włosy zasłoniły mi twarz. Był taki uroczy. I jeszcze pomysł z tym piknikiem. Z tym miejscem...
Brunet po kolei wyciągał z koszyka różne rzeczy. Sok w kartonie, dwa plastikowe kubeczki, pudełko z pokrojonym bananem, paczkę chipsów. Po chwili przestał, ale ręce miał cały czas w koszyku. Ruszył zabawnie brwiami, wyciągając talerz przykryty folią.

-Co to?
-Zobacz.

Zmarszczyłam brwi, powoli ściągając folię. Na talerzu leżała pizza. Nie byle jaka pizza. Jego pizza.

-Nie!
-Tak!
-Upiekłeś ją specjalnie na piknik?
-Specjalnie dla Ciebie bo wiem, że za nią szalejesz.
-Kocham Cię!

Zaśmiałam się i mocno go przytuliłam. Nie wierzę, że ją upiekł. Tak dawno już jej nie jadłam. Po prostu najlepsza na świecie.
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy podał mi kawałek. Oparłam się plecami o drzewo, delektując każdym kęsem. Wspomnienia wróciły. Pamiętałam jak bawiliśmy się tutaj w berka. Skończyliśmy lekcje i od razu tutaj przybiegliśmy. Było wspaniale. Bez żadnych zmartwień. Tacy młodzi. Pełni energii...

-O czym myślisz? -poczułam szturchnięcie.
-O przeszłości. O tym jak byliśmy mali.
-Tak... Też to czasami robię. To miejsce przywołuje wspomnienia, prawda?
-Prawda. Pamiętam jak zaliczyłeś tam glebę -pokazałam na miejsce koło huśtawek.
-To były czasy.
-Chciałbyś czasami wrócić do tamtych lat? Tak jakby cofnąć czas?
-Wiele razy.
-Zmieniłbyś coś wtedy?
-Starałbym się bardziej. -złapał delikatnie moją dłoń.

Nastała chwila ciszy. Wiedziałam o co mu chodzi. Powodem byłam ja. Starałby się bardziej i może by mu się udało. Może bylibyśmy razem. Wszystko potoczyło by się inaczej...

