środa, 27 sierpnia 2014

Wiadomość

Kochani! Wracam do was z wiadomością....
Założyłam bloga z nagłówkami i zwiastunami :) LINK
Może ktoś z was wpadnie? Może ktoś z waz czegoś potrzebuje? Zapraszam serdecznie :* 
Jeżeli moglibyście udostępnić link do tego bloga to byłabym bardzo wdzięczna <3

KOCHAM WAS


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Podziękowania!

Witam wszystkich :)

Powracam do was z krótką notką na pożegnanie ;c
Było mi z wami bardzo miło! Jesteście naprawdę wspaniali! Te wszystkie komentarze... Gdy czytałam niektóre to aż chciało mi się płakać <3
Liczyłam się z każdym waszym zdaniem. I z tym dobrym i z tym złym.
Będę tęsknić ;c

Kilka osób pisało, że ma nadzieję, że będę pisała kolejne opowiadanie... Niestety nie planuję tego. Teraz idę do 1 technikum i chcę się wziąć do roboty żeby zdobić najlepsze oceny :)
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :*

Przepraszam za wszelkie błędy, które popełniałam. Było ich na pewno trochę xd Za moje odmienianie imion bez apostrofu (np. Harryego zamiast Harry'ego) i wiele innych :)


INFO

Ogólnie było was tutaj (do tego momentu) :
54 530

Wszystkich komentarzy było:
858

Czytano mnie w takich krajach:
Polska - 49668
Holandia -1141
Stany Zjednoczone - 983
Niemcy -566
Kenia - 558
Wielka Brytania -513
Ukraina -153
Norwegia - 47
Francja - 45
Rosja - 45

Naprawdę, naprawdę, naprawdę jestem wam wdzięczna, że w ogóle zainteresowaliście się tym opowiadaniem <3
Jeszcze raz dziękuję tym, którzy komentowali :*
Byliście cierpliwi kiedy opóźniałam dodanie rozdziału :*
Kocham Was <3




Moją ostatnia prośba do was... Jeżeli przeczytacie to skomentujcie :P Podajcie także link swojego tumblr'a, bloga, wszystkiego xd Na TB na pewno zaobserwuję :)
Miło mi z wami było :*


PS. Zastanawiam się nad założeniem bloga, ale nie z opowiadaniem, tylko z nagłówkami, zwiastunami, zestawami ubrań :) Podoba wam się taki pomysł? 
Jeżeli już się zdecyduję to oczywiście podam tutaj link :)

środa, 23 lipca 2014

Epilog

* 9 MIESIĘCY PÓŹNIEJ *


-Więc Anne i Robin. Niall, Zayn, Louis, Alex i ja. Kto następny?
-Mike, Luke, Gemma. Liam po co już robić listę gości? Na razie nie planujemy ślubu.
-Lepiej mieć już wszystko przygotowane.

Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Chłopacy jedynie obdarzyli mnie cichym śmiechem, dalej wymyślając kogo zaprosić na ślub. Kompletnie nie wiedziałam po co oni to robią. Ok jesteśmy z Harrym zaręczeni od dłuższego czasu, ale nie spieszymy się z założeniem na palce obrączek. 
Trzy miesiące po jego powrocie zamieszkaliśmy razem w domu moich rodziców. Teraz już moim domu. Tak jak było napisane w spadku, dostałam go i pieniądze zebrane na tajemniczym koncie. Wszystko było moje. Jednak to wszystko nie zastąpi mi rodziców. Tęsknię za nimi jeszcze bardziej niż na początku. Chodzę regularnie na cmentarz i zapalam znicz. Przedmiot ukazujący moją miłość do nich. Na szczęście mam Harryego. Mam przyjaciół, którzy są przy mnie, gdy tylko ich potrzebuję...

-Proszę kotku. Twoja herbata.

Harry usiadł obok, podając mi kubek. Posłałam mu dziękczynny uśmiech, upijając łyk. Czułam jak oplata ręką moje ramiona. Tak dobrze było go mieć przy sobie. Nie cały czas, ale większość. Jego najdłuższy wyjazd trwał chyba tydzień. Wtedy jednak miałam przy sobie Mikea i Alex. Chłopak zaakceptował to, że wybrałam Harryego. Nadal jest moim przyjacielem i za to go tak naprawdę kocham. A Alex? Jest szczęśliwa z Niallem. Cały czas się umawiają. Jeszcze nigdy nie widziałam tej dziewczyny tak bardzo szczęśliwej...
Upiłam kolejny łyk gorącej herbaty, a nieprzyjemny skurcz przeszył mój brzuch. Przyzwyczaiłam się już do tego. Nie pierwszy raz go czuję. Raczej... Miewam już to od miesiąca. Trochę dziwne.
Skurcz się nasilił, a w ustach poczułam napływ śliny. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Odstawiłam kubek, siadając prosto. Udałam, że wszystko jest dobrze wymuszając lekki uśmiech i szybko poszłam do łazienki. Pierwszy mój ruch to rzucenie się do ubikacji. Nie mogłam już wytrzymać. Mój organizm samoczynnie poddał się wymiotom. Nie trwało to długo. Praktycznie usunęłam z siebie tylko herbatę i ślinę. Bez sił usiadłam na podłodze, opierając się plecami o szafkę. Wyrównałam oddech, przeczesując włosy palcami. Nie wiedziałam co się ze mną dokładnie dzieje, ale miałam domysły. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam kalendarz. W tym miesiącu na czerwono miałam zaznaczony jeden dzień. Piąty marca, miesiączka. Dziś jest szesnasty. Wstrzymałam oddech, a serce zaczęło bić dwa razy szybciej. To było niemożliwe. Jeszcze raz policzyłam dni od ostatniego okresu i wszystko się zgadzało. Jedyne co to mogło oznaczać, to to, że... Jestem w ciąży.
Nie, nie, nie. To wypadało z gry. Nie mogę być w ciąży. To znaczy mogę, ale nie teraz. Przecież Harry ma przed sobą życie. Ma dopiero dwadzieścia-jeden lat. Wszystko przed nim, ale nie zostanie ojcem...
Emocje wzięły nade mną górę. Łzy napłynęły do moich oczy, następnie malując własne drogi na policzkach. Nie wiedziałam co zrobić. Przecież nie mogłam mu powiedzieć. A może jednak powinnam? Sama nie wiem.
Podciągnęłam nosem, wycierając łzy z policzków. Musiałam się opanować. Serce powoli wracało do normalnego rytmu, ale po chwili znów przyspieszyło. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć osoba weszła do środka. Przestraszyłam się, że zobaczy mnie w takim stanie, ale z drugiej strony się ucieszyłam, gdyż nie był to Harry. Louis ukucnął przy mnie, lekko łapiąc moją dłoń.

-Rose, co się dzieje?
-Nic takiego. -spuściłam wzrok.
-Przecież widzę. Szedłem do pokoju i usłyszałem, że płaczesz. Powiedz mi.
-Zabijesz mnie jeśli Ci powiem.
-Co? Nie zabiję Cię. No dalej, przecież nie może być, aż tak źle.

Nie mogłam. Jeżeli on się dowie to zaraz także Harry. Nie mogę ich okłamywać, ale nie mam chyba innego wyboru.
Wciągnęłam głęboko powietrze, biorąc się na odwagę. Jednak to nic nie dało. Cała odwaga ze mnie uleciała. Jak nigdy przedtem. Domyślałam się jak Louis zareaguje. Bałam się najgorszego...

-Ja...
-Ty?
-Chyba... Jestem w ciąży.

Dyskretnie spojrzałam na chłopaka. Był zdziwiony i to bardzo, ale nie wściekał się. Usiadł obok, przejeżdżając palcami przez włosy. Poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej. Schowałam twarz w dłonie, próbując powstrzymać się od płaczu. Nie minęły nawet dwie sekundy, gdy poczułam dłoń chłopaka na plecach.

-Ej, ale nie płacz. To przecież nie koniec świata.
-Jak to? Zrujnuję Harryemu życie.
-To wasze dziecko. Zrobiliście je razem.
-Nie wiem na sto procent, czy jestem w ciąży.
-Robiłaś test, albo coś?
-Okres spóźnia mi się prawie dwa tygodnie, mam skurcze brzucha i mdłości.
-Dla pewności nasikaj na ten papierek, czy coś tam.
-A co będzie potem? Jeżeli okaże się, że jednak to prawda? Zostawi mnie.
-Czemu niby? Rose, przecież Harry Cię kocha.
-A chce mieć teraz dziecko? W tym wieku? Jest na to gotowy?
-Nie wiem tego. Musimy się przekonać.
-Ok. Przyniesiesz mi torbę? Tylko tak, żeby chłopacy nie widzieli.
-Jasne. Zaraz wracam.

Po tych słowach zniknął za drzwiami. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony. Myślałam, że zacznie mnie wyzywać. Mówić, że to moja wina. Że Harry jest za młody na bycie ojcem. Było całkiem inaczej. Louis mnie pocieszał. Nie mogłam w to uwierzyć.
Po chwili chłopak był już z powrotem. Podał mi torbę i kucnął obok. Poszperałam, ostatecznie wyciągając z niej prostokątne pudełko. Spojrzałam niepewnie na bruneta, a on na mnie.

-Test?
-Kupiłam go już dawno temu.
-No ok. Musimy się przekonać.
-Musimy?
-Chcę wiedzieć, czy będę wujkiem. -lekko się uśmiechnął.
-Louis... Boję się.
-Nie ma czego. Jestem przy tobie. Mogę się po prostu odwrócić, czy mam wyjść?
-Zostań.

Brunet kiwną głową i się odwrócił. Wyciągnęłam z pudełka test, po chwili siadając na ubikacji. Ręce trzęsły mi się jak nigdy przedtem, ale musiałam to zrobić. Nie minęła nawet minuta, a mój mocz znajdował się już na pasku. Odłożyłam go na szafkę i z powrotem usiadłam na podłodze. Louis zrobił to samo, lekko łapiąc mnie za dłoń. Spojrzałam mu w oczy, a ten się uśmiechnął. Tak jak uśmiechają się przyjaciele. Poczułam się trochę lepiej lecz nadal trapiło mnie to co będzie później. Gdy okaże się, że jestem w ciąży...

Minęło pięć minut. Najdłuższe pięć minut w moim życiu. Ścisnęłam mocniej dłoń Louisa, zamykając oczy. Naprawdę nie chciałam znać prawdy. Bałam się.

-Nie mam odwagi sprawdzić.
-Ja to zrobię. Daj mi ulotkę.

Podałam mu kawałek kartki, na której opisane były wyniki. Chłopak patrzył raz na test, a raz na ulotkę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie oddycham. Wypuściłam nerwowo powietrze, a Louis je wciągnął, marszcząc brwi. Wiedziałam, że czeka mnie najgorsze...

-Chyba, będę wujkiem -uśmiechnął się lekko.
-Pozytywny?
-I to bardzo.
-Boże... I jak ja mam to powiedzieć Harryemu?
-Normalnie.
-Louis... My nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach. Nie wiem jak zareaguje.
-Kocha Cię. To wasze dziecko.
-A jeżeli mnie zostawi?
-Nie zostawi.
-Skąd wiesz? Pierwszy raz będzie w takiej sytuacji.
-Znam go trochę dłużej niż ty. Uwierz mi. No dalej, chodź.
-Co? Teraz?
-No, a kiedy? Im szybciej tym lepiej. Będę przy tobie.

Nie wiem czemu, ale pokiwałam twierdząco głową. Bałam się jak cholera, ale chciałam to zrobić. Po słowach Louisa, chociaż trochę wróciła mi odwaga. Wstałam z podłogi, otrzepując sobie tyłek i poprawiając włosy. Oczy nadal były lekko zaczerwienione, ale raczej nikt na to nie zwróci uwagi. Miałam taką nadzieję.
Brunet uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy. Trochę zadziałało. Wyszliśmy na korytarz, następnie udając się do salonu. Moje serce znów przyspieszyło. Oczy trojga moich przyjaciół i narzeczonego spoczęły na nas. Widziałam w nich to zdziwienie. Niestety nie dało się już wycofać.

-Rose? Coś się dzieje? -Harry poprawił się na kanapie.
-Chcemy coś wam powiedzieć. To znaczy Rose chce.

Louis pomasował moje plecy i lekko się uśmiechnął. Nie wiedziałam jak to zrobić, więc postawiłam na bezpośredniość. Co miało być do będzie. Trzeba się przekonać...

-Ja... Jestem w ciąży.

Zdziwienie na ich twarzach widać było momentalnie, ale mina Harryego była o wiele gorsza. Był blady. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Przeniosłam wzrok na Liama, Zayna i Nialla. Też byli w szoku, ale nie aż tak bardzo. Wydawało mi się nawet, że blondyn się uśmiechał. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Do tego jeszcze ta cholerna cisz, którą po chwili przerwał Styles.

-Co?
-Będziesz tatusiem -Louis uśmiechnął się szeroko.

Podszedł do Harryego chyba chcąc mu pogratulować, ale ten wstał i po prosu poszedł w stronę sypialni. Tego właśnie obawiałam się najbardziej. Żadnej odpowiedzi, tylko zdziwienie na twarzy. Chyba najgorsze co mogło się zdarzyć...
Usiadłam na fotelu, chowając twarz w dłonie. Nie chciałam pokazać chłopakom jaka jestem słaba, wiec powstrzymałam łzy. Oddychałam głęboko w głowie cały czas mając obraz zdziwionej miny bruneta. Nie była na to przygotowany. Ja przecież też, ale się stało.

-Rose, on jest w szoku. Wszystko będzie dobrze. -usłyszałam Zayna obok.
-A jeżeli nie? Może on po prostu nie chce tego dziecka?
-Przecież Cię kocha. Jesteście zaręczeni.
-Przez ciążę to wszystko się może zmienić.
-Nawet tak nie mów. -tym razem był to Liam.
-Ja... Może pójdę z nim porozmawiać. Chcę wiedzieć co o tym myśli.

Chłopacy jedynie pokiwali twierdząco głowami. Wciągnęłam głęboko powietrze i ruszyłam w kierunku pokoju Harryego. Dwa metry od drzwi, usłyszałam jego głos. Widocznie rozmawiał z kimś przez telefon. Wiedziałam, że głupio jest podsłuchiwać, ale i tak to zrobiłam. Przysunęłam głowę jak najbliżej, wytężają słuch.

-Mamo, Rose jest w ciąży... Chyba będę tatą... Tak...Nie wiem sam...Oczywiście...Dobrze. Zadzwonię.

Po tych słowach trwała już tylko cisza. Wahałam się. Nie wiedziałam co mówiła Anne. Nie wiedziałam czy wejść do środka, ale zaryzykowałam. Cicho otworzyłam drzwi i przeszłam przez próg. Harry stał tyłem, wpatrując się w coś za oknem. Jego mięśnie były naprężone. Widziałam to przez koszulkę. Myślał nad czymś. Bardzo intensywnie...



