sobota, 10 maja 2014

Rozdział 38#

Dziś mijają dokładnie trzy tygodnie od kiedy moi rodzice nie żyją. Jebane trzy tygodnie. Niektórzy może myślą "No trudno, stało się. Musisz żyć dalej."... Ok rozumiem, ale dla mnie oni byli wszystkim. Wspierali mnie w najtrudniejszych chwilach. Zawsze wiedzieli co będzie najlepsze. Ale niestety... Przez jeden cholerny dzień już ich nie mam. Stoję przed lustrem i zastanawiam się co by było, gdybym zatrzymała ich w domu kilka minut dłużej...

-Jedziemy?

Usłyszałam za plecami znajomy głos. Teraz mogła liczyć na niego. Mojego Harryego. Wymusiłam lekki uśmiech i ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie. Jechaliśmy do moich rodziców. Szkoda tylko, że na cmentarz.
Ubrałam czarną marynarkę i gotowe. Zaplotłam swoje palce z palcami Harryego, ale nie na długo. Siła, którą dawał mi przez swój dotyk, wygasła, gdy wsiadaliśmy do samochodu. Mimo to wiedziałam, że w każdej chwili mnie wesprze. Był obok. Za to dziękowałam Bogu...
Loczek zaparkował przy cmentarnej bramie. Chwyciłam z tylnych siedzeń dwa duże znicze, a Harry zajął się kwiatami, które były w bagażniku. Posłałam mu lekki uśmiech, ruszając w stronę niedawno postawionego pomnika. Byłam bardzo wdzięczna państwu Cand, że zajęli się tą sprawą. Wszystko załatwili. Pomnik był naprawdę śliczny. Czarny, ze złotymi napisami. Po bokach miejsca na kwiatki. Mała ławeczka. Uklęknęłam, zaczynając się modlić. Nigdy nie byłam, aż tak bardzo pobożna. Do kościoła chodziłam, gdy miałam ochotę, a to zdarzało się rzadko. Można powiedzieć, że do końca nie wierzę w Boga. Nikt tak naprawdę nie wytłumaczył mi skąd on się wziął. Oczywiście... Miałam religię w szkole, ale, gdy zapytałam się księdza jak naprawdę powstał świat i skąd wiadomo, że Bóg istnieje, odesłał mnie do czytania Biblii. Tyle było z tłumaczenia...
Wyprostowałam się, stawiając znicze na pomniku. Nie zajęło mi to nawet minuty, a oby dwa już się paliły. Odebrałam od Harryego kwiaty, wstawiając je do wazonów po bokach. To było na tyle co mogłam zrobić. Cofnęłam się. Na talii poczułam oplatającą mnie, rękę Loczka. W tym samym momencie przez chmury przebiło się słońce. Jego promienie delikatnie musnęły moją twarz i opadły na pomnik. Wtedy się uśmiechnęłam. To był tak jakby znak. Od nich. Od moich rodziców z nieba. Czuwali nade mną. Chyba wiedzieli, że Harry jest dla mnie najlepszą osobą jaką mogłam spotkać.

-Wszystko w porządku? -poczułam jego usta na czole.
-Tak. Po prostu mi ich brakuje.
-Wiem. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
-Mam taką nadzieję. Jedźmy już.

Ostatni raz spojrzałam na złote napisy. Joel i Tayler Mood. Moi rodzice...
Przez drogę powrotną, praktycznie w ogóle się nie odzywałam. Jedyna rzecz, którą robiłam to masowanie brzucha. Miałam straszne skurcze. To wszystko spowodowane miesiączką. Z jednej strony masakra bo miałam potop, a z drugiej się cieszyłam. To był znak, że nie jestem w ciąży. Ogólnie przez ostatnie dni, gdy wróciliśmy od Anne po głowie chodziła mi myśl jakby Harry zareagował, gdybym powiedziała, że zostanie tatą. Co by zrobił? Na szczęście nie muszę mu nic takiego mówić.

Uśmiechnęłam się do Loczka, gdy otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą do domu. Niestety, od razu spoważnieliśmy, słysząc z kuchni dosyć głośną rozmowę.

-Jeżeli Ci to przeszkadza to się wyprowadź!
-Przepraszam bardzo, ale to jest nasz dom! Ja mam prawo tutaj mieszkać! Nie ona!

