* 9 MIESIĘCY PÓŹNIEJ *
-Więc Anne i Robin. Niall, Zayn, Louis, Alex i ja. Kto następny?
-Mike, Luke, Gemma. Liam po co już robić listę gości? Na razie nie planujemy ślubu.
-Lepiej mieć już wszystko przygotowane.
Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Chłopacy jedynie obdarzyli mnie cichym śmiechem, dalej wymyślając kogo zaprosić na ślub. Kompletnie nie wiedziałam po co oni to robią. Ok jesteśmy z Harrym zaręczeni od dłuższego czasu, ale nie spieszymy się z założeniem na palce obrączek.
Trzy miesiące po jego powrocie zamieszkaliśmy razem w domu moich rodziców. Teraz już moim domu. Tak jak było napisane w spadku, dostałam go i pieniądze zebrane na tajemniczym koncie. Wszystko było moje. Jednak to wszystko nie zastąpi mi rodziców. Tęsknię za nimi jeszcze bardziej niż na początku. Chodzę regularnie na cmentarz i zapalam znicz. Przedmiot ukazujący moją miłość do nich. Na szczęście mam Harryego. Mam przyjaciół, którzy są przy mnie, gdy tylko ich potrzebuję...
-Proszę kotku. Twoja herbata.
Harry usiadł obok, podając mi kubek. Posłałam mu dziękczynny uśmiech, upijając łyk. Czułam jak oplata ręką moje ramiona. Tak dobrze było go mieć przy sobie. Nie cały czas, ale większość. Jego najdłuższy wyjazd trwał chyba tydzień. Wtedy jednak miałam przy sobie Mikea i Alex. Chłopak zaakceptował to, że wybrałam Harryego. Nadal jest moim przyjacielem i za to go tak naprawdę kocham. A Alex? Jest szczęśliwa z Niallem. Cały czas się umawiają. Jeszcze nigdy nie widziałam tej dziewczyny tak bardzo szczęśliwej...
Upiłam kolejny łyk gorącej herbaty, a nieprzyjemny skurcz przeszył mój brzuch. Przyzwyczaiłam się już do tego. Nie pierwszy raz go czuję. Raczej... Miewam już to od miesiąca. Trochę dziwne.
Skurcz się nasilił, a w ustach poczułam napływ śliny. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Odstawiłam kubek, siadając prosto. Udałam, że wszystko jest dobrze wymuszając lekki uśmiech i szybko poszłam do łazienki. Pierwszy mój ruch to rzucenie się do ubikacji. Nie mogłam już wytrzymać. Mój organizm samoczynnie poddał się wymiotom. Nie trwało to długo. Praktycznie usunęłam z siebie tylko herbatę i ślinę. Bez sił usiadłam na podłodze, opierając się plecami o szafkę. Wyrównałam oddech, przeczesując włosy palcami. Nie wiedziałam co się ze mną dokładnie dzieje, ale miałam domysły. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam kalendarz. W tym miesiącu na czerwono miałam zaznaczony jeden dzień. Piąty marca, miesiączka. Dziś jest szesnasty. Wstrzymałam oddech, a serce zaczęło bić dwa razy szybciej. To było niemożliwe. Jeszcze raz policzyłam dni od ostatniego okresu i wszystko się zgadzało. Jedyne co to mogło oznaczać, to to, że... Jestem w ciąży.
Nie, nie, nie. To wypadało z gry. Nie mogę być w ciąży. To znaczy mogę, ale nie teraz. Przecież Harry ma przed sobą życie. Ma dopiero dwadzieścia-jeden lat. Wszystko przed nim, ale nie zostanie ojcem...
Emocje wzięły nade mną górę. Łzy napłynęły do moich oczy, następnie malując własne drogi na policzkach. Nie wiedziałam co zrobić. Przecież nie mogłam mu powiedzieć. A może jednak powinnam? Sama nie wiem.
Podciągnęłam nosem, wycierając łzy z policzków. Musiałam się opanować. Serce powoli wracało do normalnego rytmu, ale po chwili znów przyspieszyło. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć osoba weszła do środka. Przestraszyłam się, że zobaczy mnie w takim stanie, ale z drugiej strony się ucieszyłam, gdyż nie był to Harry. Louis ukucnął przy mnie, lekko łapiąc moją dłoń.
-Rose, co się dzieje?
-Nic takiego. -spuściłam wzrok.
-Przecież widzę. Szedłem do pokoju i usłyszałem, że płaczesz. Powiedz mi.
-Zabijesz mnie jeśli Ci powiem.
-Co? Nie zabiję Cię. No dalej, przecież nie może być, aż tak źle.
Nie mogłam. Jeżeli on się dowie to zaraz także Harry. Nie mogę ich okłamywać, ale nie mam chyba innego wyboru.
Wciągnęłam głęboko powietrze, biorąc się na odwagę. Jednak to nic nie dało. Cała odwaga ze mnie uleciała. Jak nigdy przedtem. Domyślałam się jak Louis zareaguje. Bałam się najgorszego...
-Ja...
-Ty?
-Chyba... Jestem w ciąży.
Dyskretnie spojrzałam na chłopaka. Był zdziwiony i to bardzo, ale nie wściekał się. Usiadł obok, przejeżdżając palcami przez włosy. Poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Schowałam twarz w dłonie, próbując powstrzymać się od płaczu. Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy poczułam dłoń chłopaka na plecach.
-Ej, ale nie płacz. To przecież nie koniec świata.
-Jak to? Zrujnuję Harryemu życie.
-To wasze dziecko. Zrobiliście je razem.
-Nie wiem na sto procent, czy jestem w ciąży.
-Robiłaś test, albo coś?
-Okres spóźnia mi się prawie dwa tygodnie, mam skurcze brzucha i mdłości.
-Dla pewności nasikaj na ten papierek, czy coś tam.
-A co będzie potem? Jeżeli okaże się, że jednak to prawda? Zostawi mnie.
-Czemu niby? Rose, przecież Harry Cię kocha.
-A chce mieć teraz dziecko? W tym wieku? Jest na to gotowy?
-Nie wiem tego. Musimy się przekonać.
-Ok. Przyniesiesz mi torbę? Tylko tak, żeby chłopacy nie widzieli.
-Jasne. Zaraz wracam.
Po tych słowach zniknął za drzwiami. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Myślałam, że zacznie mnie wyzywać. Mówić, że to moja wina. Że Harry jest za młody na bycie ojcem. Było całkiem inaczej. Louis mnie pocieszał. Nie mogłam w to uwierzyć.
Po chwili chłopak był już z powrotem. Podał mi torbę i kucnął obok. Poszperałam, ostatecznie wyciągając z niej prostokątne pudełko. Spojrzałam niepewnie na bruneta, a on na mnie.
-Test?
-Kupiłam go już dawno temu.
-No ok. Musimy się przekonać.
-Musimy?
-Chcę wiedzieć, czy będę wujkiem. -lekko się uśmiechnął.
-Louis... Boję się.
-Nie ma czego. Jestem przy tobie. Mogę się po prostu odwrócić, czy mam wyjść?
-Zostań.