-A ty co byś chciała zmienić?
-Wtedy... Zostałabym u Alex. Nie szłabym do domu.
-No tak... Wiesz, wydaje mi się, że to wszystko jest już gdzieś zapisane.
-Co takiego?
-Nasze życie. Te wszystkie sytuacje.
-Może. A może po prostu sami do tego doprowadzamy.
-Tego nikt nie wie...

~~~~~~~~~

-Jest! Trafiony!

Minęły może już trzy godziny, a my dalej siedzimy pod drzewem, śmiejąc się jak jakieś głupki. Aktualnie naszą zabawą jest trafianie dropsami do buzi drugiej osoby. Naprawdę zachowujemy się jak dzieci...

-Teraz ja!
-I tak nie trafisz Kapitanie Mike.
-Tobie udało się za piątym razem -zaśmiał się.
-Bo się ruszałeś! 
-Gadaj dalej. No już otwieraj tą śliczną buźkę.

Pokręciłam głową, lekko rozchylając usta. Mike celował chwilę, rzuciła, a drops trafił mnie w policzek. Zaśmiałam się, w on znów rzucił. Tym razem trafił, ale nie w usta.

-Trafiony!
-Miałeś celować w usta, a nie stanik!
-Ważne, że trafiłem.
-Teraz go wyciągaj. -byłam poważna.
-Serio?

Pokiwałam głową na co się uśmiechnął. Zbliżył się, oparł brodę o moją szyję i zaczął łaskotać. Z bycia poważnej nici. Zaśmiałam się głośno, czując jak jego lekki zarost, drapie moją skórę. Chłopak, tak mi się wydaje, złożył tam krótki pocałunek, następnie zjeżdżając nosem w kierunku moich piersi. 

-Cycki, cycki, cycki! -zaczął ruszać głową na boki.

Wtedy to już nie mogłam. Mój śmiech na pewno usłyszeli wszyscy w parku. Opadłam na plecy, a Mike na mój brzuch. Oboje śmieliśmy się przez dobre pięć minut. Takie rzeczy to tylko z nim.

-Kretyn z Ciebie.
-No wiem.
-Boże co to było.

Znów się zaśmiałam, wyciągając dropsa ze stanika. Wyrzuciłam go w trawę, następnie wplatając palce we włosy bruneta. Cały czas leżał pomiędzy moimi nogami z głową na moim brzuchu. Po chwili podciągnął się wyżej, przykładając ucho do mojej klatki piersiowej.

-Ale Ci serce wali.
-To chyba dobrze. Znak, że żyję.
-Ale aż tak szybko?
-To przez ten śmiech.
-Chcesz jeszcze raz? -klęknął nade mną.
-Nie dzięki. 
-Sorki. Zapomniałem, że masz chłopaka.

Czar tych chwil prysł. Wciągnęłam głęboko powietrze. Przez Mikea, przez te chwile razem, zapomniałam o Harrym. Zapomniałam o tym, że jesteśmy razem. Naprawdę coś do niego czułam. Coś więcej, ale... Musiałam wybrać. Najgorsza rzecz w moim życiu...

-Mike, ty jesteś moim przyjacielem. Najlepszym i nikt nigdy cię nie zastąpi. Proszę nie gadajmy o tym.
-Dobrze, ale mogę się do Ciebie przytulić?
-Jasne, ale może lepiej się już zbierajmy. 

Chłopak jedynie pokiwał głową i wstał. Chwyciłam jego ręce, po chwili opierając się już o jego klatkę. Patrzył na mnie z takim... pożądaniem? Nie wiem jak to nazwać. Widziałam to coś w jego oczach. To przy czym miękną mi kolana. To samo co widzę u Harryego.
Uśmiechnęłam się lekko, cofając o krok. Mike odwzajemnił uśmiech i zaczął pakować rzeczy do koszyka. Pomogłam mu, składając koc i po chwili byliśmy gotowi. Znów przecisnęliśmy się przez zarośla i ruszyliśmy do samochodu.
Gdy Mike zaparkował przed moim domem, lunął deszcz. Roześmiani wbiegliśmy do środka, szybko zamykając drzwi. Droga z samochodu trwała może z pięć sekund, a i tak byliśmy mokrzy. Uśmiechnęłam się do chłopaka, zagarniając za ucho mokre pasemko.

-To jak? Kapitan Mike zostanie i obejrzymy jakiś film?
-Zostanie z przyjemnością...


~~~~~~~~~~

Jest początek lipca, godzina trzecia w nocy, próbuję spać, ale nie mogę bo ktoś dobija mi się do drzwi. Kto normalny w środku nocy nie śpi?
Zwlokłam się ledwie żywa z łóżka i poszłam do salonu. Automatycznie zapaliłam wszystkie światła, podchodząc do drzwi. Moje zmęczenie dało o sobie znać. Ziewnęłam mocno, zakrywając usta ręką. Nawet nie pamiętałam o tym, żeby sprawdzić przez okienko kto stoi na zewnątrz. Po prostu otworzyłam. Gdy zobaczyłam osobę na przeciwko, od razu się pobudziłam. Czułam jak uśmiech maluje mi się na ustach, ale został zatrzymany pocałunkiem. Długim, namiętnym i gorącym pocałunkiem. Jedyne co wtedy słyszałam było bicie mojego serca i zatrzaskujące się drzwi.

-Wróciłeś. -wyszeptałam łapiąc w dłonie twarz chłopaka.
-Nie mogłem wytrzymać. Tak bardzo tęskniłem. Przepraszam jeżeli Cię obudziłem.
-Harry... Chłopacy?
-Są w domu. Jestem tak padnięty. Dopiero przyjechaliśmy z lotniska.
-To po co przyjeżdżałeś? Mogłeś przecież jutro.
-Chciałem Cię zobaczyć.
-Chodź idioto.