Tak jak myślałam. Kolejna kłótnia o mnie. Zauważyłam jak na twarzy Harryego napinają się mięśnie. Chyba mu się to nie spodobało. Weszliśmy w głąb salonu. Na kanapie leżał Liam, a w kuchni Niall opierał się o blat. Jeden głos należał do niego. Drugi zapewne był Louisa, który już się ulotnił. Blondyn, widząc nas w salonie, lekko się uśmiechnął. Co on myślał, że tego nie słyszeliśmy? Spuściłam wzrok. Nie chciałam patrzeć teraz mu w oczy, wiedząc, że to wszystko było przeze mnie.

-Co się tutaj dzieje? -Harry był lekko wkurzony.
-Pokłóciłem się z Lou.
-Nie no, jakbym nie wiedział. O co?

Zauważyłam jak Blondyn ukradkiem na mnie patrzy. Nie chciał mówić tego na głos. Myślał, że sprawi mi przykrość? Wiedziała, że to wszystko moja wina...
Odwróciłam się, zostawiając ich samych. Liam nadal leżał. Usiadłam obok jego nóg, posyłając przyjacielski uśmiech. Chłopak go odwzajemnił. Tak jakby nic się nie stało. Jakby nie słyszał kłótni między Niallem, a Louisem. Odnosiłam uczucie, że tylko on mnie lubi. Mimo wszystko.
Akurat przełączał kanał w telewizorze, gdy usłyszałam słowa Hazzy "Pójdę z nim pogadać". No jakby to było. Trzeba pójść i mnie trochę po bronić. Taka jest rola chłopaka, nie? Jeżeli mieli mówić o mnie, to chciałam przy tym być. Odczekałam chwilę, następnie używając pretekstu, że zapomniałam z pokoju telefonu. Ruszyłam w jego kierunku, ale zatrzymałam się przy sypialni Louisa. Nie było słychać z niej, żadnych oznak rozmowy. Było słychać je skądś indziej. Jedyne drzwi, które były otwarte, prowadziły do siłowni. Stanęłam koło nich i bingo.

-Jezu Louis! Nie tylko ty chodzisz niewyspany!
-Wiem, ale ja tylko zwracam na to uwagę. Myślisz, że czemu Niall, Liam lub Zayn Ci tego nie powiedzą? Nie chcą zrobić Ci przykrości. Rose też.
-No to po co ty to robisz? Wiesz jaką ona ma teraz sytuację.
-Wiem, ale te jej krzyki doprowadzają mnie do szału! Chcę się do jasnej cholery wyspać we własnym domu, ale nie mogę! Czemu w ogóle tutaj mieszka? Ma swój dom.

Auć! Te słowa bolały. Niestety taka jest prawda. Mówiłam od początku Harryemu, że to nie jest najlepszy pomysł, żebym z nimi mieszkała, ale nie. On oczywiście musiał mieć rację. Teraz przeze mnie się kłócili. Brawo Rose!

-To nie jej wina! Ty jakbyś się czuł? Przecież nad tym się nie da zapanować.
-Nad wszystkim się da.
-Wiesz co? Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, ale widzę, że jesteś po prostu kretynem.
-Mówisz tak bo chcesz ją bronić. Przecież sam chodzisz niewyspany.
-Próbuję jej pomóc. Kocham ją i staram się za wszelką cenę, ale kurde ty mi tego nie ułatwiasz!
-A w sprawie ułatwiania... Powiedziałeś już jej o wyjeździe, czy ja mam to zrobić?
-Nie, nie powiedziałem. Nie chciałem jej dowalać jeszcze bardziej.
-Myślałeś, że jak poczekasz z tym kilka tygodni to będzie lepiej? Harry... wyjeżdżamy za tydzień. I to na trzy miesiące, a ty jej jeszcze nie powiedziałeś.
-Wiem! Nie musisz mi tego mówić.