*OCZAMI HARRY'EGO*


Pierwsza rzecz jaką zrobiłem, gdy wpadłem do pokoju to rzucenie się na łóżko. Powinienem być przy niej, ale nie mogłem. Ta wiadomość mnie sparaliżowała. Nie mogłem nic powiedzieć. Uznałem, że to będzie najlepsze wyjście. W głębi duszy chyba się cieszyłem. Słowa Louisa "Będziesz tatusiem"... Moje serce zabiło wtedy szybciej. On się cieszył, a ja byłem przerażony. Nie chodziło o to, że Rose jest w ciąży i ma w sobie nasze dziecko. To nie przerażało mnie w ogóle. Chodziło o to, że bałem się o nich. O nią i dziecko. Nie wiedziałam, czy będę dobrym ojcem. To są obowiązki, a ja w przyszłości znów na pewno wyjadę w jakąś trasę. Nie będę w stanie zostawić ich samych. To by mnie zabiło...
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer mamy. Teraz tylko ona mogła mi pomóc. Gdy usłyszałem drugi sygnał, wstałem. Po czwartym odebrała.

-Harry, skarbie.
-Cześć mamo.
-Coś się stało? Jesteś zdenerwowany.
-Muszę Ci coś powiedzieć i chcę usłyszeć twoją radę.
-Dobrze. Mów kotku.
-Mamo, Rose jest w ciąży. -serce zabiło mi dwa razy szybciej.
-Co? Jak to?
-Chyba będę tatą.
-Harry! To wspaniale! Jezu, mój syn będzie ojcem! Powiedziała Ci dzisiaj?
-Tak.
-Masz jakiś przybity głos. Cieszysz się, prawda?
-Nie wiem sam.
-Harry? Masz wątpliwości? Przecież jesteście zaręczeni. Kochacie się. To twoje dziecko...
-Oczywiście!
-Więc chyba wiem w czym problem. Boisz się? Skarbie nie ma czego. Porozmawiajcie o tym i zadzwoń później. Wszystko będzie dobrze. Jeżeli chcecie to w każdej chwili możecie przyjechać. Jestem z tobą kotku. Pamiętaj o tym.
-Dobrze. Zadzwonię.
-Kocham Cię.

Nic już nie odpowiedziałem. Rozłączyłem się, kładąc telefon na parapet. W głowie miałem mętlik. To moje dziecko. To nasze dziecko...
Usłyszałem jak drzwi się otwierając. Wiedziałem, że wkrótce ktoś przyjdzie. Przed oczami miałem twarz Rose. Była zdenerwowana. Z wielkim trudem powiedziała nam, że jest w ciąży, a ja tak po prostu ją zostawiłem. Zachowałem się jak ostatni cham, no ale... To moje pierwsze dziecko. Jestem w szoku.
Spojrzałem w bok, a ona tam stała. Niższa o prawie głowę. Piękna jak zawsze, ale teraz była zmartwiona. Nie dziwię się. Widziałem jak powoli wciąga powietrze, wpatrując się w obraz za oknem. Dopiero po chwili się odezwała.

-Nie chcesz tego dziecka. -stwierdziła.
-Ja...
-Po prostu to powiedz. Zrozumiem.
-Nie chodzi o to.
-A o co? Nic nie powiedziałeś, tylko wyszedłeś. To chyba coś znaczy.

Brunetka cofnęła się o kilka kroków, siadając na łóżku. Od razu spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje.
Szybko podeszłam, kucając przed nią i łapiąc delikatnie jej dłonie. Nie chciałem, żeby była smutna. To wszystko przez moją głupotę.

-Rose. Spanikowałem. Przeprasza, że nic nie powiedziałem, ale nie mogłem.
-Czemu?
-Odebrało mi mowę. To szok, gdy słyszy się takie słowa.
-No tak. Mam dwadzieścia-jeden lat. Jestem młody, piękny, sławny, a tu nagle "jestem w ciąży" i świat się rujnuje.
-Nie! Nie chodzi o to. Przecież Cię kocham. Nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo. Chcę z tobą iść przez życie, ale... Boje się.
-Czego?
-Że będę złym ojcem. Że nie będę potrafił odpowiednio się wami zaopiekować.
-Ty? Ty się boisz? To ja się boję, że zrujnuję Ci tym życie. Masz je całe przed sobą.
-Ty tak samo.
-Moje jest mniej ważne...
-Dla mnie jest najważniejsze. Ty jesteś dla mnie najważniejsze i teraz także... Nasze dziecko. -uśmiechnąłem się lekko.
-Czyli, że..
-Nawet ani razu nie pomyślałem, że go nie chcę. Ucieszyłem się na tą wieść. Nareszcie będziemy pełną rodziną.
-Naprawdę?
-Tak.Chcę mieć was oboje przy sobie. No chyba, że będą bliźniaki lub trojaczki.
-Na razie wystarczy jedno.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko co od razu poprawiło mi humor. Przytuliłem ją, lekko całujęc czubek jej głowy. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Mam Rose. Będziemy mieli dziecko. Nareszcie założę własną rodzinę.


Po jakimś czasie postanowiliśmy wrócić do chłopaków. Cały czas ją przytulałem. Chciałem mieć jak najbliżej. Stanęliśmy na przeciwko nich, cały czas się uśmiechając. Jedyne co mi wtedy pozostało to okazać swoją radość.

-Chłopaki! Będę kurwa tatą!



* 8 MIESIĘCY PÓŹNIEJ *


Jest środek jesieni. Koniec października. Termin mam ustalony na za dwa tygodnie, ale czuję, że będzie szybciej. Już od jakiegoś czasu czuję coraz mocniejsze skurcze, ale nikomu o tym nie mówiłam. Chłopacy byli tak przewrażliwieni, że od razu wywieźliby mnie do szpitala. Czuję się bardzo dobrze. Jestem na spacerze z Mikem. Harry z chłopakami w studio. Pogoda jest ładna. Wszystko gra.

-Podniesiesz tamten liść? -uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Brzuszek przeszkadza?
-Trochę.

Chłopak zaśmiał się, podnosząc dla mnie kolorowy liść do kolekcji. Zbierałam je od samego początku, gdy tu weszliśmy. Potem zrobię w domu z tego kompozycję i włożę do wazonu.
Uśmiechnęłam się do chłopaka, ale po chwili skrzywiłam z bólu. Kolejny skurcz tym razem o wiele silniejszy. Złapałam się za brzuch, zaciskając mocno oczy.

-Hej! Rose, wszystko gra?
-Skurcz. -wysyczałam przez zęby.
-Chodź, tu jest ławka.

Mike objął mnie i poprowadził w wyznaczone miejsce. Po chwili już siedziałam, ale ból nie ustawał. Był o wiele gorszy od poprzednich. Skrzywiłam się, masując brzuch.

-Rose, może pojedziemy do szpitala?
-Zaraz mi przejdzie.
-A jeżeli nie?
-Wtedy Ci powiem, ok? Bądź spokojny.
-Jak mam być spokojny, jeżeli w każdej chwili moja przyjaciółka może zacząć rodzić?
-Głupku, dziecko nie wyjdzie ze mnie w pięć minut. Już jest lepiej.

Zaśmiałam się, głęboko oddychając. Naprawdę już mi przechodziło. Ból  stawał się znośny, wiec usiadłam prosto. Mike wyglądał na przerażonego. Nie wiedziałam czemu. Przecież to ja będę wypychała dziecko na świat, a nie on. Harry reagował tak samo. Gdy tylko miałam skurcz, zaczynał panikować. Chciał dzwonić po karetkę, albo osobiście zawozić mnie do szpitala. Mnie to śmieszyło, ale ich bardziej przerażało.
Minęło dziesięć minut, a może i mnie, gdy znów złapał mnie skurcz. Zacisnęłam powieki, próbując go zignorować, ale to nic nie dało. Czułam ucisk w podbrzuszu... To był znak. Jedną ręką ścisnęłam dłoń Mikea, a drugą masowałam brzuch. Wiedziałam, że chłopak mi nie daruje.

-Jedziemy.
-Nie będę się sprzeczała.
-Dasz radę dojść do domu, czy podjechać samochodem? 
-Jeżeli możesz...
-Zaraz będę. Trzymaj się.

Pokiwałam tylko głową, a chłopak zniknął. Czułam coraz bardziej, że to nadchodzi. Już niedługo będzie z nami nasze dziecko. Do tej pory nie wiemy, czy córka, czy syn. Chcemy mieć niespodziankę.
Po pięciu minutach Mike był z powrotem. Bóle przeszły, więc normalnie mogłam dojść do samochodu. Uśmiechnęłam się do chłopaka, ale on był tak zdenerwowany, że nawet to nie pomogło.

-Mike, spokojnie.
-Jestem spokojny.
-Bardzo. Musimy jeszcze raz podjechać do domu.
-Po co?
-Po torbę. Muszę mieć ze sobą te wszystkie rzeczy...
-Dobra, dobra. Już jadę, a ty dzwoń do Harryego.
-Nie chcę mu przeszkadzać.
-Przeszkadzać? Rodzisz kobieto!
-Zadzwonię jak będziemy w szpitalu i będę wiedziała, że na pewno rodzę.
-Rodzisz, ale jak chcesz.

Pokręciłam głową. Chłopak zaparkował przed domem, a ja pokierowałam go gdzie znajdzie torbę. Po chwili był z powrotem, ruszając w kierunku szpitala. 
W ciągu drogi miałam jeszcze dwa skurcze. Mike naprawdę szybko jechał, a ja modliłam się żeby tylko nie spowodował wypadku. Na szczęście dojechaliśmy cali. Chłopak poprowadził mnie do środka i pomógł usiąść. Nawet nie wiem, kiedy zawołał lekarzy, a ci zabrali mnie na salę. 
Po kilku badaniach okazało się, że rodzę już dobrą godzinę i przyjechaliśmy w odpowiednim czasie. Pielęgniarka pomogła mi się przebrać w specjalną koszulę i podała mi środku przeciw bólowe. Jedno jednak było złe. To był dopiero początek porodu. Przede mną jeszcze może godziny, a może minuty. Lekarz powiedział, że bardzo szybko idzie więc mogę urodzić nawet za godzinę. Pogodziłam się z ta myślą i jedyne co mi zostało to poinformowanie tatusia. Wybrałam numer Harryego, głęboko oddychając. Po chwili już słyszałam jego głos.

-Kotku? Coś się dzieje?
-Można tak powiedzieć. -wciągnęłam powietrze przez zęby.
-Co takiego?
-Nasz maluszek wychodzi.
-Co?!
-Spokojnie. Jestem już w szpitalu z Mikem. Proszę nie spiesz się. Nie chcę żeby Ci się coś stało.
-Niedługo tam będę. Trzymaj się.
-Daję radę.

Rozłączyłam się, czując kolejny skurcz. Na szczęście dzięki środkom przeciwbólowym były znośniejsze. Mike siedział obok mojego łóżka, masując mi brzuch. Uśmiechnęłam się do niego, łapiąc jego dłoń. Chłopak odwzajemnił uśmiech, potem lekko całując mnie w czoło.

-Dzięki, że tu jesteś.
-Dla Ciebie zawsze.
-Mam takie głupie pytanie. 
-Jakie? -uśmiechnął się.
-Nie musisz się zgadzać. Czy...Będziesz ze mną przy porodzie? 
-Przy porodzie?
-No wiesz... Jesteś moim przyjacielem. Opiekujesz się mną, gdy nie ma Harryego chociaż nie musisz i bardzo bym chciała. Chciałabym Ciebie i jego przy moim boku.
-Dobrze. Będę przy tobie.
-Naprawdę?
-Tak, oczywiście.
-Dzięki. Czuję, że to już niedługo.
-Będzie dobrze.

Tak i te dobre chwile mijały bardzo szybko. Czas porodu nadszedł bardzo szybko. Lekarze wywieźli mnie na specjalną salę i zaczęli przygotowywać. Mike był cały czas obok. Gdy miałam najgorsze bóle, pozwalał wyżyć mi się na jego dłoni. Pomagało i byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Lekarze byli już przygotowani, gdy na salę wpadł Harry. Uśmiechnęłam się na jego widok, a ten szybko podszedł, ubrany w specjalny zielony fartuch tak jak Mike.

-Przepraszam, że tak długo.
-Nic się nie stało.
-Mike. Dzięki, że tu jesteś. -zwrócił się do chłopaka.
-Nie ma sprawy.

Uśmiechnęłam się, widząc jak się dogadują. Tego pragnęłam już od bardzo dawna. Nie było między nami żadnych sporów. Mike jest moim przyjacielem, a Harry narzeczonym.
Czułam kolejny napływ bólu. Ścisnęłam mocno dłoń Mike i spojrzałam na Harryego. Był zdenerwowany. Nie dziwię się. Miał szczęście, że nie był na moim miejscu.

-Harry, łap za drugą rękę. Potrzebuję was obojga.

Ten jedynie pokiwał głową i przeszedł na drugą stronę. Widziała jak się schyla i składa pocałunek na moim czole. Dodał mi siły, która potrzebowałam. Czułam, ze nasze dziecko jest dość duże.

-Dobrze pani Rose. Zaczynamy rodzić. Na znaki pielęgniarki proszę przeć. Panowie mogę w tym pomóc.

Spojrzałam po kolei na każdego. Byli przerażeni, ale wiedziałam, że dadzą radę. Musieli dać.
I tak minęła mi godzina w bólach. Środki przeciwbólowe przestały działać, a pielęgniarka nie mogła mi dać nowych bo było za późno. Mocno ściskałam dłonie chłopaków, a oni naprawdę mi pomagali. Z każdym skurczem krzyczeli "przyj!", aż chciało mi się śmiać. I tak dzięki nim, wytrwałam do końca. Mike prawie zemdlał, ale szybko wrócił do siebie. Teraz leże już na czystym łóżku. W czystym ubraniu, ale jestem cholernie wykończona. Nie wiedziałam, że porody to aż taki wysiłek.
Harry siedzi obok bawiąc się moimi palcami, a Mike jest na korytarzu z resztą. Wszyscy przyjechali. Louis, Liam, Zayn, Niall, Alex. Byłam szczęśliwa, że tu są.
W tym samym czasie, gdy Loczek składał pocałunek na moich ustach, do sali weszła pielęgniarka. Nie sama. Z naszym dzieckiem. Z naszym synem. Uśmiechnęłam się biorąc go na ręce. Był taki malutki. Bałam się, że go zgniotę. Ubrany, w białą czapeczkę, ubranko i zawinięty w kocyk. Byłam taka szczęśliwa. Czułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku.

-Nasz syn. -Harry uśmiechnął się szeroko.
-Nasz syn.
-Zawołać resztę?
-Tak. Jeżeli mogą to niech przyjdą.

