sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 36#

*3 DNI PÓŹNIEJ*


Obudziło mnie łaskotanie na nosie. Podrapałam go, lekko marszcząc brwi. Gdy usłyszałam cichy śmiech, wiedziałam, że ktoś maczał w tym palce. Wyciągnęłam rękę przed siebie, natrafiając na czyjąś twarz. Pchnęłam ją lekko do tyłu, ale w zamian dostałam kolejną dawkę śmiechu.

-Widzę, że się obudziłaś.
-Spadaj. -mruknęłam.

Przekręciłam się na drugi bok, próbując z powrotem zasnąć. Niestety... Harry przytulił mnie od tyłu, wbijając brodę w zagłębienie mojej szyi. Uśmiechnęłam się lekko, kładąc dłoń na jego policzku. Chłopak przechylił się do przody, łącząc nasze usta.

-Wstawaj śpiochu.
-Czemu? -jęknęłam.
-Bo jest już dziewiąta i mamy jechać do mojej mamy, kochanie.
-Ugh..
-Nie chcesz?
-Chcę, ale chce mi się też spać.
-Będziesz miała okazję w samochodzie. No już. Tyłek w górę.
-Jeszcze chwilka.
-Wstawaj. Zrobię Ci coś na śniadanie.

Złożył krótki pocałunek na moim czole i wyszedł. Przekręciłam się na plecy, głęboko wciągając powietrze. Gdy otworzyłam oczy, myślałam, że zwariuję. Słońce wpadające przez okno, poraziło mnie momentalnie. Szybko zakryłam twarz dłońmi i usiadłam. Czułam się taka zmęczona... Nie dziwię się. W nocy nie spałam co najmniej 4 godziny. Jak się założę, swoim krzykiem obudziłam chłopaków i też są niewyspani. Ugh...

Chwyciłam wcześniej przygotowane ciuchy i poszłam do łazienki. Szybko załatwiłam wszystkie potrzebne sprawy i gotowe. Ostatni raz spojrzałam na marne odbicie w lustrze. Tak źle chyba jeszcze nigdy się nie czułam...
Gdy weszłam do salony, nikogo tam nie było. Tylko w kuchni zauważyłam Harryego. Chłopak uśmiechnął się szeroko i postawił talerz kanapek na blacie. Podeszłam bliżej, przytulając się do niego.

-Dziękuję.
-Masz już spakowane wszystkie rzeczy? Chciałbym zanieść torby do samochodu.
-Tak, tak. Chyba tak. -zaśmiałam się.

Chłopak złożył szybki pocałunek na moich wargach i pobiegł do pokoju. Ugryzłam kawałek kanapki, intensywnie wpatrując się w stronę ogrodu. Zauważyłam tam Malika. Stał oparty o barierkę i palił papierosa. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się tam iść. Coś mnie ciągnęło. Odłożyłam kanapkę i ruszyłam w jego kierunku. Chłopak stał wpatrzony w niebo, ale gdy stanęłam obok przeniósł wzrok na moją twarz.

-Hej.
-Cześć.
-Gdzie reszta?
-Wiesz... Sam chciałbym to wiedzieć.

Zaśmieliśmy się. Zayn powoli wypuścił dym z ust, a ja byłam tym całkowicie zafascynowana. Nie wiem czemu, ale mi się to spodobało. Chciałam tego...

-Daj jednego.
-Co jednego?
-No papierosa.
-Taa, na pewno.
-Nie bądź taki.
-Udusisz się.
-A skąd wiesz? Jednego. Nawet Ci go odkupię.

Chłopak pokręcił głową, wyciągając paczkę z tylnej kieszeni. Wręczył mi jednego papierosa, który po chwili znalazł się pomiędzy moimi ustami. Malik odpalił go zapalniczką, a ja zaciągnęłam się kilka, krótkich razy, następnie wypuszczając dym. Widocznie go tym zaskoczyłam bo zrobił wielkie oczy.

-Podziw, jak na pierwszy raz.
-Czemu myślisz, że pierwszy?
-Palisz?
-Kilka lat temu popalałam. A ty kiedy zacząłeś?
-Jakieś pięć, sześć lat temu.
-Młody byłeś.
-Ty też.
-W młodości robi się wiele głupich rzeczy.
-Oj tak. Harry mnie zabije.
-Żebyś wiedział ...

Momentalnie się odwróciliśmy. Styles stał za nami z rękoma założonymi na klacie. Wypuściłam dym, a papieros znalazł się z dłoni Harryego. Chłopak zaciągnął się raz i zdeptał go butem.

-Nie pal -podszedł bliżej, wypuszczając dym.
-Sam to właśnie zrobiłeś.
-Tylko raz się zaciągnąłem.
-Raz to też palenie.
-Nieważne. Ty nie masz palić. A z tobą pogadam później -spojrzał na Zayna.
-To nie jego wina. Sama chciałam.
-No i co. Nie powinien Ci go dawać.
-Oj bądź cicho.
-Obiecaj mi, że nie będziesz paliła.