Reszty już nie słyszałam. W głowie huczały mi słowa Lou... Jak to wyjeżdżają? Za tydzień? Na trzy miesiące? Co? To wszystko było niemożliwe. Wycofałam się po cichu, chowając w pokoju. Z wrażenia, aż opadłam na łóżko. Rozumiem, że Harry się o mnie troszczy, ale żeby nie powiedzieć mi takiej rzeczy? Co on myślał? Że tak po prostu zrozumiem i w ogóle nie będę tęsknić? Pogodzę się z tym, że widzę go jeszcze przez tylko kilka dni? Mylił się trochę...
Do tego wszystkiego jest jeszcze Louis. Louis, Niall, Zayn, Liam, Harry... Wszyscy cierpią z mojego powodu, ale nie powiedzą mi tego w twarz. Wolą po kryjomu, żalić się Stylesowi. Po prostu idealnie!
Siedziałam wpatrzona w podłogę dobre kilka minut. Po głębokich przemyśleniach wiedziałam co powinnam zrobić. Tak musiało być. Wyciągnęłam z szafy wszystkie cichu i włożyłam je do dużej, czarnej torby. Następnie kosmetyki i jeszcze kilka rzeczy. Wszystko było tak jak w dniu kiedy się tu wprowadziłam. Jedynie rzeczy Harryego. Właśnie tak miało być. Zero mnie. Ja nie jestem jedną z nich.
Zapięłam ostatni zamek i wyszłam z pokoju. Wiedziałam co mnie czeka, ale to moja decyzja. Nie mogą mnie zatrzymać.
Gdy pojawiłam się w salonie, Harry, Louis, Niall i Liam stali w kuchni oparci o blat. Ich twarze z poważnych, przeszły w zdziwione. Wciągnęłam głęboko powietrze, czując jak łzy zaczynają powoli zbierać się w moich oczach.

-Rose? Co ty robisz? -Styles zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Wyprowadzam się.
-Co?
-To co słyszałeś. Tylko zawadzam w waszym życiu.
-Przestań. Już wszystko sobie z Louisem wyjaśniliśmy.
-Tak? A ze mną? Powinnam chyba wiedzieć o tym, że wszyscy na mnie narzekają. Powinnam wiedzieć o tym, że wyjeżdżasz.

Tym chyba go zaskoczyłam. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale potem je zamknął, wciągając powietrze. Czułam jak moje serce przyspiesza, a oczy zaczynają piec.

-Tak. Podsłuchałam waszą rozmowę. Chyba lepiej jak dowiedziałam się dziś niż dwa dni przed wyjazdem, co nie?
-Rose... Chciałem Ci powiedzieć, gdy byliśmy w Holmes Chapel, ale...
-Ale? No co? Co Ci przeszkadzało?
-Wtedy pod drzewem... Powiedziałaś mi, że nie wyobrażasz sobie życia beze mnie. Nie miałem odwagi...
-Cóż... Teraz będę sobie musiała wyobrazić to życie. -ruszyłam w stronę drzwi.
-Co? Jak to?
-Tak będzie najlepiej.
-Najlepiej?
-Louis chyba tego chciał. Poza tym... Okłamałeś mnie. Ukrywałeś prawdę od dawna. Nie powiedziałeś mi.
-Rose, ale to nie jest powód, żeby odchodzić!
-Już postanowiłam. Tak będzie najlepiej dla wszystkich. Miło było was poznać, ale to już koniec.

Chłopacy natychmiast ruszyli w moją stronę. Chcieli zatrzymać mnie siłą? Powodzenia. Każdy z nich miał wypisane inne uczucie na twarzy. Lou chyba nawet trochę żałował. Ja już podjęłam decyzję.

-Kocham Cię! To się już nie liczy? Robiłem to dla twojego dobra!
-Wiem. Ale ja niszczę twoje życie od samego początku. Nie chcę tego. Tak jak mówiłam... To jest najlepsze wyjście.
-Ale Rose. Nie pozwolę Ci.
-Jeżeli mnie kochasz to pozwól mnie odejść. Wszystko będzie dobrze. Sam mi to powiedziałeś.
-Rose!

Tym razem to był Niall. Niestety mnie już nie było w domu. Po prostu wyszłam. Nie chciałam prowadzić dalszej debaty. Tak dla wszystkich będzie najlepiej. Nawet Harry dostosował się do tego. Nie wyszedł za mną. Kocha mnie. Ja jego też...
Przez całą drogę do domu nie płakałam. Dopiero, gdy przekroczyłam próg, pozwoliłam by emocje wzięły nade mną górę. Czułam cholerny ból w sercu. Jak nigdy przedtem. Straciłam ostatnią osobę, która znaczyła coś dla mnie, a ja jeszcze więcej dla niej. Rzuciłam się na kanapę. Jedyna rzecz jaką mogłam teraz zrobić oprócz płakania...


