czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 33#

Czułam się jak we śnie. A raczej chciałam się tak czuć. W każdej chwili mogłabym się obudzić. Niestety... To działo się naprawdę. Słowa, które wypowiedziała pani Cand, "Przykro mi. Twoi rodzice mieli wypadek... Nie żyją", obróciły moje życie do góry nogami. Jedna z najgorszych rzeczy, która mogła mi się przytrafić. Przecież ja sobie nie dam rady. Nie wytrzymam...

Po jakimś czasie dotarło do mnie, że siedzę na podłodze, wtulona w Harryego. Jego cała koszulka była mokra. Moje łzy wsiąkały w nią momentalnie. Słyszałam ciche szepty koło ucha. Pocieszał mnie. A raczej próbował.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Chciałam żeby to była mama Mikea i powiedziała, że to przedwczesne Prima Aprilis. Niestety... Harry odebrał połączenie, nadal mocno mnie przytulając. Rozpoznałam głos po drugiej stronie. Mój przyjaciel. Martwił się... Tak bardzo go za to kocham. Wyrwałam telefon Harryemu i uspokoiłam oddech.

-Mike.
-Rose spokojnie.
-Proszę powiedz mi, że to żart -głos łamał mi się po każdym słowie.
-Zaraz przyjadę. Zostań u Harryego.
-Mike to nie może być prawda!
-Przykro mi...

Rozłączyłam się, znów pozwalając by łzy swobodnie wypłynęły z moich oczu. Nie wierzę! Nie wierzę! Nie wierzę!  Tak bardzo chcę by to był tylko kolejny koszmar. Żeby moje życie wróciło do normy, gdy otworzę oczy. Otworzyłam... Nic się nie zmieniło. Przede mną siedziało pięcioro przyjaciół, a chłopak mocno trzymał w ramionach. Chociaż miałam ich jako wsparcie.

-To się nie dzieje naprawdę. -wyszeptałam, próbując zatrzymać płacz.
-Jesteśmy przy tobie.

Alex usiadła obok, gładząc moje plecy. Jedno dobre, że byli obok. Nie dałabym sobie rady sama. I teraz wychodzi prawda. Jeżeli jedno się jebie, potem leci już wszystko...
Zayn przyniósł mi szklankę wody, na co próbowałam mu posłać wdzięczny uśmiech, ale chyba nie wyszło. Chłopak miał smutek w oczach. Z resztą każdy, kto siedział obok był przybity. Po mnie widać to było chyba najbardziej. Czułam jakby ktoś napakował mi do brzucha dynamit i go wysadził.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Liam poszedł otworzyć. W progu stał, tak samo smutny jak inni, Mike. Na jego widok znów zaczęłam płakać. Chłopak szybko podszedł do mnie, uklęknął obok i przytulił. Harry nie miał nic przeciwko. Teraz chyba nawet nie czuł zazdrości. W takiej sytuacji chyba nic się nie czuje...

-Mike...
-Tak mi przykro. Rose, naprawdę.
-Co... Co się stało? -mówiłam przez łzy.
-Wracali z pracy. Facet, który jechał ciężarówką, zasnął za kierownicą i...
-Nie, nie... To tylko sen. Zaraz się obudzę.
-Tata mówił, że mam Cię tam zawieść. Policja chcę porozmawiać.
-Mike daj spokój. Widzisz jak ona się czuje. -Harry położył rękę na moim ramieniu.
-Dam radę. Muszę tam jechać. Muszę dorwać tego gnoja.

Momentalnie wstałam. Wytarłam mokre od łez policzki i spojrzałam na wszystkich po kolei. Byli zdziwieni moim zachowaniem. Szczerze... Ja też. Działałam pod wpływem adrenaliny. Czułam, że później to wszystko do mnie dotrze.
Alex zaprowadziła mnie do łazienki, bym obmyła sobie buzię. Wyglądałam jak jakiś upiór. Tusz rozmazał się na moich policzkach. Oczy miałam czerwone, jakbym coś ćpała. Gdyby było Halloween, wygrałabym na sto procent.
Wciągnęłam głęboko powietrze, gotowa zmierzyć się z tym co czeka mnie po wyjściu za drzwi domu. Szczęście, że będę miała przy sobie kogoś kto mnie wesprze.
Wsiedliśmy do dużego, srebrnego samochodu. Nawet nie miałam siły zapiąć pasów. Mike usiadł za kierownicą, a ja z Harrym z tyłu. Byłam przybita, ale mój umysł nadal pracował jak należy.