Okazało się, że mogli. Szóstka naszych przyjaciół zawitała w pomieszczeniu. Wszyscy byli szczęśliwi. Wszyscy chcieli powitać nowego członka naszej rodziny.

-Rose, musisz podać imię dziecka do danych.

To mówiła pielęgniarka stojąca bok łóżka. Wymieniłam z Harrym spojrzenia i już wiedziałam jakie imię chcę dać naszemu synowi. Brunet się z tym zgadzał. Chcieliśmy tego oboje. Uśmiechnęłam się do niemowlęcia, cicho mówiąc pielęgniarce jego imię.

-Mike. Mike Styles.

Kobieta wypisała papiery i zostawiła nas samych. Wszyscy podeszli bliżej, uśmiechając się w naszym kierunku. Byłam wykończona, ale nie obchodziło mnie to. Chciałam cieszyć się tą chwilą. Bo teraz wiedziałam, że mam rodzinę.

~~~~~~~

Po trzech dniach wypuścili nas ze szpitala. Oczywiście Harry zdążył już wszystko przygotować. Byłam ciekawa co czeka mnie w domu. Chłopak zaparkował przed domem, w jedną rękę chwycił moją torbę, a w drugą nosidełko z synkiem. Uśmiechnęłam się na sam widok. Wyglądał tak słodko z dzieckiem na rękach. Nawet zrobiłam mu zdjęcie i ustawiłam na tapetę. Moich dwóch najważniejszych mężczyzn na świecie.
W domu czekała mnie cisza. Tego się nie spodziewałam. Myślałam, że Harry urządzi jakąś imprezę, a tu nic. Więc co to były za przygotowania?
Chłopak odstawił torbę na ziemię, a nosidełko na stół. Pomógł zdjąć mi płaszcz, następnie przytulając od tyłu. Teraz nie miałam wielkiego brzucha, więc było mu łatwiej. Uśmiechnęłam się, całując go w policzek.

-Myślałam, że jak wejdziemy to będzie tu pełno balonów i w ogóle.
-Chciałem tak zrobić, ale wiedziałem, że jesteś zmęczona, więc przyjęcie będzie w następnym tygodniu.
-Mi pasuje. Ważne, że mam was dwoje przy sobie.
-Mam dla Ciebie niespodziankę.

Posłałam mu pytające spojrzenie, ale ten jedynie się uśmiechnął. Chwycił mnie za rękę i wziął nosidełko, potem kierując się w stronę naszej sypialni. Kazał zamknąć mi oczy, czego posłuchałam. Wprowadził mnie do środka i odliczył do trzech. Gdy zobaczyłam pomieszczeni, aż zabrakło mi powietrze. Wszystko było po przestawiane. Całkowita zmiana. Ale najważniejszy był kącik dla dziecka. Łóżeczko, szafka na przybory, ciuszki. Uśmiechnęłam się, następnie składając pocałunek na ustach chłopaka. Tak bardzo się postarał.

-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, kotku.

Harry odstawił nosidełko, a ja wyciągnęłam z niego śpiącego Mikea. Był taki słodki. Jak tatuś. Pocałowałam lekko jego czółko i położyłam go do nowego łóżeczka. Ten jedynie wydał z siebie cichy pomruk i zacisnął mocniej rączki. Byłam tak cholernie szczęśliwa widząc naszego synka całego i zdrowego. Czując ręce Harryego oplatające moją talię i jego brodę na moim ramieniu. Wiedząc, że wszystko się układa.

-Rose?
-Tak?
-Nasz syn ma w papierach moje nazwisko. Czas żebyś ty też je miała.
-Chcesz żebym została twoją żoną?
-Praktycznie już nią jesteś, ale tak. Chciałem już wcześniej, ale wiedziałem, że ciąża trochę przeszkadza. Nie mogłabyś za dużo tańczyć. Czułabyś się źle. Ale teraz jest taka możliwość. Wystarczy żebyś się zgodziła.
-Harry. Oczywiście, że się zgadzam.
-Kocham Cię. Kocham Was. Nareszcie nasz synek jest z nami.
-Tak. Nareszcie jesteśmy pełną rodziną...






I jak? Podoba się?
To już koniec tego opowiadania ;c 
Jestem wam bardzo wdzięczna :* Za te wszystkie miłe komentarze, za to, że w ogóle czytaliście moje wypociny xd Za to, że byliście cały czas ze mną.
Kocham Was tak bardzo <3
Na razie nie piszę ile było komentarzy i wyświetleń... zrobię to niedługo:) Mam nadzieję, że jeszcze tutaj zajrzycie :) Może będę miała dla was jakąś wiadomość :D
Czyli, że do następnego kochani <3 
Udanego sierpnia :)

Ps. Czuję, że zjebałam całe opowiadanie ;c

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 45#

Minęły kolejne dwa tygodnie. Dwa tygodnie, nie należące do moich ulubionych. No bo... Kto z was chciałby żegnać się ze swoją drugą połową z wiedzą, że nie zobaczy jej przez kolejny miesiąc? Ja nie chciałam, ale musiałam. Harry znów wyjechał, ale tym razem było lepiej. O wiele lepiej. Tym razem się nie kłóciliśmy. Tym razem nie płakałam. Po prostu pocałowaliśmy się, przytuliliśmy i obiecaliśmy, że wszystko będzie dobrze. Jak na razie jest. Brunet dzwoni do mnie codziennie, przed koncertem. Miło jest słyszeć jego głos i wiedzieć, że zanim wyjechał było tak jak powinno. Tak jak kilka miesięcy temu. Spędzając wspólnie czas. Śmiejąc się. Jak w normalnym związku.
Szkoda tylko, że po tym było troszkę gorzej. Może nawet bardziej niż troszkę. Nadszedł moment kiedy miałam powiedzieć Alex o Lukeu. Powiedziałam...
Mike tak jak obiecał, był przy mnie. Usiedliśmy w pokoju dziewczyny, spokojnie zaczynając rozmowę. Powiedziałam jej to co Mikeowi. Dawałam różne argumenty, ale Alex nie chciała tego słuchać. Zaczęła mnie wyzywać. Mówiła, że ją oszukałam. Że jako przyjaciółka powinnam jej powiedzieć. Nie rozumiała dlaczego w ogóle zaczęłam się z nim zadawać. Na sam koniec dostałam od niej w twarz. Trochę zabolało, ale przyznam, że się tego spodziewałam. Mimo nakazów zostawienia jej samej, nie odpuściłam. Tłumaczyłam, że stał się innym człowiekiem. Jest przyjacielski, zabawny, nie jest chamem. Jednak to nic nie dało. Obraziła się na mnie. Nawet nie byłam zdziwiona.
Ostatecznie odpuściłam. Z własnej głupoty ją straciłam, ale nie na długo. Przyszła do mnie po kilku dniach. Przytuliła mocno, przeprosiła, lecz dalej wyzywała od kretynek. Rozumiałam ją. Na jej miejscu na pewno zachowałabym się tak samo.
Doszło do tego, że się pogodziłyśmy. Spędzałyśmy ze sobą czas. Było tak jak dawniej. Niestety musiała mnie zostawić i jechać na urodziny cioci...
Jest niedziela, leżę na kanapie, umierając z nudów. Naprawdę nie wiem co ze sobą zrobić. Samotność jest wkurzająca...
Po kolei przełączałam kanały w telewizji. Dosłownie nic ciekawego. Jednak, gdy trafiłam na program muzyczny, zainteresowałam się.

"Dziś na ekran rzucamy temat grupy One Direction. Zespół jest właśnie w swojej krótkiej trasie koncertowej. Aktualnie znajdują się w Meksyku, gdzie odbędzie się koncert. Tysiące fanek czekają na ten występ. Wiem także, że miliony fanek są załamane obaloną plotką na temat Harryego Stylesa jako singla. To nieprawda. Uroczy brunet nadal umawia się ze swoją dziewczyną. Ostatnim razem widziano ich na lotnisku w Londynie. Ja osobiście życzę im szczęścia. Mówił dla was Matt Grimwer. Do następnego!"

Nie wiem czemu, ale wpatrywałam się w ekran jak jakaś głupia. Dopiero po chwili się ogarnęłam. Wyłączyłam telewizor, poprawiając się na kanapie. Nigdy nie myślałam o tym, że gadają o nas w telewizji. To takie... dziwne, ale jedno z tego wszystkiego było dobre. Nikt z poza "rodziny" nie wiedział o naszym rozstaniu...

Leżałam w ciszy przez dobre pół godziny. Na szczęście przerwał ją dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam z kanapy i poszłam je otworzyć. Po drugiej stronie stał uśmiechnięty Mike.

-No hej! -zaśmiał się.
-Cześć.

Cieszyłam się na jego widok, ale chciałam się trochę podroczyć. Zachowałam całkiem poważną minę. Odwróciłam się i z powrotem usiadłam na kanapie. Chłopak momentalnie był obok. Złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy.

-Ej, kocie co się stało?

Jego mina... Nie mogłam wytrzymać i zaczęłam się śmiać. Od razu zrozumiał o co chodziło. Uśmiechnął się szeroko, szturchając moje ramię.

-Zawsze się nabierasz.
-Bo się martwię!
-Dobrze, że jesteś. Umieram z nudów.
-Kapitan Mike przybywa na ratunek. Zabieram Cię gdzieś.
-Gdzie? Kapitan Mike? Na serio? -zaśmiałam się.
-Tak na serio. No już szykuj się i idziemy.
-Mam się jakoś przebrać?
-Jest ok.
-No to chodźmy Kapitanie.

Uśmiechnęłam się szeroko na samą myśl o tym przezwisku. Mike pokręcił głową i wstał z kanapy. Zrobiłam to samo, chwytając ze stolika telefon, a z wieszaka bluzę. Po chwili byliśmy już na dworze. Chłopak podszedł do samochodu, chwilę się zastanawiając.

-Jednak jedziemy samochodem.
-Nóżki bolą?
-Nie chciałabyś pojechać z moją mamą na zakupy.
-Oj nie mogło być aż tak źle.
-Było.

Zaśmiałam się, wsiadając do samochodu. Byłam ciekawa gdzie mnie zabiera. Nie musiałam długo czekać. Nie jechaliśmy nawet pięć minut. Chłopak zatrzymał samochód, a ja zorientowałam się, że jesteśmy w parku.

-Na serio?
-Zabieram Cię na piknik.
-Zobacz ile dzisiaj jest tu ludzi.
-Spokojnie. Nie będziemy jedli tutaj.

Spojrzałam na niego trochę zdezorientowana. Ten jedynie się uśmiechnął i wysiadł. Zrobiłam to samo. Po chwili był już obok z dużym koszykiem w ręce i kocem. Postanowiłam nie pytać dokąd idziemy. Jeżeli chciał zrobić mi niespodziankę to mu na to pozwolę.
Szliśmy ramię w ramię. Poczułam jak obejmuje moją talię. Uśmiechnęłam się, a po chwili już staliśmy. Byliśmy na końcu parku. Rozejrzałam się, zauważając tylko kilka osób.

-Tutaj?
-Nie.

Chłopak przeszedł jeszcze kawałek, odgarniając ręką krzaki przed nami. Uśmiechnęłam się, nareszcie wiedząc gdzie mnie zabiera. Nasze miejsce. Już dawno tam nie byłam. Przeszłam obok niego, przeciskając się przez wystające gałęzie. Odebrałam od niego koszyk, a po chwili stał już przede mną. Zaśmiałam się, wyciągając mu z włosów kilka liści.

-Nie mogę uwierzyć, że zapomniałaś o tym miejscu.
-Nie zapomniałam. Po prostu nie sądziłam, że będziesz chciał tu przyjść.
-Żartujesz? Przychodzę tutaj, gdy tylko mam czas.

To mnie trochę zaskoczyło. Nie wiedziałam o tym. Nawet nie pomyślałam. Przeszliśmy kawałek dalej, natrafiając na stary plac zabaw. Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy przypomniałam sobie te wszystkie sytuacje, które się tutaj wydarzyły.
Mike chwycił koc i rozłożył go pod drzewem. Usiadł na nim, klepiąc miejsce obok. Uśmiechnęłam się, po chwili siedząc już obok niego.

-Jak zielono. -zaśmiałam się.
-Przyznaj, że to miejsce w ogóle się nie zmienia.
-Może trochę.
-Lubię tutaj przychodzić. Takie odosobnienie.
-Jestem ciekawa, czy ktoś jeszcze pamięta o istnieniu tego placu zabaw. Jest taki stary.
-Wątpię. Tam dalej jest przecież las. Raczej nikt się tutaj nie zapuszcza.
-Nikt nie przeciska się przez krzaki.
-Jesteśmy oryginalni.
-Oczywiście. Co masz dobrego? Jestem głodna.

Mike uśmiechnął się szeroko ukazując swoje dołeczki. Przygryzłam wargę, spuszczając głowę, by włosy zasłoniły mi twarz. Był taki uroczy. I jeszcze pomysł z tym piknikiem. Z tym miejscem...
Brunet po kolei wyciągał z koszyka różne rzeczy. Sok w kartonie, dwa plastikowe kubeczki, pudełko z pokrojonym bananem, paczkę chipsów. Po chwili przestał, ale ręce miał cały czas w koszyku. Ruszył zabawnie brwiami, wyciągając talerz przykryty folią.

-Co to?
-Zobacz.

Zmarszczyłam brwi, powoli ściągając folię. Na talerzu leżała pizza. Nie byle jaka pizza. Jego pizza.

-Nie!
-Tak!
-Upiekłeś ją specjalnie na piknik?
-Specjalnie dla Ciebie bo wiem, że za nią szalejesz.
-Kocham Cię!

Zaśmiałam się i mocno go przytuliłam. Nie wierzę, że ją upiekł. Tak dawno już jej nie jadłam. Po prostu najlepsza na świecie.
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy podał mi kawałek. Oparłam się plecami o drzewo, delektując każdym kęsem. Wspomnienia wróciły. Pamiętałam jak bawiliśmy się tutaj w berka. Skończyliśmy lekcje i od razu tutaj przybiegliśmy. Było wspaniale. Bez żadnych zmartwień. Tacy młodzi. Pełni energii...

-O czym myślisz? -poczułam szturchnięcie.
-O przeszłości. O tym jak byliśmy mali.
-Tak... Też to czasami robię. To miejsce przywołuje wspomnienia, prawda?
-Prawda. Pamiętam jak zaliczyłeś tam glebę -pokazałam na miejsce koło huśtawek.
-To były czasy.
-Chciałbyś czasami wrócić do tamtych lat? Tak jakby cofnąć czas?
-Wiele razy.
-Zmieniłbyś coś wtedy?
-Starałbym się bardziej. -złapał delikatnie moją dłoń.

Nastała chwila ciszy. Wiedziałam o co mu chodzi. Powodem byłam ja. Starałby się bardziej i może by mu się udało. Może bylibyśmy razem. Wszystko potoczyło by się inaczej...

-A ty co byś chciała zmienić?
-Wtedy... Zostałabym u Alex. Nie szłabym do domu.
-No tak... Wiesz, wydaje mi się, że to wszystko jest już gdzieś zapisane.
-Co takiego?
-Nasze życie. Te wszystkie sytuacje.
-Może. A może po prostu sami do tego doprowadzamy.
-Tego nikt nie wie...