Nawet nie miałam zamiaru odpowiedzieć. Złożyłam szybki pocałunek na jego ustach i ruszyłam w kierunku domu. Za plecami usłyszałam tylko śmiech Malika. Uśmiechnęłam się i triumfalnym krokiem weszłam z powrotem do środka...

~~~~~~~~~

Jechaliśmy już ponad godzinę. Praktycznie cały czas wpatrywałam się w widok za oknem. Tak jakoś mnie odprężał. Czułam dziwne coś w brzuchu. Chyba się nie denerwowała? Przecież mama Harryego i Gemma mnie polubiły. Czym miałabym się denerwować...
Poczułam jak Harry jeździ dłonią po moim udzie. Uśmiechnęłam się lekko, ale nie spojrzałam w jego stronę.

-Kotek... Obraziłaś się na mnie?
-Czemu niby?
-No o to palenie.
-Nie -zaśmiałam się.
-Od kiedy palisz?
-Nie palę. Dziś to było tylko jednorazowo.
-No, ale potrafiłaś. Skąd?
-Popalałam kilka lat temu. Gdy chodziliśmy jeszcze do szkoły.
-Z kim?
-Boże, Harry! To przesłuchanie?
-Po prostu chcę wiedzieć.
-Alex, Mike, kilku naszych znajomych. A ty gdzie się nauczyłeś i kiedy?
-Po tym jak połączyli nas w zespół. Zayn mnie nauczył. Ale nie palę nałogowo. Czasami dla zabicia stresu.
-Czemu mi nie powiedziałeś?
-Nie widziałem takiej potrzeby. A poza tym, trochę się bałem.
-Czego?
-Że nie będziesz chciała byś z chłopakiem, który pali.
-Jesteś głupi.

Złapałam jego dłoń i zaplotłam razem nasze palce. Harry przyciągnął je do swoich ust i złożył pocałunek na mojej. Uśmiechnęłam się i znów zaczęłam wpatrywać w krajobraz....
Nareszcie byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu cicho pojękując. Normalnie nie czułam tyłka. Schyliłam się kilka razy, ale to nic nie dało. Loczek uśmiechnął się szeroko rozbawiony. Podeszłam do niego i zrobiłam smutną minę.

-Boli mnie.
-Hmm i co mam z tym zrobić?
-Twoje ręce leczą -uśmiechnęłam się.

Chłopak pokręcił głową i przyciągnął mnie bliżej. Położyłam ręce na jego torcie, a on swoimi zjeżdżał od mojej talii, aż po pośladki. Przygryzłam wargę, na co mocno je ścisnął, a potem zaczął delikatnie masować. Uśmiechnęłam się i złączyłam nasze usta. Harry pogłębił pocałunek, lekko dodając język. Chwyciłam zębami jego dolną wargę i pociągnęłam.

-Mrrr, ale kociak.
-Chyba ten papieros mi zaszkodził -zaśmiałam się.
-Myślałem, że jesteś taka sama z siebie.
-Może tak, a może i nie.
-Już Cię nie boli?
-Mówiłam, że twoje ręce leczą.

Uśmiechnęliśmy się do siebie i jeszcze raz pocałowaliśmy. Harry wziął nasze torby i ruszył w kierunku domu. Szybko dorównałam mu kroku i nacisnęłam na dzwonek. Po chwili przed nami ukazała się Anne. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, mocno mnie przytulając.

-Rose! Tęskniłam za tobą.
-Tak ogólnie to dzień dobry -zaśmiałam się.
-Dzień dobry słońce.
-Y ym. Ja też tu jestem. -Harry zrobił smutną minę.
-Cześć skarbie.
-No hej mamo.

Styles odstawił torby i mocno ją uściskał. Na ten widok, aż zabolało mnie serce. Tak trudno było patrzeć na to, że on ma rodzinę. Ma mamę, która go kocha. Ma siostrę, która też go kocha. Ma tatę.... Zaraz. Ma tatę? Kiedy byliśmy tutaj ostatnim razem, nie było w domu żadnego mężczyzny. Harry ma ojca? Jakoś do tej pory się nad tym nie zastanawiałam...
Weszliśmy do środka. Loczek odstawił torby, objął mnie w talii i poprowadził w kierunku salonu. Po chwili dołączyła do nas Anne. Stanęła na przeciwko, chwyciła moją twarz w swoje dłonie i spojrzała z troską w oczy. Domyśliłam się o co chodzi.

-Rose... Tak mi przykro. Nie wyobrażam sobie być na twoim miejscu. Ale pamiętaj, że masz nas. Jesteśmy twoją rodziną.

Łzy zakręciły mi się w oczach. Pokiwałam tylko twierdząco głową i mocno się w nią wtuliłam. Była dla mnie jak matka. Taka prawdziwa. Jak moja, której nie mam... Uśmiechnęłam się lekko i wytarłam spływającą łzę. Harry objął mnie szczelnie ramionami od tyłu i złożył pocałunek na skroni. W oczach jego matki też było widać łzy. Musiał jej powiedzieć...
Kobieta poszła do kuchni pod pretekstem przyniesienia czegoś do picia. Odwróciłam się przodem do chłopaka i spojrzałam w piękne, zielone oczy. Jego ręce błądziły po mojej talii, aż wreszcie zatrzymały się na plecach.

-Powiedziałeś jej?
-Tak. Chciałem żeby wiedziała. Powiedziała mi wtedy, że ona też jest twoją mamą. Jesteśmy rodziną. Możesz na nas liczyć.
-Dziękuję.

Złożyłam długi i czuły pocałunek na jego ustach. Loczek przytulił mnie jeszcze mocniej, kierując w stronę kanapy. Usiadłam cały czas się w niego wtulając. Po chwili Anne wróciła. Uśmiechnęła się lekko, patrząc na naszą dwójkę.

-Może pójdziemy do ogrodu? Pogoda dziś dopisuje. Trzeba korzystać.

Pokiwaliśmy tylko twierdząco głowami i ruszyliśmy za nią. Kobieta postawiła na małym stoliku tacę ze szklankami i dzbankiem soku, a potem zajęła miejsce na drewnianym krześle. Harry usiadł obok niej, cwaniacko się uśmiechając. Dopiero po chwili zrozumiałam, że nie mia więcej krzeseł. Chłopak chwycił moją dłoń i lekko mnie pociągnął, w rezultacie czego wylądowałam na jego kolanach. Anne zaśmiała się cicho nalewając nam napoju.

-Będziecie tu do niedzieli?
-Taki mamy zamiar -Styles się uśmiechnął.
-Przepraszam... Gdzie jest Gemma?
-W Londynie. Powinna wrócić jutro rano.
-I pani siedzi tutaj tak sama?
-Czasami. Zależy kiedy Rob ma delegacje i w ogóle.
-Rob? -zdziwiłam się.
-O Boże... Ostatnio jak tu byliście właśnie był w delegacji, dlatego nie wiesz o kogo chodzi. Rob to mój mąż.
-Tata Harryego.
-Ymm, nie. Robin to mój ojczym -Harry lekko się uśmiechnął.
-Ahh. A gdzie teraz jest?
-W delegacji. Powinien jutro wrócić to go poznasz.

Uśmiechnęłam się. Czyli, że Harry nie ma ojca. Ma ojczyma. Pokręcony jest ten świat...
Rozmawialiśmy przez kolejną godzinę. Nie mogłam uwierzyć ile mamy wspólnych tematów. Czułam się jakbym mieszkała tutaj od urodzenia. Lubiłam to miejsce. Niestety rozmowę przerwał nam dobiegający z domu dźwięk telefonu. Anne szybko poszła go odebrać. Spojrzałam na Harryego lekko się uśmiechając. Chyba był znudzony naszą rozmową. Otarłam swój nos o jego, na co trochę się rozpromienił. Spojrzałam poza jego głowę i aż zabrakło mi oddechu.

-O mój Boże.

Szybko wstała z jego kolan i podeszłam do zielonych krzaczków, które rosły pod płotem. Siedział w nich mamy kotek. Naprawdę malutki. Uśmiechnęłam się, powoli wyciągając do niego rękę. Harry zaśmiał się za moimi plecami. Zwierzę chwilę nie reagowało, ale wreszcie po kilku próbach zaufało mi. Wzięłam je na ręce i wróciłam do Harryego.

-Zobacz jaki śliczny.
-Ciekawe skąd się tu wziął.
-Jaki malutki. Chyba nie ma mamy.
-Może mu ją zastąpisz?

Spojrzałam zdezorientowana na chłopaka, a potem z powrotem na kota. Był taki śliczny. Podrapałam go lekko za uchem, na co zamknął oczy i zwinął się w kłębek. Uśmiech sam malował mi się na twarzy.
Po chwili Anne wróciła. Gdy zobaczyła kota na moich kolanach, także się uśmiechnęła.

-A ten maluch skąd tu?
-Siedział w żywopłocie. Słodki, prawda?
-Oj tak.
-Co z nim zrobimy?
-Zaadoptujemy go -Harry przytulił mnie trochę mocniej.
-Co?
-To co słyszałaś. Chyba, że nie chcesz.
-Chcę! Jest taki śliczny. Ale będziemy go wieźli, aż do Watford?
-To trochę zły pomysł...
-Może zostać u mnie. -Anne się uśmiechnęła.
-Naprawdę?
-Tak. Będę miała z kim się bawić.
-Dziękuję.

I tak zleciał nam praktycznie cały dzień. Wróciliśmy do domu. Zrobiłyśmy nowemu domownikowi legowisko w pokoju Harryego. Poszłyśmy po jakieś jedzenie dla niego, a dokładnie dla niej. To kotka! Taka słodka...
Po skończonej kolacji, pomogłam posprzątać i udałam się z Loczkiem do pokoju. Nasza nowa współlokatorka nie spała. Wręcz przeciwnie. Wydawała się pełna energii. Turlała się po łóżku, wymachując łapkami. Harry zaśmiał się pod nosem, wziął ją na ręce i zaczął głaskać.

-Oooo słodko z nią wyglądasz.
-Naprawdę jest śliczna.
-Ej, bo będę zazdrosna.
-O kota?
-A co nie mogę? -zaśmiałam się.
-Jak jej dasz na imię?
-Nie wiem właśnie. Może Hazza? -usiadłam obok.
-Na czyją cześć?
-Jakbyś nie wiedział.
-Dziękuję.

Zaśmiałam się i pocałowałam go szybko w usta. Wyciągnęłam z torby ciuchy na przebranie i poszłam do łazienki. Tam załatwiłam wszystkie potrzebne sprawy i stanęłam przed lustrem. Ostatnio mi się nie udało, więc może teraz. Ubrałam czarne koronkowe majtki i dużą koszulkę Harryego, bez rękawów. Może jakoś go skuszę. Nie wiem czemu, ale od kilku dni mam na niego ochotę. Chciałabym być z nim tak blisko jak wtedy. Tylko teraz pytanie... Czy on też chce?
Chwyciłam swoje dzienne ciuchy i ruszyłam do pokoju. Miałam nadzieję, że Anne mnie nie zauważy. Gdy już byłam przy drzwiach, wciągnęłam głęboko powietrze dla odwagi i weszłam do środka. Harry leżał na łóżku i bawił się z Hazzą. Uśmiechnęłam się lekko, podeszłam do torby i schylając się schowałam do niej ciuchy. Miałam nadzieję, że Harry chociaż się zainteresował. Odwróciłam się, akurat trafiając na moment, gdy chłopak przygryzał wargę.

-Mmmm, ale tyłek.

Zaśmiałam się i położyłam obok niego. Loczek odłożył kotkę na jej legowisko, a potem wrócił wzrokiem na moje ciało. Przejechał od nóg, aż po sam czubek głowy. Uśmiechnęłam się triumfalnie, przejeżdżając palcem po jego ramieniu.

-Poczekasz na mnie z dziesięć minut?
-Hm, no nie wiem.
-Ok. Pięć. Zaraz wrócę.

Harry złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, potem chwycił coś z torby i wyszedł z pokoju. Uśmiechnęłam się, czując w duchu satysfakcję. Udało mi się go trochę podniecić. Chyba...
Tak jak mówił. Minęło pięć minut i był z powrotem. Ubrany tylko w białe bokserki. Przygryzłam wargę, wodząc wzrokiem po jego każdym centymetrze umięśnionego ciała. W pewnym momencie zgasił światło, a pokój pogrążył się w ciemności. Nie ruszałam się, aż wreszcie poczułam jego bliskość. Umieścił swoje ręce nad moimi ramionami i zaczął składać pocałunki na szyi. Cicho jęknęłam, gdy przyssał się nam obojczykiem. Chwilę błądziłam dłońmi po jego klacie, aż wreszcie wzięłam się na odwagę. Pchnęłam go tak, że wylądował na plecach, a ja usiadłam na nim okrakiem. Światło latarni padało akurat na jego twarz, więc widziałam jak się uśmiecha. Tym razem ja złożyłam kilka pocałunków na jego szyi i klacie. Potem zeszłam niżej, natrafiając na linię majtek. Chwyciłam je zębami i lekko pociągnęłam. Słyszałam jak jego oddech stawał się coraz cięższy. Przełknęłam ślinę i jednym, płynnym ruchem pozbyłam się jego bokserek. Przede mną ukazał się sporych rozmiarów kutas. Właśnie w tamtej chwili miałam po raz pierwszy w życiu zrobić chłopakowi loda. Miałam nadzieję, że się nie skompromituję...
Najpierw przejechałam po nim lekko palcem, na co Harry zadrżał. Uśmiechnęłam się i trochę pewniej złapałam go w rękę. Powoli ruszałam w górę i w dół, dopóki nie postanowiłam wziąć go do ust. Na początku tylko kawałek. Potem coraz bardziej i bardziej, aż wszedł prawie cały. Płynnie ruszałam i ręką i głową. Dzięki temu, że słyszałam jak Harry cicho jęczy, czułam się pewniej. Szybko zaczęłam ruszać ręką po całej długości, a ustami ssałam tylko jego główkę. Czułam jak cały pulsuje. Nie chciałam by tak szybko się skończyło. Oderwałam się i wróciłam do jego ust. Styles momentalnie zdjął mi bluzkę i nas przekręcił. Mocno przyssał się do moich piersi. Przygryzłam wargę i wplotłam palce w jego bujne loki. Chłopak zjechał dłonią w dół i wsadził ją w majtki. Poczułam jak delikatnie przejechał palcem po mojej łechtaczce. Zadrżałam, na co się uśmiechnął i złączył nasze usta. Po chwili nie miałam już majtek, ale za to w sobie miałam dwa palce. Ruszał nimi płynnie, cały czas mnie całując. Postanowiłam, że tej nocy to ja będę górą. Ostatnio on prowadził. Teraz to będę ja.
Gdy czułam, że jestem blisko, znów nas przekręciłam. Usiadłam na nim okrakiem i otarłam się o jego wielkie przyrodzenia. Cicho jęknął, jeżdżąc dłońmi po moim tyłku.

-Chcę poczuć te dwadzieścia centymetrów w sobie -wyszeptałam mu do ucha.
-Dwadzieścia dwa -zaśmiał się i wszedł we mnie.

Jęknęłam dosyć głośno i w sercu miałam nadzieję, że Anne tego nie słyszała. Harry powoli zaczął się ruszać. Nie chciałam, żeby znów robił to sam, więc mu pomogłam. Oparłam się rękoma o jego barki i zaczęłam ruszać w górę i dół, przy okazji łącząc nasze usta.

Po co najmniej pięciu minutach czułam, że dochodzę. Jego kutas tak bardzo pulsował. Harry przyspieszył i doszedł pierwszy.  Widziałam tą euforię na jego twarzy.

-Jeszcze chwilę -jęknęłam.

Loczek nie zwolnił. Cały czas ruszał się szybko żebym mogła dojść. Wreszcie nadeszło. Wielkie gorąco w całym moim ciele. Wygięłam się w łuk, wbijając paznokcie w jego klatkę. Potem opadłam bez sił. Kompletnie. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że zapomnieliśmy się zabezpieczyć...




Hahhahaha powracam :D
Podoba się? Mi za bardzo nie ;c
Specjalnie dla Was scena +18 za to moje opóźnianie, ale naprawdę czasami nie mam czasu kiedy pisać ;c
Zasada taka sama... Podoba się = KOMENTARZ :)
Miłej nocki kochani <3
Ps. Dodałam nową ankietę i bardzo proszę o głosy bo jest to bardzo ważne :D

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 35#