Brunet kiwną głową i się odwrócił. Wyciągnęłam z pudełka test, po chwili siadając na ubikacji. Ręce trzęsły mi się jak nigdy przedtem, ale musiałam to zrobić. Nie minęła nawet minuta, a mój mocz znajdował się już na pasku. Odłożyłam go na szafkę i z powrotem usiadłam na podłodze. Louis zrobił to samo, lekko łapiąc mnie za dłoń. Spojrzałam mu w oczy, a ten się uśmiechnął. Tak jak uśmiechają się przyjaciele. Poczułam się trochę lepiej lecz nadal trapiło mnie to co będzie później. Gdy okaże się, że jestem w ciąży...
Minęło pięć minut. Najdłuższe pięć minut w moim życiu. Ścisnęłam mocniej dłoń Louisa, zamykając oczy. Naprawdę nie chciałam znać prawdy. Bałam się.
-Nie mam odwagi sprawdzić.
-Ja to zrobię. Daj mi ulotkę.
Podałam mu kawałek kartki, na której opisane były wyniki. Chłopak patrzył raz na test, a raz na ulotkę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie oddycham. Wypuściłam nerwowo powietrze, a Louis je wciągnął, marszcząc brwi. Wiedziałam, że czeka mnie najgorsze...
-Chyba, będę wujkiem -uśmiechnął się lekko.
-Pozytywny?
-I to bardzo.
-Boże... I jak ja mam to powiedzieć Harryemu?
-Normalnie.
-Louis... My nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach. Nie wiem jak zareaguje.
-Kocha Cię. To wasze dziecko.
-A jeżeli mnie zostawi?
-Nie zostawi.
-Skąd wiesz? Pierwszy raz będzie w takiej sytuacji.
-Znam go trochę dłużej niż ty. Uwierz mi. No dalej, chodź.
-Co? Teraz?
-No, a kiedy? Im szybciej tym lepiej. Będę przy tobie.
Nie wiem czemu, ale pokiwałam twierdząco głową. Bałam się jak cholera, ale chciałam to zrobić. Po słowach Louisa, chociaż trochę wróciła mi odwaga. Wstałam z podłogi, otrzepując sobie tyłek i poprawiając włosy. Oczy nadal były lekko zaczerwienione, ale raczej nikt na to nie zwróci uwagi. Miałam taką nadzieję.
Brunet uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy. Trochę zadziałało. Wyszliśmy na korytarz, następnie udając się do salonu. Moje serce znów przyspieszyło. Oczy trojga moich przyjaciół i narzeczonego spoczęły na nas. Widziałam w nich to zdziwienie. Niestety nie dało się już wycofać.
-Rose? Coś się dzieje? -Harry poprawił się na kanapie.
-Chcemy coś wam powiedzieć. To znaczy Rose chce.
Louis pomasował moje plecy i lekko się uśmiechnął. Nie wiedziałam jak to zrobić, więc postawiłam na bezpośredniość. Co miało być do będzie. Trzeba się przekonać...
-Ja... Jestem w ciąży.
Zdziwienie na ich twarzach widać było momentalnie, ale mina Harryego była o wiele gorsza. Był blady. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Przeniosłam wzrok na Liama, Zayna i Nialla. Też byli w szoku, ale nie aż tak bardzo. Wydawało mi się nawet, że blondyn się uśmiechał. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Do tego jeszcze ta cholerna cisz, którą po chwili przerwał Styles.
-Co?
-Będziesz tatusiem -Louis uśmiechnął się szeroko.
Podszedł do Harryego chyba chcąc mu pogratulować, ale ten wstał i po prosu poszedł w stronę sypialni. Tego właśnie obawiałam się najbardziej. Żadnej odpowiedzi, tylko zdziwienie na twarzy. Chyba najgorsze co mogło się zdarzyć...
Usiadłam na fotelu, chowając twarz w dłonie. Nie chciałam pokazać chłopakom jaka jestem słaba, wiec powstrzymałam łzy. Oddychałam głęboko w głowie cały czas mając obraz zdziwionej miny bruneta. Nie była na to przygotowany. Ja przecież też, ale się stało.
-Rose, on jest w szoku. Wszystko będzie dobrze. -usłyszałam Zayna obok.
-A jeżeli nie? Może on po prostu nie chce tego dziecka?
-Przecież Cię kocha. Jesteście zaręczeni.
-Przez ciążę to wszystko się może zmienić.
-Nawet tak nie mów. -tym razem był to Liam.
-Ja... Może pójdę z nim porozmawiać. Chcę wiedzieć co o tym myśli.
Chłopacy jedynie pokiwali twierdząco głowami. Wciągnęłam głęboko powietrze i ruszyłam w kierunku pokoju Harryego. Dwa metry od drzwi, usłyszałam jego głos. Widocznie rozmawiał z kimś przez telefon. Wiedziałam, że głupio jest podsłuchiwać, ale i tak to zrobiłam. Przysunęłam głowę jak najbliżej, wytężają słuch.
-Mamo, Rose jest w ciąży... Chyba będę tatą... Tak...Nie wiem sam...Oczywiście...Dobrze. Zadzwonię.
Po tych słowach trwała już tylko cisza. Wahałam się. Nie wiedziałam co mówiła Anne. Nie wiedziałam czy wejść do środka, ale zaryzykowałam. Cicho otworzyłam drzwi i przeszłam przez próg. Harry stał tyłem, wpatrując się w coś za oknem. Jego mięśnie były naprężone. Widziałam to przez koszulkę. Myślał nad czymś. Bardzo intensywnie...
-Co? Jak to?
-Chyba będę tatą.
-Harry! To wspaniale! Jezu, mój syn będzie ojcem! Powiedziała Ci dzisiaj?
-Tak.
-Masz jakiś przybity głos. Cieszysz się, prawda?
-Nie wiem sam.
-Harry? Masz wątpliwości? Przecież jesteście zaręczeni. Kochacie się. To twoje dziecko...
-Oczywiście!
-Więc chyba wiem w czym problem. Boisz się? Skarbie nie ma czego. Porozmawiajcie o tym i zadzwoń później. Wszystko będzie dobrze. Jeżeli chcecie to w każdej chwili możecie przyjechać. Jestem z tobą kotku. Pamiętaj o tym.
-Dobrze. Zadzwonię.
-Kocham Cię.
Nic już nie odpowiedziałem. Rozłączyłem się, kładąc telefon na parapet. W głowie miałem mętlik. To moje dziecko. To nasze dziecko...
Usłyszałem jak drzwi się otwierając. Wiedziałem, że wkrótce ktoś przyjdzie. Przed oczami miałem twarz Rose. Była zdenerwowana. Z wielkim trudem powiedziała nam, że jest w ciąży, a ja tak po prostu ją zostawiłem. Zachowałem się jak ostatni cham, no ale... To moje pierwsze dziecko. Jestem w szoku.
Spojrzałem w bok, a ona tam stała. Niższa o prawie głowę. Piękna jak zawsze, ale teraz była zmartwiona. Nie dziwię się. Widziałem jak powoli wciąga powietrze, wpatrując się w obraz za oknem. Dopiero po chwili się odezwała.
-Nie chcesz tego dziecka. -stwierdziła.
-Ja...
-Po prostu to powiedz. Zrozumiem.
-Nie chodzi o to.
-A o co? Nic nie powiedziałeś, tylko wyszedłeś. To chyba coś znaczy.
Brunetka cofnęła się o kilka kroków, siadając na łóżku. Od razu spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
Szybko podeszłam, kucając przed nią i łapiąc delikatnie jej dłonie. Nie chciałem, żeby była smutna. To wszystko przez moją głupotę.