Pocałowałam go jeszcze raz, złapałam za dłoń i poprowadziłam do sypialni, gasząc po drodze światła. Jedyne czego teraz chciałam to wtulić się w jego gorące ciało i spać. Moje serce biło jak oszalałe. Tak bardzo za nim tęskniłam. Teraz jest obok. Stoi, patrząc się tymi kocimi oczami.

-Zostajesz na noc. -przytuliłam się do niego.
-Po to przyjechałem.

Uśmiechnęłam się, odpinając guziki jego koszuli. Po chwili był już tylko w bokserkach. Przygryzłam wargę, lustrując go od stóp po czubek głowy. Był jeszcze bardziej napakowany niż przed wyjazdem. Boże...
Nawet nie wiem kiedy weszliśmy do łóżka. Leżałam wtulona w jego gołą, umięśnioną klatę, słuchając bicia serca. Serca należącego do chłopaka, którego kocham. Tak... Kocham go i jestem tego pewna w stu procentach. To on jest tą osobą, z którą chcę żyć.
Uniosłam głowę, patrząc na jego twarz. Lekki zarost, piękne zielone oczy ukryte pod gęstymi rzęsami. Różowe usta, proszące się o całowanie. Tak też zrobiłam. Złączyłam je lekko z moim, a chłopak to odwzajemnił.

-Harry.
-Tak?
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
-Wróciłem. Teraz jeżeli będziesz chciała... będę zawsze.
-Masz być.

Droga do snu nie trwała długo. Odleciałam po pięciu minutach, cały czas myśląc o tym, że mój Harry jest obok...

Obudziłam się i pierwsze co było w mojej głowie to "Harry". Przekręciłam się na bok, kładąc rękę tam gdzie powinno znajdować się ciało chłopaka. Jednak go nie było. Otworzyłam oczy, czując zawiść. To musiał być tylko sen. Kolejny sen z nim w roli głównej. Z powrotem wylądowałam na plecach, a moim oczom rzuciła się pewna rzecz, a raczej rzeczy. Koszula i spodnie... Harryego. Uśmiechnęłam się, bo to była rzeczywistość. Nawet uszczypnęłam się dla pewności. On tu był... W domu.
Szybko zerwałam się na równe nogi. Gdy wyszłam na korytarz już wiedziałam gdzie jest. Po cichu przeszłam w stronę kuchni napotykając go na linii mojego wzroku. Przygryzłam wargę, widząc jak mięśnie pleców chłopaka napinają się przy każdym ruchu.
Zakradłam się, przytulając do jego pleców. Były takie ciepłe i umięśnione. Dłońmi jeździłam w górę i dół jego klatki piersiowej. Usłyszałam jak cicho mruczy. Złożyłam krótki pocałunek na jego łopatce zanim się odwrócił. Włosy jak zawsze miał roztrzepane na wszystko strony. Uśmiechnęłam się na ten widok. Oplotłam ręce na jego szyi, a on swoje na mojej talli. Zbliżył się jak tylko mógł, składając soczysty pocałunek na moich ustach.

-Myślałam, że to był tylko sen.
-Jestem tutaj.
-Bardzo się z tego cieszę.
-Czyli, że... Mike...
-Mój przyjaciel.
-A ja?
-Mój mężczyzna.

Brunet uśmiechnął się szeroko co odwzajemniłam. Znów zaczęliśmy się całować, ale tym razem wolno, leniwie, chcąc nacieszyć się każdą sekundą. Czułam go tak blisko siebie. Tak jak chciałam czuć już od dawna.

-Hazz? Naleśniki Ci się palą. -zaśmiałam się.
-Kurde.