Kolejne kilka dni bez rodziców. Jak się czuję? Cholernie źle. Wielka pustka. Jakby ktoś wyciął mi część serca, a co gorsze... Znów krzyczę. Śnią mi się koszmary. Wszystkie. Już nie tylko gwałt, ale także wypadek rodziców i wiele innych. Jednak... Pogodziłam się z tym. Czasu nie cofnę. Nie wskrzeszę ich. Musiałam zaakceptować, że nie da już się nic zrobić.
Od czterech dni mieszkam u Harryego. Nie pozwolił mi mieszkać samej. Błagał tak długo, aż się zgodziłam. Co miałam zrobić? Teraz został mi tylko on. Z jednej strony się cieszę. Mogę spędzać czas z moimi przyjaciółmi. Niestety tylko wieczorami, gdyż jeżdżą na próby. Akurat wtedy, gdy potrzebuje bliskości... No cóż, jestem z wielką gwiazdą. Prędzej, czy później mogłam się tego spodziewać...

Było kilka minut po czwartej po południu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się trochę. Przecież chłopacy mają swoje klucze. Po co mieliby dzwonić? Niechętnie podeszłam i je otworzyłam. W progu stała Alex. Uśmiechnęła się lekko i podniosła w górę papierową torbę.

-Shake na wynos.
-Smak?
-Bananowy. Co to w ogóle za pytanie?
-Wchodź.

Uśmiechnęłam się i mocno ją przytuliłam. No tak... Dzwoniła wczoraj i mówiła, że wpadnie po pracy. Przez to wszystko szwankuje mi pamięć. Wzięłam od dziewczyny torbę i poszłam do kuchni. Po chwili dołączyła do mnie, siadając przy blacie. Jej przyjście od razu poprawiło mi humor. Nie musiałam siedzieć sama. Mogłam z kimś pogadać. Nareszcie...
Wyciągnęłam dwa plastikowe kubki i włożyłam do nich słomki. Już dawno nie piłam shakea. Jakoś... Nie było kiedy. Upiłam łyk, znów uśmiechając się do blondynki.

-Dzięki. Tego mi było trzeba.
-Jak się czujesz?
-Szczerze... Do dupy, ale daję radę. Widocznie tak miało być.
-Chłopacy na próbach? -zmieniła temat, widząc moją spochmurniałą twarz.
-Tak. Powinni niedługo wrócić.
-Może zrobimy coś do jedzenia? Na pewno będą głodni.
-Nie ma po co. Jak się założę znów przywiozą pizzę.
-Widać jak dobrze się odżywiają. -zaśmiała się.
-Oj tak.
-Jak tam u ciebie i Harryego?
-Pytałaś się o to samo dwa dni temu.
-No wiem, ale może coś się zmieniło. -szturchnęła mnie łokciem.
-Nadal troskliwy. Wszystko tak samo.
-Kochany.
-Tak. A jak tam u ciebie i Nialla? Ostatnio wrócił taki szczęśliwy.
-Ustaliliśmy datę zabiegu.
-Na serio? Kiedy?
-Dziewiętnastego maja.
-To świetnie! Boże, Alex nareszcie.

Przysunęłam się bliżej i mocno ją uściskałam. Wreszcie będzie koniec jej cierpienia. Po zabiegu wszystko się zmieni. Będzie mogła odstawić leki. Nie będzie już tego strachu, że dostanie atak. Chociaż raz coś dobrego w moim życiu...

-Super, tylko że chłopacy uparli się, że za to zapłacą, a ja nie chcę.
-Alex. Przecież chcą Ci pomóc, tak?
-No wiem, ale nie mam się im jak odwdzięczyć.
-Bądź ich przyjaciółką. A Horanowi sprzedasz buziaka i po kłopocie.
-Sprzedałam mu już ostatnio. -zarumieniła się.
-Nie... Żartujesz?
-Nie.
-Całowaliście się i nic mi nie powiedziałaś! Jak mogłaś?
-No przecież Ci mówię.
-I jak? Dobry jest?
-Rose!
-No co? Ty mnie też wypytywałaś.
-Tak, świetnie całuje.


Uniosłam żartobliwie brew na co dziewczyna się zaśmiała. Wow, ale poprawiła mi humor. Zapomniałam o wszystkim. Byłam jej wdzięczna.
Tak ogólnie to wiedziała, że ona i Horan, ale że aż tak daleko to nie. Kiedy to w ogóle się stało? Nie zauważyłam co między nimi się wytworzyło. Czemu?

-Ale jesteście razem?
-Nie. To znaczy... Nie wiem.
-Jak to nie wiesz? Przecież chodzicie na randki. Całujecie się.
-Rose, całowaliśmy się może z cztery razy. A te randki to tylko przyjacielski spotkania.
-Ok, ale chciałabyś z nim ten teges? -przygryzłam wargę.
-Nie wiem. Po Lukeu mam dosyć chłopaków, ale z drugiej strony chciałaby mieć kogoś kto się mną zajmie. Na przykład jak Harry tobą.
-Trafisz na takiego chłopaka. Zobaczysz. Może nawet jest już gdzieś blisko.

Zdążyłam wypowiadać ostatnie słowo, gdy do domu wpadł Niall. Szybko ściągnął buty i pobiegł w stronę łazienki. Chyba nawet nas nie zauważył. Spojrzałyśmy zdezorientowane na siebie.

-A nie mówiłam. -lekko się uśmiechnęłam.
-Cicho bądź. -wyszeptała.
-Czego nie mówiłaś?

Liam wszedł do domu, niosąc na rękach chyba z dziesięć kartonów pizzy. Czasami zastanawiam się jak oni to robią, że słyszą coś co ledwo ktoś wypowiedział. Chyba piosenkarze mają bardzo, ale to bardzo dobry słuch.
Chłopak podszedł do nas, stawiając na blacie kartony. Po chwili w domu pojawiła się reszta.

-Rose, czego nie mówiłaś? -powtórzył.
-Zanim weszliście powiedziałam, że niedługo wrócicie.
-Dobra jesteś.

Zaśmieliśmy się. Alex posłała mi jeden z dziękczynnych uśmieszków. No przecież jej nie wydam.
Harry podszedł do mnie, objął od tyłu i pocałował najpierw w szyję, potem w policzek, a na końcu w usta. Uśmiechnęłam się i powtórzyłam pocałunek. Jego usta smakowały jak żelki. Coś przeczuwałam, że siedział w samochodzie obok Nialla.

-Cześć kotku.
-Hej. Jak było?
-Masakra, a u ciebie? U was? -uśmiechnął się do Alex.
-Fajnie. Pogadałyśmy sobie. Napiłyśmy się shakea.
-Mmm dasz trochę?
-Oczywiście, że nie.
-No ej!

Poczułam jego gorące wargi na mojej szyi. Zaśmiałam się cicho, łącząc nasze dłonie razem. Loczek przytulił mnie jeszcze bardziej, mrucząc do ucha. Uśmiechnęłam się i wtuliłam nos w jego policzek, głęboko wciągając powietrze. Jest teraz przy mnie. Tak blisko. Właśnie wtedy, gdy go potrzebuje.
Po chwili do kuchni wkroczył Niall. Zaśmiałam się na wspomnienie jak biegł do łazienki. Chyba naprawdę mu się zachciało.

-Hej.

Przywitał się, podszedł do Alex i pocałował ją w policzek. Uśmiech sam namalował mi się na twarzy. Słodko wyglądali. Dwa zakręcone blondasy.
Po jakiś piętnastu minutach, gdy chłopacy już się ogarnęli, rozstawiliśmy wszystkie kartony i zaczęliśmy jeść.
Już trzeci dzień z rzędu pizza, ale co tam. Ważne, że dobra...
Gdzieś w połowie jedzenia w domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Trochę się zdziwiłam, ale Harry widocznie nie. Szybko wstał i poszedł otworzyć. Po chwili na linii mojego wzroku ukazał się Mike. Jak zawsze rozczochrane włosy, czarne podarte spodnie i duża szara bluza z jakimś nadrukiem. Chłopak przywitał się ze wszystkimi. Nie mogłam tak po prostu powiedzieć mu "cześć". Podeszłam i go przytuliłam. Za to wszystko co dla mnie zrobił. W zamian dostałam szeroki uśmiech. Oczywiście nie nacieszyłam się nim zbyt długo. Chłopacy jak to chłopacy, zabrali mi go i zaczęli rozmawiać o jakiś duperelach. Harry objął mnie jedną ręką w talii i pocałował w czoło. To chyba była jego sprawka.

-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. To ty sprowadziłeś tu Mikea?
-Nieee -zaśmiał się.
-Co ci się stało? Nie będziesz zazdrosny?
-Nie mam o co. To twój przyjaciel. Też go polubiłem. Chłopacy tam samo.
-O. To dla mnie zaskoczenie.
-Spędzimy trochę czasu razem. Zrobi ci się lepiej.
-Nigdy nie będzie lepiej.
-Zaufaj mi. Zrobię wszystko byś tylko była szczęśliwa.

Uśmiechnęłam się lekko i złączyłam nasze usta. Teraz właśnie takiego mi go było trzeba. Wiem że nie minął nawet tydzień od pogrzebu rodziców, ale nie mogę cały czas mieć doła. Inaczej już mi się nie polepszy. Nie będę miała powodów do szczęścia. Teraz je mam. Jesteśmy wszyscy razem. Moi najbliżsi przyjaciele. Moja rodzina. Teraz mam tylko ich i nie mogę tego spieprzyć.

Nigdy nie spodziewałam się tego, że Mike i chłopacy, aż tak się zakolegują. Od ponad godziny grali w bilarda. Harry normalnie z nim rozmawiał. Śmiali się. Żartowali. Mówili o sporcie. Jakby znali się od wielu lat. I to wszystko tak jakby przeze mnie. Te wszystkie wydarzenia zbliżyły ich do siebie. Mój chłopak, który był zazdrosny o mojego przyjaciela teraz się z nim koleguje. Świat się zmienia...
Zaczęłam buczeć, gdy Zayn wygrał z Mikem. Mulat spojrzał się na mnie z przymrużonymi oczami i pokręcił głową.

-Rose, może ty ze mną zagrasz? -uśmiechnął się cwaniacko.
-Nie dzięki. Z oszustami nie gram.
-Jakimi oszustami? Że niby ja?
-Ostatnim razem nie powiedziałeś mi, że jesteś w tym najlepszy.
-Przykro mi kotku. Taka gra. To może Alex ze mną zagra?
-Oj nie. Ja i tak muszę już spadać. Dziś kolacja z rodzicami.
-Nie zostawiaj mnie samej z nimi -załapałam ją za rękę.
-Dasz radę. Muszę iść -zaśmiała się.
-Odwiozę Cię -Horan już stał przy nas.
-Trafię.
-Ale ja chcę.
-Ok. No to cześć.

Dziewczyna pożegnała się z każdym i wyszła razem z Horanem. Ten to wszystko wykorzysta żeby tylko być obok niej. Uśmiechnęłam się, oplatając ramionami swoje nogi. Po chwili Liam siedział obok. Szturchnął mnie lekko łokciem i posłał uśmiech, ale przerwało go ziewnięcie. Zaśmiałam się, kładąc głowę na jego ramieniu.

-Chyba, ktoś jest zmęczony.
-Tak. Nie wyspałem się dziś.
-Czem.. - zawiesiłam się bo wiedziałam czemu.
-Od trzeciej kręciłem się i nie mogłem spać.
-Przepraszam.
-Ale przecież to nie twoja wina. Mam tak od kilku dni.

Przeze mnie! Przecież wrzeszczę na cały dom! Trochę mnie to zasmuciło. Był niewyspany przeze mnie. Może nie zdawał sobie z tego sprawy. Budził go krzyk, ale go nie pamiętał. Cholerne sny. Niszczą mi całe życie.
Usiadłam prosto, poprawiając włosy. Chciałem teraz pobyć sama. Zastanowić się co mogę z tym zrobić.

-Idę się położyć.
-Coś się stało?
-Źle się czuję. Wiesz.. kobiece sprawy.
-Aaa, współczuję.

Posłałam mu lekki uśmiech i poszłam do pokoju. Gdy tylko drzwi się zamknęły, rzuciłam się na łóżko. Nie miałam kompletnie sił. Wszystkie zmartwienia i smutki wróciły, ale chociaż przez kilka godzin byłam normalną osobą.
Po jakiś dziesięciu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam. Niestety to nic nie dało. Mike wszedł do środka i usiadł obok. Nawet na niego nie spojrzałam. Od razu zauważyłby mój smutek.

-Jak się czujesz? -przejechał dłonią po moich plecach.
-Wszyscy się mnie o to pytają! Jak mam się czuć? Kurde, jest chujowo i to bardzo!

Zerwałam się i usiadłam. Miałam dosyć tego pytania. Wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej, ale to wkurza. Przez jeden dzień nic się nie zmieni. To, że przez kilka godzin byłam jak normalny człowiek nie oznacza, że w moim umyśle i sercu jest lepiej.

-Ej spokojnie. Wiem to. Przepraszam.
-To ja przepraszam. Poniosło mnie -przetarłam dłońmi twarz.
-Czemu wyszłaś?
-Źle się czuję.
-Fizycznie, czy psychicznie?
-A jak myślisz?
-Chodź do mnie.

Chłopak rozchylił ramiona. Usiadłam bliżej wtulając się w jego klatę. Taki tam Mike. Mój przyjaciel, który wie kiedy i jak ma mnie pocieszyć.

-Dzięki.
-Jesteś moją przyjaciółką.
-Harry nie był zazdrosny?
-Nie. Wszystko gra. Porozmawialiśmy trochę i jest dobrze.
-Aż się boję zapytać o czym.
-I tak Ci nie powiem. To nasza sprawa. -zaśmiał się.
-Długo jeszcze będziesz?
-Nie. Też zaraz spadam. Chciałem Ci powiedzieć coś ważnego.
-Co takiego? -wyprostowałam się.
-Rodzice kazali przekazać, że załatwią wszystko związane z firmą i w ogóle.
-Nie rozumiem.
-Z tego co wiem, twoi rodzice mieli dosyć wysokie ubezpieczenie. Z tego dostaniesz kasę.
-Ale firma? Co ma wspólnego?
-Nie wiem dokładnie. To już musisz podać z moim tatą, ale chyba chodzi o to, że Tayler i Joel mieli założone osobne konto.
-Osobne konto?
-Dla ciebie.
-Co? Po co?
-Nie wiem. Rose, mój tata Ci to wytłumaczy, ok?
-Jasne. Muszę im za wszystko podziękować.
-Będę już leciał. Dobranoc. -pocałował mnie w czoło i wstał.
-Dobranoc, ale ja chyba nie będę spała.
-Czemu?
-A... Takie tam. Nie chcę o tym gadać.
-Wszystko będzie dobrze. To cześć.
-Hej.

Po chwili zniknął za drzwiami. Z powrotem opadłam na łóżko, przytulając się do poduszki. Teraz po głowie chodziło mi myśli "o co chodzi z tym kontem?". Nigdy nie pytałam się rodziców o pracę. Tata prowadził firmę z samochodami, a mama była księgową. Ukrywali coś przede mną?
Spojrzałam na zegarek. Było przed siódmą wieczorem. Nie miałam już na nic siły. Wyciągnęłam piżamy i poszłam do łazienki. Po krótkim prysznicu stanęłam na przeciw lustra. Tusz rozmazał mi się na policzkach. Można by powiedzieć, że od wody, ale niestety od łez. Znów uczucia wzięły nade mną górę.

-Rose? -usłyszałam głos z pokoju.
-W łazience.
-Mogę wejść?
-Tak.

Szybko chwyciłam chusteczkę i zaczęłam wycierać czarne ślady. Harry wszedł do pomieszczenia, zamknął drzwi i przytulił od tyłu. Uśmiechnęłam się, gdy złożył krótki pocałunek za moim uchem.

-Płakałaś? -spojrzał na nasze odbicie.
-Nie. Brałam prysznic.
-Idziesz już spać?
-Nie wiem. Jestem zmęczona.
-Poczekaj na mnie. Chcę cię wyściskać.
-Nie mogę się doczekać.
-Szybko się umyję i przyjdę.
-Ok.

Pocałowałam go w policzek i wyszłam. Chciałam napisać do Alex jak tam z Niallem, ale nie mogłam znaleźć telefonu. Przeszukałam cały pokój i nic. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że zabrałam go do łazienki. Otworzyłam drzwi i już chciałam coś powiedzieć, ale mnie zamurowało. Harry stał całkiem nagi. Na szczęście tyłem. Poczułam jak policzki oblewają mi rumieńce. Chłopak odwrócił głowę i lekko się uśmiechnął.

-Sorki. Zapomniałam telefonu.
-Przełożyłem go na szafkę.
-Dzięki.