-Rose. Spanikowałem. Przeprasza, że nic nie powiedziałem, ale nie mogłem.
-Czemu?
-Odebrało mi mowę. To szok, gdy słyszy się takie słowa.
-No tak. Mam dwadzieścia-jeden lat. Jestem młody, piękny, sławny, a tu nagle "jestem w ciąży" i świat się rujnuje.
-Nie! Nie chodzi o to. Przecież Cię kocham. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo. Chcę z tobą iść przez życie, ale... Boje się.
-Czego?
-Że będę złym ojcem. Że nie będę potrafił odpowiednio się wami zaopiekować.
-Ty? Ty się boisz? To ja się boję, że zrujnuję Ci tym życie. Masz je całe przed sobą.
-Ty tak samo.
-Moje jest mniej ważne...
-Dla mnie jest najważniejsze. Ty jesteś dla mnie najważniejsze i teraz także... Nasze dziecko. -uśmiechnąłem się lekko.
-Czyli, że..
-Nawet ani razu nie pomyślałem, że go nie chcę. Ucieszyłem się na tą wieść. Nareszcie będziemy pełną rodziną.
-Naprawdę?
-Tak.Chcę mieć was oboje przy sobie. No chyba, że będą bliźniaki lub trojaczki.
-Na razie wystarczy jedno.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko co od razu poprawiło mi humor. Przytuliłem ją, lekko całujęc czubek jej głowy. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Mam Rose. Będziemy mieli dziecko. Nareszcie założę własną rodzinę.
Po jakimś czasie postanowiliśmy wrócić do chłopaków. Cały czas ją przytulałem. Chciałem mieć jak najbliżej. Stanęliśmy na przeciwko nich, cały czas się uśmiechając. Jedyne co mi wtedy pozostało to okazać swoją radość.
-Chłopaki! Będę kurwa tatą!
Tak i te dobre chwile mijały bardzo szybko. Czas porodu nadszedł bardzo szybko. Lekarze wywieźli mnie na specjalną salę i zaczęli przygotowywać. Mike był cały czas obok. Gdy miałam najgorsze bóle, pozwalał wyżyć mi się na jego dłoni. Pomagało i byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Lekarze byli już przygotowani, gdy na salę wpadł Harry. Uśmiechnęłam się na jego widok, a ten szybko podszedł, ubrany w specjalny zielony fartuch tak jak Mike.
-Przepraszam, że tak długo.
-Nic się nie stało.
-Mike. Dzięki, że tu jesteś. -zwrócił się do chłopaka.
-Nie ma sprawy.
Uśmiechnęłam się, widząc jak się dogadują. Tego pragnęłam już od bardzo dawna. Nie było między nami żadnych sporów. Mike jest moim przyjacielem, a Harry narzeczonym.
Czułam kolejny napływ bólu. Ścisnęłam mocno dłoń Mike i spojrzałam na Harryego. Był zdenerwowany. Nie dziwię się. Miał szczęście, że nie był na moim miejscu.
-Harry, łap za drugą rękę. Potrzebuję was obojga.
Ten jedynie pokiwał głową i przeszedł na drugą stronę. Widziała jak się schyla i składa pocałunek na moim czole. Dodał mi siły, która potrzebowałam. Czułam, ze nasze dziecko jest dość duże.
-Dobrze pani Rose. Zaczynamy rodzić. Na znaki pielęgniarki proszę przeć. Panowie mogę w tym pomóc.
Spojrzałam po kolei na każdego. Byli przerażeni, ale wiedziałam, że dadzą radę. Musieli dać.
I tak minęła mi godzina w bólach. Środki przeciwbólowe przestały działać, a pielęgniarka nie mogła mi dać nowych bo było za późno. Mocno ściskałam dłonie chłopaków, a oni naprawdę mi pomagali. Z każdym skurczem krzyczeli "przyj!", aż chciało mi się śmiać. I tak dzięki nim, wytrwałam do końca. Mike prawie zemdlał, ale szybko wrócił do siebie. Teraz leże już na czystym łóżku. W czystym ubraniu, ale jestem cholernie wykończona. Nie wiedziałam, że porody to aż taki wysiłek.
Harry siedzi obok bawiąc się moimi palcami, a Mike jest na korytarzu z resztą. Wszyscy przyjechali. Louis, Liam, Zayn, Niall, Alex. Byłam szczęśliwa, że tu są.
W tym samym czasie, gdy Loczek składał pocałunek na moich ustach, do sali weszła pielęgniarka. Nie sama. Z naszym dzieckiem. Z naszym synem. Uśmiechnęłam się biorąc go na ręce. Był taki malutki. Bałam się, że go zgniotę. Ubrany, w białą czapeczkę, ubranko i zawinięty w kocyk. Byłam taka szczęśliwa. Czułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.
-Nasz syn. -Harry uśmiechnął się szeroko.
-Nasz syn.
-Zawołać resztę?
-Tak. Jeżeli mogą to niech przyjdą.
Okazało się, że mogli. Szóstka naszych przyjaciół zawitała w pomieszczeniu. Wszyscy byli szczęśliwi. Wszyscy chcieli powitać nowego członka naszej rodziny.
-Rose, musisz podać imię dziecka do danych.
To mówiła pielęgniarka stojąca bok łóżka. Wymieniłam z Harrym spojrzenia i już wiedziałam jakie imię chcę dać naszemu synowi. Brunet się z tym zgadzał. Chcieliśmy tego oboje. Uśmiechnęłam się do niemowlęcia, cicho mówiąc pielęgniarce jego imię.
-Mike. Mike Styles.
Kobieta wypisała papiery i zostawiła nas samych. Wszyscy podeszli bliżej, uśmiechając się w naszym kierunku. Byłam wykończona, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam cieszyć się tą chwilą. Bo teraz wiedziałam, że mam rodzinę.
~~~~~~~
Po trzech dniach wypuścili nas ze szpitala. Oczywiście Harry zdążył już wszystko przygotować. Byłam ciekawa co czeka mnie w domu. Chłopak zaparkował przed domem, w jedną rękę chwycił moją torbę, a w drugą nosidełko z synkiem. Uśmiechnęłam się na sam widok. Wyglądał tak słodko z dzieckiem na rękach. Nawet zrobiłam mu zdjęcie i ustawiłam na tapetę. Moich dwóch najważniejszych mężczyzn na świecie.
W domu czekała mnie cisza. Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że Harry urządzi jakąś imprezę, a tu nic. Więc co to były za przygotowania?
Chłopak odstawił torbę na ziemię, a nosidełko na stół. Pomógł zdjąć mi płaszcz, następnie przytulając od tyłu. Teraz nie miałam wielkiego brzucha, więc było mu łatwiej. Uśmiechnęłam się, całując go w policzek.
-Myślałam, że jak wejdziemy to będzie tu pełno balonów i w ogóle.
-Chciałem tak zrobić, ale wiedziałem, że jesteś zmęczona, więc przyjęcie będzie w następnym tygodniu.
-Mi pasuje. Ważne, że mam was dwoje przy sobie.
-Mam dla Ciebie niespodziankę.