Chłopak szybko ogarnął całą sytuację, następnie stawiając talerz placków na blacie. Uśmiechnęłam się lekko, po chwili zaczynając jeść. Uwielbiam, gdy gotuje. Jest w tym świetny. Tak samo jak Mike... Ugh, czemu akurat teraz o nim myślę?
Minęło kilka minut, a ja jadłam już piąty naleśnik. Przyznam, że byłam nieźle głodna. Kątem oka zobaczyłam jak Harry się śmieje. Uniosłam brew, patrząc w jego stronę.

-Co?
-Umazałaś się od czekolady.

Poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec, gdy Harry zbliżył swoją twarz i zlizał czekoladę z kącika moich usta. Zmarszczyłam nos, cicho chichocząc, gdy następnie złożył krótki pocałunek na moim nosie.
To było takie słodkie. Jak kiedyś.

-Pojedziemy do chłopaków?
-Aż tak się za nimi stęskniłaś?
-Oczywiście.
-No dobrze. Ubierzemy się i możemy jechać.

Po dwudziestu minutach byliśmy gotowi. Chwyciłam jedynie torbę z krzesła i wyszliśmy. Droga nie trwała długo. Gdy staliśmy pod drzwiami domu chłopaków, były słychać ich krzyki. Zaśmiałam się, ponieważ tęskniłam za tym. Byli dorośli, a zachowywali się jak dzieci.
Harry otworzył drzwi, wpuszczając mnie pierwszą. W pomieszczeniu od razu wyczułam zapach, czegoś spalonego. No tak typowi chłopacy...

-Zayn ty idioto! Jak można przypalić mleko?!

Ten głos należał do Louisa. Uśmiechnęłam się szeroko, przekraczając próg salonu. Cała czwórka momentalnie utkwiła swój wzrok na nas. Poczułam się nie zręcznie, ale po chwili to uczucie minęło. Byłam między swoimi przyjaciółmi.

-Rose!
-Niall! -zaśmiałam się.

Blondyn podbiegł do mnie mocno przytulając. W zamian poczochrałam jego bujne włosy, które nadawały się do ponownego farbowania. Następnie podeszłą do mnie pozostała trójka, tworząc wielkiego przytulasa. Byłam naprawdę szczęśliwa, że wszystko jest po staremu. No może lepiej. Z Louisem wszystko się ułożyło. Teraz stoję na przeciwko nich, z rękoma Harryego w okół mojej talli. Mają wypisaną radość na twarzy. Dzięki temu czuję się o wiele lepiej.

-Czyli, że Rarry powraca na stałe? -Liam się uśmiechnął.
-Rarry?
-Rose i Harry.
-Tak. Powracamy, mam nadzieję, na stałe.