Chwyciłam urządzenie i szybko wyszłam. Taki widok. Umięśnione plecy Harryego, ale tyłek jeszcze lepszy. Przygryzłam wargę siadając po turecku na łóżku. Całkiem zapomniałam o tym, że miałam napisać do Alex. Teraz po głowie chodził mi obraz Loczka. Tylko raz widziałam go całkiem nago. Wtedy pierwszy raz się kochaliśmy. Pierwszy i ostatni. Nigdy więcej już nie chciał. Wyszło na jaw, że jestem do kitu...
Harry wyszedł z łazienki i lekko się uśmiechnął. Był tylko w bokserkach. Jak zawsze. Przygryzłam lekko wargę, przesuwając się na łóżku by zrobić mu miejsce. Chłopak usiadł obok i zaplótł nasze palce.

-Sorki, że weszła bez pukania.
-Nic się nie stało.
-Nie jestem u siebie. Powinnam pukać.
-Rose. Jesteś u siebie. Teraz mieszkasz tutaj. To jest twój dom.

Uśmiechnęłam się i przytuliłam do jego silnego ramienia. Był taki umięśniony. Czułam się przy nim bezpiecznie.
Poczułam jak składa kilka pocałunków na moim czole. Podniosłam głowę w górę, pozwalając by złączył nasze usta. Były taki delikatne. Uśmiechnęłam się między pocałunkami, na co uniósł brew.

-Lubię twoje usta. -mruknęłam.
-Ooo. Co w nich jest takiego, że je lubisz?
-Są twoje. Są takie delikatne, ciepłe. I kocham je całować.
-No to czemu przerywasz?

Loczek uśmiechnął się szeroko, znów je łącząc. Tym  razem powoli dodawał język. Przyznam, że mi się spodobało. W głowie miałam myśl, że może zrobić jakiś krok. Może dać mu znak, że chcę czegoś więcej. Już miałam przejechać dłonią po jego rozgrzanym torsie, gdy oderwał się i zaczął grzebać pod łóżkiem. No tak. Chyba trochę za dużo chciałam...

-Chcę Ci coś pokazać.
-Co takiego?

Chłopak wyciągnął z pod łóżka gitarę i usiadł na przeciwko. Byłam trochę zdezorientowana. Zagrał kilka dźwięków i słodko się uśmiechnął.

-A raczej coś zaśpiewać.

Kiwnęłam tylko głową, patrząc mu w oczy. Uśmiech sam namalował się na moich ustach, gdy zaczął grać. Wolna melodia. Spodobała mi się. Harry uśmiechnął się lekko i zaczął śpiewać, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.

I figured it out
I figured it out from black and white
Seconds and hours
Maybe they hide to take some time

I know how it goes
I know how it goes from wrong and right
Silence and sound
Did they ever hold each other tight like us?
Did they ever fight like us?

You and I
We don't wanna be like them
We can make it 'till the end
Nothing can come between
You and I
Not even the Gods above
Can seperate the two of us
No, nothing can come between
You and I
Oh You and I...


Nagle skończył i stał się bardzo poważny. Szczerze... Trochę się przestraszyłam, chociaż nie miałam czego. Odłożył gitarę na bok, przysunął się bliżej i chwycił moje dłonie.

-Tak właśnie myślę.
-Tak jak w piosence?
-Nic nie może stanąć pomiędzy tobą, a mną.
-A jeżeli stanie?
-Będę walczył. Kocham Cię. Wiem, że teraz muszę jeździć do studio i jestem tam prawie cały dzień, ale nie zapominam o tobie. Jesteś cały czas w mojej głowie.
-Rozumiem. To twoja praca. Nic się nie dzieje.
-Chcę Ci to wynagrodzić.
-Jak?
-Pojedźmy w weekend do mojej mamy. Odpoczniemy razem.
-A nagrania?
-Od piątku mamy wolne. To jak?
-Lubię twoją mamę -uśmiechnęłam się.
-Ona Ciebie też.
-Ale nie będzie zła?
-Oczywiście, że nie. Ucieszy się.
-Jeżeli nie będziemy jej przeszkadzać to z chęcią pojadę.
-O to mi chodziło kotku.
-Harry?
-Tak?
-Kocham Cię. -złączyłam nasze usta.





No dobra nie będę długo gadać :P Jeżeli się podoba zostaw opinię w komentarzu.
Mam nadzieję, że bardo was nie zawiodłam tym rozdziałem :D
Jeżeli możecie to znów wklejcie ulubiony fragment :) To bardzo motywuje :*
Życzę powodzenia tym, którzy przez kolejne trzy dni będą pisali egzaminy gimnazjalne :P Pjona xd
Kocham *__*

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 34#

Zegarek pokazuje godzinę dziewiątą dwadzieścia jeden. Siedzę skulona na łóżku, myśląc jaki błąd popełniłam w życiu. Nie błędy. Jeden cholerny błąd, który wszystko zapoczątkował.
Praktycznie przez całą noc miałam koszmary. Obudziłam się o szóstej i od tamtej pory nie śpię. Każda myśl jest o rodzicach. O tym jacy byli. Jak się zachowywali. Co robili. Pamiętam, że gdy byłam mała zabierali mnie na pikniki. Spędzaliśmy cały dzień poza domem. Wszystko było takie normalne. Niewinne.
Teraz już nigdy tego nie będzie. Nie będziemy urządzali maratonów filmowych. Nie będę mogła urządzać z tatą bitwy na poduszki. Nie będziemy razem jedli obiadów. To wszystko skończyło się tak szybko jak za pstryknięciem palców. Nikt nie pozwolił mi się zastanowić. Zostałam sama. Kompletnie sama. Rodzina daleko. Na pewno zapomnieli o moim istnieniu. Muszę sobie jakoś poradzić, albo poddać się i polec...

Usłyszałam kroki. Oczywiście pierwsza myśl to rodzice. Teraz już będę miała tak codziennie. Po chwili drzwi lekko się uchyliły. Chłopak z burzą loków na głowie wśliznął się do środka. Na pewno kilka dni temu bym się z tego cieszyła. Teraz niestety czuję jedynie pustkę. Z powrotem wróciłam do wpatrywania się w okno. Pogoda dziś dopisywała. Poranne promienie słońca oświetlały mój pokój. Nie miną zaledwie jeden dzień, a już tak bardzo tęskniłam...

-Nie zamknęłaś drzwi na noc?

Harry usiadł obok lekko mnie przytulając. Nie miałam siły odpowiedzieć. Chciałam zamknąć się w sobie, ale nie mogłam. Po raz pierwszy od mojej pobudki, z oczy wypłynęły mi łzy. Dopiero przy nim się rozkleiłam. Nie wiem czemu. Może... moje serce wiedziało, że tylko on mi został? To głupie...
Wtuliłam się w jego umięśniony tors. Tak jak zawsze, gdy byłam przybita. Miałam wsparcie, w tych silnych ramionach. W nim całym. Poczułam jak składa delikatny pocałunek na moim czole. Zacisnęłam palce jednej ręki na niebieskiej koszulce chłopaka, a drugą wytarłam łzy.

-Powiedziałeś resz... -zacięłam się.
-Tak. Też nie są w najlepszym humorze. Spędzę z tobą tutaj cały dzień. Dziś mnie nie wygonisz.
-Harry...
-Nie zostawię Cię samej w takiej sytuacji. Martwię się o ciebie.

Już nic nie odpowiadałam. Przerzuciłam nogi przez jego kolana, przytulając się jeszcze bardziej. Czułam to ciepło. Zrobiło mi się trochę lepiej, wiedząc, że jest obok. Chyba tego teraz potrzebowałam.
Minęło może z piętnaście minut. Zauważyłam jak Harry zaciska pięść, a potem wciąga głęboko powietrze. Coś nie grało. Wyczuwałam to...

-Rose... Podwiń rękawy.

Zignorowałam jego prośbę. Nie chciałam poruszać tego tematu, chociaż wiedziałam, że nie da mi spokoju.

-Podwiń rękawy.
-Nic sobie nie zrobiłam. -powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Nic? To skąd się wzięła krew na podłodze?

Kurde... Jestem najgłupszą osobą na świecie. Kompletnie o tym zapomniałam. Wczoraj wieczorem przebrałam tylko spodnie na krótkie spodenki i koszulę na luźną bluzę z długim rękawem. Krew na nadgarstku miałam już zaschniętą, więc się nie martwiłam, ale zapomniałam o podłodze.
Złapałam koniec rękawa naciągając go jeszcze bardziej na rękę. Czemu on to musiał zauważyć? Nie mam siły na kazania.
Harry nie czekał na odpowiedź. Złapał moją rękę, szybko podwijając rękaw. Syknęłam z bólu, wyrywając się mu i siadając kawałek dalej. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Nie przeżyłabym tego. Loczek znów ją złapał przyciągając do siebie by dokładnie zobaczyć rany.

-Czemu to robisz?! Obiecałaś!
-Ja.. -nie wiedziałam co powiedzieć.
-Rose... Nie zaczynaj znów z tym.
-Czemu to Cię tak obchodzi? -podniosłam głos.
-Bo nie chcę żebyś robiła sobie krzywdę. Te blizny będziesz miała do końca życia.
-No i co. To moje ciało.
-Myślisz, że twoi rodzice by tego chcieli? Żebyś się okaleczała?
-Robię to dla nich! Robię to po to żeby sobie ulżyć! Żebym nie miała tyle bólu w sobie!
-A nie mogłabyś w inny sposób?
-Nie! Harry zrozum, że to jest moje życie!
-A moje nie? Jestem z tobą! Robiąc sobie krzywdę, robisz także mnie.
-No to nie bądźmy razem! Ty nigdy nie będziesz wiedział jak to jest! Jak to jest, gdy od najmłodszych lat spotyka Cię coś złego. Na każdym kroku cierpisz. Masz idealne życie. Nie musisz się martwić! Masz rodzinę. Masz przyjaciół. Masz wszystko czego Ci trzeba.
-Nie mam się o co martwić? Martwię się o wiele rzeczy. Teraz aktualnie o Ciebie!
-Proszę Cię... Wyjdź. Wczoraj zginęli mi rodzice. Nie mam ochoty się kłócić.
-Chcesz tego? Naszego końca, bo się o Ciebie martwię?
-Zostaw mnie.

Nie musiałam długo czekać. Chłopak błyskawicznie opuścił mój pokój. Szczerze to nie wiedziałam co się przed chwilą wydarzyło. Miałam wszystkiego po dziurki w nosie. Znów zaczęłam płakać. W mojej głowie krążyła myśl, że może wypłaczę się na śmierć. Niestety...

Leżałam na łóżku przez kolejne kilka godzin. Nie chciało mi się jeść. Nie chciało mi się pić. Kompletnie nic.
Znów usłyszałam jak ktoś chodzi po domu. Myślałam, że to może Harry wrócił, ale tym razem był to Mike. Co im wszystkim w ogóle przychodzi do głowy, żeby wchodzić do mojego domu bez pukania ani nic? Przecież mam prawo mieć trochę prywatności.
Chłopak ukucnął koło łóżka łapiąc lekko moją dłoń. Podniosłam wzrok, ale nie mogłam spojrzeć mu w oczy. W środku czułam, że gdy to zrobię nie powstrzymam łez.

-Jak się czujesz?
-Bywało lepiej.
-Rodzice wszystko załatwiają. Nie musisz się martwić o sprawy pogrzebu.

Na słowo "rodzice", zakuło mnie w sercu. Ja już nie mam rodziców. Nie mam kogo nazywać rodzicami.
Przesunęłam się, ciągnąc Mikea za rękę by usiadł obok. Nie musiałam długo czekać. Objął mnie silnym ramieniem, co umożliwiło wtulenie się w jego klatę. Tego mi było trzeba. Bliskości.
Chłopak przez pewien czas bawił się moimi palcami, ale przestał. Delikatnie obróciła moją rękę i podciągnął rękaw. Nie. Tylko nie to. Chwilę patrzył się w milczeniu na rany, a potem przyciągnął rękę i złożył na nich kila pocałunków. On rozumiał. Nie miał do mnie żadnych pretensji. To znaczy... Na pewno miał, ale zatrzymywał je w sobie.

-Nic mi nie powiesz? -obciągnęłam rękaw.
-A co mam Ci powiedzieć? To twoje ciało. To twój sposób.
-Harry uważał coś innego.
-Czemu go tu nie ma?
-Pokłóciliśmy się. Nawet chyba... rozstaliśmy.
-Co? Jak to?
-Sama już nie wiem. Nie chcę o tym gadać. Dziękuję Ci, że tu jesteś.
-Zawszę będę, jeżeli tylko będziesz chciała.
-Kocham Cię. -wyszeptałam w jego szyję.
-Ja ciebie też.



*2 DNI PÓŹNIEJ*



Dziś jest ten dzień. Nareszcie pochowają moich rodziców. Tak po prostu wrzucą ich do dziury i zakopią. Nie mogę nawet o tym myśleć. Nie chcę żeby odeszli już tak w stu procentach. Chcę, cofnąć czas. Chcę zatrzymać ich w domu dwie minuty dłużej...
W jednym miałam szczęście. Nie musiałam załatwiać tych wszystkich formalności. Rodzice Mike wszystkim się zajęli. Tak bardzo jestem im wdzięczna. Sama nie dałabym rady. Będę musiała się jakoś odwdzięczyć.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Ostatni raz wygładziłam czarną sukienkę i poszłam otworzyć. W progu stał Mike. Ubrany w czarny garnitur z ułożonymi włosami. Jak nie on. 
Chłopak wszedł do środka lekko mnie przytulając. Z trudem powstrzymałam łzy. Był tak samo przybity jak ja. 

-Jedziemy? 
-Tak. Dziękuję.
-Nie ma za co. Chodźmy.
-A twoi rodzice?
-Pojechali na miejsce pół godziny temu.
-Jestem im tak bardzo wdzięczna.
-Dla ciebie wszystko. Jesteś jak rodzina.

Poczułam jego gorące usta na czole. Przypominał mi teraz Harryego. W ogóle przez te kilka dni się nie odzywał. Nie dziwię się. Nie panowałam nad sobą. Mówiłam co mi przyszło na język. Popełniłam kolejny cholerny błąd i straciłam osobę, którą kocham. Po prostu idealnie. Nawet nie wiem, czy przyjdzie na pogrzeb. I czy w ogóle ktoś przyjdzie.

Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Mike zaparkował przed bramą, wyciągnął z bagażnika wieniec i ruszyliśmy w stronę kapliczki. O dziwo na podjeździe stało dużo samochodów. Aż bałam się wejść do budynku. Niestety musiałam.
Kolejna godzina minęła na odmawianiu różańca. Okazało się, że przyjechała prawie cała moja rodzina. Niektórych kojarzyłam tylko z dzieciństwa. Pełno ciotek, wujków, kuzynów. Jedynymi osobami, które poznałam od razu, to siostra mojego taty z mężem i mój dziadek. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Niestety nie mogliśmy widywać się za często. Mieszkają w Irlandii... To wszystko utrudnia.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, zauważyłam pięcioro moich przyjaciół. Zayn, Liam, Louis, Niall i Alex. Brakowało tego najważniejszego, ale nie dziwiłam się. Mike chwycił mnie w tali, posyłając lekki, pocieszający uśmiech. Minutę później staliśmy koło grupki znajomych. Przytuliłam każdego po kolei. Nawet Louisa. Dziś był jakiś inny. Jakby w ogóle nie miał do mnie żadnego "ale".
Alex wytarła spływające łzy, na co jeszcze bardziej ją przytuliłam. Jeżeli ona już płacze, to co będzie dopiero ze mną. Od początku się powstrzymywałam. Nie chciałam pokazywać jaka jestem słaba.

-Rose, jesteśmy z tobą. Pamiętaj o tym. -Horan potarł lekko moje ramię.
-Dziękuję. Czy Harry...
-Nie wiem, gdzie jest. Od wczoraj go nie widzieliśmy, ale wiemy co się stało między wami.
-Głupia jestem. Chodźmy. Zaraz się zacznie.

Na słowa, że Harryego nie ma tutaj poczułam jeszcze większy ucisk w sercu. Czułam, że to koniec. Przez głupie rany straciłam osobę, którą kochałam.