Posłałam mu pytające spojrzenie, ale ten jedynie się uśmiechnął. Chwycił mnie za rękę i wziął nosidełko, potem kierując się w stronę naszej sypialni. Kazał zamknąć mi oczy, czego posłuchałam. Wprowadził mnie do środka i odliczył do trzech. Gdy zobaczyłam pomieszczeni, aż zabrakło mi powietrze. Wszystko było po przestawiane. Całkowita zmiana. Ale najważniejszy był kącik dla dziecka. Łóżeczko, szafka na przybory, ciuszki. Uśmiechnęłam się, następnie składając pocałunek na ustach chłopaka. Tak bardzo się postarał.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, kotku.
Harry odstawił nosidełko, a ja wyciągnęłam z niego śpiącego Mikea. Był taki słodki. Jak tatuś. Pocałowałam lekko jego czółko i położyłam go do nowego łóżeczka. Ten jedynie wydał z siebie cichy pomruk i zacisnął mocniej rączki. Byłam tak cholernie szczęśliwa widząc naszego synka całego i zdrowego. Czując ręce Harryego oplatające moją talię i jego brodę na moim ramieniu. Wiedząc, że wszystko się układa.
-Rose?
-Tak?
-Nasz syn ma w papierach moje nazwisko. Czas żebyś ty też je miała.
-Chcesz żebym została twoją żoną?
-Praktycznie już nią jesteś, ale tak. Chciałem już wcześniej, ale wiedziałem, że ciąża trochę przeszkadza. Nie mogłabyś za dużo tańczyć. Czułabyś się źle. Ale teraz jest taka możliwość. Wystarczy żebyś się zgodziła.
-Harry. Oczywiście, że się zgadzam.
-Kocham Cię. Kocham Was. Nareszcie nasz synek jest z nami.
-Tak. Nareszcie jesteśmy pełną rodziną...
-Proszę kotku. Twoja herbata.
Harry usiadł obok, podając mi kubek. Posłałam mu dziękczynny uśmiech, upijając łyk. Czułam jak oplata ręką moje ramiona. Tak dobrze było go mieć przy sobie. Nie cały czas, ale większość. Jego najdłuższy wyjazd trwał chyba tydzień. Wtedy jednak miałam przy sobie Mikea i Alex. Chłopak zaakceptował to, że wybrałam Harryego. Nadal jest moim przyjacielem i za to go tak naprawdę kocham. A Alex? Jest szczęśliwa z Niallem. Cały czas się umawiają. Jeszcze nigdy nie widziałam tej dziewczyny tak bardzo szczęśliwej...
Upiłam kolejny łyk gorącej herbaty, a nieprzyjemny skurcz przeszył mój brzuch. Przyzwyczaiłam się już do tego. Nie pierwszy raz go czuję. Raczej... Miewam już to od miesiąca. Trochę dziwne.
Skurcz się nasilił, a w ustach poczułam napływ śliny. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Odstawiłam kubek, siadając prosto. Udałam, że wszystko jest dobrze wymuszając lekki uśmiech i szybko poszłam do łazienki. Pierwszy mój ruch to rzucenie się do ubikacji. Nie mogłam już wytrzymać. Mój organizm samoczynnie poddał się wymiotom. Nie trwało to długo. Praktycznie usunęłam z siebie tylko herbatę i ślinę. Bez sił usiadłam na podłodze, opierając się plecami o szafkę. Wyrównałam oddech, przeczesując włosy palcami. Nie wiedziałam co się ze mną dokładnie dzieje, ale miałam domysły. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam kalendarz. W tym miesiącu na czerwono miałam zaznaczony jeden dzień. Piąty marca, miesiączka. Dziś jest szesnasty. Wstrzymałam oddech, a serce zaczęło bić dwa razy szybciej. To było niemożliwe. Jeszcze raz policzyłam dni od ostatniego okresu i wszystko się zgadzało. Jedyne co to mogło oznaczać, to to, że... Jestem w ciąży.
Nie, nie, nie. To wypadało z gry. Nie mogę być w ciąży. To znaczy mogę, ale nie teraz. Przecież Harry ma przed sobą życie. Ma dopiero dwadzieścia-jeden lat. Wszystko przed nim, ale nie zostanie ojcem...
Emocje wzięły nade mną górę. Łzy napłynęły do moich oczy, następnie malując własne drogi na policzkach. Nie wiedziałam co zrobić. Przecież nie mogłam mu powiedzieć. A może jednak powinnam? Sama nie wiem.
Podciągnęłam nosem, wycierając łzy z policzków. Musiałam się opanować. Serce powoli wracało do normalnego rytmu, ale po chwili znów przyspieszyło. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć osoba weszła do środka. Przestraszyłam się, że zobaczy mnie w takim stanie, ale z drugiej strony się ucieszyłam, gdyż nie był to Harry. Louis ukucnął przy mnie, lekko łapiąc moją dłoń.
-Rose, co się dzieje?
-Nic takiego. -spuściłam wzrok.
-Przecież widzę. Szedłem do pokoju i usłyszałem, że płaczesz. Powiedz mi.
-Zabijesz mnie jeśli Ci powiem.
-Co? Nie zabiję Cię. No dalej, przecież nie może być, aż tak źle.
Nie mogłam. Jeżeli on się dowie to zaraz także Harry. Nie mogę ich okłamywać, ale nie mam chyba innego wyboru.
Wciągnęłam głęboko powietrze, biorąc się na odwagę. Jednak to nic nie dało. Cała odwaga ze mnie uleciała. Jak nigdy przedtem. Domyślałam się jak Louis zareaguje. Bałam się najgorszego...
-Ja...
-Ty?
-Chyba... Jestem w ciąży.
Dyskretnie spojrzałam na chłopaka. Był zdziwiony i to bardzo, ale nie wściekał się. Usiadł obok, przejeżdżając palcami przez włosy. Poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Schowałam twarz w dłonie, próbując powstrzymać się od płaczu. Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy poczułam dłoń chłopaka na plecach.
-Ej, ale nie płacz. To przecież nie koniec świata.
-Jak to? Zrujnuję Harryemu życie.
-To wasze dziecko. Zrobiliście je razem.
-Nie wiem na sto procent, czy jestem w ciąży.
-Robiłaś test, albo coś?
-Okres spóźnia mi się prawie dwa tygodnie, mam skurcze brzucha i mdłości.
-Dla pewności nasikaj na ten papierek, czy coś tam.
-A co będzie potem? Jeżeli okaże się, że jednak to prawda? Zostawi mnie.
-Czemu niby? Rose, przecież Harry Cię kocha.
-A chce mieć teraz dziecko? W tym wieku? Jest na to gotowy?
-Nie wiem tego. Musimy się przekonać.
-Ok. Przyniesiesz mi torbę? Tylko tak, żeby chłopacy nie widzieli.
-Jasne. Zaraz wracam.
Po tych słowach zniknął za drzwiami. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Myślałam, że zacznie mnie wyzywać. Mówić, że to moja wina. Że Harry jest za młody na bycie ojcem. Było całkiem inaczej. Louis mnie pocieszał. Nie mogłam w to uwierzyć.
Po chwili chłopak był już z powrotem. Podał mi torbę i kucnął obok. Poszperałam, ostatecznie wyciągając z niej prostokątne pudełko. Spojrzałam niepewnie na bruneta, a on na mnie.
-Test?
-Kupiłam go już dawno temu.
-No ok. Musimy się przekonać.
-Musimy?