~~~~~~~~~

-Jest! Trafiony!

Minęły może już trzy godziny, a my dalej siedzimy pod drzewem, śmiejąc się jak jakieś głupki. Aktualnie naszą zabawą jest trafianie dropsami do buzi drugiej osoby. Naprawdę zachowujemy się jak dzieci...

-Teraz ja!
-I tak nie trafisz Kapitanie Mike.
-Tobie udało się za piątym razem -zaśmiał się.
-Bo się ruszałeś! 
-Gadaj dalej. No już otwieraj tą śliczną buźkę.

Pokręciłam głową, lekko rozchylając usta. Mike celował chwilę, rzuciła, a drops trafił mnie w policzek. Zaśmiałam się, w on znów rzucił. Tym razem trafił, ale nie w usta.

-Trafiony!
-Miałeś celować w usta, a nie stanik!
-Ważne, że trafiłem.
-Teraz go wyciągaj. -byłam poważna.
-Serio?

Pokiwałam głową na co się uśmiechnął. Zbliżył się, oparł brodę o moją szyję i zaczął łaskotać. Z bycia poważnej nici. Zaśmiałam się głośno, czując jak jego lekki zarost, drapie moją skórę. Chłopak, tak mi się wydaje, złożył tam krótki pocałunek, następnie zjeżdżając nosem w kierunku moich piersi. 

-Cycki, cycki, cycki! -zaczął ruszać głową na boki.

Wtedy to już nie mogłam. Mój śmiech na pewno usłyszeli wszyscy w parku. Opadłam na plecy, a Mike na mój brzuch. Oboje śmieliśmy się przez dobre pięć minut. Takie rzeczy to tylko z nim.

-Kretyn z Ciebie.
-No wiem.
-Boże co to było.

Znów się zaśmiałam, wyciągając dropsa ze stanika. Wyrzuciłam go w trawę, następnie wplatając palce we włosy bruneta. Cały czas leżał pomiędzy moimi nogami z głową na moim brzuchu. Po chwili podciągnął się wyżej, przykładając ucho do mojej klatki piersiowej.

-Ale Ci serce wali.
-To chyba dobrze. Znak, że żyję.
-Ale aż tak szybko?
-To przez ten śmiech.
-Chcesz jeszcze raz? -klęknął nade mną.
-Nie dzięki. 
-Sorki. Zapomniałem, że masz chłopaka.

Czar tych chwil prysł. Wciągnęłam głęboko powietrze. Przez Mikea, przez te chwile razem, zapomniałam o Harrym. Zapomniałam o tym, że jesteśmy razem. Naprawdę coś do niego czułam. Coś więcej, ale... Musiałam wybrać. Najgorsza rzecz w moim życiu...

-Mike, ty jesteś moim przyjacielem. Najlepszym i nikt nigdy cię nie zastąpi. Proszę nie gadajmy o tym.
-Dobrze, ale mogę się do Ciebie przytulić?
-Jasne, ale może lepiej się już zbierajmy. 

Chłopak jedynie pokiwał głową i wstał. Chwyciłam jego ręce, po chwili opierając się już o jego klatkę. Patrzył na mnie z takim... pożądaniem? Nie wiem jak to nazwać. Widziałam to coś w jego oczach. To przy czym miękną mi kolana. To samo co widzę u Harryego.
Uśmiechnęłam się lekko, cofając o krok. Mike odwzajemnił uśmiech i zaczął pakować rzeczy do koszyka. Pomogłam mu, składając koc i po chwili byliśmy gotowi. Znów przecisnęliśmy się przez zarośla i ruszyliśmy do samochodu.
Gdy Mike zaparkował przed moim domem, lunął deszcz. Roześmiani wbiegliśmy do środka, szybko zamykając drzwi. Droga z samochodu trwała może z pięć sekund, a i tak byliśmy mokrzy. Uśmiechnęłam się do chłopaka, zagarniając za ucho mokre pasemko.

-To jak? Kapitan Mike zostanie i obejrzymy jakiś film?
-Zostanie z przyjemnością...


~~~~~~~~~~

Jest początek lipca, godzina trzecia w nocy, próbuję spać, ale nie mogę bo ktoś dobija mi się do drzwi. Kto normalny w środku nocy nie śpi?
Zwlokłam się ledwie żywa z łóżka i poszłam do salonu. Automatycznie zapaliłam wszystkie światła, podchodząc do drzwi. Moje zmęczenie dało o sobie znać. Ziewnęłam mocno, zakrywając usta ręką. Nawet nie pamiętałam o tym, żeby sprawdzić przez okienko kto stoi na zewnątrz. Po prostu otworzyłam. Gdy zobaczyłam osobę na przeciwko, od razu się pobudziłam. Czułam jak uśmiech maluje mi się na ustach, ale został zatrzymany pocałunkiem. Długim, namiętnym i gorącym pocałunkiem. Jedyne co wtedy słyszałam było bicie mojego serca i zatrzaskujące się drzwi.

-Wróciłeś. -wyszeptałam łapiąc w dłonie twarz chłopaka.
-Nie mogłem wytrzymać. Tak bardzo tęskniłem. Przepraszam jeżeli Cię obudziłem.
-Harry... Chłopacy?
-Są w domu. Jestem tak padnięty. Dopiero przyjechaliśmy z lotniska.
-To po co przyjeżdżałeś? Mogłeś przecież jutro.
-Chciałem Cię zobaczyć.
-Chodź idioto.


Pocałowałam go jeszcze raz, złapałam za dłoń i poprowadziłam do sypialni, gasząc po drodze światła. Jedyne czego teraz chciałam to wtulić się w jego gorące ciało i spać. Moje serce biło jak oszalałe. Tak bardzo za nim tęskniłam. Teraz jest obok. Stoi, patrząc się tymi kocimi oczami.

-Zostajesz na noc. -przytuliłam się do niego.
-Po to przyjechałem.

Uśmiechnęłam się, odpinając guziki jego koszuli. Po chwili był już tylko w bokserkach. Przygryzłam wargę, lustrując go od stóp po czubek głowy. Był jeszcze bardziej napakowany niż przed wyjazdem. Boże...
Nawet nie wiem kiedy weszliśmy do łóżka. Leżałam wtulona w jego gołą, umięśnioną klatę, słuchając bicia serca. Serca należącego do chłopaka, którego kocham. Tak... Kocham go i jestem tego pewna w stu procentach. To on jest tą osobą, z którą chcę żyć.
Uniosłam głowę, patrząc na jego twarz. Lekki zarost, piękne zielone oczy ukryte pod gęstymi rzęsami. Różowe usta, proszące się o całowanie. Tak też zrobiłam. Złączyłam je lekko z moim, a chłopak to odwzajemnił.

-Harry.
-Tak?
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.
-Wróciłem. Teraz jeżeli będziesz chciała... będę zawsze.
-Masz być.

Droga do snu nie trwała długo. Odleciałam po pięciu minutach, cały czas myśląc o tym, że mój Harry jest obok...

Obudziłam się i pierwsze co było w mojej głowie to "Harry". Przekręciłam się na bok, kładąc rękę tam gdzie powinno znajdować się ciało chłopaka. Jednak go nie było. Otworzyłam oczy, czując zawiść. To musiał być tylko sen. Kolejny sen z nim w roli głównej. Z powrotem wylądowałam na plecach, a moim oczom rzuciła się pewna rzecz, a raczej rzeczy. Koszula i spodnie... Harryego. Uśmiechnęłam się, bo to była rzeczywistość. Nawet uszczypnęłam się dla pewności. On tu był... W domu.
Szybko zerwałam się na równe nogi. Gdy wyszłam na korytarz już wiedziałam gdzie jest. Po cichu przeszłam w stronę kuchni napotykając go na linii mojego wzroku. Przygryzłam wargę, widząc jak mięśnie pleców chłopaka napinają się przy każdym ruchu.
Zakradłam się, przytulając do jego pleców. Były takie ciepłe i umięśnione. Dłońmi jeździłam w górę i dół jego klatki piersiowej. Usłyszałam jak cicho mruczy. Złożyłam krótki pocałunek na jego łopatce zanim się odwrócił. Włosy jak zawsze miał roztrzepane na wszystko strony. Uśmiechnęłam się na ten widok. Oplotłam ręce na jego szyi, a on swoje na mojej talli. Zbliżył się jak tylko mógł, składając soczysty pocałunek na moich ustach.

-Myślałam, że to był tylko sen.
-Jestem tutaj.
-Bardzo się z tego cieszę.
-Czyli, że... Mike...
-Mój przyjaciel.
-A ja?
-Mój mężczyzna.

Brunet uśmiechnął się szeroko co odwzajemniłam. Znów zaczęliśmy się całować, ale tym razem wolno, leniwie, chcąc nacieszyć się każdą sekundą. Czułam go tak blisko siebie. Tak jak chciałam czuć już od dawna.

-Hazz? Naleśniki Ci się palą. -zaśmiałam się.
-Kurde.

Chłopak szybko ogarnął całą sytuację, następnie stawiając talerz placków na blacie. Uśmiechnęłam się lekko, po chwili zaczynając jeść. Uwielbiam, gdy gotuje. Jest w tym świetny. Tak samo jak Mike... Ugh, czemu akurat teraz o nim myślę?
Minęło kilka minut, a ja jadłam już piąty naleśnik. Przyznam, że byłam nieźle głodna. Kątem oka zobaczyłam jak Harry się śmieje. Uniosłam brew, patrząc w jego stronę.

-Co?
-Umazałaś się od czekolady.

Poczułam jak moje policzki oblewa rumieniec, gdy Harry zbliżył swoją twarz i zlizał czekoladę z kącika moich usta. Zmarszczyłam nos, cicho chichocząc, gdy następnie złożył krótki pocałunek na moim nosie.
To było takie słodkie. Jak kiedyś.

-Pojedziemy do chłopaków?
-Aż tak się za nimi stęskniłaś?
-Oczywiście.
-No dobrze. Ubierzemy się i możemy jechać.

Po dwudziestu minutach byliśmy gotowi. Chwyciłam jedynie torbę z krzesła i wyszliśmy. Droga nie trwała długo. Gdy staliśmy pod drzwiami domu chłopaków, były słychać ich krzyki. Zaśmiałam się, ponieważ tęskniłam za tym. Byli dorośli, a zachowywali się jak dzieci.
Harry otworzył drzwi, wpuszczając mnie pierwszą. W pomieszczeniu od razu wyczułam zapach, czegoś spalonego. No tak typowi chłopacy...

-Zayn ty idioto! Jak można przypalić mleko?!

Ten głos należał do Louisa. Uśmiechnęłam się szeroko, przekraczając próg salonu. Cała czwórka momentalnie utkwiła swój wzrok na nas. Poczułam się nie zręcznie, ale po chwili to uczucie minęło. Byłam między swoimi przyjaciółmi.

-Rose!
-Niall! -zaśmiałam się.

Blondyn podbiegł do mnie mocno przytulając. W zamian poczochrałam jego bujne włosy, które nadawały się do ponownego farbowania. Następnie podeszłą do mnie pozostała trójka, tworząc wielkiego przytulasa. Byłam naprawdę szczęśliwa, że wszystko jest po staremu. No może lepiej. Z Louisem wszystko się ułożyło. Teraz stoję na przeciwko nich, z rękoma Harryego w okół mojej talli. Mają wypisaną radość na twarzy. Dzięki temu czuję się o wiele lepiej.

-Czyli, że Rarry powraca na stałe? -Liam się uśmiechnął.
-Rarry?
-Rose i Harry.
-Tak. Powracamy, mam nadzieję, na stałe.

Te słowa były Harryego. Uśmiechnęłam się do niego, następnie łącząc usta w słodkim pocałunku. Nie były już takie jak w nocy. Nie całował zachłannie, tylko delikatnie, z miłością. Wiedział, że już całkowicie jestem jego...


~~~~~~~~~~

Minął kolejny miesiąc. Miesiąc spędzony ze wszystkimi. Mike, Alex, Zayn, Liam, Niall, Louis, Harry... No dobrze prawie ze wszystkim. Luke wraca dopiero pod koniec sierpnia. Nie mogę się doczekać kiedy go zobaczę...
Na dworze jest z trzydzieści stopni, a ja męczę się w samochodzie. Ok, auto Harryego ma klimatyzację, ale słońce i tak robi swoje. Postanowiliśmy wykorzystać pogodę i pojechać do Holmes Chapel. Tak dawno tutaj nie byłam. Minęły ponad cztery miesiące od mojego ostatniego spotkania z Anne. Ona... Chyba nie wie o naszym rozstaniu. Nie jestem pewna.

-Hazz?
-Tak, kotku?
-Twoja mam wie? O tym co było na początku trasy?
-Tak, ale nie do końca.
-Co to znaczy?
-Powiedziałem jej, że robimy sobie małą przerwę. Ale nadal jesteśmy razem.

Nic już nie odpowiedziałam. Jedynie posłałam chłopakowi lekki uśmiech mówiący, że rozumiem.
Od tamtego momentu minęła godzina, gdy Harry zaparkował samochód przed domem. Chłopak wyciągnął z bagażnika większą torbę, a ja wzięłam mniejszą. Nawet nie fatygował się z pukanie. Po prostu wszedł do środka, zamykając za nami drzwi.

-Mamo?

Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Odstawiliśmy torby, wchodząc głębiej. Nadal nic. Nikogo nie było. Harry uśmiechnął się do mnie, zaplatając razem nasze palce. Pociągnął mnie lekko, prowadząc w stronę ogrodu. Znaleźliśmy ich. Anne i Robin. Siedzieli, przy stoliku, grając w karty. Gdy nas zobaczyli, szeroki uśmiech zagościł im na twarzach. Kobieta szybko podeszła, mocno nas tuląc.

-Nareszcie jesteście. Miło was widzieć.
-Dzień dobry. -uśmiechnęłam się.
-Witaj skarbie. Jesteście na pewno głodni. Zaraz wam coś zrobię.
-Szczerze... Jeżeli można to poproszę.
-Oczywiście, że można.

Posłałam kobiecie dziękczynny uśmiech, a Harry objął mnie w tali, prowadząc w stronę Robina. Mężczyzna była tak samo uradowany na nasz widok jak Anne. Usiedliśmy przy stoliku, a ja czułam jak słońce dosłownie parzy moją skórę.

-Rose, jak zawszę piękna.
-Dziękuję, proszę pana.
-Mówiłem Ci już, że masz mi mówić Rob.
-Tak, zapomniałam.
-Na długo przyjechaliście? Wiecie z An ciężko jest się dogadać, gdy jest podekscytowana waszymi odwiedzinami. -zaśmiał się.
-Zostaniemy na tydzień albo i trochę dłużej.