~~~~

Pogrzeb dobiegał już końca. Stałam cała zapłakana pomiędzy Mikem, a moim dziadkiem. Opadałam z sił. Gdyby nie ręka Mikea, podtrzymująca mnie z tyłu, już dawno bym upadła. Oprócz mnie płakało jeszcze kilka osób. W tym Alex, pani Cand, moja ciocia, sąsiadka. Nawet ona przyszła. To był dla mnie podziw.
Ksiądz skończył wypowiadać słowa modlitwy, a trumna ruszyła w dół. Tak jedna trumna. Żyli razem. Mieszkali razem. Umarli razem. Zostali pochowani razem. To był chyba najgorszy moment. Moja ostatnia szansa by ich zobaczyć. Dziadek przytulił mnie mocno, głaszcząc po plecach. Nie mogłam oddychać. Dławiłam się łzami. Szczerze to jeszcze nigdy tak nie płakałam. Jeszcze nigdy nie kochałam nikogo tak mocno jak rodziców.

Gdy wszystko się skończyło, ludzie zaczęli wracać do domów. Z tego co się dowiedziałam dziadek z ciocią i jej mężem mają wieczorem samolot powrotny. Miło było ich zobaczyć. Pożegnaliśmy się, a potem odeszli jakby nigdy nic. Ja zostałam. Wpatrywałam się w tabliczkę, na której wypisali informacje o moich rodzicach. Byłam twarda. Opanowałam łzy. Wszystko się już skończyło. Nie potrafię cofać się w czasie. Zostało mi jedynie pogodzić się z samotnością.


Poczułam dużą i ciepłą dłoń na moich plecach. Wiedziałam, że to Mike. Nie było tutaj nikogo innego kto by się o mnie troszczył. Przytuliłam się do niego, by podziękować za to wszystko co dla mnie robi. Był jak anioł. Mój osobisty.
Ruszyliśmy w stronę parkingu. Nadszedł czas na powrót do domu. Do pustego domu. Zanim opuściłam teraz cmentarzu odwróciłam się jeszcze raz. Wtedy go zobaczyłam. Stał w czarnym garniturze z wiązanką kwiatów w ręce. Jednak był. Przyszedł. Położył kwiaty obok innych na świeżo zasypanym grobie i się przeżegnał. Zauważyłam jak przejeżdża palcami po swoim policzku. Czyżby płakał? Nie znam go z tej strony. Może i tak. Przecież ma uczucia jak każdy człowiek...

Wróciłam do domu. Mike pojechał do siebie, ale powiedział, że niedługo wróci. Cieszyłam się z tego. Nie będę sama. Od razu udałam się do łazienki. Zrzuciłam wszystkie ciuchy i weszłam pod prysznic. Chciałam tak jakby zmyć z siebie dzisiejsze wspomnienia.
Po wszystkim ubrałam szare, za duże dresy i szeroką bluzkę, a włosy związałam w wysokiego koka. Nie pozostało mi nic innego jak siedzieć i wsłuchiwać się w ciszę. Tak też zrobiłam. Skuliłam się na łóżku i wpatrywałam w zdjęcia na ścianie. Tyle wspomnień.

Później nie byłam już sama. Mike wrócił i leżeliśmy w ciszy razem. Przytulał mnie od tyłu i gładził swoim dużym palcem moją dłoń. Wiem, że chciał mnie pocieszyć, ale to nic nie dawało. Czułam w środku lekkie ciepło, ale to jeszcze nie to.
W pewnej chwili wyszedł. Tak bez słowa. Też chciał mnie zostawić? Po prostu zajebiście...



*OCZAMI HARRY'EGO*


Od powrotu z pogrzebu, siedziałem na podłodze w pokoju i myślałem. Widziałem ją. Była taka smutna. Nie dziwię się. Nawet ja płakałem. Zachowałem się chamsko, ale chcę dla niej jak najlepiej. Jeżeli nie chce być ze mną to rozumiem. Jej decyzja, ale ja ją wciąż kocham. Jest moją drugą połową. 
Podciągnąłem rękaw od koszulki, patrząc na czerwoną linię na moim nadgarstku. Jeszcze nigdy nie czułem się tak źle jak po naszej ostatniej kłótni. Czułem ból w sercu, że pozwoliłem jej na to. Ale... chciałem spróbować. Chciałem zobaczyć, czy to co mówi to prawda. Przejechałem żyletką po skórze, ale tylko raz. I wiecie co? Miała rację. Chwilę bolało, ale potem czułem się jakiś taki pusty. Wtedy dopiero wiedziałem o co jej chodziło...

Około godziny szóstej wieczorem usłyszałem mój telefon. Z niechęcią odebrałem połączenia od.. Mika? Trochę się zdziwiłem, a zarazem przestraszyłem. Może coś się stało Rose...

-Hallo?
-Harry, mam sprawę.
-Coś się stało?
-Nie. To znaczy tak. Możesz przyjechać?
-Coś z Rose?
-W ogóle nie ma z nią kontaktu. Leży cały czas na łóżku i wpatruje się w ścianę. Nic nie je, ani nie pije.
-Przecież jesteś przy niej.
-Ale ona chce ciebie!
-Powiedziała Ci to? Ostatnią rzeczą jaką mi powiedziała to to, że mam ją zostawić. Wnioskuję z tego, że nie chce mnie widzieć.
-Jezu, Harry! Jak byś się zachowywał na jej miejscu? To cud, że po tym wszystkim co przeszła jeszcze się trzyma.
-Naprawdę nie ma z nią kontaktu?
-Nie. Nie odzywa się. Proszę przyjedź bo nie mogę na nią patrzeć, gdy jest taka smutna.
-Sorry Mike, ale ty chyba powinieneś się cieszyć. Przecież ją kochasz. Masz pole do popisu, żeby działać.
-Że co?
-Czemu tego nie wykorzystasz? Jeżeli byś się postarał to moglibyście być razem.
-Bo nie jestem chamski. Ona kocha ciebie. Ja jestem tylko jej przyjacielem.
-Ale ją kochasz.
-Ale ona mnie nie. Gdyby było inaczej już dawno bylibyśmy razem. Ty jesteś je chłopakiem. To ciebie teraz potrzebuje.
-Zaraz tam będę.
-Okey.

Rozłączyłem się, patrząc cały czas na ekran telefonu. Zastanawiałem się, czy to co mówi Mike jest prawdą. Jeżeli tam pojadę i pokłócimy się jeszcze bardziej? Nie chcę tego. Nie chcę też jej stracić.
Szybko ubrałem bluzę, buty i ruszyłem do samochodu. Niestety po drodze musieli mnie zatrzymać.

-Gdzie jedziesz? -Liam wyszedł z kuchni.
-Do Rose. Muszę ją przeprosić. Mike dzwonił. Nie jest z nią za dobrze.
-Zrobiła coś sobie?
-Nie... Ma załamanie.
-Tylko proszę nie nawal chłopie. Teraz potrzebuje wsparcia. Nawet nie przyjechałeś na pogrzeb.
-Przyjechałem. Tylko... Stałem z boku. Nie chciałem żeby na mój widok poczuła się jeszcze gorzej.
-Okey... Jedź to napraw. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
-Dzięki.

Po około dziesięciu minutach byłem pod domem Rose. Na podjeździe stało auto Mikea. Dziwiłem się, że nie boi się jeździć bez prawa jazdy.
Zapukałem lekko w drzwi. Po chwili stanął przede mną wysoki brunet. Wpuścił mnie do środka, zaplatając ręce na swojej klacie.

-Gdzie jest?
-U siebie. Harry... Tylko proszę nie kłóćcie się.
-Przyjechałem ją przeprosić. I tak ogólnie to powinienem przeprosić też ciebie.
-Za co?
-Za to jak się zachowałem. Wiem, że kochasz Rose. Nie doceniałem Cię. Potrafisz panować nad swoimi uczuciami.
-Oj uwierz mi, czasami nie panuję. Idź już do niej. Poczekam z dziesięć minut. Jeżeli nie będziesz schodził to pojadę do domu. Ok?
-Dzięki, że się nią zaopiekowałeś, kiedy ja zachowywałem się jak ostatni dupek.
-Dla przyjaciół zrobię wszystko.

I wtedy zaskoczyłem sam siebie. Podszedłem do chłopaka i go uściskałem. Tak po prostu. Byłem mu to winien. W zamian otrzymałem przyjacielski uśmiech. Dodało mi to trochę odwagi. Gdy byłem już przy drzwiach do jej pokoju, wciągnąłem głęboko powietrze i wszedłem do środka. Leżała tyłem. Skulona w jakiś dresach i koszulce. Ściągnąłem buty i położyłem się obok. Nie byłem pewny, czy to zrobić, ale ją przytuliłem. Delikatnie chwyciłem jej małą dłoń w moją i złożyłem krótki pocałunek za uchem.

-Tak bardzo Cie przepraszam. -wyszeptałem.

Wzdrygnęła się i szybko obróciła w moją stronę. Na pewno pomyślała, że to Mike. Trochę zabolało, ale jestem mu wdzięczny. Dziewczyna spojrzała swoimi smutnymi oczami w moje. Poczułem się tak cholernie źle, że ją zraniłem.

-Harry...
-Wybacz. Proszę. Tak bardzo Cię kocham. Zachowałem się jak dupek.
-Ja też. Nie powinnam była tak reagować i w ogóle tego robić.

Nie mogłem przestać się na nią patrzeć. Była taka idealna... Podciągnąłem rękawek od koszulki i ukazałem mój nadgarstek. Jej twarz posmutniała, ale musiałem.

-Już wszystko rozumiem. Nie mam do ciebie żalu.
-Harry ty debilu!
-Możesz mnie wyzwać od najgorszych, ale ja nadal będę Cię kochał.
-Ja Ciebie też kocham. Było mi tak trudno bez ciebie.
-Przepraszam. Jestem wdzięczny Mikeowi, że się tobą zajął.
-Tak... Też mu muszę podziękować.
-Pojechał już do domu.
-Będę miała jeszcze okazję.

Rose przybliżyła się i delikatnie złączyła nasz usta. Tego mi brakowało. Jej bliskości. Powinienem być przy niej przez te trzy dni, ale oczywiście musiałem zachować się jak debil. Ale teraz jestem szczęśliwy. Wybaczyła mi, a to jest najważniejsze...





Tadadaddam xd Z wielkim żalem was przepraszam ;c Wiem, że rozdział miał być w niedzielę, ale się nie wyrabiam ;c Mam stresa przed egzaminami :/ Mam nadzieję, że chociaż trochę się podoba ;) 
I teraz taka prośba, że jak już przeczytacie tą notatkę to w komentarzu wklejcie obojętnie jaką wypowiedź osoby z tego rozdziału ok? Chcę zobaczyć co wam się spodobało :* 
Następny postaram się dodać do niedzieli. Jeżeli nie to wybaczcie <3

Ps. Jak macie Tumblr to dawajcie obserwację :) LINK

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 33#

Czułam się jak we śnie. A raczej chciałam się tak czuć. W każdej chwili mogłabym się obudzić. Niestety... To działo się naprawdę. Słowa, które wypowiedziała pani Cand, "Przykro mi. Twoi rodzice mieli wypadek... Nie żyją", obróciły moje życie do góry nogami. Jedna z najgorszych rzeczy, która mogła mi się przytrafić. Przecież ja sobie nie dam rady. Nie wytrzymam...

Po jakimś czasie dotarło do mnie, że siedzę na podłodze, wtulona w Harryego. Jego cała koszulka była mokra. Moje łzy wsiąkały w nią momentalnie. Słyszałam ciche szepty koło ucha. Pocieszał mnie. A raczej próbował.
Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Chciałam żeby to była mama Mikea i powiedziała, że to przedwczesne Prima Aprilis. Niestety... Harry odebrał połączenie, nadal mocno mnie przytulając. Rozpoznałam głos po drugiej stronie. Mój przyjaciel. Martwił się... Tak bardzo go za to kocham. Wyrwałam telefon Harryemu i uspokoiłam oddech.

-Mike.
-Rose spokojnie.
-Proszę powiedz mi, że to żart -głos łamał mi się po każdym słowie.
-Zaraz przyjadę. Zostań u Harryego.
-Mike to nie może być prawda!
-Przykro mi...

Rozłączyłam się, znów pozwalając by łzy swobodnie wypłynęły z moich oczu. Nie wierzę! Nie wierzę! Nie wierzę!  Tak bardzo chcę by to był tylko kolejny koszmar. Żeby moje życie wróciło do normy, gdy otworzę oczy. Otworzyłam... Nic się nie zmieniło. Przede mną siedziało pięcioro przyjaciół, a chłopak mocno trzymał w ramionach. Chociaż miałam ich jako wsparcie.

-To się nie dzieje naprawdę. -wyszeptałam, próbując zatrzymać płacz.
-Jesteśmy przy tobie.

Alex usiadła obok, gładząc moje plecy. Jedno dobre, że byli obok. Nie dałabym sobie rady sama. I teraz wychodzi prawda. Jeżeli jedno się jebie, potem leci już wszystko...
Zayn przyniósł mi szklankę wody, na co próbowałam mu posłać wdzięczny uśmiech, ale chyba nie wyszło. Chłopak miał smutek w oczach. Z resztą każdy, kto siedział obok był przybity. Po mnie widać to było chyba najbardziej. Czułam jakby ktoś napakował mi do brzucha dynamit i go wysadził.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Liam poszedł otworzyć. W progu stał, tak samo smutny jak inni, Mike. Na jego widok znów zaczęłam płakać. Chłopak szybko podszedł do mnie, uklęknął obok i przytulił. Harry nie miał nic przeciwko. Teraz chyba nawet nie czuł zazdrości. W takiej sytuacji chyba nic się nie czuje...