-Mike. Przecież ty nie masz prawa jazdy.
-Spokojnie. Potrafię jeździć.
-Kogo to samochód?
-Mojej mamy.
-Może lepiej jak Harry będzie prowadził? Nie chcę żebyś miał kłopoty.
-Rose ma rację. Mnie już trzy razy zatrzymali by sprawdzić prawko. -Styles spojrzał na Mikea.
-A wiesz dokąd jechać?
-Nie.
-Zaufajcie mi. Już nie raz jeździłem. Po prostu nie chce mi się iść na kursy.

Już nikt nic nie odpowiedział. Wtuliłam się w ramię Loczka, próbując ogarnąć to wszystko w mojej głowie. W ogóle jak to możliwe? Czemu akurat moi rodzice? Czemu to mnie musi spotykać wszystko co najgorsze?
Dłonie trzęsły mi się jakbym dostała jakiegoś ataku. Nie mogłam tego zatrzymać. Harry chwycił je w swoją jedną, dużą i przyciągnął do usty by złożyć długi pocałunek. Szczerze... Jeżeli rodzice naprawdę nie żyją, on jest jedynym... Jedynym, któremu na mnie zależy.
Dojechaliśmy na miejsce. Wszędzie stały samochody policyjne. Żółta taśma odgradzała nas od miejsca wypadku. Serce zabiło mi o wiele razy szybciej. Wysiadłam, ruszając w stronę rozbitego samochodu moich rodziców. Nie panowałam nad ciałem. Nogi same mnie tam prowadziły. Nagle poczułam mocne szarpnięcie.
Ktoś objął moje ramiona i przyciągnął do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale na marne.

-Rose. To tylko samochód. Nie ma ich tam.
-Puść mnie!

Szarpałam się na boki, ale znów nic. Po chwili obok znaleźli się Mike i Harry. Jeżeli oni stali tu, to kto mnie przytrzymywał? Spojrzałam w górę. Łzy zamazały mi obraz, ale dałam radę rozpoznać. Pan Cand rozluźnił lekko uścisk, widząc, że się uspokoiłam.

-Gdzie oni są?!
-Przewieźli zwłoki do chłodni.
-Proszę... To nie może być prawda! -ledwo wypowiedziałam ostatnie słowa.
-Przykro mi. To byli twoi rodzice, a nasi przyjaciele. Też jesteśmy zrozpaczeni.

Tata Mike poprowadził mnie w stronę karetki. Zauważyłam tam jego żonę. Siedziała z głową schowaną w dłoniach. Gdy dzwoniła dało się wyczuć, że jej głos przepełniony jest smutkiem. Teraz dokładnie to widziałam. Kiedy tylko nas zauważyła, szybko podeszła zamykając mnie w swoich ramionach. Kolejny już raz łzy wypłynęły z  moich oczu. Dziwiłam się, że wokół jest tyle ludzi, którzy wiedzą co czuję.
Kobieta odsunęła się kawałek, patrząc mi w oczy. Wyglądały podobnie do moich. Całe rozmazane.

-Nie martw się. Pomożemy Ci we wszystkim. Możesz na nas liczyć.
-Dziękuję -powiedziałam prawie bezgłośnie.
-Chodź. Dadzą Ci coś na uspokojenie.

Nawet nie protestowałam. Weszłam do karetki, a brunetka w lekarskim wdzianku podała mi jakieś tabletki. Zażyłam je z myślą, że zasnę, a potem obudzę się w domu, gdzie będą rodzice. Cali, zdrowi, siedzący przed telewizorem...
Przez dobre dziesięć minut wpatrywałam się w samochód rodziców. Cały poobijany. Przednia szyba rozbita. Wgniecione maska, dach, cały prawy bok. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić jak do tego doszło. Jedyna myśl jaką teraz miałam w głowie to to o czym myśleli.