Harry uśmiechnął się, składając lekki pocałunek na moim czole. W tej samej chwili Anne wróciła z dwoma talerzami lasagne. Byłam jej tak bardzo wdzięczna. Naprawdę zgłodniałam przez tą podróż. To wina tego słońca...

Praktycznie cały dzień zleciał nam na wylegiwaniu się w słońcu i rozmowach. Cieszyłam się, że tu jestem. Mogłam odpocząć leżąc na trawie. Przemyśleć wszystko dokładnie do czasu, gdy Harry nie usiadł okrakiem na moich udach. Uśmiechnęłam się do niego z pod okularów przeciwsłonecznych. Chłopak pochylił się, składając pocałunek na mojej szyi, potem policzku, kończąc na ustach.

-Przejdziemy się?
-Jeżeli mnie podniesiesz to chętnie

Brunet obdarzył mnie szerokim uśmiecham. Wstał następnie podciągając mnie do góry z taką łatwością jakbym nic nie ważyła. Nie mogłam uwierzyć w to jakie ma mięśnie. Takie... Ogromne.

-Mamo, idziemy się przejść. Wrócimy na kolację.
-Dobrze skarbie.

Kobieta uśmiechnęła się, chwile patrząc na mnie rozmarzonym wzrokiem. Poczułam się trochę zdezorientowana. Była dziś taka szczęśliwa. Na pewno spowodował to powrót Harryego.

Szliśmy powoli, wtuleni w siebie. Widoki były nieziemskie. Słońce zachodziło, tworząc na niebie kolorowy balejaż. Spojrzałam w górę na twarz chłopaka. Wydawał się trochę spięty. Wspięłam się na palce, lekko całując jego policzek. Momentalnie się uśmiechnął.

-Martwisz się czymś?
-Nie, czemu?
-Wydajesz się spięty.
-Wydaje Ci się kotku. Mam do Ciebie pytanie.
-Mów śmiało.
-Uważasz, że jesteś odważna?
-Co to za pytanie? -zaśmiałam się.
-Normalne.
-Hmm. Nie wiem. Może trochę. Zależy w jakich sytuacjach jestem.
-A w tej sytuacji będziesz?

Wskazał palcem przed nas. Wciągnęłam głęboko powietrze, przecząco kiwając głową. Ten jedynie się zaśmiał, zatrzymując kilka metrów od mostku. Mostku, który przyprawiał mnie o dreszcze.

-Jak byliśmy tu ostatni raz, obiecałeś, że będziesz mnie przenosił.
-Masz dobrą pamięć.
-Bardzo dobrą. No więc kucaj skarbie.

Brunet uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową. Odwrócił się tyłem i pochylił bym mogła wskoczyć na jego plecy. Zrobiłam to, przy okazji lekko całują go w policzek.

-Lubię to.
-Co takiego?
-Gdy nazywasz mnie swoim skarbem.
-Ooo. Więc skarbie, proszę przejdź już przez ten cholerny most.

Śmiech znów rozbrzmiał wokół nas. Wtuliłam twarz w jego szyję, zamykając oczy. Ta chwila z pewnością będzie należała do moich ulubionych. Do tych, które chcę zapisać w pamięci na zawsze.
Harry odstawił mnie dopiero, gdy byliśmy przy naszym drzewie. Uśmiechnęłam się, delikatnie przejeżdżając palcami po wyrytych literach. Chłopak stanął obok, opierając się i lustrując wzrokiem moją twarz. Zmarszczyłam brwi, ale nie mogłam przestać się uśmiechać.

-Czemu się tak na mnie patrzysz?
-Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie.
-Jeżeli mam wejść na to drzewo to mówię, że to zrobię. Od dziecka się wspinałam.
-Może później. Chodziło mi o coś innego.
-Co takiego, skarbie?

Uśmiechnął się szeroko, przesuwając się o krok bliżej. Poczułam jego rękę na mojej talii i oddech przy uchu. Znów był zdenerwowany. Widziałam jak jego mięśnie szyi się naciągają, a głos drży, gdy mówi.

-Pamiętam, gdy przyprowadziłem Cię tutaj pierwszy raz. Na tym drzewie były tylko inicjały mojego dziadka i babci. Teraz są także i nasze. Były walentynki i dałem Ci bransoletkę, którą jak zauważyłem nosisz cały czas. Mój dziadek zrobił tutaj coś jeszcze. Chcę pójść w jego ślady. Kocham Cię jak jeszcze nigdy kogoś innego. Jesteś częścią mojego życia. Może tobie wyda to się głupie, ale chcę się Ciebie zapytać...

Jego słowa mnie poruszyły, a jeszcze bardziej czyn. Harry uklęknął na kolano, wyciągając z kieszeni czarne pudełeczko. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. On... Chce mi się oświadczyć? Czułam jak cała się trzęsę. Jeszcze nigdy się tak nie stresowałam. Jeszcze nigdy nie miałam takiego mętliku w głowie.

-Rose, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją narzeczoną?

Widziałam w jego oczach nadzieję, strach i wiele innych uczuć. Zatkało mnie... Czułam jak przez napierające łzy nie mogę złapać powietrza. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić, ale nie zadziałało. Harry klęczał, a ja nic nie odpowiadałam. Nie wiedziałam co...

-Jeżeli nie jesteś gotowa to zrozumiem. Wiem, że się spieszę, ale naprawdę Cię kocham.
-Harry?
-Tak?
-Jestem cholernie gotowa i chcę zostać twoją narzeczoną.


Uśmiechnęłam się szeroko przez łzy. Chłopak zrobił to samo, a na jego policzkach zagościły dołeczki. Delikatnie, trzęsącymi dłońmi złapał moją, następnie wsuwając pierścionek na serdeczny palce. Wtedy nie panowałam już nad sobą. Złapałam jego twarz i namiętnie pocałowałam. Chciałam wykrzyczeć całemu światu jaka jestem szczęśliwa, ale nie dałam rady, gdyż Harry pociągnął mnie na ziemię. Wylądowałam na jego klacie, śmiejąc się. Znów złączyłam nasze usta, a chłopak przyciągnął mnie jeszcze mocniej. Serce waliło mi jak młot. Nie wierzyłam, że to się działo naprawdę, do chwili, gdy ugryzł moją wargę.

-Dziadek powiedział mi coś jeszcze. -starł kciukiem moje łzy.
-Co takiego.
-Że życie nie zawsze jest idealne, ale warto walczyć do końca. Ja walczyłem. Mam Ciebie. Mam osobę, którą kocham ponad własne życie.
-Nie, Harry. Mamy siebie...






Z góry chcę przeprosić za zwłokę, ale nie miałam kompletnie głowy do napisanie tego rozdziału ;c 
Jest jaki jest.. Wam może się spodoba, ale mi nie za bardzo ;c
Czuję, że spieprzyłam całe opowiadanie ;c
Liczę na waszą opinię :)
Chyba wiecie co oznacza zakończenie tego rozdziału? 
Wrócę jak najszybciej  :*
Kocham Was <3

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 44#

Weekend mijał o wiele szybciej niż sobie wyobrażałam. Jest niedziela, wieczór. Siedzę w domu, wtulona w ramię Mikea, oglądając jakiś tandetny film. Między nami jest już wszystko ułożone. Nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Siedzę tutaj, obok niego z jedną myślą. Muszę powiedzieć mu prawdę. Prędzej, czy później i tak się dowie. Albo ode mnie, albo od wściekłej Alex. Od piątku ani razu do mnie nie dzwoniła, nie pisała. Bałam się, że może już wie. Że Harry się wygadał, ale to by znaczyło, że Mike też wie.
Spojrzałam na niego dyskretnie i nic. Nic nie wyczytałam z jego twarzy. Gdyby wiedział... Na pewno już dawno próbowałby przemówić mi do rozsądku. Już sama zamotałam się w tych myślach. Postanowiłam zaryzykować...

-Mike?
-Tak?
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też, kotku.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, następnie składając krótki pocałunek na moim czole. Ja mówiłam to po przyjacielsku, a on z serca. Kochał mnie jakbym była najważniejsza osobą w jego życiu...

-Muszę Ci coś powiedzieć. Jeżeli naprawdę mnie kochasz to pozwól mi wytłumaczyć do końca, a dopiero wtedy się wściekaj, ok?

Nic nie powiedział, tylko patrzył ze skupieniem. Czułam jak w środku cała się trzęsę. Wciągnęłam głęboko powietrze, siadając twarzą do niego. Nie miałam pojęcia jak zacząć. Myśli krążyły po mojej głowie. Najwięcej było tych, jaka będzie jego reakcja. Jeżeli nie powiem to się nie przekonam...

-Od jakiegoś czasu... Okłamuję Ciebie i Alex. Nie chcę tego, więc nadszedł czas żeby powiedzieć wam prawdę. Spotykam się z Lukiem. To znaczy spotykałam bo wyjechał. Jako koledzy. Nic więcej.

Niepewnie spojrzałam na twarz Mikea. Wydawał się spokojny, ale wiedziałam, że to tylko maska. Jego brwi mówiły o wszystkim. Były ściągnięte. Pokazywały, że walczy ze sobą od środka. Postanowiłam kontynuować.

-Spotkałam go w dzień, gdy wyprowadziłam się od Harryego. Był inny niż zawsze. Przeprosił mnie za swojej wcześniejsze zachowanie. Mówił, że chce się zmienić. Wiem, że to głupie, ale postanowiłam dać mu szanse. Wykorzystał ją. Zaraz zaczniesz swój monolog o tym jaka jestem nienormalna, że powinnam się leczyć, ale on naprawdę się zmienił. Jakby nie był sobą. Był miły, zabawny. Polubiłam go. Zaczęliśmy spotykać się co raz częściej. Chodziliśmy na imprezy, ale musiał wyjechać. Dostał ofertę kursów fotograficznych w Nowym Jorku. Zaczął zmieniać swoje życie właśnie od tamtego momentu... gdy się spotkaliśmy jako wrogowie, a pożegnaliśmy jako przyjaciele. To nienormalne, ale taka jest prawda. Przekonałam się na własnej skórze, że człowiek może się zmienić. Okłamywałam was oboje i bardzo za to przepraszam. Chciałam zmienić coś w swoim życiu...

Moje serce waliło tak mocno, że czułam je aż w gardle. Mike siedział cicho, wpatrując się w swoje dłonie. Po jego minie widziałam, że zastanawia się co powiedzieć. Z jednej strony był wściekły, a z drugiej... Właśnie nie wiem. Coś dziwnego...
Po chwili ciszy, wciągnął głęboko powietrze i zaczął mówić. Byłam przygotowana na najgorsze.

-Wiem o tym, ale próbowałem wmówić sobie, że to nieprawda.
-Rozumiem twoją wściekłość, ale... Zaraz, co?
-Wiem o tym, że spotykałaś się z Lukiem.
-Skąd? -byłam zdezorientowana.
-Widziałem was razem kilka tygodni temu. Wtedy myślałem, że tylko mi się zdawało. W piątek zadzwonił do mnie Harry. Spotkaliśmy się, a on zapytał, czy wiem o tym, że jesteś z Lukiem. Widział was razem w klubie... W Londynie.
-Nie jestem z nim! To tylko kolega. Harry... Chciał się z tobą spotkać? Czemu z tobą?
-Bo myślał, że o tym wiem. Nie wiedział co Ci się stało. Nie był pewny tego co zobaczył.
-Nic nie zobaczył. Tylko tańczyliśmy. To była nasza ostatnia impreza. Dlatego Alex w ogóle do mnie nie dzwoniła? Powiedział jej.
-Nie. Nie chcieliśmy jej denerwować przed zabiegiem. Postanowiliśmy, że jeżeli będziesz chciała to sama jej powiesz.
-To czemu się nie odzywa?
-Niall wrócił. Spędza czas z nim.
-Boże... Mike jesteś na mnie zły, widzę to. Naprawdę Cię przepraszam.
-To twoje życie. Możesz w nim robić co tylko chcesz.
-Nie chciałam Cię okłamywać. Tak wyszło i żałuję tego. Jesteś moim przyjacielem, kocham Cię i proszę zaufaj mi. Luke naprawdę jest teraz inny.
-Ufam Ci. Gdybym nie ufał, gdybym był na Ciebie wściekły... Nie byłoby mnie tutaj. Nie przytulałbym Cię i mówił, że Cię kocham.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie spodziewałam się tego. Był taki spokojny...
Zrobiło mi się tak strasznie smutno. Nie chciałam go okłamywać. Nie chciałam okłamywać Alex. Tak wyszło i żałuję. Emocje wzięły nade mną górę. Przysunęłam się jak najbliżej tylko mogłam i wtuliłam w chłopaka. Ten odwzajemnił czyn i lekko pocałował moją głowę. Pokochałam go jeszcze bardziej. Pokochałam za to, że mnie nie zostawił. Mógł wyzwać mnie od najgorszych, ale tego nie zrobił.

-Mike... Wiedziałeś od dawna. Czemu nic mi nie powiedziałeś? Czemu nie chciałeś mnie powstrzymać?
-Bo jesteś dorosła. Jesteś mądrą dziewczyną. Musiałaś mieć powód, żeby się z nim zadawać. Wiem, że zawsze podejmujesz dobre decyzje.
-Okłamywanie przyjaciół to nie jest dobra decyzja.
-Chciałaś mu pomóc?
-Chciałam się przekonać, czy naprawdę tego dokona.
-Zostałaś z nim. Właśnie  ten sposób mu pomogłaś. Nienawidziliście się, a teraz kolegujecie. Pomogłaś zmienić mu życie.
-Dobra pomogłam... Teraz muszę wytłumaczyć to Alex, a ona nie będzie taka wyrozumiała jak ty.
-Damy radę. Pomogę Ci.
-Dziękuję.
-Ej, ale mam nadzieję, że nie lubisz go teraz bardziej ode mnie.
-Jego lubię. Ciebie kocham.

Mike uśmiechnął się szeroko, a ja to odwzajemniłam. Był kurde taki kochany. Jednak jedno mnie trochę przerażało. Harry jest w Watford. Na razie nie przychodzi, ale czuję, że to nie potrwa długo.


~~~~~~~~~~~~


Było kilka minut przed dziesiątą, gdy wyszłam gotowa z łazienki. Jest poniedziałek, rano, a o jedenastej, Alex ma zabieg. Obiecałam jej, że będę i dotrzymam obietnicy.


Gdy weszłam do kuchni, od razu się uśmiechnęłam. Mike siedział przy blacie z wielkim talerzem kanapek. Podeszłam do chłopaka całując go w policzek. Został na noc. Nie musiał, a został. Tak jak zawsze spałam w niego wtulona. Kocham, gdy jego silne ramiona oplatają moje drobne ciało. Czuję się taka bezpieczna.

-Nie rozumiem jak można siedzieć w łazience pół godziny.
-Musiałam umyć włosy. -usiadłam na przeciwko niego.
-Przez Ciebie musimy pospieszyć się ze śniadaniem.
-Jeszcze nie ma dziesiątej. Zdążymy.
-Dobra, dobra. Jedz już.

Uśmiechnął się lekko, a na jego policzkach ukazały się dołeczki. Wyglądał tak słodko...
Gdy zjedliśmy było sześć minut po dziesiątej. Mike skoczył jeszcze szybko do łazienki, a ja ubrałam buty i kurtkę. Nie musiałam długo na niego czekać. Po chwili byliśmy już w jego samochodzie. Teraz nie bałam się z nim jeździć. Nareszcie miał prawo jazdy. Zrobił je pod koniec kwietnia. Zapewne mama nie dawała mu spokoju.