-Mike...
-Tak mi przykro. Rose, naprawdę.
-Co... Co się stało? -mówiłam przez łzy.
-Wracali z pracy. Facet, który jechał ciężarówką, zasnął za kierownicą i...
-Nie, nie... To tylko sen. Zaraz się obudzę.
-Tata mówił, że mam Cię tam zawieść. Policja chcę porozmawiać.
-Mike daj spokój. Widzisz jak ona się czuje. -Harry położył rękę na moim ramieniu.
-Dam radę. Muszę tam jechać. Muszę dorwać tego gnoja.

Momentalnie wstałam. Wytarłam mokre od łez policzki i spojrzałam na wszystkich po kolei. Byli zdziwieni moim zachowaniem. Szczerze... Ja też. Działałam pod wpływem adrenaliny. Czułam, że później to wszystko do mnie dotrze.
Alex zaprowadziła mnie do łazienki, bym obmyła sobie buzię. Wyglądałam jak jakiś upiór. Tusz rozmazał się na moich policzkach. Oczy miałam czerwone, jakbym coś ćpała. Gdyby było Halloween, wygrałabym na sto procent.
Wciągnęłam głęboko powietrze, gotowa zmierzyć się z tym co czeka mnie po wyjściu za drzwi domu. Szczęście, że będę miała przy sobie kogoś kto mnie wesprze.
Wsiedliśmy do dużego, srebrnego samochodu. Nawet nie miałam siły zapiąć pasów. Mike usiadł za kierownicą, a ja z Harrym z tyłu. Byłam przybita, ale mój umysł nadal pracował jak należy.


-Mike. Przecież ty nie masz prawa jazdy.
-Spokojnie. Potrafię jeździć.
-Kogo to samochód?
-Mojej mamy.
-Może lepiej jak Harry będzie prowadził? Nie chcę żebyś miał kłopoty.
-Rose ma rację. Mnie już trzy razy zatrzymali by sprawdzić prawko. -Styles spojrzał na Mikea.
-A wiesz dokąd jechać?
-Nie.
-Zaufajcie mi. Już nie raz jeździłem. Po prostu nie chce mi się iść na kursy.

Już nikt nic nie odpowiedział. Wtuliłam się w ramię Loczka, próbując ogarnąć to wszystko w mojej głowie. W ogóle jak to możliwe? Czemu akurat moi rodzice? Czemu to mnie musi spotykać wszystko co najgorsze?
Dłonie trzęsły mi się jakbym dostała jakiegoś ataku. Nie mogłam tego zatrzymać. Harry chwycił je w swoją jedną, dużą i przyciągnął do usty by złożyć długi pocałunek. Szczerze... Jeżeli rodzice naprawdę nie żyją, on jest jedynym... Jedynym, któremu na mnie zależy.
Dojechaliśmy na miejsce. Wszędzie stały samochody policyjne. Żółta taśma odgradzała nas od miejsca wypadku. Serce zabiło mi o wiele razy szybciej. Wysiadłam, ruszając w stronę rozbitego samochodu moich rodziców. Nie panowałam nad ciałem. Nogi same mnie tam prowadziły. Nagle poczułam mocne szarpnięcie.
Ktoś objął moje ramiona i przyciągnął do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale na marne.

-Rose. To tylko samochód. Nie ma ich tam.
-Puść mnie!

Szarpałam się na boki, ale znów nic. Po chwili obok znaleźli się Mike i Harry. Jeżeli oni stali tu, to kto mnie przytrzymywał? Spojrzałam w górę. Łzy zamazały mi obraz, ale dałam radę rozpoznać. Pan Cand rozluźnił lekko uścisk, widząc, że się uspokoiłam.

-Gdzie oni są?!
-Przewieźli zwłoki do chłodni.
-Proszę... To nie może być prawda! -ledwo wypowiedziałam ostatnie słowa.
-Przykro mi. To byli twoi rodzice, a nasi przyjaciele. Też jesteśmy zrozpaczeni.

Tata Mike poprowadził mnie w stronę karetki. Zauważyłam tam jego żonę. Siedziała z głową schowaną w dłoniach. Gdy dzwoniła dało się wyczuć, że jej głos przepełniony jest smutkiem. Teraz dokładnie to widziałam. Kiedy tylko nas zauważyła, szybko podeszła zamykając mnie w swoich ramionach. Kolejny już raz łzy wypłynęły z  moich oczu. Dziwiłam się, że wokół jest tyle ludzi, którzy wiedzą co czuję.
Kobieta odsunęła się kawałek, patrząc mi w oczy. Wyglądały podobnie do moich. Całe rozmazane.

-Nie martw się. Pomożemy Ci we wszystkim. Możesz na nas liczyć.
-Dziękuję -powiedziałam prawie bezgłośnie.
-Chodź. Dadzą Ci coś na uspokojenie.

Nawet nie protestowałam. Weszłam do karetki, a brunetka w lekarskim wdzianku podała mi jakieś tabletki. Zażyłam je z myślą, że zasnę, a potem obudzę się w domu, gdzie będą rodzice. Cali, zdrowi, siedzący przed telewizorem...
Przez dobre dziesięć minut wpatrywałam się w samochód rodziców. Cały poobijany. Przednia szyba rozbita. Wgniecione maska, dach, cały prawy bok. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić jak do tego doszło. Jedyna myśl jaką teraz miałam w głowie to to o czym myśleli.

-Rose. Policja chce żebyś odpowiedziała na kilka pytań. -Harry delikatnie złapał moją dłoń.- Oczywiście jeżeli jesteś w stanie.

Pokiwałam twierdząco głową. Po chwili przy karetce stał policjant. Pan Cand powiedział mu coś na ucha, a ten tylko przytaknął. Chciałam mieć to już za sobą. Pójść do domu. Ukryć się pod kołdrą i płakać przez tydzień.

-Jestem sierżant Murnt. Chciałbym dowiedzieć się od ciebie kilku informacji.
-Dobrze -wciągnęłam głęboko powietrze.
-Więc.. To byli Twoi rodzice?
-Tak.
-Widziałaś ich dzisiaj?
-Rano, gdy wyjeżdżali do pracy.
-Jakie miałaś z nimi kontakty?
-Jak to jakie? Normalne. To moi rodzice.
-Dobrze... Wiem, że to trudne, ale będziesz musiała pojechać rozpoznać zwłoki.
-Co tu się tak naprawdę stało? -zignorowałam jego wypowiedź.
-Kierowca tira usnął za kierownicą. Zjechał ze swojego pasu i wjechał w samochód twoich rodziców.
-Czy jemu...
-Trafił do szpitala. Prawdopodobnie ma wstrząśnienie mózgu. Oczywiście odpędzie się sprawa w sądzie.
-W jakim celu?
-Musimy ustalić jak dokładnie doszło do wypadku. Ty oczywiście jako poszkodowana dostaniesz odszkodowanie.
-Myśli pan, że jakieś cholerne pieniądze zastąpią mi rodziców?
-Nie. Ale takie są zasady. Przykro mi. Zaraz przyśle tutaj kolegę, który zawiezie Cię do kostnicy.

Kiwnęłam tylko głową. Wysiadłam z karetki, patrząc na zatroskaną twarz pani Cand. Podeszła kawałek bliżej, kładąc dłoń na moim ramieniu.

-Pomożemy Ci we wszystkim. Nie będziesz sama
-Skąd państwo się tu wzięło?
-Dziś puścili wszystkich szybciej do domów. Twoi rodzice wyjechali pierwsi. My kilka minut po nich.

Po tych słowach dotarło do mnie, że gdyby to oni wyjechali szybciej prawdopodobnie to Mike straciłby rodziców. To wszystko jest gdzieś zapisane. Ustalone. Nie może dziać się bez przyczyny.

Po piętnastu minutach byliśmy w drodze do policyjnej kostnicy. Tym razem Harry kierował samochodem Mika. Nie chcieliśmy innych kłopotów. Centralnie za nami jechali państwo Cand. Widziałam jak Styles co chwilę spogląda we wsteczne lusterko by sprawdzić, jak się czuję. Czułam się koszmarnie. Jedyne co było dobre to to, że środki, które dostałam naprawdę działały. Nie czułam już tej histerii w środku. Wyciszyły mnie chociaż trochę.
Gdy byliśmy na miejscu jakiś facet zaprowadził nas do pomieszczenia, gdzie przechowywali zwłoki. Poczułam uścisk w brzuchu. Będę mogła ich zobaczyć. Ostatni raz. Takich bezbronnych. Zimnych.
Policjant, który nas tu pokierował, rozmawiał chwilę z tym drugim, a potem kazał mi za sobą iść. Odruchowo chwyciłam dłoń Harryego, patrząc błagalnie w jego smutne oczy. Zrozumiał o co chodzi. Razem udaliśmy się za mężczyzną. W pomieszczeniu na stole leżały dwa czarne worki. Wiedziałam co się pod nimi kryje. Policjant rozpiął je, czekając na moją reakcję. Powoli podeszłam do stołu, wstrzymując powietrze. Łzy wypłynęły jedna po drugiej z moich oczu. To tak strasznie bolało. Rano żegnasz się z rodziną. Mówisz: "Do zobaczenia". Nawet nie wiesz co czeka cię po kilku godzinach. Ja miałam właśnie tak dziś rano. Uściskałam ich mocno, mówiąc, że wieczorem zjemy wspólną kolację. Niestety... Tej kolacji nie będzie już nigdy.
Nie chciałam więcej na to patrzeć. Nie miałam siły. Odwróciłam się, mocno wtulając w klatę Harryego. Chłopak szczelnie objął mnie ramionami i wyprowadził z sali. Bezwładnie opadłam na najbliższe krzesło. Widok ciał rodziców przed oczami doprowadzał mnie do szału. Gdybym mogła zrobiłabym wszystko żeby tylko byli tutaj ze mną... Żywi.

Nareszcie po tych wszystkich męczarniach mogłam wrócić do domu. Rodzice Mikea obiecali, że pomogą mi ze wszystkim. Od sprawy pogrzebu, aż po sprawę w sądzie. Byłam im wdzięczna. Sama nie dałabym rady.
Mike podwiózł nas pod dom chłopaków. Uściskałam go mocno, dziękując za wszystko. Kocham go. Za wszystko co dla mnie robi. Jaki jest i jak się zachowuje. Mój najlepszy przyjaciel.
Po Harrym nie było widać ani grama zazdrości. Może dziś się opanował. Wiedział w jakim jestem stanie. Cand odjechał. Styles chwycił mnie za rękę ciągnąc w stronę domu, ale się nie ruszyłam.

-Co się dzieje?
-Chcę iść do domu.
-Przecież jesteśmy w domu.
-Do swojego domu. Chcę pobyć tam zanim wszystko wywietrzeje. Chcę poczuć cząstkę moich rodziców.
-Dobrze. Pojedziemy tam.
-Nie... Ja chcę sama. Chcę spędzić noc sama. Tylko ja i wspomnienia. Teraz jedynie to mi zostało.
-Nie zostawię Cię samej. -stanął na przeciwko mnie.
-Proszę. To wszystko musi do mnie dotrzeć, a to będzie najlepsze miejsce.
-Boję się o ciebie.
-Spokojnie. Nic mi nie będzie.
-Dobrze. Chodźmy. Odprowadzę Cię.

Posłałam mu dziękczynne spojrzenie. Ruszyliśmy, a ja intensywnie pobudziłam swoją pamięć. Chciałam wiedzieć co mogłam zrobić by to się nie wydarzyło. Przy gwałcie było prościej. Po prostu mogłam zostać u Alex. Tutaj nie chodziło o mnie, ale może mogłam coś zrobić. Coś co by sprawiło, że ta pieprzona ciężarówka przejechała by przez tą ulicę minutę szybciej.
Byliśmy na miejscu. W domu cały czas było czuć zapach kawy. Tej, którą uwielbiali rodzice. Wszystko tutaj mi o nich przypominało.
Zegar pokazywał piątą trzydzieści cztery po południu. Stanęłam na przeciwko Harryego, wtulając się w jego klatkę piersiową. Chłopak oplótł mnie długimi ramionami i złożył pocałunek na czubku głowy. Teraz został mi jedynie on. Nie mam nikogo prócz chłopaka i przyjaciół. Rodzina mieszka daleko. Jestem ciekawa, czy w ogóle przyjadą na pogrzeb...

-Naprawdę chcesz zostać sama? -spojrzał w moje oczy.
-Tak. Dam radę. Chcę... Się z tym uporać na osobności.
-Nie chcę Cię zostawiać.
-Idź powiedz chłopakom i Alex. Na pewno się martwią.
-Gdybym nie szanował twoich decyzji, zostałbym.
-Ale szanujesz?
-Kocham Cię. Pamiętaj o tym. Masz mnie. Masz Alex, chłopaków, Mikea i jego rodziców. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję Ci.
-Też Cię kocham.

Chłopak złożył krótki pocałunek na moich ustach i, z wielkim żalem w oczach, wyszedł. Odwróciłam się patrząc na wielki salon i kuchnie. Wszędzie ich widziałam. Teraz mogłam pozwolić by moje emocje przejęły nade mną kontrolę. Szybko poszłam do swojego pokoju. Wysunęłam z pod łóżka duży karton i wyciągnęłam z niego album. Chcę sobie przypomnieć wszystkie szczęśliwe chwile. Chcę zapisać je w pamięci na zawsze.
Po kilku fotografiach z wcześniejszych lat i litrach wypłakanych łez zauważyłam mały przedmiot w pudle. Było to czarne serce. Dostałam je od mamy. Tata trzymał w nim pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Opowiadali mi o tym jak tata zabrał ją na randkę na plażę. Jedli kolacje, wygłupiali się, aż wreszcie się oświadczył. To nie było jedyna dobra chwile w tamtym dniu. Mama ogłosiła, że jest w ciąży. Byli tacy szczęśliwi...
Otworzyłam pudełeczko, które ukrywało w sobie małą, metalową rzecz. Całkiem zapomniałam, że ją tam schowałam. Teraz widocznie miałam sobie o niej przypomnieć. Takie jakby przeznaczenie.
Podwinęłam rękaw i przyłożyłam kawałek metalu do skóry na nadgarstku. Może przez to uda mi się chodź trochę zapomnieć. Pozbyć się wszystkich złych wspomnień. Przejechałam kawałkiem metalu po skórze. Po chwili na ręce pojawiły się nowe rany. Krew powoli z nich wypływała, kapiąc na zdjęcia. Bezsilna, położyłam się na podłodze. W głowie miałam chaos. Wszystkie obietnice dawały o sobie znać. Obiecałam rodzicom, że już nigdy tego nie zrobię. Obiecałam Harryemu. Obiecałam Alex. Niestety, rodziców już nie ma. Przyjaciele mi wybaczą. Jakoś muszę dać upust złym emocjom. To mi pomaga. To moja ucieczka...