I tak minęło mi kilka godzin. Leżałam zawalona setkami chusteczek. Wszystko z mojej winy. Tak w ogóle po co to zrobiłam? Mogłam, przecież zostać z Harrym. Rozumiem, że ma trasę, ale... No właśnie. Zawsze jest "ale". Nie chcę mu niszczyć życia.
Oczywiście przez ten czas, gdy od nich wyszłam, dzwonił tak z dwadzieścia razy. Po prostu wyciszyłam telefon i położyłam jak najdalej ode mnie...

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Obstawiałam, że przyjdzie o wiele szybciej. Nie miałam zamiaru wpuszczać Harryego, ani nikogo innego z zespołu. Jednak.. podeszłam do drzwi. Przez małe okienko z boku zobaczyłam, że to nie Harry. Po drugiej stronie stał Mike. Otworzyłam drzwi i od razu wróciłam na kanapę. Chłopak wiedział co ma zrobić. Gdy tylko wszedł do środka, potknął się o walizkę. Nawet jej nie zaniosłam. Tak jak weszłam, tak rzuciłam ją na podłogę.

-Ej? Co się dzieje? Czemu nie odbierasz telefonu?
-Dzwoniłeś? -podciągnęłam nosem.
-Tak. Z jakieś pięć razy. Byłem u Harryego, ale Liam powiedział, że jesteś tutaj.

Chłopak, usiadł obok, zgarniając chusteczki na podłogę. Był zdziwiony i to bardzo. Na jego miejscu też bym na pewno była.

-Co się stało? Czemu płakałaś?
-Rozstałam się z Harrym.
-Że co?
-To. Nie jesteśmy już razem.
-Czemu?
-Bo wyjeżdża! Louis cały czas się czepia o to, że z nimi mieszkam. Nie chcę takiego życia dla siebie, ani dla nich.
-Wyjeżdża?
-W trasę. Proszę Mike. Po co do mnie dzwoniłeś?
-Moi rodzice chcieli z tobą porozmawiać.
-Ok. Daj mi z dwadzieścia minut. Pozbieram się i mogę się z nimi spotkać.
-Na pewno? Nie musisz. Mogę im powiedzieć, że się źle czujesz.
-Nic mi nie jest. Daj mi chwilę.

Po tych słowach ruszyłam prosto do łazienki. Wyglądałam koszmarnie. Tusz rozmazany na policzkach. Oczy czerwone. Jak nie ja. Szybko pozbierałam się do tak zwanej kupy i mogłam iść na spotkanie. Wróciłam do salonu, gdzie Mike siedział z moim telefonem. Miałem tylko nadzieję, że go nie odebrał...

-Po co Ci mój telefon?
-Harry dzwonił.
-Odebrałeś?
-Nie. Masz od niego nieodebrane siedemnaście połączeń.
-Możemy już iść? -zabrałam mu telefon.
-I tak się nie wymigasz. Później z tobą pogadam.

Posłałam mu tylko znacząc spojrzenie, żeby dał spokój i ruszyłam do drzwi. Naprawdę nie chciałam o tym gadać, ale on mi nie daruje. Potem będzie jeszcze Alex. I tak w kółko.
Przez następne dwadzieścia minut, gdy szliśmy Liam dzwonił do mnie siedem razy. Czasami po prosu czekałam, aż przestanie, albo rozłączałam. Chyba nie rozumieli tego, że nie chcę z nimi gadać...
Nareszcie byliśmy na miejscu. Mike otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Z salonu było słychać dźwięk muzyki. Jego siostry zapewne oglądały telewizję. Po chwili w korytarzu pojawiła się mam chłopaka. Uśmiechnęła się, przytulając mnie lekko.

-Mike nie mógł się do ciebie dodzwonić.
-Tak, wiem. Zostawiłam telefon w pokoju.
-No nic. Chcieliśmy z tobą porozmawiać o sprawach finansowych.
-To znaczy? Jeżeli mam za coś zapłacić to od razu mówię, że nie mam pieniędzy.
-Nie, nie. spokojnie. Chodźcie.