~~~~~~

-Ruszać te dupy, no! -krzyknęłam.

Byliśmy w połowie drogi do Londynu i od dwudziestu minut staliśmy w korku. Byłam pewna, że się spóźnimy. Nerwy powoli zaczęły mi puszczać.  Zamknęłam oczy, powoli wciągając powietrze. Czułam jak paznokcie wbijają mi się w skórę, gdy zacisnęłam pięści.

-Rose, spokojnie. -Mike złapał mnie za dłoń.
-Spóźnimy się.
-Mamy jeszcze czas. Widzę, że z przodu robi się luźno. Zaraz znów ruszymy.

Nic nie odpowiedziałam tylko zaplotłam razem nasze palce. Chłopak uśmiechnął się lekko, a ja się rozluźniłam.
Chciałam być przy Alex zanim wejdzie na salę. Chciałam powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale chyba nie zdążę. Te jebane korki!
 Na miejscu byliśmy o jedenastej dwanaście. Okazało się, że zatory na drodze były spowodowane wypadkiem. Tir prawie zderzył się z osobówką i jego przyczepa się przewróciła. W głowie miałam obraz z wypadku rodziców. Znów czułam ten ból do czasu, gdy Mike to zauważył i mocniej ścisnął mi dłoń, dając znak, że jest przy mnie.
Weszliśmy do kliniki od razu udając się do informacji. Za wysokim biurkiem siedziała dosyć młoda kobieta. Na moje miała z trzydzieści lat. Blondynka ubrana w różowy, szpitalny fartuch. Oparłam się o blat, lekko uśmiechając. Kobieta oderwała się od swoich zajęć i skierowała całą uwagę na mnie.

-W czym mogę pomóc?
-Hmm. Moja przyjaciółka Alexandra Marel ma dziś zabieg usuwania kamieni z nerek. Obiecałam jej, że będę przy niej po wszystkim.
-Ah tak. Już weszła na salę.
-Czym mogę tam iść i poczekać?
-Oczywiście. Jej mama też tam jest. W ten korytarz, a potem w lewo.
-Dziękuje bardzo.

Uśmiechnęłam się dziękczynnie i ruszyliśmy w wyznaczonym kierunku. Czułam się źle z myślą, że nie było mnie przy Alex, kiedy wchodziła na salę. Poczułam się jeszcze gorzej, gdy byliśmy już koło sali. Na krześle centralnie koło drzwi siedziała jej mama. Przygarbiona ze wzrokiem utkwionym w ścianie na przeciwko. Natomiast kawałek dalej Liam, Niall i... Harry. To na ich widok zrobiło mi się jeszcze gorzej. W pierwszym momencie nie zauważyli nas, gdyż byli zajęci rozmową. Trochę mnie to ucieszyło. Nie musiałam łapać z nimi kontaktu wzrokowego. Nawet nie wiem jakby teraz na mnie zareagowali...
Podeszłam do pani Marel i lekko się uśmiechnęłam. Kobieta odwzajemniła czyn, prostując się.

-Dzień dobry.
-Cześć Rose. Jednak przyjechałaś.
-Tak. Miałam być wcześniej, ale były straszne korki. Mam nadzieję, że Alex nie będzie miała mi tego za złe.
-Na pewno nie. Wasi koledzy byli przy niej.

Moje serce zabiło szybciej. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam w stronę chłopaków. Cała trójka patrzyła na mnie. Poczułam się strasznie niekomfortowo. Oni chyba wręcz przeciwnie. Niall posłał mi szczery uśmiech, a po chwili dołączył do niego Liam. Odwzajemniłam czyn i przeniosłam wzrok na Harryego. Wpatrywał się we mnie z takim żalem. Serce zabolało mnie jakby ktoś zacisnął na nim pięść. Odwróciłam się, nie mogąc więcej znieść tego uczucia. Mike chwycił mnie w pasie i pociągnął w dół bym usiadła. Przysunęłam się jak najbliżej by czuć jego ciepło. Uspokajało mnie...

Minęło może piętnaście minut od naszego przybycia. Cały czas trwała cisza. Jedyne dwa razy przeszła korytarzem pielęgniarka. Trzymałam dłoń Mikea i bawiłam się jego palcami. Brunet uśmiechnął się lekko, następnie patrząc na coś nad moim ramieniem. Nie na coś, ale na kogoś. Wyczuwałam, że łapał kontakt wzrokowy z Harrym. W tamtej chwili zrobiło mi się jakoś słabo. Za bardzo się tym wszystkim stresowałam.

-Muszę do toalety. -wyszeptałam.
-Coś się stało?
-Kobiece sprawy.
-Sądząc po wskazówkach łazienka jest tam.

 Podążyłam za wzrokiem Mikea. Rzeczywiście na ścianie wisiał znak z napisem "WC" i strzałką w prawą stronę. Niestety żeby tam dotrzeć musiałam przejść koło chłopaków. Wciagnęłam głęboko powietrze, chwilę się zastanawiając. Przecież raczej Harry nie zaczepi mnie przy wszystkich...
Rzuciłam ciche "dzięki" Mikeowi i ruszyłam w kierunku toalet. Cały czas wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie. Nie chciałam napotkać ich wzroku. Gdy przeszłam bez żadnych zachamowiań, ulżyło mi. Weszłam do pomiszczenia, wyłożonego białymi płytkami. Szczerze to nie wiedziałam co robić. Chciałam chwilę odpocząć od tej sztywnej atmosfery. Oparłam się o blat umywalki i spuściłam głowę. Obraz Harryego przed moimi oczami cały czas dawał o sobie znać. Moje serce na samą myśl zaczynało szybciej bić. Zamknęłam oczy próbując to zatrzymać, ale nic. Te kręcone włosy, umięśnione ramiona, wzrok przepełniony żalem...
Pokręciłam głową, mocniej zaciskając powieki. Czemu cały czas o nim myślę? Jest mi już obojętny. Jest zwykłym chłopakiem, z którym jedynie mogę się kolegować. Jest... Cały czas w moim sercu.
W łazience było słychać jedynie chodzący wentylator. Czułam się jakoś dziwnie. Jakbym nie była tam sama. Gdy otworzyłam oczy i spojrzałam w lustro byłam tego pewna. Stał za mną. Wyższy o ponad głowę. Ze wzrokiem utkwionym w moim odbiciu. Moje tętno znów przyspieszyło. Odwróciłam się, wstrzymując na chwilę oddech.

-To damska toaleta -powiedziałam po chwili.
-Wiem.
-To czemu tutaj jesteś?
-Bo chcę porozmawiać. Obiecuję, że teraz będę opanowany.
-Nie jestem z Lukiem jeżeli o to chodzi.
-Bardzo mnie to cieszy, ale chcę wiedzieć czemu.
-Co, czemu?
-Czemu zaczęłaś się z nim zadawać? Czemu nie dałaś mi tego wszystkiego wytłumaczyć? Czemu tak po prostu odeszłaś?
-Miałam swoje powody. -oparłam się plecami o umywalkę.
-Rose... Naprawdę teraz taka jesteś? Jakbyś kompletnie miała mnie w dupie? Już nic dla Ciebie nie znaczę? Nie jestem nawet znajomym?

Te jego cholerne oczy doprowadzały mnie do szaleństwa. Takie zielone i duże. Przepełnione wszystkimi uczuciami.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Przecież... Cały czas coś dla mnie znaczył. Czułam to w sercu, ale nie chciałam się poddać. Nie chciałam powtarzać tego wszystkiego, dlatego milczałam.
Zauważyłam jak jego klatka piersiowa podnosi się z każdym głębokim oddechem. Przestrzeń, która nas dzieliła po chwili zniknęła. Harry stał centralnie przede mną. Nasze ciała otarły się o siebie. Znów wstrzymałam oddech.

-Rose, kocham Cię. Nie ma dnia kiedy nie myślałbym o Tobie. Gdy postanowiłaś ode mnie odejść... Cały czas zastanawiałem się co zrobiłem źle. Co mogłem zrobić byś wróciła. Cały czas jesteś tutaj.

Brunet położył rękę na swoim sercu, a ja poczułam jak łzy zbierają się w moich oczach. Nie mogłam płakać. Nie mogłam pokazać mu jaka jestem słaba.

-Pamiętam, że kiedyś powiedziałaś "Jesteś dla mnie jak powietrze, umrę bez niego". Teraz ja czuję to do Ciebie. Umieram, ale jeżeli naprawdę już nic dla Ciebie nie znaczę. Jeżeli ani razu przez ten czas o mnie nie pomyślałaś. Jeżeli nie ma dla mnie miejsca w twoim życiu.... Odejdę. Zostawię Cię w spokoju. Postaram się, żebyś ani razu już mnie nie zobaczyła. Tylko mi to powiedz. Powiedz, że nie ma mnie już w twoim sercu. Że nie chcesz mnie znać...

Te słowa wywołały we mnie falę bólu. Nie chciałam aż tak bardzo go zranić. Nie wiedziałam, że aż tak go to poruszy.
Czułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Serce waliło mi jak młot. Nie mogłam się odezwać. Nie chciałam się odezwać. Cały czas coś do niego czułam, ale próbowałam to ukryć. Robiłam to wszystko dla niego. Żeby mógł ułożyć sobie normalne życie z kimś innym, ale on chyba nie chce kogoś innego. A ja... wciąż go kocham.
W głowie miałam pełno myśli. Jedną z nich był ktoś inny niż Harry... Mike. Mój najlepszy przyjaciel. Chłopak, który od zawsze był przy mnie i którego... Też kocham. To uczucie też tłumiłam. Wmawiałam sobie, że to tylko przyjaźń. Jednak... Jest dla mnie kimś ważnym. Bez niego nie wyobrażam sobie życia. Czemu dotarło to do mnie dopiero teraz?
Uniosłam wzrok, natrafiając na zielone oczy Stylesa. Jego twarz wyrażało tylko jedno... Wyczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. Chciałam dać mu tę odpowiedź...

-Kocham Cię -wyszeptałam.

Widziałam jak naprężone mięśnie jego twarzy powoli zaczynają się rozluźniać, a usta wyginać w lekkim uśmiechu. Było o wiele lepiej widzieć go w takim nastroju.
Poczułam jak kładzie dłonie na moich biodrach i zniża głowę. Chciał coś powiedzieć, lecz byłam pierwsza.

-Ale... Kocham też kogoś innego.
-Lukea. -momentalnie posmutniał.
-Mikea. Sama jestem zdziwiona, ale to prawda.
-Czyli, że teraz on jest w twoim sercu?
-Jesteście w nim obydwaj. Posłuchaj... Nie odeszłam z tego powodu, że zataiłeś przede mną wieść o wyjeździe. Odeszłam, gdyż czułam, że psuję twoje życie. Sprzeczki z chłopakami były przeze mnie. To było najgorsze...
-Nie psułaś go, tylko naprawiałaś. Dzięki tobie czułem się o wiele lepiej. Wiedząc, że jesteś obok. Wiedząc, że w każdej chwili mogę Ci pomóc i Cie pocieszyć.
-Jak długo będziecie w Watford?
-Przyjechaliśmy tylko na tydzień. Z powodu zabiegu Alex. Wracamy w trasę w czwartek.
-Wrócicie dopiero w lipcu.
-Tak... Przepraszam, że nie mogę być przy tobie. Cały czas mam Cię w głowie. Codziennie tęsknię jeszcze bardziej, ale jeżeli nie chcesz na mnie czekać i jeżeli chcesz prowadzić inne życie z kimś normalnym to zrozumiem. Mike to świetny chłopak...
-Nie. Chcę Ciebie rozumiesz? Musimy wszystko wyjaśnić. Gdy będzie już normalnie... Poczekam.
-Naprawdę?
-Tak. Chcę być z Tobą. Cały czas Cię kocham.

Brunet uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach zagościły łzy. W tamtej chwili chciałam go pocałować, ale był szybszy. Złapał moje uda i posadził mnie na blacie, łącząc nasze usta. Tak chociaż nie musiał się schylać. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, czując jak wszystkie wspomnienia wracają. Te dobre i te złe. Kochałam go i to było pewne, ale uczucia do Mikea też dawały o sobie znać. Musiałam wybrać, która droga w moim życiu będzie lepsza...

Przez kolejne dwie minuty patrzyliśmy sobie w oczy. Tak jak kiedyś, uśmiechając się lekko. Jednak Harry wyczuł, że coś jest nie tak. Odsunął się i złapał delikatnie moją dłoń.

-Nie jesteś pewna tego wyboru.
-Ja... Przez ten czas, gdy Cię nie było, trochę się pozmieniało.
-Na przykład twoje relacje z Lukiem? Chcę wiedzieć co się między wami działo.
-Nie teraz. Posłuchaj...Ciebie nie było przez ponad miesiąc. Teraz znów wyjedziesz, a ja zostanę sama.
-Wiem. Nie chcę, ale muszę. Jeżeli nie jesteś pewna, zrozumiem.
-Po prosu... Może zaczniemy wszystko po twoim powrocie. Na jak długo będziecie mięli wolne?
-Po tej trasie mamy rok wolnego. Jedynie pojedyncze koncerty.
-Więc?
-Dobrze. Ale obiecaj mi coś.
-Co takiego?
-Jeżeli przez ten czas, kiedy mnie nie będzie... Mike i Ty zbliżycie się jeszcze bardziej bo wiem, że jest to możliwe... Pokochasz go mocniej i będzie w twoim sercu to mi to powiedz. Zrozumiem, znacie się od dziecka.
-Obiecuję.
-Czyli jesteśmy razem, czy nie?
-Jesteśmy, ale nie aż tak bardzo. Nie chcę spędzić kilku dni na płakaniu, gdy wyjedziesz.

Uśmiechnęłam się lekko, a chłopak to odwzajemnił. Znów złączyliśmy nasze usta, ale na krótko. Byłam szczęśliwa, ale zarazem smutna. Obydwoje znaczyli dla mnie bardzo wiele, a mój umysł już tego nie wytrzymywał...