-Chcę wiedzieć, czy będę wujkiem. -lekko się uśmiechnął.
-Louis... Boję się.
-Nie ma czego. Jestem przy tobie. Mogę się po prostu odwrócić, czy mam wyjść?
-Zostań.
Brunet kiwną głową i się odwrócił. Wyciągnęłam z pudełka test, po chwili siadając na ubikacji. Ręce trzęsły mi się jak nigdy przedtem, ale musiałam to zrobić. Nie minęła nawet minuta, a mój mocz znajdował się już na pasku. Odłożyłam go na szafkę i z powrotem usiadłam na podłodze. Louis zrobił to samo, lekko łapiąc mnie za dłoń. Spojrzałam mu w oczy, a ten się uśmiechnął. Tak jak uśmiechają się przyjaciele. Poczułam się trochę lepiej lecz nadal trapiło mnie to co będzie później. Gdy okaże się, że jestem w ciąży...
Minęło pięć minut. Najdłuższe pięć minut w moim życiu. Ścisnęłam mocniej dłoń Louisa, zamykając oczy. Naprawdę nie chciałam znać prawdy. Bałam się.
-Nie mam odwagi sprawdzić.
-Ja to zrobię. Daj mi ulotkę.
Podałam mu kawałek kartki, na której opisane były wyniki. Chłopak patrzył raz na test, a raz na ulotkę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie oddycham. Wypuściłam nerwowo powietrze, a Louis je wciągnął, marszcząc brwi. Wiedziałam, że czeka mnie najgorsze...
-Chyba, będę wujkiem -uśmiechnął się lekko.
-Pozytywny?
-I to bardzo.
-Boże... I jak ja mam to powiedzieć Harryemu?
-Normalnie.
-Louis... My nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach. Nie wiem jak zareaguje.
-Kocha Cię. To wasze dziecko.
-A jeżeli mnie zostawi?
-Nie zostawi.
-Skąd wiesz? Pierwszy raz będzie w takiej sytuacji.
-Znam go trochę dłużej niż ty. Uwierz mi. No dalej, chodź.
-Co? Teraz?
-No, a kiedy? Im szybciej tym lepiej. Będę przy tobie.
Nie wiem czemu, ale pokiwałam twierdząco głową. Bałam się jak cholera, ale chciałam to zrobić. Po słowach Louisa, chociaż trochę wróciła mi odwaga. Wstałam z podłogi, otrzepując sobie tyłek i poprawiając włosy. Oczy nadal były lekko zaczerwienione, ale raczej nikt na to nie zwróci uwagi. Miałam taką nadzieję.
Brunet uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy. Trochę zadziałało. Wyszliśmy na korytarz, następnie udając się do salonu. Moje serce znów przyspieszyło. Oczy trojga moich przyjaciół i narzeczonego spoczęły na nas. Widziałam w nich to zdziwienie. Niestety nie dało się już wycofać.
-Rose? Coś się dzieje? -Harry poprawił się na kanapie.
-Chcemy coś wam powiedzieć. To znaczy Rose chce.
Louis pomasował moje plecy i lekko się uśmiechnął. Nie wiedziałam jak to zrobić, więc postawiłam na bezpośredniość. Co miało być do będzie. Trzeba się przekonać...
-Ja... Jestem w ciąży.
Zdziwienie na ich twarzach widać było momentalnie, ale mina Harryego była o wiele gorsza. Był blady. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Przeniosłam wzrok na Liama, Zayna i Nialla. Też byli w szoku, ale nie aż tak bardzo. Wydawało mi się nawet, że blondyn się uśmiechał. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Do tego jeszcze ta cholerna cisz, którą po chwili przerwał Styles.
-Co?
-Będziesz tatusiem -Louis uśmiechnął się szeroko.
Podszedł do Harryego chyba chcąc mu pogratulować, ale ten wstał i po prosu poszedł w stronę sypialni. Tego właśnie obawiałam się najbardziej. Żadnej odpowiedzi, tylko zdziwienie na twarzy. Chyba najgorsze co mogło się zdarzyć...
Usiadłam na fotelu, chowając twarz w dłonie. Nie chciałam pokazać chłopakom jaka jestem słaba, wiec powstrzymałam łzy. Oddychałam głęboko w głowie cały czas mając obraz zdziwionej miny bruneta. Nie była na to przygotowany. Ja przecież też, ale się stało.
-Rose, on jest w szoku. Wszystko będzie dobrze. -usłyszałam Zayna obok.
-A jeżeli nie? Może on po prostu nie chce tego dziecka?
-Przecież Cię kocha. Jesteście zaręczeni.
-Przez ciążę to wszystko się może zmienić.
-Nawet tak nie mów. -tym razem był to Liam.
-Ja... Może pójdę z nim porozmawiać. Chcę wiedzieć co o tym myśli.
Chłopacy jedynie pokiwali twierdząco głowami. Wciągnęłam głęboko powietrze i ruszyłam w kierunku pokoju Harryego. Dwa metry od drzwi, usłyszałam jego głos. Widocznie rozmawiał z kimś przez telefon. Wiedziałam, że głupio jest podsłuchiwać, ale i tak to zrobiłam. Przysunęłam głowę jak najbliżej, wytężają słuch.
-Mamo, Rose jest w ciąży... Chyba będę tatą... Tak...Nie wiem sam...Oczywiście...Dobrze. Zadzwonię.
Po tych słowach trwała już tylko cisza. Wahałam się. Nie wiedziałam co mówiła Anne. Nie wiedziałam czy wejść do środka, ale zaryzykowałam. Cicho otworzyłam drzwi i przeszłam przez próg. Harry stał tyłem, wpatrując się w coś za oknem. Jego mięśnie były naprężone. Widziałam to przez koszulkę. Myślał nad czymś. Bardzo intensywnie...
*OCZAMI HARRY'EGO*
Pierwsza rzecz jaką zrobiłem, gdy wpadłem do pokoju to rzucenie się na łóżko. Powinienem być przy niej, ale nie mogłem. Ta wiadomość mnie sparaliżowała. Nie mogłem nic powiedzieć. Uznałem, że to będzie najlepsze wyjście. W głębi duszy chyba się cieszyłem. Słowa Louisa "Będziesz tatusiem"... Moje serce zabiło wtedy szybciej. On się cieszył, a ja byłem przerażony. Nie chodziło o to, że Rose jest w ciąży i ma w sobie nasze dziecko. To nie przerażało mnie w ogóle. Chodziło o to, że bałem się o nich. O nią i dziecko. Nie wiedziałam, czy będę dobrym ojcem. To są obowiązki, a ja w przyszłości znów na pewno wyjadę w jakąś trasę. Nie będę w stanie zostawić ich samych. To by mnie zabiło...
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer mamy. Teraz tylko ona mogła mi pomóc. Gdy usłyszałem drugi sygnał, wstałem. Po czwartym odebrała.
-Harry, skarbie.
-Cześć mamo.
-Coś się stało? Jesteś zdenerwowany.
-Muszę Ci coś powiedzieć i chcę usłyszeć twoją radę.
-Dobrze. Mów kotku.
-Mamo, Rose jest w ciąży. -serce zabiło mi dwa razy szybciej.-Co? Jak to?
-Chyba będę tatą.
-Harry! To wspaniale! Jezu, mój syn będzie ojcem! Powiedziała Ci dzisiaj?