Te słowa były Harryego. Uśmiechnęłam się do niego, następnie łącząc usta w słodkim pocałunku. Nie były już takie jak w nocy. Nie całował zachłannie, tylko delikatnie, z miłością. Wiedział, że już całkowicie jestem jego...


~~~~~~~~~~

Minął kolejny miesiąc. Miesiąc spędzony ze wszystkimi. Mike, Alex, Zayn, Liam, Niall, Louis, Harry... No dobrze prawie ze wszystkim. Luke wraca dopiero pod koniec sierpnia. Nie mogę się doczekać kiedy go zobaczę...
Na dworze jest z trzydzieści stopni, a ja męczę się w samochodzie. Ok, auto Harryego ma klimatyzację, ale słońce i tak robi swoje. Postanowiliśmy wykorzystać pogodę i pojechać do Holmes Chapel. Tak dawno tutaj nie byłam. Minęły ponad cztery miesiące od mojego ostatniego spotkania z Anne. Ona... Chyba nie wie o naszym rozstaniu. Nie jestem pewna.

-Hazz?
-Tak, kotku?
-Twoja mam wie? O tym co było na początku trasy?
-Tak, ale nie do końca.
-Co to znaczy?
-Powiedziałem jej, że robimy sobie małą przerwę. Ale nadal jesteśmy razem.

Nic już nie odpowiedziałam. Jedynie posłałam chłopakowi lekki uśmiech mówiący, że rozumiem.
Od tamtego momentu minęła godzina, gdy Harry zaparkował samochód przed domem. Chłopak wyciągnął z bagażnika większą torbę, a ja wzięłam mniejszą. Nawet nie fatygował się z pukanie. Po prostu wszedł do środka, zamykając za nami drzwi.

-Mamo?

Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Odstawiliśmy torby, wchodząc głębiej. Nadal nic. Nikogo nie było. Harry uśmiechnął się do mnie, zaplatając razem nasze palce. Pociągnął mnie lekko, prowadząc w stronę ogrodu. Znaleźliśmy ich. Anne i Robin. Siedzieli, przy stoliku, grając w karty. Gdy nas zobaczyli, szeroki uśmiech zagościł im na twarzach. Kobieta szybko podeszła, mocno nas tuląc.

-Nareszcie jesteście. Miło was widzieć.
-Dzień dobry. -uśmiechnęłam się.
-Witaj skarbie. Jesteście na pewno głodni. Zaraz wam coś zrobię.
-Szczerze... Jeżeli można to poproszę.
-Oczywiście, że można.

Posłałam kobiecie dziękczynny uśmiech, a Harry objął mnie w tali, prowadząc w stronę Robina. Mężczyzna była tak samo uradowany na nasz widok jak Anne. Usiedliśmy przy stoliku, a ja czułam jak słońce dosłownie parzy moją skórę.

-Rose, jak zawszę piękna.
-Dziękuję, proszę pana.
-Mówiłem Ci już, że masz mi mówić Rob.
-Tak, zapomniałam.
-Na długo przyjechaliście? Wiecie z An ciężko jest się dogadać, gdy jest podekscytowana waszymi odwiedzinami. -zaśmiał się.
-Zostaniemy na tydzień albo i trochę dłużej.

Harry uśmiechnął się, składając lekki pocałunek na moim czole. W tej samej chwili Anne wróciła z dwoma talerzami lasagne. Byłam jej tak bardzo wdzięczna. Naprawdę zgłodniałam przez tą podróż. To wina tego słońca...

Praktycznie cały dzień zleciał nam na wylegiwaniu się w słońcu i rozmowach. Cieszyłam się, że tu jestem. Mogłam odpocząć leżąc na trawie. Przemyśleć wszystko dokładnie do czasu, gdy Harry nie usiadł okrakiem na moich udach. Uśmiechnęłam się do niego z pod okularów przeciwsłonecznych. Chłopak pochylił się, składając pocałunek na mojej szyi, potem policzku, kończąc na ustach.

-Przejdziemy się?
-Jeżeli mnie podniesiesz to chętnie

Brunet obdarzył mnie szerokim uśmiecham. Wstał następnie podciągając mnie do góry z taką łatwością jakbym nic nie ważyła. Nie mogłam uwierzyć w to jakie ma mięśnie. Takie... Ogromne.

-Mamo, idziemy się przejść. Wrócimy na kolację.
-Dobrze skarbie.

Kobieta uśmiechnęła się, chwile patrząc na mnie rozmarzonym wzrokiem. Poczułam się trochę zdezorientowana. Była dziś taka szczęśliwa. Na pewno spowodował to powrót Harryego.