Spojrzałam zdezorientowana na Mika. Ten tylko posłał mi lekki uśmiech i objął w tali. Nie miałam nic przeciwko. Potrzebowałam czyjegoś wsparcia, a jego bardzo mi odpowiadało.
Idąc za kobietą znaleźliśmy się w pokoju pełnym półek z segregatorami i wielkim biurkiem. Obstawiam, że było to biuro. Moi rodzice mieli takie samo. Po drugiej stronie, na krześle siedział pan Cand. Na nasz widok uśmiechnął się i wstał.

-Rose. Miło Cię widzieć.
-Dziękuję. Pana też. Chcieli państwo ze mną rozmawiać.
-Tak. Usiądź. -wskazał na krzesło.
-Z góry chcę jeszcze raz podziękować za to co państwo dla mnie robią.
-Nie ma za co. Twoi rodzice byli naszymi przyjaciółmi i to normalne, że zajęliśmy się tobą po ich śmierci.
-Dobrze. Więc.. Co to za sprawa?
-Hmmm. Jakby Ci to powiedzieć w łatwy sposób... Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.
-Jaką?
-Na pewno Mike zdążył Ci powiedzieć o koncie, które mięli twoi rodzice?
-Coś wspomniał, ale nie wiem o co z tym chodzi.
-No więc... W papierach Taylera, znaleźliśmy tak jakby testament. Była tam zapisana jedna rzecz. Dla ciebie.
-Co to takiego?
-Kod dostępu do konta bankowego.Do twojego konta.
-Mojego? Jak to?
-Rodzice założyli konto na twoje imię. Regularnie wpłacali tam pieniądze, aż trochę się nazbierało. Myślę, że robili to na czarną godzinę. Teraz to wszystko jest twoje. Odziedziczyłaś to. Tak samo jak dom.
-Ile dokładnie jest na tym koncie?

Pan Cand wciągnął głęboko powietrze i przesunął w moją stronę jakąś kartkę. Trochę się zdenerwowałam. Czemu rodzice nic mi o tym nie powiedzieli? O co z tym wszystkim chodziło?
Wzięłam kartkę i zaczęłam czytać. Było to jakieś pismo z banku. Na początku jak to zawsze formalności, a potem kwota jaka znajduje się na koncie. Po przeczytaniu myślałam, że to nie dzieje się naprawdę. Ktoś robi mi jaja...

-Prawie sto tysięcy?
-Dokładnie.
-Ale skąd?
-Mówiłem, że twoi rodzice oszczędzali.
-Aż tyle?
-Tak. To wszystko jest teraz twoje.
-A... Koszty pogrzebu i w ogóle?
-Za to wszystko zapłaciła firma. Nie bój się.
-Bardziej nie mogę uwierzyć. Czemu nic o tym nie wiedziałam?
-Tego to już nie wiem. Może chcieli zrobić Ci niespodziankę.
-Może...

Siedziałam wpatrzona w kartkę. Po prostu nie wierzyłam. Kiedy mieli zamiar mi powiedzieć? I czy w ogóle mieli zamiar?
Pani Cand wytłumaczyła mi dokładnie wszystko co robili i uspokoiła, że nie mam czym się martwić. Za to byłam wdzięczna. Dowiedziałam się także, że niedługo odbędzie się sprawa wobec faceta, który jechał torem. Mają wydać mu wyrok. Kolejny raz będę musiała jechać na policję i do sądu. Po prostu idealni. Myślałam, że po sprawie z gwałtem nigdy nie będę musiała już tam jeździć, a tu proszę...

Siedziałam w pokoju Mike, patrząc na zdjęcia powieszone na ścianie. Miał ich chyba ze sto, albo i więcej. Same wspomnienia. Dopiero, gdy chłopak wszedł do pokoju, zdałam sobie sprawę, że się uśmiecham. Do ściany...
Podał mi szklankę z gorącym kakao i usiadł obok na łóżku. Wyczuwałam, że teraz się zacznie przesłuchanie...

-Rose...
-Mike, proszę Cię. Nie pytaj się mnie o to co się dziś działo. Nie mam ochoty.
-Nie. Chciałem zapytać, czy chcesz zostać na noc. Wiem, że inaczej będziesz sama.
-Dzięki. Jesteś najlepszy. Kocham Cię.