-Tak.
-Masz jakiś przybity głos. Cieszysz się, prawda?
-Nie wiem sam.
-Harry? Masz wątpliwości? Przecież jesteście zaręczeni. Kochacie się. To twoje dziecko...
-Oczywiście!
-Więc chyba wiem w czym problem. Boisz się? Skarbie nie ma czego. Porozmawiajcie o tym i zadzwoń później. Wszystko będzie dobrze. Jeżeli chcecie to w każdej chwili możecie przyjechać. Jestem z tobą kotku. Pamiętaj o tym.
-Dobrze. Zadzwonię.
-Kocham Cię.
Nic już nie odpowiedziałem. Rozłączyłem się, kładąc telefon na parapet. W głowie miałem mętlik. To moje dziecko. To nasze dziecko...
Usłyszałem jak drzwi się otwierając. Wiedziałem, że wkrótce ktoś przyjdzie. Przed oczami miałem twarz Rose. Była zdenerwowana. Z wielkim trudem powiedziała nam, że jest w ciąży, a ja tak po prostu ją zostawiłem. Zachowałem się jak ostatni cham, no ale... To moje pierwsze dziecko. Jestem w szoku.
Spojrzałem w bok, a ona tam stała. Niższa o prawie głowę. Piękna jak zawsze, ale teraz była zmartwiona. Nie dziwię się. Widziałem jak powoli wciąga powietrze, wpatrując się w obraz za oknem. Dopiero po chwili się odezwała.
-Nie chcesz tego dziecka. -stwierdziła.
-Ja...
-Po prostu to powiedz. Zrozumiem.
-Nie chodzi o to.
-A o co? Nic nie powiedziałeś, tylko wyszedłeś. To chyba coś znaczy.
Brunetka cofnęła się o kilka kroków, siadając na łóżku. Od razu spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
Szybko podeszłam, kucając przed nią i łapiąc delikatnie jej dłonie. Nie chciałem, żeby była smutna. To wszystko przez moją głupotę.
-Rose. Spanikowałem. Przeprasza, że nic nie powiedziałem, ale nie mogłem.
-Czemu?
-Odebrało mi mowę. To szok, gdy słyszy się takie słowa.
-No tak. Mam dwadzieścia-jeden lat. Jestem młody, piękny, sławny, a tu nagle "jestem w ciąży" i świat się rujnuje.
-Nie! Nie chodzi o to. Przecież Cię kocham. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo. Chcę z tobą iść przez życie, ale... Boje się.
-Czego?
-Że będę złym ojcem. Że nie będę potrafił odpowiednio się wami zaopiekować.
-Ty? Ty się boisz? To ja się boję, że zrujnuję Ci tym życie. Masz je całe przed sobą.
-Ty tak samo.
-Moje jest mniej ważne...
-Dla mnie jest najważniejsze. Ty jesteś dla mnie najważniejsze i teraz także... Nasze dziecko. -uśmiechnąłem się lekko.
-Czyli, że..
-Nawet ani razu nie pomyślałem, że go nie chcę. Ucieszyłem się na tą wieść. Nareszcie będziemy pełną rodziną.
-Naprawdę?
-Tak.Chcę mieć was oboje przy sobie. No chyba, że będą bliźniaki lub trojaczki.
-Na razie wystarczy jedno.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko co od razu poprawiło mi humor. Przytuliłem ją, lekko całujęc czubek jej głowy. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Mam Rose. Będziemy mieli dziecko. Nareszcie założę własną rodzinę.
Po jakimś czasie postanowiliśmy wrócić do chłopaków. Cały czas ją przytulałem. Chciałem mieć jak najbliżej. Stanęliśmy na przeciwko nich, cały czas się uśmiechając. Jedyne co mi wtedy pozostało to okazać swoją radość.
-Chłopaki! Będę kurwa tatą!
* 8 MIESIĘCY PÓŹNIEJ *
Jest środek jesieni. Koniec października. Termin mam ustalony na za dwa tygodnie, ale czuję, że będzie szybciej. Już od jakiegoś czasu czuję coraz mocniejsze skurcze, ale nikomu o tym nie mówiłam. Chłopacy byli tak przewrażliwieni, że od razu wywieźliby mnie do szpitala. Czuję się bardzo dobrze. Jestem na spacerze z Mikem. Harry z chłopakami w studio. Pogoda jest ładna. Wszystko gra.
-Podniesiesz tamten liść? -uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Brzuszek przeszkadza?
-Trochę.
Chłopak zaśmiał się, podnosząc dla mnie kolorowy liść do kolekcji. Zbierałam je od samego początku, gdy tu weszliśmy. Potem zrobię w domu z tego kompozycję i włożę do wazonu.
Uśmiechnęłam się do chłopaka, ale po chwili skrzywiłam z bólu. Kolejny skurcz tym razem o wiele silniejszy. Złapałam się za brzuch, zaciskając mocno oczy.
-Hej! Rose, wszystko gra?
-Skurcz. -wysyczałam przez zęby.
-Chodź, tu jest ławka.
Mike objął mnie i poprowadził w wyznaczone miejsce. Po chwili już siedziałam, ale ból nie ustawał. Był o wiele gorszy od poprzednich. Skrzywiłam się, masując brzuch.
-Rose, może pojedziemy do szpitala?
-Zaraz mi przejdzie.
-A jeżeli nie?
-Wtedy Ci powiem, ok? Bądź spokojny.
-Jak mam być spokojny, jeżeli w każdej chwili moja przyjaciółka może zacząć rodzić?
-Głupku, dziecko nie wyjdzie ze mnie w pięć minut. Już jest lepiej.
Zaśmiałam się, głęboko oddychając. Naprawdę już mi przechodziło. Ból stawał się znośny, wiec usiadłam prosto. Mike wyglądał na przerażonego. Nie wiedziałam czemu. Przecież to ja będę wypychała dziecko na świat, a nie on. Harry reagował tak samo. Gdy tylko miałam skurcz, zaczynał panikować. Chciał dzwonić po karetkę, albo osobiście zawozić mnie do szpitala. Mnie to śmieszyło, ale ich bardziej przerażało.
Minęło dziesięć minut, a może i mnie, gdy znów złapał mnie skurcz. Zacisnęłam powieki, próbując go zignorować, ale to nic nie dało. Czułam ucisk w podbrzuszu... To był znak. Jedną ręką ścisnęłam dłoń Mikea, a drugą masowałam brzuch. Wiedziałam, że chłopak mi nie daruje.
-Jedziemy.
-Nie będę się sprzeczała.
-Dasz radę dojść do domu, czy podjechać samochodem?
-Jeżeli możesz...
-Zaraz będę. Trzymaj się.
Pokiwałam tylko głową, a chłopak zniknął. Czułam coraz bardziej, że to nadchodzi. Już niedługo będzie z nami nasze dziecko. Do tej pory nie wiemy, czy córka, czy syn. Chcemy mieć niespodziankę.
Po pięciu minutach Mike był z powrotem. Bóle przeszły, więc normalnie mogłam dojść do samochodu. Uśmiechnęłam się do chłopaka, ale on był tak zdenerwowany, że nawet to nie pomogło.
-Mike, spokojnie.
-Jestem spokojny.
-Bardzo. Musimy jeszcze raz podjechać do domu.
-Po co?