Ok!!! I jak? Wiem, że krótki, ale nie wiem co więcej pisać ;c
Liczę na waszą opinię :) Następny MOŻE w niedzielę... Jeżeli nie to jak najszybciej w następnym tygodniu ;P
Za dwa tygodnie mam egzaminy gimnazjalne, więc nie mam zbytnio czasu na pisanie ;c wybaczcie :*
Głosowanie w ankietach dobiegło końca :P A oto wyniki... Na pytanie "Czy podoba Ci się wygląd bloga?" 45 osób odpowiedziało tak, a 9 stary był lepszy. Na pytanie "Na ile oceniasz mój blog?" 77 osób odpowiedziało, że jest super, 8 fajny, a 3 beznadziejny ;P Dziękuję tym, którzy brali udział <3 Kocham i do następnego *-*

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 32#

*2 TYGODNIE PÓŹNIEJ*


Piękny marcowy dzień. Tak... Jest już początek marca. Ptaki śpiewają. Słońce wychodzi zza chmur. Po prostu idealnie.
Ubrałam czarną, skórzaną kurtke i gotowe. Zamknęłam drzwi, klucz chowając do kieszeni spodni. Rodzice w pracy, ja zaproszona na obiad u Harryego, więc szczerze nie mam się czym martwić.

Ruszyłam w stronę domu chłopaków. Z Harrym mieliśmy spotkać się w połowie drogi. Miałam nadzieję, że będzie to połowa. Ostatnio byłam około dwadzieścia metrów od ich domu, a on dopiero wychodził. Teraz jednak tak nie było. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam Loczka opierającego się o latarnię. Bawił się telefonem.. Nic nowego. Wyglądał... Tak bardzo seksownie. Przygryzłam wargę, stając na przeciwko. Nawet nie podniósł wzroku. Coś nie grało.

-Cześć. -pomachałam dłonią przed jego głową.
-Hej.
-To jak? Idziemy się przejść?

W ogóle nie reagował. Zmarszczyłam brwi, widząc jak uśmiecha się do telefonu. Poczułam się jakby miał mnie kompletnie w dupie. Nie wiedziałam o co chodzi.

-Słyszysz mnie? Co takiego ciekawego robisz, że nawet się na mnie nie spojrzysz?
-Umawiam się na randkę. -znów się uśmiechnął.
-Aha. Czekaj... Co?
-Poznałem taką śliczną dziewczynę. Mówię Ci... Piękna z każdej strony. Zabawna, miła.
-Fajnie wiedzieć! Szczęścnia życzę!

No przyznam, że się wkurzyłam. Mówił to tak, bez niczego. Jakby te słowa były czymś codziennym. Zablokował telefon, chowając go do kieszeni. Czekałam na jakieś wyjaśnienia, ale nic. Po prostu stał, patrząc mi się w oczy. Chociaż zwróciłam na siebie uwagę.
W tej samej chwili poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon odczytując wiadomość od, o dziwo, Harryego. A więc tak chciał ze mną zerwać? Przez sms'a? Orginalnie...

"A więc moja droga Rose. Chciałbym powiedzieć Ci jak bardzo Cię kocham. Jesteś całym moim życiem. Moim szczęściem. Moim powietrzem.
Piszę tego sms'a żeby zapytać się, czy pójdziesz ze mną na randkę. Dziś wieczorem. Moim samochodem lub pieszo, jak wolisz. Planuję coś szalonego, dlatego wolę się zapytać. To jak? Uczynisz mi ten zaszczyt?
Ps. Widzę, że się wkurzasz.. Wyglądasz słodko. Przepraszam skarbie :* "

Po przeczytaniu tej wiadomości, myślałam, że eksploduję. Nienawidzę tego kretyna! Chce mnie wykończyć.
Spojrzałam w górę na jego uśmiechniętą buźkę. Tak po prostu stał. Jakby nic się nie zdarzyło. Oj nie daruję mu...

-Mówiłam Ci jak bardzo Cię nienawidzę?
-Nienawidzisz mnie? Myślałem, że kochasz -spoważniał.
-Co chwilę robisz mi jakieś żarty! To jest wkurzające. Naprawdę myślałam, że masz inną.
-Chciałem tylko zażartować. Przepraszam. Nie pomyślałem jak to możesz odebrać.
-No właśnie... Wtedy nie pomyślałem to pomyśl teraz. Z nami koniec.
-Co?
-To co słyszałeś. Mam już dosyć.
-Rose...

Jego mina, bezcenna. Był przerażony. Chyba też się nabrał. Wyciągnął rękę i złapał mój nadgarstek. Nie mogłam wytrzymać. Uśmiechnęłam się szeroko, cicho chichocząc. Chyba załapał o co chodziło. Pokręcił głową, mrużąc oczy. Zrobiłam krok, stanęłam na palcach, łącząc nasze usta. Harry objął mnie w tali, przyciągając jeszcze bliżej. Taka tam moja słodka zemsta.

-Nie nabieraj mnie już tak. Nigdy. -spojrzałam w jego zielone oczy.
-Wiem. Powiedziałaś to tak poważnie. Myślałem, że naprawdę chcesz naszego końca.
-Jesteśmy kwita.
-Oj tak. To co... Pójdziesz ze mną na randkę?
-Daj mi czas na zastanowienie. Wiesz, może znajdę wolne pięć minut.

Styles uśmiechnął się szeroko, kierując nas w stronę parku. To było tak jakby nasze miejsce. Przychodziliśmy tutaj, siadaliśmy na odległej ławce i rozmawialiśmy. Dziś było tak samo. Chłopak położył swoją długą rękę na moich barkach, a ja głowę na jego ramieniu. Poza na "zakochanych". Ale chyba tak było.
Spojrzałam w górę, lekko się uśmiechając. Zauważyła u niego cień zarostu. Teraz wydawał się o wiele seksowniejszy. Podciągnęłam się do góry, składając pocałunek na jego policzku. Uniósł do góry jedną brew, a potem się uśmiechnął. Te usta były jak magnesy. Za każdym razem chciałam ich co raz więcej. Teraz także wygrały. Złączyłam je delikatnie, a Loczek przygryzł moją dolną wargę. Chciałam kontynuować, ale ktoś nam przerwał.

-Harry? Harry Styles.

Przed nami stała czerwonowłosa dziewczyna. Miała może z 16 lat. Uśmiechała się od ucha do ucha, a ja byłam aż przerażona jak można trząść się na widok chłopaka. No ok, Harry jest sławny, ale bez przesady...

-Taa, hmm cześć. -wyprostował się.
-O Boże. Nie wierzę, że Cię spotkałam. Podpiszesz mi się na koszulce?
-Nie mam długopisu.
-Ja mam. Proszę.

Odsunęłam się, żeby dać mu wolne pole. Nie może przecież zawieść swojej fanki. Loczek wciągnął głęboko powietrze i stanął na przeciwko dziewczyny. Wziął od niej czarny pisak, a ta naciągnęła koszulkę na swojej piersi. Byłam zaskoczona. Dużo razy byłam przy tym jak Harry dawał autografy, ale nigdy nikt nie chciał w takim miejscu. Chłopak szybko złożył podpis, lekko się uśmiechając. Czerwonowłosa stała jak wryta. Dziwiłam się, że jeszcze oddycha. Wzięła z powrotem pisak, szeroko się uśmiechając. Po jakiejś minucie wpatrywania się w Loczka, odeszła. Nareszcie mieliśmy spokój.

-Chętnie. -powiedziałam, patrząc się w niebo.
-Chętnie, co?
-Chętnie pójdę z tobą na randkę.
-O, zastanowiłaś się -usiadł obok, zaplatając nasze palce razem.
-Nie miałam innego wyjścia.
-Mogłaś się nie zgodzić.
-Taa i pozwolić pójść Ci na randkę z tą psychofanką. Jestem zazdrosna!
-Nigdzie bym nie poszedł. Zostałbym z tobą w domu. Czekaj... Jesteś zazdrosna?
-Tak!
-Nie masz o co -zaśmiał się.
-Jest o wiele więcej ładniejszych dziewczyn ode mnie. Oj mam o co.
-Prawda. Jest wiele dziewczyn, ale ty jesteś tą, która zajęła moje serce. -Nie podlizuj się.

Harry uśmiechnął się szeroko, pochylił i złożył soczysty pocałunek na moich ustach. Zrobił to specjalnie. Wiedział, że nie będę w stanie się oprzeć.
Po jakiś dwudziestu minutach siedzenia i rozmawiania, zadzwonił telefon Loczka. Po krótkiej rozmowie z Zaynem, nareszcie przyszła pora na obiad. Złączyliśmy razem dłonie, ruszająć w stronę domu.

-No więc, gdzie masz zamiar mnie zabrać?
-Ale, że na randkę?
-Nie głupku! Na włamanie.
-Hmm jeżeli to wolisz -zaśmiał się.
-Oj mów, a nie.
-Nie powiem. Chcę Ci zrobić niespodziankę.
-Harry...
-Rose...
-No ej!
-No ej!
-Nie przedrzeźniej mnie.
-Bo co?
-Bo Cię już nigdy nie pocałuję.
-Nie wytrzymasz. Te usta działają na ciebie jak magnes.
-Nie wiesz do czego zdolna jest kobieta.
-I tak Ci nie powiem. Chcę żeby było romantycznie i w ogóle.
-Ty i romantyczny?
-A co? Może powiesz, że nie jestem.
-Z tym mopem na głowie? Oczywiście, że nie. -zaśmiałam się.
-Teraz tak mówisz. Na codzień szalejesz za nim. Kochasz dotykać moje włosy i się nimi bawić.
-Tak, tak. Wmawiaj sobie dalej.

Tak minęła nam reszta drogi. Kocham te nasze sprzeczki. Zawsze jest dużo śmiechu.
Harry otworzył mi drzwi i wpuścił do środka. Już w korytarzu było czuć niesamowite zapachy. Szybko zdjęłam kurtkę i pobiegłam do kuchni. Dziś za kucharza robił Zayn. Ubrany w niebieski fartuszek, z drewnianą łyżką w ręku. Uśmiechnęłam się szeroko, czując na talii duże dłonie. Spojrzałam w bok, natykając się na policzek Liama. Chłopak przyciągnął mnie jeszcze bardziej, śmiejąc się pod nosem.

-Hej, piękna.
-No hej przystojniaku.
-I jak po spacerku?
-Nie licząc psychofanki było niebiańsko.
-Taa.. I tak już mieszkańcy Watford są do nas przyzwyczajeni, więc mamy trochę spokoju.
-Wiesz, zawsze znajdzie się jakiś wyjątek.
-Oj tak. -uśmiechnął się szeroko.
-Liam! Łapy precz od mojej dziewczyny!

Oboje odwróciliśmy głowy by spojrzeć na Harryego. Przygryzłam wargę, widząc jego napięte mięśnie pod bluzką. Nie wiem czemu, ale lubię, gdy jest zazdrosny. Nie tak naprawdę. Tylko o chłopaków z zespołu. Odwróciłam twarz, składając długiego całusa na policzku Liama. Brunet zrobił wielkie oczy, śmiejąć się do Stylesa. Przeczuwałam, że będzie dziś poważna rozmowa...

-Wiem, że robisz to specjalnie! -Loczek usiadł na kanapie w salonie.
-Skąd wiesz? Od zawsze pociągał mnie Liam. Te jego brązowe oczy. Piękny uśmiech. -podeszliśmy bliżej.
-Po pierwsze kochasz zielone oczy. Po drugie też mam piękny uśmiech. Po trzecie mam zarysowane kości polczkowe, a z tego co pamiętam, na ich widok uginają Ci się kolana.

No to byłam zaskoczona. Harry znał mnie na wylot. I jeszcze ten chytry uśmieszek. Ugh... Czemu on musi być taki seksi?
Usiadłam obok Loczka, wtulając się w jego klatę. Gdy zamknęłam oczy, wyciszając się, mogłam usłyszeć równe bicie jego serca. Uśmiechnęłam się lekko, patrząc w górę. Chłopak złożył pocałunek na moim czole i przytulił jeszcze mocniej.

-Kochasz mnie.
-Oj tak -zaśmiałam się. -Ale Liama też. I Nialla. I Zayna i Louisa. Wszystkich.
-Ale mnie najbardziej.
-Nie pochlebiaj sobie.
-Wiesz.. Bo ja Cię kocham. Tak najmocniej. Najbardziej na świecie. I właśnie teraz chcę od mojej ukochanej buziaka.
-Kretyn.