Oparłam się o jego ramię, wpatrując w nasze stopy. Nie odpowiedział mi. Zawsze mówił, że też mnie kocha, a dziś nic.

~~~~~~~

Było po dziewiątej wieczorem , a ja już siedziałam wykąpana, w spodniach dresowych Mike i mojej bokserce. Chłopak proponował oglądanie jakiegoś filmu, ale nie miałam ochoty. Chciałam jak najszybciej pójść spać, a jutro obudzić się z tego koszmaru.
Chłopak zgasił światło i położył się obok. Czułam bijące od niego ciepło i zapach cytrynowego żelu pod prysznic. Harry używa arbuzowego. Nie wiem czemu, ale to była moja pierwsza myśl. Tęskniłam za nim i nawet nie mam zamiaru się sprzeczać.

-Jak się czujesz? -usłyszałam zachrypnięty głos przyjaciela.
-Chujowo.
-Co na to wszystko Harry?
-Nie miał za dużo do powiedzenia. To była moja decyzja.
-Jest twoim chłopakiem.
-Był moim chłopakiem.
-Rose, przecież go kochasz.
-Wiem, ale to wszystko mnie przytłacza. Wolę być sama i trochę pocierpieć, niż być z kimś, a na tym ucierpi więcej osób.

I znów nastała cisza. Słyszałam tylko głębokie oddechy Mikea. W duchu dziękowałam, że go mam. Od razu wiedział, że będę potrzebowała wsparcia.
Odwróciłam się na lewy bok, wtulając w jego klatę. Już dawno nie spałam z nim w jednym łóżku. Nie przytulałam się do niego, tylko Harryego. Można było tu wyczuć. Był trochę bardziej umięśniony. Tylko troszeczkę, ale dałam radę to wyczuć. Coś jeszcze było inne... Był spięty. Czemu?

-Rose... Chyba nie powinniśmy się przytulać.
-Co? Czemu? -spojrzałam w górę, lekko się odsuwając.
-Ja... Yhm... Mam dziewczynę.

Te słowa mnie rozwaliły. Jak to? On? Mike? Czemu nic nie wiedziałam? Odsunęłam się jeszcze bardziej, unosząc na łokciu.

-Dziewczynę?
-Tak.
-Czemu nic o tym nie wiem?
-Nie sądziłem, że będziesz chciała wiedzieć. Byłaś zajęta swoim życiem.
-Jestem twoją przyjaciółką. Wolałeś mnie okłamywać?

Po prosu pięknie. Nawet mój najlepszy przyjaciel mnie okłamywał! Co to za życie? Co to w ogóle za dzień? Jednak to jest prawda. Jak coś się jebie, to jebie się już potem wszystko.
Szybko usiadłam, zapalając lampkę. Wciągnęłam na stopy skarpety i założyłam bluzę. W tamtej chwili miałam wielką ochotę wyjść i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie...

-Co ty robisz?
-Wychodzę.
-Czemu? I dokąd?
-Nie wiem. Daleko. Żeby twoja dziewczyna nie była zazdrosna i żebym nie miała kłopotów jak się o tym dowie.
-Co ty w ogóle gadasz?
-Nie powiedziałeś mi o niej wcześniej. Czemu? Myślałeś, że się tym nie zainteresuje? Myślałeś, że nie obchodzi mnie twoje szczęście? Ja myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Nawet teraz Cię nie mogę przytulić bo masz dziewczynę? Ok fajnie, szczęścia. Jakoś ja zachowywałam się normalnie, gdy byłam z Harrym.
-Normalnie? Byłaś z nim, chociaż wiedziałaś, że Cię kocham.
-Nie wiedziałam! Myślałam, że to jest tylko przyjaźń.
-Całowałaś mnie.
-Gdy byłam z Harrym. Wiedziałam, że tego chcesz. Więcej.. też tego chciałam. A teraz bo ty masz dziewczynę to nawet nie mogę Cię przytulić? Dzięki. Jesteś najlepszym przyjacielem.


Po tych słowach po prostu odwróciłam się i wyszłam. Chwyciłam telefon z szafki, założyłam buty i po chwili byłam na zewnątrz. Było o wiele zimniej niż w dzień. Zapięłam szczelnie bluzę i ukryłam dłonie w kieszeniach. Moim kierunkiem był dom. Tam mogła być sama. Z tym wszystkim co mnie dziś spotkało. Jak na moje było tego o wiele za dużo, ale co tam. Bóg mnie i tak nie kocha, więc dowala mi jak tylko może.