-Po torbę. Muszę mieć ze sobą te wszystkie rzeczy...
-Dobra, dobra. Już jadę, a ty dzwoń do Harryego.
-Nie chcę mu przeszkadzać.
-Przeszkadzać? Rodzisz kobieto!
-Zadzwonię jak będziemy w szpitalu i będę wiedziała, że na pewno rodzę.
-Rodzisz, ale jak chcesz.
Pokręciłam głową. Chłopak zaparkował przed domem, a ja pokierowałam go gdzie znajdzie torbę. Po chwili był z powrotem, ruszając w kierunku szpitala.
W ciągu drogi miałam jeszcze dwa skurcze. Mike naprawdę szybko jechał, a ja modliłam się żeby tylko nie spowodował wypadku. Na szczęście dojechaliśmy cali. Chłopak poprowadził mnie do środka i pomógł usiąść. Nawet nie wiem, kiedy zawołał lekarzy, a ci zabrali mnie na salę.
Po kilku badaniach okazało się, że rodzę już dobrą godzinę i przyjechaliśmy w odpowiednim czasie. Pielęgniarka pomogła mi się przebrać w specjalną koszulę i podała mi środku przeciw bólowe. Jedno jednak było złe. To był dopiero początek porodu. Przede mną jeszcze może godziny, a może minuty. Lekarz powiedział, że bardzo szybko idzie więc mogę urodzić nawet za godzinę. Pogodziłam się z ta myślą i jedyne co mi zostało to poinformowanie tatusia. Wybrałam numer Harryego, głęboko oddychając. Po chwili już słyszałam jego głos.
-Kotku? Coś się dzieje?
-Można tak powiedzieć. -wciągnęłam powietrze przez zęby.
-Co takiego?
-Nasz maluszek wychodzi.
-Co?!
-Spokojnie. Jestem już w szpitalu z Mikem. Proszę nie spiesz się. Nie chcę żeby Ci się coś stało.
-Niedługo tam będę. Trzymaj się.
-Daję radę.
Rozłączyłam się, czując kolejny skurcz. Na szczęście dzięki środkom przeciwbólowym były znośniejsze. Mike siedział obok mojego łóżka, masując mi brzuch. Uśmiechnęłam się do niego, łapiąc jego dłoń. Chłopak odwzajemnił uśmiech, potem lekko całując mnie w czoło.
-Dzięki, że tu jesteś.
-Dla Ciebie zawsze.
-Mam takie głupie pytanie.
-Jakie? -uśmiechnął się.
-Nie musisz się zgadzać. Czy...Będziesz ze mną przy porodzie?
-Przy porodzie?
-No wiesz... Jesteś moim przyjacielem. Opiekujesz się mną, gdy nie ma Harryego chociaż nie musisz i bardzo bym chciała. Chciałabym Ciebie i jego przy moim boku.
-Dobrze. Będę przy tobie.
-Naprawdę?
-Tak, oczywiście.
-Dzięki. Czuję, że to już niedługo.
-Będzie dobrze.
-Będzie dobrze.
Lekarze byli już przygotowani, gdy na salę wpadł Harry. Uśmiechnęłam się na jego widok, a ten szybko podszedł, ubrany w specjalny zielony fartuch tak jak Mike.
-Przepraszam, że tak długo.
-Nic się nie stało.
-Mike. Dzięki, że tu jesteś. -zwrócił się do chłopaka.
-Nie ma sprawy.
Uśmiechnęłam się, widząc jak się dogadują. Tego pragnęłam już od bardzo dawna. Nie było między nami żadnych sporów. Mike jest moim przyjacielem, a Harry narzeczonym.
Czułam kolejny napływ bólu. Ścisnęłam mocno dłoń Mike i spojrzałam na Harryego. Był zdenerwowany. Nie dziwię się. Miał szczęście, że nie był na moim miejscu.
-Harry, łap za drugą rękę. Potrzebuję was obojga.
Ten jedynie pokiwał głową i przeszedł na drugą stronę. Widziała jak się schyla i składa pocałunek na moim czole. Dodał mi siły, która potrzebowałam. Czułam, ze nasze dziecko jest dość duże.
-Dobrze pani Rose. Zaczynamy rodzić. Na znaki pielęgniarki proszę przeć. Panowie mogę w tym pomóc.
Spojrzałam po kolei na każdego. Byli przerażeni, ale wiedziałam, że dadzą radę. Musieli dać.
I tak minęła mi godzina w bólach. Środki przeciwbólowe przestały działać, a pielęgniarka nie mogła mi dać nowych bo było za późno. Mocno ściskałam dłonie chłopaków, a oni naprawdę mi pomagali. Z każdym skurczem krzyczeli "przyj!", aż chciało mi się śmiać. I tak dzięki nim, wytrwałam do końca. Mike prawie zemdlał, ale szybko wrócił do siebie. Teraz leże już na czystym łóżku. W czystym ubraniu, ale jestem cholernie wykończona. Nie wiedziałam, że porody to aż taki wysiłek.
Harry siedzi obok bawiąc się moimi palcami, a Mike jest na korytarzu z resztą. Wszyscy przyjechali. Louis, Liam, Zayn, Niall, Alex. Byłam szczęśliwa, że tu są.
W tym samym czasie, gdy Loczek składał pocałunek na moich ustach, do sali weszła pielęgniarka. Nie sama. Z naszym dzieckiem. Z naszym synem. Uśmiechnęłam się biorąc go na ręce. Był taki malutki. Bałam się, że go zgniotę. Ubrany, w białą czapeczkę, ubranko i zawinięty w kocyk. Byłam taka szczęśliwa. Czułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.
-Nasz syn. -Harry uśmiechnął się szeroko.
-Nasz syn.
-Zawołać resztę?
-Tak. Jeżeli mogą to niech przyjdą.
Okazało się, że mogli. Szóstka naszych przyjaciół zawitała w pomieszczeniu. Wszyscy byli szczęśliwi. Wszyscy chcieli powitać nowego członka naszej rodziny.
-Rose, musisz podać imię dziecka do danych.
To mówiła pielęgniarka stojąca bok łóżka. Wymieniłam z Harrym spojrzenia i już wiedziałam jakie imię chcę dać naszemu synowi. Brunet się z tym zgadzał. Chcieliśmy tego oboje. Uśmiechnęłam się do niemowlęcia, cicho mówiąc pielęgniarce jego imię.
-Mike. Mike Styles.
Kobieta wypisała papiery i zostawiła nas samych. Wszyscy podeszli bliżej, uśmiechając się w naszym kierunku. Byłam wykończona, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam cieszyć się tą chwilą. Bo teraz wiedziałam, że mam rodzinę.
~~~~~~~
Po trzech dniach wypuścili nas ze szpitala. Oczywiście Harry zdążył już wszystko przygotować. Byłam ciekawa co czeka mnie w domu. Chłopak zaparkował przed domem, w jedną rękę chwycił moją torbę, a w drugą nosidełko z synkiem. Uśmiechnęłam się na sam widok. Wyglądał tak słodko z dzieckiem na rękach. Nawet zrobiłam mu zdjęcie i ustawiłam na tapetę. Moich dwóch najważniejszych mężczyzn na świecie.
W domu czekała mnie cisza. Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że Harry urządzi jakąś imprezę, a tu nic. Więc co to były za przygotowania?