Uśmiechnęłam się łącząc nasze usta. Jak zawsze gorące. Chłopak pogłębił pocałunek, gryząc moją wargę. Szczerze... Lubiłam to. I to bardzo. Niestety przerwano nam. Jak zawsze z resztą. Do domu wpadł roześmiany Horan z Alex. Aż miło było się na nich patrzeć. Nie byli razem, z tego co wiem. Byli po prostu tak jakby najlepszymi przyjaciółmi.
Przywitaliśmy się, a po chwili wszyscy siedzieli przy stole. Zayn przygotował ryż z sosem i warzywami. Wyglądał świetnie. Smakował jeszcze lepiej. Oczywiście od razu go pochwaliłam. W moim otoczeniu jest mało chłopaków, którzy potrafią dobrze gotować, więc muszę korzystać.
Po skończonym posiłku zaproponowałam, że pozbieram naczynia. Wzięłam od wszystkich talerze i zaniosłam do kuchni. W myślach cały czas miałam Alex i Nialla. Przez cały obiad posyłali sobie uśmieszki. Czyżby coś się między nimi działo? Szczerze... Cieszyłabym się. Może nareszcie trafi na kogoś normalnego. Nie...Horan nie jest normalny. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Moje, a raczej nasze życie nigdy nie było normalne. Ludzie też nie.
Poczułam rękę obejmującą moją talię. Tym razem był to Niall. Posłałam mu przyjacielski uśmiech, wkładając ostatni talerz do zmywarki.

-Chodź. -pociągnął mnie w stronę salonu.
-Coś się stało?
-Można tak powiedzieć.

Trochę się zmartwiłam. Poszłam za chłopakiem i usiadłam na kolanach Hazzy. Ten automatymnie, mocno przyciągnął mnie do siebie. Zayn mruknął, na co posłałam mu mordercze spojrzenie.
Niall usiadł na fotelu obok Alex, uśmiechając się do niej. Albo mi się zdaje, albo oni chcą nam coś powiedzieć. Są razem? To nie możliwe. Alex powiedziałaby mi... Chyba.

-Hmm. Chcemy wam coś powiedzieć. A raczej Alex. -Blondyn zaczął.
-Na pewno was to nie zainteresuje... Mam szansę za operację.

Operację?! Jaką kurde operację?! Miałam mętlik w głowie. Dopiero po chwili zrozumiałam o co chodzi. Nerki. Już od dawna planowałyśmy zbieranie kasy na zabieg. Chciałam żeby jak najszybciej skończyły się jej męczarnie. Życie z wieczną myślą "czy wzięłam tabletki" nie jest wcale łatwe. Wszystko może się przez to zrujnować. Kilka dni bez tej pieprzonej chemii i lądujesz w szpitalu. Oczywiście Alex już dawno mogłaby być po zabiegu, ale jej rodzice nie mają wystraczająco dużo pieniędzy. Takie życie... Z ubezpieczenia mogła wyciągnąć jedynie dziesięć procent. Tak naprawdę to nic. Teraz cieszę się, że natrafiła się okazja. Może nareszcie zacznie od nowa...

-To świetnie! -szybko podeszłam by ją przytulić.
-Czekaj... Jaką operację? -Liam trochę nie kontaktował.
-Na nerki.
-Będziesz miała wycinane nerki?
-Nie! Nie. Po prostu mam kamienie... Dosyć mocno szkodzi to mojemu organizmowi. A ta operacja... To znaczy, nie operacja  tylko zabieg laserowy może je usunąć.
-Masz szczęście dziewczyno. Ja muszę żyć z jedną.
-Na serio?
-Tak. Mam tylko jedną nerkę -Liam się zaśmiał.
-Współczuję.
-Alex, ale kiedy? I skąd pieniądze? Państwo zgodziło się za to zapłacić? -dopytywałam się.
-Można tak powiedzieć.
-Czyli?
-Zgodzili się zapłacić czterdzieści prosent. Reszta...
-Resztę opłacę ja. -Horan objął ją ramieniem.
-Niall? Na serio?
-Dla niej zrobię wszystko.
-Boże, Horan.

Przytuliłam się do niego jak najmocniej. Nigdy nie sądziłam, że może zrobić coś takiego. Chyba bardzo mu na niej zależy. Naparwdę nie wierzę. To jakiś sen. Nareszcie Alex będzie miała trochę spokoju. Ale wiem jedno... Długo musiał ją namawiać by się zgodziła. Nie jest z tych, którzy biorą pieniądze od innych. Zawsze mówi, że musi sama na siebie zarobić. Takie jest jej motto. Nigdy niczyjej łaski.

-No no Horan. Brawo. -Zayn poklepał go po plecach.
-Ty dla Perrie zrobiłbyś to samo.
-Oczywiście, ale mam taki pomysł... Czemu chcesz płacić to sam? Złożymy się razem. Przecież Alex jest tak samo naszą przyjaciółką.
-Nie! Nigdy! Chłopacy nie ma takiej opcji. Nie wiem nawet, czy do śmierci dam radę wypłacić się Niallowi, a co dopiero jak miałabym wam wszystkiem oddawać. -Blondynka protestowała.
-Ja się zgadzam z Zaynem. Zbieraliśmy pieniądze dla wielu fundacji. Dla ciebie też możemy się złożyć. -Liam lekko się uśmiechnął, a reszta zespołu mu przytaknęła.
-Chłopacy... Proszę was. Może w ogóle zrezygnuje z tego zabiegu. Na tablekach da się żyć.
-Ty bądź już cicho. Jesteś jedna, a nas pięciu. Wszystko załatwimy i nie ma najmniejszej mowy o oddawaniu pieniędzy.

No nie wierzę. Louis wypowiedział te słowa? Na serio? Teraz wychodzi na to, że tylko ja jestem złą dziewczyną na świecie. Do Alex ani razu nie miał jakiś uwag, co do tego, że przyjaźni się z Niallem. Ja oczywiście jestem cholernym wyjątkiem. Nigdy nikt mnie nie tolerował. Uważali, że jestem inna. "Spoko, dam radę, to tylko frajerzy" -mówiłam, gdy coś nie grało. Jednak trochę się zmieniło. Nie patrzy się już jakby chciał mnie zabić. Nie unika mnie tak jak kiedyś. Czasami normalnie rozmawia, ale wiem, że i tak ma na mnie oko. To już się wyryło w jego głowie. Tego już nie zmienię, nawet gdybym starała się ze wszystkich sił...


*OCZAMI NIALL'A*


Byłem tak cholernie szczęśliwy. Wszystko zaczęło się układać. Mam szansę pomóc komuś bliskiemu. To jest fantastyczne uczucie. Czujesz takie ciepło w środku. Jakby ktoś rozpalił ognisko.
Decyzja chłopaków trochę mnie zdziwiła, ale byłem wdzięczny. Alex jak i Rose są teraz częścią nas. Będziemy ich bronić ze wszystkich sił.
Uśmiechnąłem się do blondynki, ale nie odpowiedziała mi tym samym. Siedziała z poważną twarzą. Na pierwszy rzut oka myślałem, że coś się dzieje, ale po chwili zrozumiałem...

-Alex...
-Możemy pogadać na osobności?
-Jasne. Oczywiście.

Dziewczyna wstała kierując się w stronę mojego pokoju. Posłałem chłopakom dziękczynne spojrzenie, ruszając za nią. Chwilę później zamknąłem czarne drzwi, patrząc jak opiera się o szafkę. Coś czułem, że będę miał wykład.

-Nie podoba mi się to wszystko. -zkrzyżowała ręce na piersiach.
-Robimy to dla twojego dobra.
-Wydając kupę kasy? Nie chcę tego. Nie chcę żeby ktoś mnie opłacał.
-Nie zależy Ci na swoim zdrowiu?
-Zależy... To znaczy. Widocznie tak miało być.
-Może. Ale możemy to zmienić. Daj sobie pomóc.
-Zanim oddam wam tą całą kasę...
-Cicho bądź. Nie ma mowy o oddawaniu kasy. Można powiedzieć, że robimy to charytatywanie.
-Muszę Ci się jakoś odpłacić. Za to co masz zamiar dla mnie zrobić. I za to co zrobiłeś wtedy w kinie.
-Jest jedna rzecz...
-Zrobię wszystko.

Uśmiechnąłem się lekko, łapiąc ją w talii. Jest taka śliczna. Taka mała, ale zarazem wielka bo zajmuje całe moje serce. Kurde... Chyba się zakochałem. Tylko pytanie, czy ona czuje coś w stosunku do mnie?
Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej, aż zetknęliśmy się klatkami. Nie mogłem się powstrzymać. Nachyliłem się lekko, łącząc nasze usta. Albo jej się spodoba, albo dostanę z liścia. Na szczęście chyba wybrała to pierwsze. Uśmiechnąłem się, ale nie przerwałem pocałunku. Jej drobne dłonie powędrowały w górę, znajdujęc miejsce na moich policzkach. Poczułem stado motyli w brzuchu. Ok.. To jest dziwne. Chyba dziewczyny tylko to czują.
Odsunąłem się kwałek by spojrzeć jej w oczy. Były takie piękne. Wpatrzone we mnie. Po krótkiej chwili przeniosła dłonie na moje ramiona, a głowę przytuliła do klatki. Szczelnie objąłem ją w pasie, całując w czubek głowy. Jedyne co wtedy usłyszałem, to jej ciche słowa.

-Dziękuję.


*OCZAMI ROSE*


Jak narazie wszystko szło idealnie. To co chłopacy chcieli zrobić dla Alex... Kocham ich jeszcze bardziej za to.
Gdy "blond para" poszła porozmawiać na osobności, wróciłam na kolana Harryego. Byłam tak bardzo szczęśliwa. Uśmiechnęłam się, składając krótki pocałunek na jego policzku.

-Jesteście niesamowici -spojrzałam na każdego po kolei.
-Troszczymy się o naszą rodzinę.
-Rodzinę...
-Tak ty jesteś ze mną. Jesteś naszą rodziną. Niall chyba jest z Alex. Też jest naszą rodziną.
-No właśnie chyba. Sama nie wiem, co o nich myśleć.
-Wygląda jakby coś iskrzyło. -Louis lekko się uśmiechnął.
-Troszeczkę.
-Zobaczymy jak to będzie.
-Dziękuję. Ja też się złożę.
-Nie ma takiej obcji.
-Czemu? To jest moja przyjaciółka.
-Wiem, ale damy sobie radę. Będziesz współ właścicielką mojej składki.
-Harry...
-Nie marudź. Daj mi buziaka i będzie z głowy.
-Muszę dać wam wszystkim.

Uśmeichnęłam się szeroko, następnie całując Loczka w usta. Podeszłam do Liama i złożyłam pocałunek na jego policzku. Potem zrobiłam to samo przy Zaynie i Louisie. Chociaż tak mogłam podziękować. Wszystko byłoby już prawdopodobnie dobrze, gdyby nie to, że ktoś chciał się ze mną połączyć.
Wyciągnęłam telefon, odczytując na ekranie rząd cyfr. Nie znałam tego numeru. Spojrzałam zdezorientowana na Harryego i odebrałam. Głos brzmiał znajomo, ale nie mogłam go dopasować.

-Hallo?
-Rose.
-Tak. Kto mówi?
-Pani Cand. Mama Mikea. -jej głos drżał.
-Dzień dobry. Coś się stało?
-Ja... Rose...
-Proszę Pani? Coś się dzieje z Mikem?
-Nie. Nie z Mikem.
-To z kim?
-Rose...





Po usłyszeniu kolejnych słów dosłownie jakby ktoś sprzedał mi kosę pod nogi. To było niemożliwe. Jakiś głupi żart. Czułam uginające się kolana. Nie odpowiedziałam już nic, tylko się rozłączyłam. Miałam nadzieję, że to sen. Wytarłam spływającą łzę, ale po chwili z moich oczy poleciały dziesiątki innych. Mój świat burzył się właśnie w tamtej chwili. Runęłam na podłogę, chowając zapłakaną twarz w nogi. Po chwili  chłopacy byli już przy mnie. Harry objął mnie w tali przyciągając lekko do siebie. Nie miałam siły nic powiedzieć. W dali usłyszałam śmiech Nialla, ale szybko ucichł. Następnie było tylko słychać szybkie kroki i ręce na moich plechach, nogach, ramionach.

-Rose, co się dzieje? -Loczek zagarnął pasemko włosów za moje ucho.
-M... -nie mogłam nic wypowiedzieć.
-Cshii. Rose spokojnie. Coś z Mikem?

Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji. Szczerze... Gorsze od tego jebanego gwałtu. Wtedy ktoś zabrał mi dziewictwo. Teraz ktoś zabrał mi część życia. Odchyliłam się kawałek od chłopaka, próbując złapać oddech. Czułam jakbym miała się zaraz udusić. Po wypowiedzianych słowach, czułam jakby moje serce pękało na milion kawałków.

-Moi rodzice... Nie żyją.






Hej! Po primo przepraszam ;c Nie mam internetu w domu ;/ Jedynie wi-fi od sąsiada, a chyba wiecie jak się ciulowo na telefonie pisze i dodaje ;c Mam nadzieję, że mi wybaczycie :*
Po secundo Podoba się? Trochę chyba smutny... sama nie wiem xd Teraz akcja -miejmy nadzieję- zacznie się rozkręcać jeżeli pójdzie po mojej myśli :P
Ostatnio tak się zastanawiałam i sądzę, że skończę to opowiadanie tak w 50 rozdziałach może troszeczkę więcej :P
Także mam nadzieję, że mi wybaczycie :* Liczę na szczere komentarze i odrazu mówię, że POSTARAM się dodać w ciągu następnego tygonia, jeżeli nie dam rady, a ktoś się będzie chciał zapytać czemu nie ma rozdziału to przypominam o ASKU i Twitterze w zakładce "Kontakt i spam" :P Loffki :*

POZDRAWIAM SERDECZNIE MOJE CZYTELNICZKI <3