-Rose. Policja chce żebyś odpowiedziała na kilka pytań. -Harry delikatnie złapał moją dłoń.- Oczywiście jeżeli jesteś w stanie.

Pokiwałam twierdząco głową. Po chwili przy karetce stał policjant. Pan Cand powiedział mu coś na ucha, a ten tylko przytaknął. Chciałam mieć to już za sobą. Pójść do domu. Ukryć się pod kołdrą i płakać przez tydzień.

-Jestem sierżant Murnt. Chciałbym dowiedzieć się od ciebie kilku informacji.
-Dobrze -wciągnęłam głęboko powietrze.
-Więc.. To byli Twoi rodzice?
-Tak.
-Widziałaś ich dzisiaj?
-Rano, gdy wyjeżdżali do pracy.
-Jakie miałaś z nimi kontakty?
-Jak to jakie? Normalne. To moi rodzice.
-Dobrze... Wiem, że to trudne, ale będziesz musiała pojechać rozpoznać zwłoki.
-Co tu się tak naprawdę stało? -zignorowałam jego wypowiedź.
-Kierowca tira usnął za kierownicą. Zjechał ze swojego pasu i wjechał w samochód twoich rodziców.
-Czy jemu...
-Trafił do szpitala. Prawdopodobnie ma wstrząśnienie mózgu. Oczywiście odpędzie się sprawa w sądzie.
-W jakim celu?
-Musimy ustalić jak dokładnie doszło do wypadku. Ty oczywiście jako poszkodowana dostaniesz odszkodowanie.
-Myśli pan, że jakieś cholerne pieniądze zastąpią mi rodziców?
-Nie. Ale takie są zasady. Przykro mi. Zaraz przyśle tutaj kolegę, który zawiezie Cię do kostnicy.

Kiwnęłam tylko głową. Wysiadłam z karetki, patrząc na zatroskaną twarz pani Cand. Podeszła kawałek bliżej, kładąc dłoń na moim ramieniu.

-Pomożemy Ci we wszystkim. Nie będziesz sama
-Skąd państwo się tu wzięło?
-Dziś puścili wszystkich szybciej do domów. Twoi rodzice wyjechali pierwsi. My kilka minut po nich.

Po tych słowach dotarło do mnie, że gdyby to oni wyjechali szybciej prawdopodobnie to Mike straciłby rodziców. To wszystko jest gdzieś zapisane. Ustalone. Nie może dziać się bez przyczyny.

Po piętnastu minutach byliśmy w drodze do policyjnej kostnicy. Tym razem Harry kierował samochodem Mika. Nie chcieliśmy innych kłopotów. Centralnie za nami jechali państwo Cand. Widziałam jak Styles co chwilę spogląda we wsteczne lusterko by sprawdzić, jak się czuję. Czułam się koszmarnie. Jedyne co było dobre to to, że środki, które dostałam naprawdę działały. Nie czułam już tej histerii w środku. Wyciszyły mnie chociaż trochę.
Gdy byliśmy na miejscu jakiś facet zaprowadził nas do pomieszczenia, gdzie przechowywali zwłoki. Poczułam uścisk w brzuchu. Będę mogła ich zobaczyć. Ostatni raz. Takich bezbronnych. Zimnych.
Policjant, który nas tu pokierował, rozmawiał chwilę z tym drugim, a potem kazał mi za sobą iść. Odruchowo chwyciłam dłoń Harryego, patrząc błagalnie w jego smutne oczy. Zrozumiał o co chodzi. Razem udaliśmy się za mężczyzną. W pomieszczeniu na stole leżały dwa czarne worki. Wiedziałam co się pod nimi kryje. Policjant rozpiął je, czekając na moją reakcję. Powoli podeszłam do stołu, wstrzymując powietrze. Łzy wypłynęły jedna po drugiej z moich oczu. To tak strasznie bolało. Rano żegnasz się z rodziną. Mówisz: "Do zobaczenia". Nawet nie wiesz co czeka cię po kilku godzinach. Ja miałam właśnie tak dziś rano. Uściskałam ich mocno, mówiąc, że wieczorem zjemy wspólną kolację. Niestety... Tej kolacji nie będzie już nigdy.
Nie chciałam więcej na to patrzeć. Nie miałam siły. Odwróciłam się, mocno wtulając w klatę Harryego. Chłopak szczelnie objął mnie ramionami i wyprowadził z sali. Bezwładnie opadłam na najbliższe krzesło. Widok ciał rodziców przed oczami doprowadzał mnie do szału. Gdybym mogła zrobiłabym wszystko żeby tylko byli tutaj ze mną... Żywi.