Szliśmy powoli, wtuleni w siebie. Widoki były nieziemskie. Słońce zachodziło, tworząc na niebie kolorowy balejaż. Spojrzałam w górę na twarz chłopaka. Wydawał się trochę spięty. Wspięłam się na palce, lekko całując jego policzek. Momentalnie się uśmiechnął.

-Martwisz się czymś?
-Nie, czemu?
-Wydajesz się spięty.
-Wydaje Ci się kotku. Mam do Ciebie pytanie.
-Mów śmiało.
-Uważasz, że jesteś odważna?
-Co to za pytanie? -zaśmiałam się.
-Normalne.
-Hmm. Nie wiem. Może trochę. Zależy w jakich sytuacjach jestem.
-A w tej sytuacji będziesz?

Wskazał palcem przed nas. Wciągnęłam głęboko powietrze, przecząco kiwając głową. Ten jedynie się zaśmiał, zatrzymując kilka metrów od mostku. Mostku, który przyprawiał mnie o dreszcze.

-Jak byliśmy tu ostatni raz, obiecałeś, że będziesz mnie przenosił.
-Masz dobrą pamięć.
-Bardzo dobrą. No więc kucaj skarbie.

Brunet uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową. Odwrócił się tyłem i pochylił bym mogła wskoczyć na jego plecy. Zrobiłam to, przy okazji lekko całują go w policzek.

-Lubię to.
-Co takiego?
-Gdy nazywasz mnie swoim skarbem.
-Ooo. Więc skarbie, proszę przejdź już przez ten cholerny most.

Śmiech znów rozbrzmiał wokół nas. Wtuliłam twarz w jego szyję, zamykając oczy. Ta chwila z pewnością będzie należała do moich ulubionych. Do tych, które chcę zapisać w pamięci na zawsze.
Harry odstawił mnie dopiero, gdy byliśmy przy naszym drzewie. Uśmiechnęłam się, delikatnie przejeżdżając palcami po wyrytych literach. Chłopak stanął obok, opierając się i lustrując wzrokiem moją twarz. Zmarszczyłam brwi, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.

-Czemu się tak na mnie patrzysz?
-Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie.
-Jeżeli mam wejść na to drzewo to mówię, że to zrobię. Od dziecka się wspinałam.
-Może później. Chodziło mi o coś innego.
-Co takiego, skarbie?

Uśmiechnął się szeroko, przesuwając się o krok bliżej. Poczułam jego rękę na mojej talii i oddech przy uchu. Znów był zdenerwowany. Widziałam jak jego mięśnie szyi się naciągają, a głos drży, gdy mówi.

-Pamiętam, gdy przyprowadziłem Cię tutaj pierwszy raz. Na tym drzewie były tylko inicjały mojego dziadka i babci. Teraz są także i nasze. Były walentynki i dałem Ci bransoletkę, którą jak zauważyłem nosisz cały czas. Mój dziadek zrobił tutaj coś jeszcze. Chcę pójść w jego ślady. Kocham Cię jak jeszcze nigdy kogoś innego. Jesteś częścią mojego życia. Może tobie wyda to się głupie, ale chcę się Ciebie zapytać...

Jego słowa mnie poruszyły, a jeszcze bardziej czyn. Harry uklęknął na kolano, wyciągając z kieszeni czarne pudełeczko. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. On... Chce mi się oświadczyć? Czułam jak cała się trzęsę. Jeszcze nigdy się tak nie stresowałam. Jeszcze nigdy nie miałam takiego mętliku w głowie.

-Rose, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją narzeczoną?

Widziałam w jego oczach nadzieję, strach i wiele innych uczuć. Zatkało mnie... Czułam jak przez napierające łzy nie mogę złapać powietrza. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić, ale nie zadziałało. Harry klęczał, a ja nic nie odpowiadałam. Nie wiedziałam co...

-Jeżeli nie jesteś gotowa to zrozumiem. Wiem, że się spieszę, ale naprawdę Cię kocham.
-Harry?
-Tak?
-Jestem cholernie gotowa i chcę zostać twoją narzeczoną.