Gdy wyszliśmy z pomieszczenia, na krzesłach już nikogo nie było. Spojrzałam zdezorientowana na Harryego, a on na mnie. Przeszliśmy cały korytarz, aż natrafiliśmy na otwarte drzwi. W pokoju byli nasi zaginieni. Weszliśmy do środka. Czułam na sobie ich wzrok. Niall i Liam stanęli do nas bokiem, ukazując łóżko. Leżała na nim nieprzytomna blondynka. Szybko podeszłam do łóżka, patrząc na jej mamę.

-Wszystko jest w porządku. Narkoza jeszcze działa.
-Udało się?
-Tak. Poszło zgodnie z planem.

Te słowa należały do Nialla. Odwróciłam się, po chwili mocno go przytulając. Tak wiele dla niej zrobił. Zrobili wszyscy. Złożyli się na ten zabieg. Można powiedzieć, że uratowali Alex życie.
Odsunęłam się od blondyna, następnie przytulając Liama. Brakowało mi tego.

-Miło was znów widzieć i móc przytulić.
-Wszystko, ok? -Liam złapał lekko moją dłoń.
-Jak najbardziej.

Uśmiechnęłam się, ale po chwili zdała z czegoś sprawę. Nie było z nami Mikea. Zmarszczyłam brwi, patrząc zdezorientowana na chłopaków.

-Poszedł na dwór. Mówił, że nie za dobrze się czuje.
-Hm. Pójdę do niego.

Uśmiechnęłam się lekko do każdego i wyszłam. Byłam ciekawa czemu wyszedł, ale chyba znałam odpowiedź. Rozejrzałam się dookoła, stojąc przed kliniką. Zauważyłam go... Stał oparty o samochód. Wciągnęłam głęboko powietrze, podeszłam i stanęłam kilka centymetrów od niego, tak, że nasze klatki się stykały. Jego twarz wyrażała wszystko. Nie był szczęśliwy, ani smutny. Jakby wszystkie emocje z niego uciekły.

-Mike? -złączyłam nasze dłonie.
-Jesteście znów razem?

W głosie dało się wyczuć żal. Poczułam jak moje serce, kolejny już raz, boli. Nie mogłam znieść jego smutku.

-Można tak powiedzieć.
-Fajnie. -uśmiechnął się kpiąco.
-O co chodzi?
-Podsłuchałem was trochę. Mówiłaś, że mnie kochasz, ale i tak jesteś z nim.
-Bo to prawda. Kocham Cię, ale jego też.
-To ja byłem przy tobie od dziecka. To ja byłem przy tobie, kiedy tylko chciałaś. On wyjeżdża, a ty znów będziesz cierpiała.
-Gdy będziesz obok, nie będę.
-I tylko wtedy mam być? Gdy jego nie ma, a ciebie musi ktoś podtrzymywać na duchu? Zawszę będę bo wiem, że jestem twoim przyjacielem, a ty jesteś szczęśliwa z nim. Wtedy ja jestem szczęśliwy.
-Harry... Powiedział mi, że jeżeli ta rozłąka wpłynie na moje stosunki z nim, to nie ma nic przeciwko jeśli wybiorę Ciebie.
-Wow. Tego się nie spodziewałem.
-Śmieszne prawda? On mówi, że zrozumie i będę mogła być z tobą żebym tylko była szczęśliwa. Ty, że jesteś szczęśliwy, gdy ja jestem z nim. Teraz postaw się na moim miejscu.
-Trochę zagmatwane. -zaśmiał się cicho.
-Nie potrafię wybrać. Kocham Was obu.
-Ale musisz.
-Wiem, ale mam czas, prawda? Dacie mi ten czas?
-Ja zawsze. Chociaż musiałbym czekać lata.

Spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam to uczucie. Naprawdę go kochałam, ale to samo czułam do Harryego. Naprawdę miałam mętlik w głowie. Musiałam dać sobie z tym radę.
Złapałam dłońmi jego policzki. Były takie gorące. Jeszcze raz spojrzałam w piękne, duże oczy i złączyłam nasze usta. Wiedziałam, że to nie będzie łatwy wybór...



Ok rozdział 44 jest :) Podoba się? Mi nie ;c 
Już tak namieszałam, że sama nie mogę dojść do ładu xd
Tak więc liczę na szczerą opinię :D Powoli zbliżamy się do końca :c
WIELKA PROŚBA---> NIech każdy kto przeczyta, skomentuje, ok? Chcę zobaczyć ilę tak naprawdę wad tu jest <3
Do następnego :)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 43#

Po tym wszystkim nie wiedziałam co powiedzieć. Jedynie patrzyłam się na swoje bose stopy. Luke robił to samo. Ta niezręczna cisza była najgorszą w moim życiu. To co przed chwilą zrobiłam... Dobra to w klubie było po pijaku i nic nie pamiętam, ale teraz byłam świadoma. Pocałowałam go z własnej woli. Po przyjacielsku. Nic do niego nie czuję. Tylko przyjaźń...

-Może śniadanie? -przerwałam ciszę.
-Chętnie.

Chłopak posłał mi lekki uśmiech. Chwyciłam z krzesła spodnie, które po chwili znalazły się na moim tyłku. Czułam się trochę niekomfortowo z myślą, że Luke mnie wczoraj rozebrał. Ok, robił to bo niby się o mnie troszczył, ale i tak czuję się jakoś źle.. Wcześniej prawie nagą widywał mnie tylko Harry... Muszę przestać o nim myśleć...

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, gdy byliśmy już w kuchni to sprawdzenie lodówki. Nie była ani za pełna, ani za pusta jednak nie wiedziałam co zrobić do jedzenia. Odwróciłam się, umieszczając swój wzrok na Lukeu. Chłopak siedział na blacie, bawiąc się palcami. Uśmiechnęłam się na ten widok, ale po chwili skarciłam w myślach.

-Co przeważnie jesz ma śniadanie?
-Kanapki, płatki. Zależy co chce mi się robić. -zaśmiał się.
-Tosty mogą być?
-Idealnie.

Uśmiechnęłam się do blondyna, następnie wyciągając wszystkie potrzebne składniki. Po dziesięciu minutach siedzieliśmy przy stole, jedząc tosty i pijąc colę. Cały czas trwała ta cholerna cisza. Miałam jej kompletnie dosyć. Przecież nic takiego się nie stało...

-Jesteś na mnie zły, prawda?
-Czemu niby? -zmarszczył brwi.
-No bo w ogóle się nie odzywasz. Przepraszam Cię jeszcze raz. Po prostu...

Nie dokończyłam bo chłopak przerwał mi śmiechem. Spojrzałam trochę zdezorientowana. To, że go przepraszałam było śmieszne?

-Co było w tym takiego śmiesznego?
-Nie nic... Po prostu ty uważasz, że ja jestem na Ciebie zły, a ja, że ty na mnie.
-Mam być na Ciebie zła? O co?
-O to w studio. O to, że zostałem na noc chociaż nie powinienem...
-Nie jestem zła. Zapomnijmy o tym, ok?
-Jasne. A co do ciszy.. Nie jestem przyzwyczajony rozmawiać od rana.
-Jak to?
-No wiesz... Mieszkam sam. Ja i cztery ściany.
-No tak.
-Teraz masz tak samo. Chyba, że gadasz sama ze sobą. -zaśmiał się.
-Nie. Przeważnie Alex przychodzi i jemy razem...

W tamtej chwili doznałam szoku. Przecież Alex może przyjść w każdej chwili! Spojrzałam wielkimi oczami na chłopaka, a ten chyba zrozumiał o co chodzi. Szybko zjadł ostatni kawałek tosta, a talerz zaniósł do zlewu.

-Chyba powinienem już iść.
-Tak... Byłoby trochę źle, gdyby Alex teraz tutaj weszła.
-Trochę? Zabiłaby mnie, a na Ciebie by się tak wkurzyła...
-Lepiej już idź.

Zaśmiałam się i szybko podeszłam do drzwi. Blondyn zrobił to samo, a potem spojrzał na mnie. Pokręciłam rozbawiona głową i przytuliłam go na pożegnanie. Był kurwa tak cholernie ciepły. I te jego mięśnie... Kolejny raz skarciłam się w myślach. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a ja wyjrzałam przez okienko. Nie zauważyłam nigdzie Alex, więc było dobrze. Otworzyłam drzwi, a blondyn posłał mi lekki uśmiech.

-Do zobaczenia? -spoważniał.
-No jasne.