Nareszcie po tych wszystkich męczarniach mogłam wrócić do domu. Rodzice Mikea obiecali, że pomogą mi ze wszystkim. Od sprawy pogrzebu, aż po sprawę w sądzie. Byłam im wdzięczna. Sama nie dałabym rady.
Mike podwiózł nas pod dom chłopaków. Uściskałam go mocno, dziękując za wszystko. Kocham go. Za wszystko co dla mnie robi. Jaki jest i jak się zachowuje. Mój najlepszy przyjaciel.
Po Harrym nie było widać ani grama zazdrości. Może dziś się opanował. Wiedział w jakim jestem stanie. Cand odjechał. Styles chwycił mnie za rękę ciągnąc w stronę domu, ale się nie ruszyłam.

-Co się dzieje?
-Chcę iść do domu.
-Przecież jesteśmy w domu.
-Do swojego domu. Chcę pobyć tam zanim wszystko wywietrzeje. Chcę poczuć cząstkę moich rodziców.
-Dobrze. Pojedziemy tam.
-Nie... Ja chcę sama. Chcę spędzić noc sama. Tylko ja i wspomnienia. Teraz jedynie to mi zostało.
-Nie zostawię Cię samej. -stanął na przeciwko mnie.
-Proszę. To wszystko musi do mnie dotrzeć, a to będzie najlepsze miejsce.
-Boję się o ciebie.
-Spokojnie. Nic mi nie będzie.
-Dobrze. Chodźmy. Odprowadzę Cię.

Posłałam mu dziękczynne spojrzenie. Ruszyliśmy, a ja intensywnie pobudziłam swoją pamięć. Chciałam wiedzieć co mogłam zrobić by to się nie wydarzyło. Przy gwałcie było prościej. Po prostu mogłam zostać u Alex. Tutaj nie chodziło o mnie, ale może mogłam coś zrobić. Coś co by sprawiło, że ta pieprzona ciężarówka przejechała by przez tą ulicę minutę szybciej.
Byliśmy na miejscu. W domu cały czas było czuć zapach kawy. Tej, którą uwielbiali rodzice. Wszystko tutaj mi o nich przypominało.
Zegar pokazywał piątą trzydzieści cztery po południu. Stanęłam na przeciwko Harryego, wtulając się w jego klatkę piersiową. Chłopak oplótł mnie długimi ramionami i złożył pocałunek na czubku głowy. Teraz został mi jedynie on. Nie mam nikogo prócz chłopaka i przyjaciół. Rodzina mieszka daleko. Jestem ciekawa, czy w ogóle przyjadą na pogrzeb...

-Naprawdę chcesz zostać sama? -spojrzał w moje oczy.
-Tak. Dam radę. Chcę... Się z tym uporać na osobności.
-Nie chcę Cię zostawiać.
-Idź powiedz chłopakom i Alex. Na pewno się martwią.
-Gdybym nie szanował twoich decyzji, zostałbym.
-Ale szanujesz?
-Kocham Cię. Pamiętaj o tym. Masz mnie. Masz Alex, chłopaków, Mikea i jego rodziców. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję Ci.
-Też Cię kocham.