Uśmiechnęłam się szeroko przez łzy. Chłopak zrobił to samo, a na jego policzkach zagościły dołeczki. Delikatnie, trzęsącymi dłońmi złapał moją, następnie wsuwając pierścionek na serdeczny palce. Wtedy nie panowałam już nad sobą. Złapałam jego twarz i namiętnie pocałowałam. Chciałam wykrzyczeć całemu światu jaka jestem szczęśliwa, ale nie dałam rady, gdyż Harry pociągnął mnie na ziemię. Wylądowałam na jego klacie, śmiejąc się. Znów złączyłam nasze usta, a chłopak przyciągnął mnie jeszcze mocniej. Serce waliło mi jak młot. Nie wierzyłam, że to się działo naprawdę, do chwili, gdy ugryzł moją wargę.

-Dziadek powiedział mi coś jeszcze. -starł kciukiem moje łzy.
-Co takiego.
-Że życie nie zawsze jest idealne, ale warto walczyć do końca. Ja walczyłem. Mam Ciebie. Mam osobę, którą kocham ponad własne życie.
-Nie, Harry. Mamy siebie...






Z góry chcę przeprosić za zwłokę, ale nie miałam kompletnie głowy do napisanie tego rozdziału ;c 
Jest jaki jest.. Wam może się spodoba, ale mi nie za bardzo ;c
Czuję, że spieprzyłam całe opowiadanie ;c
Liczę na waszą opinię :)
Chyba wiecie co oznacza zakończenie tego rozdziału? 
Wrócę jak najszybciej  :*
Kocham Was <3

10 komentarzy:

  1. Ojeju *__* piękny rozdział <3 Wcale nie zepsułaś całego opowiadania <# Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest prześliczny, to drugie najpiękniejsze opowiadanie, które czytałam do tych czas i to z Harry'm ♥..♥ Masz wielki talent.. Z nie cierpliwością czekam na kolejny rozdział.. mam przynajmniej nadzieję, że będzie kolejny rozdział.. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział <3 Wcale go nie spieprzyłaś :) Z niecierpliwością czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kompletnie się nie spodziewałam, ze on jej się oświadczy! To było piękne <3 a gdy on już uklęknął i wg to przyszła do mojego pokoju babcia i się pytała dlaczego płaczę, a ja nie wiedziałam co odp. XD
    Kiedy czytałam o oświadczynach już wiedziałam :c To ostatni rozdział , co nie? :'( Jeszcze o końcu upewniły mnie te twoja 'myśli' na końcu :'( Nie, proszę. Nie zostawiaj nas :'( O Boże :'( A jak wrócę z kolonii to pierwsze co zrobie to wejdę na twojego bloga i przeczytam...no i się załamie XD :'(
    Jeszcze raz napiszę :P A może by tak 2 sezon? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. *.* *.* / Andzia

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest lepsze niż nie jeden bestseller! Kocham cię za to, mam jednak nadzieję że to jeszcze nie koniec, jakoś nie umiem się z tym pogodzić, tyle czasu razem... Dziękuję ci za wszystkie rozdziały, za pisanie, za to że pomimo tych komentarzy zostałaś, jesteś wspaniała nie zapominaj i tym u jak wielki masz talent, mam nadzieję że będę czytać więcej twoich prac. Jeszcze raz dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  7. boże boski
    końcówke to już przez łzy czytałam
    idelany :C <3

    OdpowiedzUsuń
  8. "-Rose, jak zawszę piękna.
    -Dziękuję, proszę pana.
    -Mówiłem Ci już, że masz mi mówić Rob.
    -Tak, zapomniałam."

    "-Jak byliśmy tu ostatni raz, obiecałeś, że będziesz mnie przenosił. -Masz dobrą pamięć. -Bardzo dobrą. No więc kucaj skarbie."

    Taa, bardzo dobrą :p

    OdpowiedzUsuń
  9. O cholera ale super opowiadanie :D czytam je od poczatku do teraz od wczorajszego wieczoru!!! Kocham to jak piszesz i nie moge sie doczekac nastepnego! Te opowiadanie wywolalo u mnie taakie emocje!! KC xxx

    OdpowiedzUsuń