Uśmiechnęłam się szeroko, odprowadzając go wzrokiem, aż do samochodu. Kiwną mi ręką na pożegnanie i odjechał. Zaśmiałam się pod nosem, zamknęłam drzwi i rzuciłam się na kanapę. Nawet nie chciałam sobie wyobrazić co zrobiłaby Alex. Na pewno byłaby wkurzona i to bardzo. Całe szczęście, że jednak nie przyszła. Gdy spojrzałam na zegarek, wiedziałam czemu. Było dopiero dwadzieścia minut po siódmej...

~~~~~~~~~

Od tamtego poranka minęło kilka tygodni. Alex nie dowiedziała się o Lukeu. Nadal się z nią przyjaźnie, tak samo jak z Mikiem i Lukiem. Wszystko jak na razie było idealnie. Jeszcze bardziej zaprzyjaźniłam się z blondynem. Chodziliśmy razem na imprezy praktycznie co tydzień, ale teraz zwracałam uwagę na to ile piję. Niestety co idealne szybko się kończy. Blondyn jutro wylatuje do Stanów. Alex ma za trzy dni zabieg. Mike zerwał ze swoją dziewczyną. Trochę się spieprzyło...
 Usiadłam na łóżku, wkładając do torby swoją kosmetyczkę. Za niecałą godzinę jadę do Londynu. Jedziemy... Luke i ja. Chcemy zabalować, a tam szykuje się niezła impreza. Poza tym chłopak ma jutro stamtąd samolot. Z tego co wiem wynajął nam pokój na jedną noc. Najciekawsze jest to jak ja wrócę... Jeżeli on poleci, zostanę sama.
Z rozmyślania wybudził mnie dzwonek do drzwi. Uśmiechnęłam się i szybko zbiegłam do salonu. Po chwili stałam już w ramionach Lukea. Ubrany był jak zawsze. Ciemne spodnie, biała koszulka, czarna kurtka i czarne vansy.

-To jak? Gotowa?
-Można tak powiedzieć.
-Na pewno chcesz jechać?
-Mam przegapić ostatnią imprezę z tobą? Nigdy.

 Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Czułam jak Luke idzie za mną. Jak zawsze emanowało od niego ciepło. Uśmiechnęłam się pod nosem na tą myśl i zaczęłam zapinać torbę. W pewnym momencie zacięła się, ale chłopak mi pomógł. Wziął torbę i zaniósł ja do salonu. Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Nie było aż tak źle. Gdy zeszłam na dół Luke siedział w kuchni popijając sok. Podeszłam do niego, zabrałam mu butelkę i także się napiłam. Chłopak posłał mi szeroki uśmiech lecz go nie odwzajemniłam. Po głowie cały czas chodziła mi myśl.

-Co się stało?
-Do Londynu jedziemy twoim samochodem?
-No tak.
-Tak, ale ty jutro wylatujesz, a ja nie mam prawa jazdy... Czym wrócę?
-O to się nie bój. Wszystko mam załatwione.
-Ale co?
-Taksówkę. Jest opłacona. Zabierze nas na lotnisko, a potem Ciebie do domu. Przecież bym Cię tam nie zostawił.
-Mam taką nadzieję.

Zaśmiałam się i oddałam mu butelkę. Jeszcze raz rozejrzałam się po salonie. Chyba wszystko miałam spakowane. Jechałam tylko na jedną noc, a zachowywałam się jakby to był miesiąc.
Po dwudziestu minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Luke ruszył, a ja chciałam rozluźnić trochę atmosferę.

-O kurde!

Wydarłam się, gdy przejechaliśmy już z dobre sto metrów. Chłopak gwałtownie zatrzymał samochód i spojrzał na mnie zdezorientowany.

-A nie! Dobra! Spakowałam. -zaśmiałam się.
-Jesteś głupia!
-No wiem, ale chyba za to mnie lubisz, nie?

Blondyn pokręcił rozbawiony głową i ruszył dalej. Uśmiechnęłam się szeroko, lekko uderzając go w ramię. No i udało się. Praktycznie przez całą drogę do Londynu śmialiśmy się z różnych rzeczy. Raz z tego jak Luke beknął. Raz jak ja zaczęłam śpiewać. Ogólnie ze wszystkiego.
Oczywiście trzeba było przerwać te wygłupy, gdy chłopak zaparkował przed hotelem. Wysiadłam, rozglądając się po okolicy. Byliśmy praktycznie w centrum Londynu. Całe szczęście, że się dołożyłam na ten hotel. Na pewno dużo kosztował.

-Idziemy się zameldować? -Luke stanął przede mną z torbami.
-Jasne.

Uśmiechnęłam się lekko, wzięłam od niego swoją torbę i poszliśmy do recepcji. Jedyne co mogłam wypowiedzieć będąc w środku  to ciche "wow". Wystrój...mega. Czerwone ściany. Czarne meble. Duża przestrzeń. Miałam wrażenie, że już tu kiedyś byłam.
Po pięciu minutach blondyn miał już w swojej ręce klucz. Posłał mi lekki uśmiech i poprowadził do pokoju. Przyznam, że było tam naprawdę miło. Od razu, gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia, rzuciłam się na duże łóżko. Zamknęłam oczy i głęboko wciągnęłam powietrze. Było tutaj tak inaczej. Inaczej niż w domu.
Uśmiechnęłam się, gdy przed oczami zrobiło mi się jeszcze ciemniej. Otworzyłam je i ujrzałam Lukea przygryzającego wargę. Miał lekki zarost i kolczyk w wardze... właśnie to co tak bardzo w nim lubiłam.

-Już idziesz spać?
-Nie, odpoczywam.
-Przez pół godziny siedziałaś w samochodzie. Czym się zmęczyłaś?
-Zdrętwiał mi tyłek.
-Jestem chętny do masowania. -złapał mnie za udo.

Zaśmiałam się, gdy chłopak zaczął mnie łaskotać. Nie mogłam wytrzymać. Wiłam się pod dotykiem jego palców, ale po chwili przestał. Spojrzałam mu w oczy i nadstawiłam lewy pośladek.

-Miałeś masować, a nie łaskotać.

Blondyn pokręcił rozbawiony głową i zaczął jeździć dłonią po moim pośladku. Po chwili nastawiłam drugi, na co jeszcze bardziej się zaśmiał. W ogóle nie czułam się źle. Nie czułam się zawstydzona, czy coś w tym stylu. Naprawdę się z nim zaprzyjaźniłam. Można powiedzieć, że tak jak z Mikiem.
Chłopak przestał masować i umieścił swoje dłonie po obu stronach mojej głowy. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego niebieskie oczy. Były takie piękne...

-Będę tęsknić. -wypaliłam.
-Co?
-Będę za tobą tęsknić.
-Naprawdę?
-Tak, a czemu miałabym nie?
-No nie wiem... Ja za tobą w ogóle nie będę tęsknił.
-Żartujesz? To znaczy... Rozumiem.

Spuściłam wzrok czując jak w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Trochę te słowa mnie uraziły. Naprawdę go polubiłam, ale on chyba nie aż tak bardzo mnie.

-Ej! Przecież żartuję głupku! Oczywiście, że będę tęsknił!

Luke szybko złożył pocałunek na moim policzku i przekręcił nas tak, że wylądowałam na jego klacie. Pisnęłam i mocno przytrzymałam się jego ramion. Chłopak jedynie posłała mi szeroki uśmiech i jeszcze bardziej objął w pasie.

-Będę tęsknił i to tak cholernie.
-Dobra nie mówmy o tym bo się popłaczę.
-Będziesz płakała?
-Tak! Jesteś moim przyjacielem!
-A ty moją przyjaciółką. Dobra... zaczynajmy się szykować na imprezkę.

Zaśmieliśmy się i tym razem ja złożyłam pocałunek na jego policzku. Szybko wstałam, położyłam torbę na łóżku i zaczęłam wyciągać z niej ciuchy. Pokazałam je blondynowi, a on jedynie przygryzł wargę. Uznałam to za "idealnie" i poszłam do łazienki się przebrać.
Po chwili jednak wróciłam, gdyż zapomniałam kosmetyczki. Mój wzrok najpierw padł na łóżko, a potem na chłopaka stojącego obok w samych bokserkach. Przygryzłam lekko wargę, udając, że to w ogóle mnie nie rusza. Szybko podeszłam do torby, chwyciłam kosmetyczkę i wróciłam do łazienki. Gdy tylko zamknęłam drzwi, automatycznie się o nie oparłam. Jakoś tak zrobiło mi się gorąco. Przecież niemożliwe, że na jego widok. To tylko mój kolega...

Po piętnastu minutach byłam gotowa. Ubrana, uczesana, pomalowana. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze i wyszłam. Luke siedział na parapecie z telefonem w ręce. Odłożyłam kosmetyczkę i usiadłam na łóżku. Zegar pokazywał godzinę siódmą trzynaście. Czyli, że niedługo będziemy szli na naszą ostatnią imprezę. Nie chcę tego. Nie chcę tej ostatniej. Nie chcę żeby wyjechał...
Była równo ósma wieczorem, gdy opuszczaliśmy pokój. Luke zamknął go, a klucz schował do kieszeni spodni. Gdy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz, zimne powietrze otuliło moją twarz. Chłopak przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się na ten czyn i złapałam go w pasie.

-Daleko jest ten klub?
-Klika przecznic.
-Obiecuję, że dziś się nie upiję. -zaśmiałam się.
-Nie upiłaś się od naszej pierwszej imprezy. To znaczy... Nie aż tak bardzo.

 Luke także zaczął się śmiać. Walnęłam go lekko w brzuch i przytuliłam jeszcze bardziej.

-Jesteś gorąca!
-Jest mi zimno!
-Zaraz będziemy na miejscu.
-To dobrze.
-Rose... Mam do ciebie takie pytanie.
-No mów.
-Co powiedziałaś Alex? Nie zdziwiła się, że wyjeżdżasz do Londynu?
-Zdziwiła się. Powiedziałam, że jadę do cioci. Nie lubię jej okłamywać, ale inaczej się nie dało.
-Zostawiłaś najlepszą przyjaciółkę dla mnie.
-Ty też jesteś moim przyjacielem i mam zamiar jej to powiedzieć.
-Że co? -zatrzymał się.
-Spokojnie. Jak będziesz w Nowym Jorku to chyba nic Ci nie zrobi.
-Alex jest zdolna do wszystkiego.
-Oj to prawda.

 Po chwili Luke znów się zatrzymał. Staliśmy pod budynkiem, z którego dudniła muzyka. Uśmiechnęłam się. Chłopak to odwzajemnił i wprowadził do środka. W tę noc przeważały neony. Ściany były pochlapane świecącą farbą. Połowa osób także. Zauważyłam, że na stoliku stoją puszki z różnokolorowymi substancjami. Pociągnęłam Lukea w ich stronę, następnie malując różowe kreski na jego policzkach. Dodały mu większego uroku. Zaśmiałam się, gdy chłopak zrobił mi to samo. Tak właśnie zaczęła się nasza ostatnia impreza. Udaliśmy się na środek parkietu, po chwili zaczynając tańczyć. Nie mogłam się napatrzeć na jego twarz. Wyglądał tak słodko w różowym...
Minęło może pół godziny, gdy po raz pierwszy podeszliśmy do baru. Luke zamówił dwa drinki, uśmiechnął się do mnie, a po chwili wznosiliśmy toast. Szczerze nie wiem za co, ale był.
Zaczęło się rozkręcać...

Minęły trzy godziny, a my tańczyliśmy tak jak to już jest po kilku drinkach. Moje ręce na jego szyi. Jego ręce na moich biodrach. Ocierając się o siebie. Było tak ... fajnie. Nie wiem jak to nazwać. Luke zakręcił mną kilka razy, na co się zaśmiałam i położyłam dłonie na jego klacie. W tym samym momencie poczułam jak jakaś inna dłoń ściska moje ramię i obraca w drugą stronę.

-Rose?!

Na te słowa myślałam, że serce mi stanie. Jak? Skąd on się tu wziął? Stał cały czas trzymając mnie za ramię. Przyznam, że trochę to bolało. Wyrwałam się i cofnęłam o krok. Nie wierzyłam własnym oczom, ale to był on. Stał przede mną. Wpatrywał się we mnie, a później w Lukea. Harry...

-Co ty tutaj robisz?! I to w dodatku z nim! -próbował przekrzyczeć muzykę.
-A co Cię to obchodzi?

 Jedyna rzecz jaką mogłam mu teraz powiedzieć. Taka prawda. Co on miał do tego? To moje życie.

-No obchodzi mnie! Rose musimy pogadać!
-Nie mamy o czym!

Krzyknęłam i ruszyłam w stronę tylnych drzwi. Nigdy bym się nie spodziewała go tutaj. W klubie. Przecież ma trasę. Co on robi w Londynie?! I to akurat tutaj?! Wybiegłam na zewnątrz. Wszędzie było ciemno. Jedynie lampa uliczna dawała trochę swojego światła w zaułek. Czułam się jakby eksplodowała we mnie bomba. Czemu akurat dzisiaj? Czemu musiał mnie spotkać? Czemu przyszedł do tego samego klubu? Oparłam się o ścianę głęboko oddychając. Tak długo dałam radę go unikać. Myślałam, że sobie daruje, ale jednak nie. Usłyszałam jak drzwi się otwierają. Byłam szczęśliwa, gdy zobaczyłam w nich Lukea. Chłopak podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim policzku. Był roztrzepany. Tak jakby się szarpał. Dlatego tak długo nie wychodził.

 -Zostaw ją!

Usłyszeliśmy głos. W naszą stronę szedł Harry. Ten Harry, którego ponad miesiąc temu chciałam mieć cały czas przy sobie. Teraz nawet nie wiedziałam co o nim myśleć.
Brunet chwycił Lukea za kurtkę i odepchnął w bok. Nie mogłam na to pozwolić. Gdy Harry chciał znów go popchnąć, stanęłam między nimi.

-Co ty robisz?! -krzyknęłam.
-Ja? Co ty robisz i to z nim?!
-Już Ci powiedziałam, że nie ma Cię to obchodzić!
-Upiłeś ją? -tym razem zwrócił się do Lukea.
-Mam dwadzieścia lat i sama decyduje z kim się spotykam i czy piję! Czemu nie możesz dać mi spokoju? Całkiem inaczej byłby gdybyś po prostu podszedł i zaczął rozmawiać!
-Nadal Cię kocham?! Martwię się o ciebie! To był szok, gdy Cię tu zobaczyłem.
-A pomyślałeś może o tym, że ja Cię już nie kocham? Jestem jakaś inna? Nie mogę chodzić na imprezy?
-Chcę z tobą porozmawiać. Tak normalnie. Bez kłótni.
-Ale ja nie chcę! Jedyne co chcę to to, żebyś dał mi ten cholerny spokój!

Po tych słowach już nic nie powiedział. Patrzyłam chwilę w jego oczy. Te piękne zielone oczy. Mimo iż było dosyć ciemno to widziałam ich blask. Te w których się zakochałam...
Otrząsnęłam się, łapiąc dłoń Lukea. Blondyn przeniósł swój wkurzony wzrok z Harryego na mnie. Wiedział o co mi chodzi. Nie zwracałam już uwagi na bruneta. Po prostu ruszyłam w stronę naszego hotelu. Na dzisiaj miałam już dość niespodzianek.
Gdy byliśmy dwie przecznice dalej nerwy mi puściły. Oparłam się o budynek i po prostu zaczęłam płakać. Te wszystkie wspomnienia, które blokowałam... Wydostały się. Mąciły mi w głowie. Jego oczy. Jego usta. On cały. Wspomnienia, gdy był wesoły i to z teraz, gdy był wkurzony. Właśnie w tej chwili przydała by mi się żyletka. Moja przyjaciółka, która pozbyła by się tych wszystkich emocji we mnie...

-Rose, spokojnie.

Podniosłam wzrok. Luke stał przede mną. Dopiero teraz poczułam, że gładzi moje plecy. Chciałam wymusić chociaż najmniejszy uśmiech, ale nic z tego. Odepchnęłam się od ściany, wpadając prosto w jego ramiona.

-Wracajmy do hotelu. Jak na dziś za dużo wrażeń.
-Przepraszam.
-Za co? To on jest debilem.

Gdy byliśmy już w pokoju, pierwszą moją rzeczą było pójście do łazienki. Chwyciłam z torby, kosmetyczkę, ciuchy do spania i zamknęłam za sobą drzwi. Bez sił opadłam na podłogę. Gdybym tylko mogła, chciałabym cofnąć czas. Do momentu, gdy weszliśmy do kluby. Zrobiłabym tak, żeby się z nim nie spotkać. Wszystko byłoby normalnie. Bez sprzeczek. Słowa, które powiedział... Że nadal mnie kocha i się martwi... Chyba najbardziej do mnie dotarły. Poczułam ten ból w sercu. Tak jak tamtego dnia, gdy wychodziłam od niego z domu. Czułam się tak cholernie źle. Czyli, że to moja wina. Sama sobie robię krzywdę, odchodząc od niego...

-Wszystko jest ok?

Pierwsze pytanie od Lukea, gdy wróciłam do pokoju. Nie odpowiedziałam od raz. Odłożyłam kosmetyczkę i położyłam się na łóżku, centralnie obok niego.

-Jestem wkurzona. -zakryłam twarz dłońmi.
-Nie dziwię się. Jeżeli chcesz... Mogę zostać.
-Co?! -spojrzałam zdezorientowana.
-No zostać w Anglii. Żebyś w razie czego miała się komu wypłakać.
-Nie możesz. Musisz tam jechać. To twoja szansa.
-Może będę miał ich więcej?
-A jak nie? Nie pozwolę Ci tak ryzykować. Jutro normalnie wsiądziesz do samolotu i odlecisz. Wszystko będzie okey.
-A co z tobą?
-Poszukam sobie jakąś pracę. Dam radę. -uśmiechnęłam się lekko.
-Harry? Przecież ten Niall, czy jak on tam ma, jest z Alex. Nie unikniesz niespotykania się z nim.
-Wiem. Ale później chyba wszystko wróci do normy. Jakoś się dogadamy. Mam nadzieję...

~~~~~~~~

-Rose... Rose, obudź się.
-Co się dzieje?
-Jest już dziewiąta, a samolot mam o jedenastej.
-Zaraz wstaje.

Mruknęłam, przekręcając się na drugi bok. Tak bardzo nie chciało mi się wstać. Czułam się jak wrak. Niestety musiałam...
Usiadłam na łóżku, cały czas mając zamknięte oczy. Potarłam obolały kark, wciągając głęboko powietrze. Słyszałam jak Luke chodzi po pokoju. Zaśmiałam się, niechętnie otwierając oczy. 

-Jestem głodna.
-Śniadanie stoi na stoliku. 
-Dzięki. Co ty taki nerwowy? -chwyciłam kanapkę z talerza.
-Zastanawiam się, czy wszystko zabrałem.
-Wczoraj to sprawdzałeś i mówiłeś, że tak.
-Wiem, ale jakoś dziwnie się czuję.
-Daj spokój. Będzie dobrze.

I tak minęły prawie dwie godziny. Teraz stoimy na lotnisku, patrząc na rozkład odlotów. Znów zaczynam czuć pustkę w sercu. Kolejna osoba ode mnie odchodzi...
Gdy spojrzałam na chłopaka w głośnikach rozbrzmiał głos kobiety. Nadszedł czas, gdy Luke musiał odejść. Blondyn spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Jednak ja się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że będzie miał szansę spełniać swoje marzenia.

-Cieszysz się, że wyjeżdżam?
-Cieszę się, że masz szansę od życia.
-Będę tęsknił, ale wrócę. Będziesz pierwszą osobą, do której przyjadę.
-Mam taką nadzieję.
-Więc... Czas się pożegnać.
-Chyba tak.


Stanęliśmy na przeciwko siebie. Jego oczy były zaszklone. Uśmiechnęłam się na ten widok i mocno go przytuliłam. Tak bardzo będzie mi go brakowało. Te wszystkie dni, które spędziliśmy razem. Tyle śmiechu. Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu go nienawidziłam. Uważałam za skurwiela. A teraz? Jak najbliższa rodzina. Jedno zdarzenia zmieniło go tak, że został moim przyjacielem. Nierealne, a jednak...

-Nie zapomnij o mnie. -zaśmiałam się przez łzy.
-Nigdy. Będziemy gadali przez skype'a.
-No jasne. Napiszesz kiedy dolecisz?
-Gdy tylko wysiądę z samolotu.
-Więc... Do zobaczenia kiedyś tam.
-Do zobaczenia.

Blondyn uśmiechnął się lekko co odwzajemniłam. Chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, a wtedy zrobił ruch. Złapał delikatnie moje policzki i złączył nasze usta. Pocałunek nie był długi, ale namiętny. Jego gorące wargi były takie miękkie. Staliśmy chwilę złączeni czołami, niestety musiał iść. Uśmiechnęłam się smuto i ostatni raz pomachałam mu na pożegnanie. Po chwili zniknął za czarnymi drzwiami, a ja sama musiałam wracać do domu. Do domu, gdzie zapewne czeka mnie poważna rozmowa z Alex...




Za nami 43  i NIEostatni rozdział :)
Nie dałam rady skrócić tego wszystkiego, żeby było w jednym, więc będą tak jeszcze z 3-5 :D
Cieszycie się?
Liczę na opinię i BEZ KŁÓTNI proszę, ok?
Do następnego :* Myślę, że będzie może w niedzielę :)