Chłopak złożył krótki pocałunek na moich ustach i, z wielkim żalem w oczach, wyszedł. Odwróciłam się patrząc na wielki salon i kuchnie. Wszędzie ich widziałam. Teraz mogłam pozwolić by moje emocje przejęły nade mną kontrolę. Szybko poszłam do swojego pokoju. Wysunęłam z pod łóżka duży karton i wyciągnęłam z niego album. Chcę sobie przypomnieć wszystkie szczęśliwe chwile. Chcę zapisać je w pamięci na zawsze.
Po kilku fotografiach z wcześniejszych lat i litrach wypłakanych łez zauważyłam mały przedmiot w pudle. Było to czarne serce. Dostałam je od mamy. Tata trzymał w nim pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Opowiadali mi o tym jak tata zabrał ją na randkę na plażę. Jedli kolacje, wygłupiali się, aż wreszcie się oświadczył. To nie było jedyna dobra chwile w tamtym dniu. Mama ogłosiła, że jest w ciąży. Byli tacy szczęśliwi...
Otworzyłam pudełeczko, które ukrywało w sobie małą, metalową rzecz. Całkiem zapomniałam, że ją tam schowałam. Teraz widocznie miałam sobie o niej przypomnieć. Takie jakby przeznaczenie.
Podwinęłam rękaw i przyłożyłam kawałek metalu do skóry na nadgarstku. Może przez to uda mi się chodź trochę zapomnieć. Pozbyć się wszystkich złych wspomnień. Przejechałam kawałkiem metalu po skórze. Po chwili na ręce pojawiły się nowe rany. Krew powoli z nich wypływała, kapiąc na zdjęcia. Bezsilna, położyłam się na podłodze. W głowie miałam chaos. Wszystkie obietnice dawały o sobie znać. Obiecałam rodzicom, że już nigdy tego nie zrobię. Obiecałam Harryemu. Obiecałam Alex. Niestety, rodziców już nie ma. Przyjaciele mi wybaczą. Jakoś muszę dać upust złym emocjom. To mi pomaga. To moja ucieczka...






Ok!!! I jak? Wiem, że krótki, ale nie wiem co więcej pisać ;c
Liczę na waszą opinię :) Następny MOŻE w niedzielę... Jeżeli nie to jak najszybciej w następnym tygodniu ;P
Za dwa tygodnie mam egzaminy gimnazjalne, więc nie mam zbytnio czasu na pisanie ;c wybaczcie :*
Głosowanie w ankietach dobiegło końca :P A oto wyniki... Na pytanie "Czy podoba Ci się wygląd bloga?" 45 osób odpowiedziało tak, a 9 stary był lepszy. Na pytanie "Na ile oceniasz mój blog?" 77 osób odpowiedziało, że jest super, 8 fajny, a 3 beznadziejny ;P Dziękuję tym, którzy brali udział <3 Kocham i do następnego *-*

15 komentarzy:

  1. Jaki smutny ;c. Biedna Rose ; c Czekam na next ! <3 / Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz jest super szczęśliwy, a raz bardzo smutny.. A tak to, to jest super!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nie wyrabiam to jest zarąbiste KOCHAM tego bloga i KOCHAM cię czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Płaczę...ten rozdział jest bardzo podobny do chwili z mojego życia. Kiedy straciłam dziadka. Powiedziałam mu: "do zobaczenia" i co? Nawet się z nim nie pożegnałam...tak bardzo płakałam :'( Tu też...

    OdpowiedzUsuń
  5. NAJLEPSZY BLOG! CZEKAM NA NEXT! <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż Się same Łzy leją. :'(
    Czekam na nexta. Prosze dodaj w niedziele bo wytrzymać nie mogę jak go nie czytam. Nawet czasem od nowa czytam całego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sprawilaś, że poryczałam się jak dziecko :'( Biedna Rose.... Masz talent do pisania i kocham twojego bloga :) Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż się popłakałam :'-(
    Czekam na next / Andzia

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam z łzami w oczach...czekam na następny :'(

    OdpowiedzUsuń
  10. Popłakałam się. Tak bardzo jej współczyje :'( Da rade i bedzie dobrze ja to czuje :D Rodzial cudowny umiesz opisac emocje co jest ogromnym plusem. Czekam na nn pisz szybko ;)
    Zapraszam do mnie.
    http://alwaytogethe.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  11. Normalnie łzy same płyną :c
    Matko no nie mogę, strasznie szkoda mi Rose... chciałabym mieć kogoś tak opiekuńczego jak Harry :c <3 mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku
    Weny, kochana i wszystkiego co najlepsze. Ucz się ucz :*

    OdpowiedzUsuń
  12. szkoda, że taki krótki :/

    OdpowiedzUsuń
  13. taki smutny poryczałam się --- angelika

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo smutny i krótki. Extra piszesz

    OdpowiedzUsuń