Chłopak odstawił torbę na ziemię, a nosidełko na stół. Pomógł zdjąć mi płaszcz, następnie przytulając od tyłu. Teraz nie miałam wielkiego brzucha, więc było mu łatwiej. Uśmiechnęłam się, całując go w policzek.
-Myślałam, że jak wejdziemy to będzie tu pełno balonów i w ogóle.
-Chciałem tak zrobić, ale wiedziałem, że jesteś zmęczona, więc przyjęcie będzie w następnym tygodniu.
-Mi pasuje. Ważne, że mam was dwoje przy sobie.
-Mam dla Ciebie niespodziankę.
Posłałam mu pytające spojrzenie, ale ten jedynie się uśmiechnął. Chwycił mnie za rękę i wziął nosidełko, potem kierując się w stronę naszej sypialni. Kazał zamknąć mi oczy, czego posłuchałam. Wprowadził mnie do środka i odliczył do trzech. Gdy zobaczyłam pomieszczeni, aż zabrakło mi powietrze. Wszystko było po przestawiane. Całkowita zmiana. Ale najważniejszy był kącik dla dziecka. Łóżeczko, szafka na przybory, ciuszki. Uśmiechnęłam się, następnie składając pocałunek na ustach chłopaka. Tak bardzo się postarał.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, kotku.
Harry odstawił nosidełko, a ja wyciągnęłam z niego śpiącego Mikea. Był taki słodki. Jak tatuś. Pocałowałam lekko jego czółko i położyłam go do nowego łóżeczka. Ten jedynie wydał z siebie cichy pomruk i zacisnął mocniej rączki. Byłam tak cholernie szczęśliwa widząc naszego synka całego i zdrowego. Czując ręce Harryego oplatające moją talię i jego brodę na moim ramieniu. Wiedząc, że wszystko się układa.
-Rose?
-Tak?
-Nasz syn ma w papierach moje nazwisko. Czas żebyś ty też je miała.
-Chcesz żebym została twoją żoną?
-Praktycznie już nią jesteś, ale tak. Chciałem już wcześniej, ale wiedziałem, że ciąża trochę przeszkadza. Nie mogłabyś za dużo tańczyć. Czułabyś się źle. Ale teraz jest taka możliwość. Wystarczy żebyś się zgodziła.
-Harry. Oczywiście, że się zgadzam.
-Kocham Cię. Kocham Was. Nareszcie nasz synek jest z nami.
-Tak. Nareszcie jesteśmy pełną rodziną...
I jak? Podoba się?
To już koniec tego opowiadania ;c
Jestem wam bardzo wdzięczna :* Za te wszystkie miłe komentarze, za to, że w ogóle czytaliście moje wypociny xd Za to, że byliście cały czas ze mną.
Kocham Was tak bardzo <3
Na razie nie piszę ile było komentarzy i wyświetleń... zrobię to niedługo:) Mam nadzieję, że jeszcze tutaj zajrzycie :) Może będę miała dla was jakąś wiadomość :D
Czyli, że do następnego kochani <3
Udanego sierpnia :)
Ps. Czuję, że zjebałam całe opowiadanie ;c
AAAAA! Jakie to było słodkie *.* Mały Mike o jeeeeju ;p opowiadanie było na prawdę fantastyczne, wręcz zajebiste :D i mam nadzieję, że zaczniesz pisać jakieś nowe ^^ kocham Cię :*
OdpowiedzUsuńJezu cuudo.<33 Az mi sie plakac chce ze to juz koniec.;'( Eh pewnie i tak bede tu codziennie zagladac z nadzieja ze dodalas posta z informacja ze piszesz kolejne opowiadanie... ah tak uzaleznienie od tego bloga. Bede tesknic koocham!! <3 :**
OdpowiedzUsuńJejku wspaniały <3 mam nadzieje ze będziesz pisała nowego równie wspaniałego bloga <3
OdpowiedzUsuńbardzo fajny blog i opowiadanie każdego tyg. z niecierpliwością czekałam na nowy rozdział i nic nie zjebałaś :****
OdpowiedzUsuńNie zjebałaś opowiadania! JEST PRZEPIĘKNE!! ♥_♥ Ja.. Ja, aż zabrakło mi słów!! Szkoda, że koniec :( Ale był P-R-Z-E-P-I-Ę-K-N-Y!!! <33
OdpowiedzUsuńZajebiste <3333333 Nie zjebałaś opowiadania :)
OdpowiedzUsuńO JAAA CZEMU TAK SZYBKO SKOŃCZYŁAŚ OPOWIADANIE :(
OdpowiedzUsuńZAJEEEEEEEEBISTEE!
NAPISZESZ INNE OPOWIADANIE? MOŻE Z INNYM CHŁOPAKIEM Z 1D W ROLI GŁÓWNEJ? PROOOSZE <3
Zarąbisty !!!
OdpowiedzUsuńP.S. Szkoda że już koniec :/ / Andzia
To był jeden z najlepszych blogów jakie czytałam<3 Szkoda, że to już koniec. Mam mega nadzieję,że zaczniesz pisać jakieś nowe opowiadanie. <3
OdpowiedzUsuńŚwietne, jesteś genialną pisarką niczego nigdy nie zepsułaś, wszystko było idealne i zabraniam ci myśleć że było coś nie tak! Było perfekcyjne. Mam nadzieję że kiedyś napiszesz wspaniałą książkę a ja będę mogła dostać autograf. Dziękuję ci za wszystko, mam nadzieję że niespodzianką okaże się nowe opowiadanie. Dziękuję jeszcze raz! <3 :-*
OdpowiedzUsuńPROSZE PISZ NASTĘPNE TO JESST MEGA PIĘKNE GENIALNE WSPANIAŁE KOCHAM TO I MAŁY MIKE :3 UROCZO ---ANGELIKA
OdpowiedzUsuńMalutki Mike Styles! *.* Najlepszy blog jaki czytałam! <3 Do następnego ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że wszystko będzie ok ;3 Czułam, że to będzie chłopiec. No normalnie to czułam!
OdpowiedzUsuńBrak mi słów. Na całego twojego bloga brak mi słów. On był przepiękny. Żaden komentarz nie potrafiłby go opisać. Zazdroszczę Ci.
Dziękuję za te piękne rozdziały na które potrafiłam czekać wieczność <3
Zaglądam tutaj dzisiaj ze świadomością, że napisałam Ci wielkie podziękowania, a tutaj NIC. Nie wiem jak to się stało. Czytałam epilog, dosłownie po kilku godzinach od dodania... być mną, to nie wiedzieć co się robi... Przepraszam więc i piszę dopiero dziś.
OdpowiedzUsuńDziękuję ci za to, że mnie zmotywowałaś, że pokazałaś mi, że też mogę coś tam pisać. Za tą piękną historię, którą nam przedstawiłaś, za te uczucia, które we mnie obudziłaś i za to, że przez tyle czasu mogłam śledzić rozwijającą się miłość Harry'ego i Rose... plus Alex i Niall'a. Ciekawi mnie tylko co z Lukiem, jakoś go pominęłaś ^^
Mam nadzieję, że tą wiadomością, którą spodziewam się dostać za niedługo, będzie wieść o nowym opowiadaniu <3 Chcę przeczytać jeszcze coś twojego autorstwa <3
Dziękuję za wszystko <3
Popłakałam sie ze szczescia
OdpowiedzUsuń