Po dziesięciu minutach byłam już w parku. Wybrałam drogę, która była najbardziej oświetlona. Nie chciałam ryzykować. A nawet jeśli... Kolejna beznadziejna rzecz do mojej dzisiejszej kolekcji. Po prosu nigdy nie myślałam, że do tego dojdzie. Mój przyjaciel. Znany od wielu lat. Tak po prosu, wolał mi nie mówić tego, że ma dziewczynę. A co tam... Po co mam to wiedzieć.
Byłam wkurzona.  Chciałam się rozładować i z całej siły kopnęłam w śmietnik.

-Uważaj.

Automatycznie moje mięśnie się naprężyły. Znałam ten głos. Odwróciłam się w drugą stronę i spojrzałam na ławkę. Siedziała na niej dosyć dobrze znana mi osoba. Tylko, że... Była sama. To aż mnie zdziwiło.

-Luke?





Ta dam :D Jest rozdział 38 :) I jak? Chyba wyszedł trochę dłuższy nie?
Tak ogólnie jest godzina 02;23 :) 
Poświęciłam się dla was i dodaje go w nocy bo inaczej nie mam neta ;c
Nie wiem kiedy następny ;/ Jeżeli w tygodniu będę miała czas wolny to spróbuję dodać :D
Liczę na miłe komentarze :*

18 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać next'a *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg jaki rozdział ♥♡♥♡♥♡♥♡ Każdy lepszy od ostatniego. Nwm co będzie dalej, podoba mi sie zwrot akcji - Wiki

    OdpowiedzUsuń
  3. jezuuuuuuuuuuuuuu piękne --- angelika

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, Nie protestuję !!
    Oni nie mogą się roztać ! :c Przecież Harry nie odpści prawda? Jeszcze przyjaciel... Eh :c
    Jak to czytam to czuje się jak ta dziewczyna jak płacze to ja tez :c
    I teraz mi smutno :( Pisz szybko nexta <3

    zapraszam do mnie nowy rozdział http://alwaytogethe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. piękny rozdział! Harry musi do niej wrócić<33

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Cię po prostu <3
    Chcę Cię przeprosić, że ostatnio nie pisałam komentarzy, no ale wiesz nauka itd..
    Ale rozdział wspaniały, jak zwykle <3

    OdpowiedzUsuń
  7. *.* / Andzia

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie podoba mi sie.

    OdpowiedzUsuń
  9. No chyba Sb żartujesz?! Rozstać? Znowu? Nie, nie, nie dobijaj mnie! Mają być razem i koniec!
    Najlepsza jesteś :* :*

    OdpowiedzUsuń
  10. czekam na nn <3 Boskie *o* /Lily

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na nezt. Superr...
    Szkoda że nie jest w ciąży... ;(

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie jest w ciąży...uffff xD
    Szkoda, że zerwała z Harry'm. Szkoda, że ON ją okłamał. Potem jeszcze Mike. Dlaczego on nie powiedział jej o tej dziewczynie? O.o
    Teraz Luke...jestem ciekawa co będzie w nn. Nawet bardzo ciekawa xD

    OdpowiedzUsuń
  13. Super rozdział. Ale prosze Harry i Rose nie mogą sie rozstać........przeżyje wszystko tylko nie ich rozstanie. Z jednej strony żałuje że Rose nie jest jednak w ciąży ale na razie chce tylko dwóch rzeczy
    1 żeby Harry i Rose znowu byli szczęśliwi
    2 aby Rose pogodziła sie z chłopakami a w szczególności z Louisem.
    I na koniec nie moge doczekać sie kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i życze ci weny
    Klaudia :**

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja mama Zmarła 7 lat temu mój tata wczoraj..za 6 dni mam 18 lat dostałam piękny prezent.. Wiem że może to głupie że tu pisze ale wydaje mi się że Będzie mi lepiej gdy o tym napisze..

    OdpowiedzUsuń